Titanic

7,7
Grupa „poszukiwaczy skarbów” pod wodzą Brocka Lovetta przeszukuje wrak „Titanica” spoczywający na dnie Atlantyku u wybrzeży Kanady. Brock obsesyjnie szuka bezcennego diamentu zwanego „Sercem oceanu”. W kasie pancernej podniesionej z dna morza nie ma diamentu, jest rysunek przedstawiający młodą dziewczynę z „Sercem oceanu” na szyi. Program o odkryciu ogląda sędziwa Rose Calvert, która w dziewczynie ukazanej na rysunku rozpoznaje siebie i kontaktuje się telefonicznie z Brockiem. Tak rozpoczyna się opowieść o wielkiej miłości i nieuchronnej katastrofie.

Budowa i zatopienie repliki Titanica

Budowa repliki statku, przedsięwzięcie na wielką skalę, było tym trudniejsze, że James Cameron zdecydował, iż nakręci te sekwencje tak, jakby rzeczywiście był z kamerą na pokładzie "Titanica" w czasie katastrofy. Reżyser mówi: Na sześć tygodni przed rozpoczęciem zdjęć odbyliśmy szereg sesji poświęconych stronie wizualnej. Zbudowaliśmy model statku i filmowaliśmy go kamerą video. Poznawaliśmy w ten sposób topografię "Titanica", a dzięki temu mogliśmy komponować ujęcia, na których prezentował się najpiękniej i najbardziej okazale.

W miarę jak postępowały prace przygotowawcze, jasne stawało się, ile i jakie dekoracje trzeba zbudować, by nakręcić wszystkie wymagane scenariuszem sceny. James Cameron mówi: Nie można zbudować jednej tylko dekoracji, trzeba zbudować wiele różnych dekoracji pamiętając, że będą filmowane z różnych punktów widzenia.

Sekwencję katastrofy nakręcono w dwóch ogromnych basenach z zachowaniem rygorystycznych reguł bezpieczeństwa. Elegancki salon jadalny pierwszej klasy i ogromne trzykondygnacyjne schody zbudowano na platformie hydraulicznej zamocowanej na głębokim na 9 metrów dnie mniejszego basenu w hali zdjęciowej numer 2. Można go było zalać 200.000 hektolitrów filtrowanej wody morskiej czerpanej z oceanu odległego zaledwie o kilkanaście metrów.

Budowę dekoracji nadzorował scenograf Peter Lamont, trzykrotnie nominowany do Oscara za filmy Obcy - decydujące starcie, Szpieg, który mnie kochał oraz Skrzypek na dachu. Udało mu się dotrzeć do kopii oryginalnych planów "Titanica" i osobistego notatnika Thomasa Andrewsa, które udostępniła odpowiedzialna za budowę statku firma Harland & Wolff. Materiały te ujrzały światło dzienne po raz pierwszy od czasu słynnej katastrofy.

W toku gromadzenia dokumentacji Lamont odkrył, że firma, która wyprodukowała dywany do salonu jadalnego i pokoju recepcyjnego, nadal przyjmuje zamówienia. Firma ta, BMK Stoddard z Anglii, przechowuje nawet dokumentację odcieni użytych wtedy materiałów i mogła wykonać je na zamówienie ekipy, dzięki czemu udało się zachować jeszcze dalej posunięty realizm.

Peter Lamont przyznaje, że najwięcej wysiłku pochłonęło koordynowanie projektów przygotowywanych w kilku miejscach na świecie: Przez niemal rok budowano dla nas dekoracje i meble w Meksyku, Los Angeles i Londynie, które miano przetransportować do powstającego dopiero studia. Wszystkie elementy wyposażenia - w tym leżaki pokładowe, lampki stołowe, okna, bagaże, kamizelki ratunkowe, przybory marynarskie, w sumie tysiące drobiazgów - zrekonstruowano z dbałością o najdrobniejsze szczegóły: jednym z celów mojej pracy było przecież oddanie skali "Titanica". Budowa przeszło dwustumetrowej repliki była zadaniem równie skomplikowanym, co budowa samego statku, zajęła nam jednak tylko jedną dziesiątą czasu, której wymagała budowa "Titanica" - mówi.

Peter Lamont wskazuje na fakt, że z uwagi na to, iż "Titanic" odbył zaledwie jeden jedyny rejs, jego wnętrza ledwie zdołano ukończyć, a ich dokumentacja fotograficzna prawie nie istniała. Dzięki pomocy Dona Lyncha i Kena Marschalla ekipie scenograficznej udało się oddać na ekranie bogactwo i luksus salonu jadalnego pierwszej klasy, pokoju recepcyjnego, palarnii pierwszej klasy, promenady, gimnasium i kabin pasażerskich, w tym tej zajmowanej przez Cala i Rose, a utrzymanej w stylu empirowym. Posługiwano się przy tym fotografiami wnętrz bliźniaczego statku "Titanica", nazwanego "Olimpic" oraz nielicznych fotografii samego "Titanica".

Wiele uwagi poświęcono także mniej luksusowym wnętrzom, w tym zbiorowym kajutom trzeciej klasy, pokojowi telegraficznemu, maszynowni oraz ładowniom, które przewoziły dobytek bogaczy, w tym najnowsze modele samochodów marki Renault. Replika zbudowana na potrzeby filmu była zaledwie 10% mniejsza od rzeczywistego statku.

James Cameron mówi: Minęło wiele czasu, zanim uświadomiliśmy sobie, jak wielki był "Titanic". Miał prawie 270 metrów długości, ważył blisko 60.000 ton. To był statek-monstrum.

Aby stworzyć złudzenie, że filmowy "Titanic" rzeczywiście płynie po morzu, basen i zakotwiczoną w nim replikę usytuowano wzdłuż linii brzegowej z niczym nie zmąconym widokiem oceanu w tle, co umożliwiało uchwycenie kamerą naturalnego horyzontu. Światła umieszczono na specjalnym wysięgniku, górującym nad wysokim na 14 metrów pokładem.

Aby w pełni oddać potęgę statku, twórcy filmu umieścili kamerę na specjalnie zbudowanym dźwigu. James Cameron mówi: Skonstruowaliśmy dźwig o zasięgu niemal 60 metrów, a jego tory umieściliśmy w basenie wzdłuż całego kadłuba statku. Dzięki temu mogliśmy panoramować ponad kominami i objąć statek od dzioba do rufy w ciągu zaledwie pięciu minut. Mogliśmy ponadto umieścić kamerę w dowolnym punkcie na całej długości statku.

Sam Cameron i autor zdjęć Russell Carpenter zawieszeni byli wraz z żyroskopowo stabilizowaną kamerą w koszu dżwigu. Dzięki temu mogli nadać ujęciom bardziej dynamiczny charakter. James Cameron mówi: Kamera była na tyle stabilna, że mogliśmy nakręcić ujęcia, które następnie uzupełniono o efekty specjalne, tak że powstały piękne, majestatyczne obrazy.

Nie bez znaczenia pozostał oczywiście fakt, że zdjęcia kręcono na replice statku zbudowanej w niemal pełnej skali. Producent Jon Landau mówi: Mogliśmy darować sobie prawie tysiąc efektów specjalnych tylko dlatego, że mieliśmy do dyspozycji pełnowymiarową replikę.

W czasie trzytygodniowej przerwy świątecznej na Boże Narodzenie zmieniono położenie statku o kilka stopni, tak aby symulować kolejne stadium zatapiania. W finale "Titanic" rozpada się na dwie części, z których dziobowa opada na głębokość 12 metrów, a wszystko to dzięki zastosowaniu niezwykle skomplikowanych technik hydraulicznych. Tragedia polegała na tym, że szalupy ratunkowe mogły pomieścić jedynie połowę pasażerów. Jakby tego było mało, załoga nie zdołała w pełni wykorzystać ich pojemności: jedynie jedna trzecia pasażerów znalazła w nich miejsce. W filmie wydarzenia te odtworzono z niezwykłym realizmem. Wyciągi, które opuszczają szalupy na wodę zostały wykonane przez tę samą firmę, która skonstruowała je dla prawdziwego "Titanica". James Cameron mówi: The Wellan Davit Company zbudowała je według zachowanych planów. Mieliśmy do dyspozycji mechanizmy identyczne z tymi, które opuszczały na wodę szalupy ratunkowe na "Titanicu".

Kiedy część dziobowa "Titanica" wypełniła się wodą, rufa znalazła się wysoko nad jej powierzchnią. Kiedy kadłub osiągnął masę krytyczną, statek rozpadł się na dwie części, wciąż połączone kilem. Część dziobowa zaczęła tonąć, pociągając za sobą rufę, która znalazła się pionowo w górze, po czym runęła do oceanu. Aby nakręcić te sceny twórcy filmu umieścili replikę statku na specjalnej ruchomej platformie, która przypominała gigantyczną huśtawkę ustawioną na krawędzi basenu.

Podczas całego okresu realizacji twórcy nieustannie uświadamiali sobie, że woda jest jednym z najpotężniejszych ziemskich żywiołów. James Cameron mówi: To jeden z najistotniejszych aspektów tragedii "Titanica". Wydawało im się, że są panami oceanu, wydawało im się, że wygrali z naturą. Ale z naturą nie sposób wygrać. Musimy dotrzymywać jej kroku, ale nie możemy próbować jej prześcignąć. Wydawało im się, że mogą wytyczyć sobie ścieżkę przez świat i bezkarnie przerzucać przez ocean wielkie, stalowe statki. Mylili się.

Fox Baja Studios

Jednym z najbardziej poruszających momentów "Titanica" jest "podróż w przeszłość", którą odbywamy, kiedy Rose zaczyna snuć swą opowieść. Na monitorach video oglądamy spoczywający na dnie oceanu wrak "Titanica", a w miarę jak Rose roztacza przed nami swoją wizję kwietniowego dnia z roku 1912, statek budzi się do życia i oglądamy go w pełnym blasku.

W czasie, gdy w Halifax kręcono ujęcia sekwencji współczesnej, w Rosarito Beach w stanie Baja California w Meksyku powstała jedna z najbardziej skomplikowanych i efektownych dekoracji w dziejach kina. Tam bowiem właśnie twórcy zdecydowali się nakręcić sceny, których akcja toczy się w roku 1912, a stanowiące zasadniczą część filmu. Dzięki wysiłkowi licznej ekipy artystów, projektantów, rzemieślników i inżynierów na planie filmu stanęła replika "Titanica" w pełnej niemal skali, o długości ponad 236 metrów, a także basen, zajmujący powierzchnię prawie 3 hektarów i wypełniony 680.000 hektolitrami wody, w którym ją zatopiono.

Producent Jon Landau potwierdza, że decyzję o realizacji w Rosarito podjęto po zakrojonych na szeroką skalę poszukiwaniach, w czasie których ekipa odwiedziła każdy niemal zakątek świata, od Stanów Zjednoczonych i Kanady, przez Anglię, Maltę i Australię, po... Polskę, gdzie przez pewien czas rozważała możliwość zrealizowania filmu na wybrzeżu w Gdyni: Żadne ze studiów na świecie nie mogłoby się zmierzyć z realizacją filmu na tak wielką skalę. Znacznie łatwiej było nam więc wybudować potrzebne zaplecze w jednym miejscu - mówi.

Dzięki idealnemu dopracowaniu wszystkich strategii budowę planu w Meksyku ukończono w rekordowo krótkim czasie. Budowa Fox Baja Studios rozpoczęła się 30 maja 1996 na plaży o powierzchni 16 hektarów. Studio składało się z basenu napełnianego 680.000 hektolitrów wody, basenu wewnętrznego zdolnego pomieścić 200.000 hektolitrów, hali zdjęciowej o powierzchni prawie 3.000 metrów kwadratowych oraz trzech dodatkowych hal. Studio pomieściło także biura producentów, magazyny rekwizytów i dekoracji, pracownię rzemieślników, garderobę oraz pomieszczenia dodatkowe. Zaledwie sto dni później rozpoczęły się zdjęcia...

Gromadzenie dokumentacji

Aby zbudować ten statek trzeba było 3 milionów nitów i mnóstwa ludzkiego potu.

Thomas Andrews, główny konstruktor, R. M. S. Titanic

Realizacja "Titanica" była przedsięwzięciem zakrojonym na ogromną skalę. Jego miarą niech będzie fakt, że już od wczesnego etapu prac ekipie towarzyszyli konsultanci w osobach Dona Lyncha i Kena Marschalla, autorów książki "Titanic: An Illustrated History" ("Titanic: Historia ilustrowana").

Don Lynch zaczął gromadzić dokumentację dotyczącą katastrofy jeszcze w czasach, kiedy był nastolatkiem. Potem wstąpił do Titanic Historical Society (Towarzystwa Historycznego "Titanica"), którego członkiem pozostaje od 25 lat. Jako historyk towarzystwa odbył wiele spotkań z pasażerami, którym udało się przetrwać katastrofę i rodzinami wielu innych.

Odkryłem, że nikt nigdy nie zadał sobie trudu, by odszukać pozostałych przy życiu uczestników podróży - mówi. - Uratowano wielu młodych ludzi, pomyślałem więc, że część z nich na pewno jeszcze żyje. Zacząłem ich szukać i słuchając ich historii poznawałem coraz to nowe szczegóły katastrofy.

Ken Marschall zasłynął serią realistycznych sziców "Titanica", które znalazły się na okładkach magazynów "Time" i "National Geographic" oraz w kilku bestsellerowych książkach dra Roberta Ballarda, w tym w "The Discovery of the Titanic" ("Odkrycie "Titanica""). Marschall i Lynch spotkali się w roku 1976, zaprzyjaźnili i wspólnie opublikowali książkę, która przyciągnęła uwagę Jamesa Camerona.

Don Lynch mówi: Jim Cameron przeczytał naszą książkę i był pod wielkim wrażeniem szkiców Kena, które zapragnął powołać do życia na ekranie. Na samym początku spotkaliśmy się we trójkę, by omówić projekt. Następnie skupiliśmy się na scenariuszu Jima i przeglądaliśmy go strona po stronie analizując go pod względem wierności historycznej. Jim chciał na przykład wiedzieć, czy bohaterowie mogli przechadzać się po korcie tenisowym, a w chwilę później znaleźć się na basenie. Czy mogli pokonać tę drogę w mgnieniu oka, czy też musieli wspinać się w górę przez trzy pokłady, wędrować przez całą długość statku, a następnie schodzić w dół na piąty pokład? Cameron chciał, by wszystko było prawdopodobne, nawet jeśli te drobne szczegóły miały być czytelne jedynie dla najbardziej zaprzysięgłych entuzjastów historii "Titanica".

Przez tyle lat studiów Marschall poznał najdrobniejsze szczegóły budowy statku. Mógł więc przekazać ekipie realizującej film zarówno fotografie, jak i próbki materiałów, obić i tkanin, które wykorzystano przy budowie bliźniaczego statku "Titanica" nazwanego "Olimpic".

Kenowi Marschallowi jako pierwszemu dane było zobaczyć na własne oczy efekt współpracy z ekipą: filmowego "Titanica", który powstał w Fox Baja Studio w Rosarito Beach. Jak mówi: Było to jak podróż w czasie. Nasz statek miał w zasadzie wymiary prawdziwego, a już sam dok linii White Star, zrekonstruowany tak, by wyglądał jak w kwietniu 1912, robił wielkie wrażenie. Wszystko odtworzono w najdrobniejszych szczegółach, od świateł na pomostach do galerii dla pasażerów. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem zrekonstruowany statek, odebrało mi mowę. Spędziłem niemal całe swoje życie, począwszy od połowy lat 60-tych, wyobrażając sobie, co by to było, gdybym mógł przechadzać się po pokładach "Titanica". I nagle stało się to możliwe. Po prostu zabrakło mi słów...

Don Lynch mówi: Nigdy nie widziałem Marschalla równie poruszonego. Nie znam nikogo, kto byłby równie przywiązany do szczegółów, co on. Samemu też nie przyszło mi do głowy, że dekoracje będą autentyczne aż do tego stopnia. Patrzyłem zafascynowany na wielkie schody, które po raz pierwszy oglądałem w kolorze, a nie na starych czarno-białych fotografiach, odtworzone w pełnej skali, z należnym im rozmachem przestrzennym. Kiedy oglądałem film, czułem się zaszczycony widząc, jak Jim wykorzystał wiele szczegółów z naszej książki lub doszedł do podobnych wniosków.

Twórcy "Titanica" przez ponad pięć lat gromadzili dokumentację dotyczącą budowy statku i samej katastrofy. Ponad dwa lata temu z kolei James Cameron odbył niezwykłą wyprawę do wraka statku, spoczywającego około 400 mil od wybrzeża nowofundlandzkiego w Kanadzie na głębokości 3.773 metrów...

Kilka faktów na temat R.M.S. "Titanic"

Skrót R.M.S. oznacza "Royal Mail Steamer".

"Titanic" był drugim z trzech liniowców o podobnych rozmiarach, których budowy podjęła się linia White Star, by wygrać wyścig o przejęcie kontroli nad transportem pasażerskim na Atlantyku.

"Titanic" mierzył 269 metrów, więcej niż którykolwiek z nowojorskich drapaczy chmur.

Sam tylko ster "Titanica" ważył 101 ton, więcej niż cały statek Krzysztofa Kolumba "Santa Maria".

Zapasy mięsa na "Titanicu" ocenia się na przeszło 45 ton.

Łodzie ratunkowe mogły pomieścić jedynie połowę pasażerów "Titanica".

W swój inauguracyjny rejs "Titanic" zabrał 2.223 osób.

Maksymalna prędkość "Titanica" wynosiła 23 węzły.

Bilet pierwszej klasy na "Titanica" kosztował w 1912 roku 3.100 $, co odpowiada dziś 124.000 $, podczas gdy bilet trzeciej klasy kosztował 32$, co jest dziś odpowiednikiem 1.300$.

Sam "Titanic" kosztował 7.5 miliona $ w roku 1912.

Wypływając z doków 10 kwietnia 1912 "Titanic" omal nie zderzył się ze statkiem "New York". Pasażerów ogarnęły poważne wątpliwości co do bezpieczeństwa i manewrowości nowego typu olbrzymich transatlantyków. Była to zapowiedź tragicznego końca podróży...

Wzorem dla dekoratorów kabin klasy pierwszej był Pałac Wersalski.

Inne przepływające w pobliżu statki wysyłały na "Titanica" wiadomości ostrzegające o możliwości kolizji z górami lodowymi.

"Titanic" miał 16 wodoszczelnych grodzi zmniejszających ryzyko zatonięcia. Kolizja z górą lodową uszkodziła 5 z nich, co wystarczyło, by posłać statek na dno.

Kobietom i dzieciom z pierwszej i drugiej klasy przyznano pierwszeństwo w zajmowaniu miejsc w łodziach ratunkowych.

W pierwszej łodzi ratunkowej, którą opuszczono na wodę, było 28 pasażerów, choć mogła ona pomieścić 65.

W czasie, gdy "Titanic" tonął, na pokładzie grała orkiestra, co miało uspokoić pasażerów oczekujących na ratunek.

Członkowie załogi blokowali wyjścia z pokładu klasy trzeciej, aby nie dopuścić zamkniętych tam mężczyzn do łodzi ratunkowych.

Tylko jedna z łodzi ratunkowych powróciła po zatonięciu "Titanica", by ratować ocalałych przy życiu, choć wszystkie mogły pomieścić więcej pasażerów.

"Titanic" przełamał się na pół, zanim zatonął na dobre w Atlantyku.

Nawet, gdy statek zaczynał już tonąć, wielu pasażerów nie wierzyło, że może on rzeczywiście pójść na dno.

Po tym, jak "Titanic" uderzył w górę lodową, ludzie wylegli na pokład, aby bawić się kawałkami lodu.

Początkowo większość pasażerów pierwszej klasy nie chciała wyjść na pokład i skarżyła się na niewygody akcji ewakuacyjnej.

W czasie katastrofy obok "Titanica" przepływał nigdy nie zidentyfikowany statek, który nie odpowiedział na sygnały ratunkowe i odpłynął w mrok nocy.

Statek "Carpathia", który odpowiedział na sygnały ratunkowe "Titanica", zjawił się na miejscu katastrofy w niespełna dwie godziny po tragedii.

Uratowano 60% - czyli 199 - pasażerów klasy pierwszej, a tylko 25% - czyli 174 - pasażerów klasy trzeciej. Uratowano zaledwie 32% wszystkich ludzi, którzy tamtej nocy znajdowali się na pokładzie "Titanica".

Kostiumy i etykieta

Realizm "Titanica" wykracza poza konstrukcję łodzi ratunkowych, dźwigów i innych elementów wyposażenia, twórcy położyli bowiem szczególny nacisk na kostiumy i etykietę. W magazynie o rozmiarach boiska piłkarskiego rozlokowali się światowej klasy projektanci kostiumów, garderobiane, styliści, fryzjerzy i charakteryzatorzy, którzy ubierali, czesali i malowali odtwórców głównych ról i około 1.000 statystów.

Na przełomie wieków nadal dominowały obyczaje epoki wiktoriańskiej, choć świat wchodził już powoli w okres edwardiański. Nowe pokolenie czuło się więc rozdarte pomiędzy obowiązujące wciąż kodeksy zachowań z przeszłości a styl dyktowany przez zachodzące zmiany.

Autorka kostiumów Deborah L. Scott mówi: Była to epoka wybitnie sformalizowana. Bogaci przebierali się cztery, a nawet pięć razy dziennie. Ich stroje były tak wymyślne, że potrzebowali pomocy osobistych pokojówek i lokai. Kreacje były niezwykle piękne i dopracowane. Nadal wprawdzie noszono gorsety, ale krzepka sylwetka epoki wiktoriańskiej należała już do przeszłości, nowa sylwetka była szczuplejsza i bardziej młodzieńcza.

Ceniona za Wichry namiętności i Hoffę Deborah L. Scott długo gromadziła dokumentację epoki, w której styl ubierania się - jak nigdy przedtem ani potem - odzwierciedlał pozycję społeczną i charakter człowieka. Kierowany przez nią zespół wykonał, zakupił lub odnowił tysiące sukien, garniturów, mundurów i dodatków.

Za charakteryzację odpowiedzialny był zespół kierowany przez Tinę Earnshaw, której uznanie przyniosły filmy Hamlet, Otello, Jefferson w Paryżu i Emma. Tina Earnshaw mówi: Podczas, gdy w epoce wiktoriańskiej nie noszono makijażu, kobiety czasów edwardiańskich były podekscytowane faktem, że mogą się malować. Makijaż był jednak bardzo subtelny: odrobina pudru, nieco proszku do przyciemnienia powiek, pomadka z leśnych jagód i nieco różu. Wyglądało to wszystko bardzo ładnie.

Rola Tiny Earnshaw nie ograniczyła się do przygotowania "makijażu upiększającego". Jej zadaniem było też ucharakteryzowanie aktorów i statystów w scenach katastrofy tak, by pokazać skutki, do jakich prowadzi przebywanie w skrajnie niskich temperaturach. Dzięki licznym konsultacjom z lekarzami Earnshaw poznała wszystkie efekty, jakie wywołuje hipotermia dowiadując się m.in., że łzy mogą zamarzać w oczach, a włosy łamać na skutek nadmiernego wychłodzenia organizmu.

Odpowiedzialny za fryzury stylista Simon Thompson może się poszczycić filmografią, w której znaleźć można m.in. "Emmę" i Kochanicę Francuza oraz współpracą z artystami tej miary, co Madonna i Liza Minnelli. Po wizytach w niezliczonych bibliotekach i galeriach Londynu i Paryża zakupił on 450 peruk i aplikacji, które nosili potem aktorzy i statyści. Simon Thompson mówi: Ogromne kapelusze noszono wtedy na upiętych włosach. Te z kolei zawsze upinano do góry, opadać pozwalano im co najwyżej w czasie śniadań lub w buduarze. Rose podkreśla swój bunt, kiedy pozwala, by włosy swobodnie opadły jej na ramiona. Mężczyźni poddawali się równie formalnym rygorom, zawsze byli starannie ogoleni i wypomadowani. Na "Titanicu" był w końcu salon fryzjerski i łaźnia turecka.

W czasie gromadzenia dokumentacji Thompson natrafił na piękny grzebień do włosów z żółwiej skorupy, który później pełnić będzie tak znacząca rolę dramaturgiczną w filmie. Sfotografował go, a zdjęcie wysłał do jubilera specjalizującego się w kopiowaniu przedmiotów historycznych. W filmie ludzie Brocka Lovetta znajdują we wraku "Titanica" grzebień, który - jak się okazuje - należał niegdyś do Rose...

Aktorzy przeszli specjalne przeszkolenie, które pozwoliło im poznać obyczaje i zasady rządzące zachowaniami ludzi epoki edwardiańskiej. Etykieta była motywem przewodnim epoki, aktorzy musieli więc nauczyć się naturalnie zachowywać zgodnie z jej wymogami. Z pomocą przyszli im historyk Kit Bonner i językoznawca Susan Hegarty.

Szczególny zapał wykazała Kate Winslet, która oddała się prawdziwym badaniom nad dziejami wyższych sfer miasta Filadelfia przełomu XIX i XX wieku: Tak wiele musiałam się dowiedzieć o obowiązującym wtedy stylu życia - mówi. - Z łatwością mówię z amerykańskim akcentem, ale Filadelfia jest tak specyficzna. Czasami brzmi bardzo z angielska, a ja obawiałam się, że widzowie pomyślą, iż do głosu dochodzi mój angielski akcent. Ze swoich obaw zwierzyłam się Susan Hegarty i pod jej kierunkiem przeszłam prawdziwą musztrę językową doskonaląc pewne dźwięki.

Naukę obyczajów powierzono choreograf i specjalistce od etykiety Lynne Hockney, która mówi: W epoce edwardiańskiej opublikowano setki podręczników dobrych manier. Zwłaszcza dla wyższych sfer był to ciężki okres. Wszystko - od ubrań począwszy, poprzez język ciała, a na konwersacji skończywszy - podlegało ścisłym regułom.

Kate Winslet z łatwością wykonywała powierzone jej ćwiczenia, wystąpiła przecież wcześniej w Rozważnej i romantycznej, która wymagała od niej podobnych przygotowań. Za to Leonardo DiCaprio miał wiele do nadrobienia, zwłaszcza gdy przyszło do kręcenia sekwencji, w której Jack zabiera Rose na tańce na pokład trzeciej klasy: Trzeba przyjąć, że były to inne czasy i ludzie zachowywali się inaczej niż teraz. Dla mnie była to prawdziwa przemiana. Żartowałem sobie z niej z moimi przyjaciółmi. Powiedziałem im, że w filmie trochę tańczyłem, a potem pokazałem im taniec, który nie do końca odpowiadał temu, co robiliśmy na planie, bo bardziej przypominał balet. Zaniemówili z szoku - mówi.

DiCaprio miał ambiwalentny stosunek do ćwiczeń z etykiety, podkreślał bowiem, że gra człowieka, który wyłamuje się z konwenansu. Poznając tak drobne szczegóły jak sposób trzymania widelca znalazł jednak własną metodę, by wyeliminować zachowania zbyt współczesne i zmieścić się w ramach konwencji: Byłem mniej więcej w połowie ćwiczeń z etykiety, kiedy zrozumiałem, że aby być tym, kim jest, Jack musi w pewien sposób ignorować jej nakazy. W tym otoczeniu powinien wydawać się kimś obcym. Poza tym kiedy improwizowaliśmy, trudno było pamiętać o wszystkich tych regułach, które nam wpojono. Komunikacja między kobietami i mężczyznami była wtedy zupełnie inna. Jack lekceważy wszelkie nakazy i dlatego Rose zwraca na niego uwagę.

Charakter Jacka, jego postawę "artysty wyzwolonego", podkreślają rysunki Rose, które wykonuje w noc katastrofy. James Cameron mówi: Kiedy okazało się, że nikt nie potrafi wykonać rysunków, jakie sobie wymarzyłem, sam chwyciłem za ołówek posiłkując się zdjęciami Kate Winslet. Reżyser własnoręcznie wykonał także wszystkie rysunki ze szkicownika Jacka.

Warto dodać, że w realizacji filmu wzięli udział światowej klasy profesjonaliści, wśród których byli m.in.: koordynator efektów specjalnych Tom Fisher (Prawdziwe kłamstwa, Terminator 2), odpowiedzialna za kompletowanie obsady Mali Finn ("Prawdziwe kłamstwa", "Terminator 2"), odpowiedzialny za efekty specjalne Rob Legato (Apollo 13, Wywiad z wampirem), koordynator pracy kaskaderów Simon Crane (Braveheart - Waleczne serce, GoldenEye) oraz koordynator zdjęć na morzu Lance Julian (Wyspa piratów).

Krótka historia Titanica

Budowa "Titanica", która miała miejsce w stoczni w Belfaście, trwała dwa lata, wyposażanie - kolejny rok. Dzięki wybitnym osiągnięciom technicznym - a także intensywnej kampanii reklamowej White Star Line - oddaniu statku do użytku towarzyszyło ogromne zainteresowanie prasy i światowej opinii publicznej.

"Titanic" opuścił dok Southampton mniej więcej w południe w środę 10 kwietnia 1912 zatrzymując się następnie w Cherbourgu we Francji, gdzie na pokład wsiedli "niezatapialna" Molly Brown i najbogatszy z pasażerów John Jacob Astor. Ostatnim portem na drodze do Nowego Jorku był - dla 2.223 ludzi zgromadzonych na pokładzie - Queenstown na południowym wybrzeżu Irlandii.

Pomimo ponawianych ostrzeżeń o górach lodowych "Titanic" uderzył w jedną z nich o godzinie 23.40 w dniu 14 kwietnia, w niespełna pięć dni po wyruszeniu w swój pierwszy rejs. O 2.30 rano 15 kwietnia przełamany na pół statek spoczywał już na dnie Północnego Atlantyku.

"Titanic" nie zatonął od tak sobie - mówi kierownik produkcji Rae Sanchini. - Rozpadł się na dwie części na powierzchni morza, a w pewnym momencie jego rufa ustawiona była niemal prostopadle do niej. Rozmiary tragicznej katastrofy w pełni odpowiadają pretensjonalnej nazwie statku. Pierwsza podróż "statku marzeń" zakończyła się koszmarem, który przeszedł wszelkie wyobrażenia. Była to nie tylko największa katastrofa w dziejach, ale i punkt zwrotny w historii świata. W pewnym sensie wyznaczył on koniec wieku niewinności, rozwiał złudzenia co do postępu i techniki, dobitnie pokazał, że urodzenie i klasa wyznacza miejsce w społeczności. Na "Titanicu" szansa na przetrwanie była wypadkową klasy i płci.

Katastrofa pochłonęła życie 1.500 mężczyzn, kobiet i dzieci. Do tragedii przyczyniły się niewyobrażalne błędy w nawigacji, niedostatek komunikacji, brak wyznaczonych reguł postępowania na wypadek nagłych sytuacji, niewystarczająca liczba łodzi ratunkowych, akceptowanie przywilejów klas wyższych, przejmujące zimno, mrok bezksiężycowej nocy oraz najróżniejsze niedopatrzenia i zaniedbania. Nawet jeśli komuś udało się przetrwać sam moment katastrofy, szybko zapadał na hipotermię w wodzie o temperaturze minus czterech stopni.

Wydarzenia ostatnich godzin "Titanica" są po dziś dzień analizowane przez naukowców i ekspertów, którzy wciąż występują z coraz to nowymi, najczęściej sprzecznymi z sobą teoriami. Niewiele uwagi poświęca się jednak ludzkiemu wymiarowi tragedii...

James Cameron mówi: "Titanic" był pierwszym sygnałem alarmowym dwudziestego stulecia. Technologia regularnie karmiła nas swymi cudami: automobilem, nagraniami dźwięku, komunikacją radiową, aeroplanem, ruchomymi obrazami. Wszędzie kryły się nieograniczone możliwości, wszystko wydawało się wielkie i wspaniałe w nigdy nie kończącym się pochodzie postępu. Aż tu nagle bum, 1.500 ludzi idzie na dno w statku, który reklamowano jako najlepszy, najbezpieczniejszy, najbardziej luksusowy, jaki kiedykolwiek zbudowano. Nasze przekonanie o panowaniu nad naturą legło w gruzach raz na zawsze.

Pasażerowie Titanica

Na początku XX wieku transatlantyckie linie pasażerskie zaciekle walczyły między sobą o dominację na rynku. Dlatego właśnie właściciele White Star Line nalegali, by zbudować największy, najszybszy i najbardziej luksusowy statek, by w ten sposób zakasować konkurencję. Najbogatsi ludzie epoki gotowi byli płacić ogromne sumy, by podróż przez ocean upływała im w najbardziej komfortowych warunkach. Paradoks polegał jednak na tym, że przytłaczającą większość pasażerów transatlantyków stanowili pasażerowie trzeciej klasy, uboczy emigranci, których do podróży pchała tęsknota za "amerykańskim marzeniem".

Pasażerów pierwszej klasy poznajemy dzięki małemu "who is who", którym Rose zabawia Jacka prowadzącego ją do stołu w luksusowym salonie jadalnym:

Oto księżna Rothes, a to John Jacob Astor, najbogatszy człowiek na statku. Jego mała żoneczka, Madeleine, jest w moim wieku i w odmiennym stanie. Patrz, jak stara się to ukryć. To już mały skandalik. A tam dalej to sir Cosmo i Lucile, lady Duff Gordon. Ona projektuje sprośną bieliznę, to jeden z jej licznych talentów. Jest badzo popularna wśród arystokratów. A tam mamy Benjamina Guggenheima i jego kochankę, madame Aubert. Pani Guggenheim została oczywiście w domu bawić dzieci.

Wśród pasażerów "Titanica" byli również Isidor Straus, fundator domu towarowego Macy i jego żona Ida, a także liczni przedstawiciele wyższych sfer Filadelfii, dla których uczestnictwo w epokowym rejsie okazało się pokusą nie do odparcia. Ekscentryczna Margaret "Molly" Brown, żona milionera w Colorado, powracała na pokładzie "Titanica" z zimowych wakacji i wyprawy do Egiptu, gdzie dołączyli do niej Astorowie. Jednym z pasażerów był również William T. Stead, wydawca "Review od Reviews".

Kabinę na "Titanicu" zarezerwował także jeden z najbardziej wpływowych milionerów tamtych czasów, J. P. Morgan, który jednak na 24 godziny przed podróżą zmienił zdanie. To właśnie jego kabinę zajmują w filmie Rose, Ruth i Cal. Do dziś dnia nie wiadomo, kto - jeżeli w ogóle ktoś - zajmował tę kabinę w rzeczywistości...

Listę pasażerów uzupełniają J. Bruce Ismay, dyrektor White Star Line oraz główny konstruktor "Titanica" Thomas Andrews, który osobiście nadzorował wszystkie etapy budowy statku.

Ze światem "klasy uprzywilejowanej", z której wywodzi się Rose, kontrastuje świat pasażerów trzeciej klasy, reprezentowany przez Jacka i jego przyjaciół. Zaproszony na obiad do luksusowego salonu jadalnego klasy pierwszej Jack rewanżuje się Rose porywając ją na zabawę na pokład trzeciej klasy. Wśród pasażerów klasy trzeciej przeważali emigranci, którzy wieźli ze sobą cały swój dobytek porzucając znany im świat gnani marzeniami za nowym życiem i dobrobytem w Ameryce.

James Cameron mówi: Tańczą, śpiewają i popuszczają pasa. Rose nigdy nie poznała smaku takiego życia, ale nabiera na nie ochoty. Musiałem sprawić, by trafiła do świata Jacka, bo dzięki temu zdamy sobie sprawę, że jest jeszcze dla niej jakaś nadzieja. Ci tu oddają się zabawie, nie dbają o grzeczność ani konwenanse i Rose świetnie się wśród nich czuje. To prawdziwa celebracja życia. Sądzę, że tego właśnie doświadczali ci ludzie. Szli na spotkanie nowego życia, dokonali świadomego wyboru. Chciałem uchwycić ducha, który towarzyszył ich poczynaniom.

Skromny image klasy trzeciej blednie w porównaniu z oszałamiającym bogactwem kabin pierwszej klasy położonych na wyższych pokładach. I tak jednak dla wielu pasażerów trzeciej klasy warunki, jakie czekały na nich w ich kabinach, były dużo lepsze od tych, które panowały w porzucanych przez nich domach. Don Lynch tak pisze w "Titanic: An Illustrated History": Kabiny trzeciej klasy były w większości położone na niższych pokładach, w mniej atrakcyjnych częściach statku. Nieżonaci mężczyźni i niezamężne kobiety rozdzieleni byli całą długością statku, rodzinom jednak przydzielano małe, lecz stosunkowo wygodne kabiny.

Wszyscy, którzy zdecydowali się na podróż "Titanicem", niezależnie od klasy, stanęli w obliczu tragedii. Niestety z powodu splotu licznych czynników natury społecznej, kulturowej i logistycznej, najwięcej ofiar wywodziło się z klasy trzeciej. Dla nikogo nie jest dziś tajemnicą, że aby opanować napierający tłum, załoga zamknęła kratami wiele niżej położonych sekcji statku uniemożliwiając tym samym ucieczkę zgromadzonym tam ludziom. Wprawdzie wielu stewardów próbowało pomóc nie znającym angielskiego emigrantom dostać się do łodzi ratunkowych, prawda jest jednak taka, że o pasażerach trzeciej klasy zapomniano w obliczu tragedii. Don Lynch pisze:

"Korytarze wiodące na pokład drugiej klasy pozostały zamknięte, a niektórzy z pasażerów zmuszeni byli przeciskać się pod kratami, by dostać się na wyższe pokłady. Choć stewardzi ponawiali próby, by umieścić kobiety z niższych pokładów w łodziach ratunkowych, nie wydaje się prawdopodobne, by ktokolwiek zadał sobie trud przeszukania korytarzy, kabin i kajut w klasie trzeciej. Zginęło wiele kobiet i dzieci, w tym wszystkie wieloosobowe rodziny. Gdy mężczyznom pozwolono wydostać się na wyższe pokłady, było już za późno - większość łodzi ratunkowych dawno odpłynęła."

Realizacja

"Minęło 85 lat, a ja wciąż czuję zapach świeżej farby... Chińska porcelana, której nigdy nie użyto... Pościel, w której nie dane było nikomu zasnąć... "Titanica" nazywano "Statkiem marzeń". I był nim. Naprawdę był."

Gloria Stuart jako Rose Calvert w "Titanicu"

Każda epoka ma swój punkt zwrotny, dramatyczne wydarzenie, które zmienia bieg świata. W początkach XX wieku na pokładzie najwspanialszego statku w dziejach, "Titanica", zebrali się ludzie, których pozornie nic nie mogło łączyć: bogaci przemysłowcy i finansiści, ludzie z najwyższych sfer i ubodzy emigranci, którzy postanowili szukać szczęścia w Nowym Świecie. A jednak dla nich wszystkich "Titanic" był symbolem potęgi myśli ludzkiej i zapowiedzią nadejścia ery postępu. Wszystkich przepełniała radość, optymizm i świadomość udziału w przełomowym wydarzeniu...

"Titanic", nazwany "niezatapialnym", wyruszył w swą pierwszą (i jak się okazało ostatnią...) podróż z Southampton w Anglii do Nowego Jorku przyjmując na pokład 2.200 mężczyzn, kobiety i dzieci. We wczesnych godzinach rannych 15 kwietnia 1912 "Statek marzeń" zatonął w lodowato zimnych wodach północnego Atlantyku. Śmierć poniosło 1.500 jego pasażerów...

W ciągu wielu dziesiątków lat, które upłynęły od tamtego wydarzenia, wokół "Titanica" narosło wiele mitów i legend. Stały się one tematem niezliczonych filmów, rozpraw historycznych, powieści, poematów, a nawet musicalu broadwayowskiego. Coraz to pojawiały się nowe teorie dotyczące przyczyn katastrofy. Po wielu dziesiątkach lat bezowocnych poszukiwań ekipa pod kierunkiem dr. Roberta Ballarda odnalazła w roku 1985 wrak "Titanica" spoczywający na głębokości 3.773 metrów. Odkrycie to pozwoliło wyjaśnić wiele zagadek, stając się przy tym pożywką dla nowych sensacji i spekulacji. Po raz kolejny okazało się, że fascynacja tragedią sprzed lat nigdy nie wygasła...

James Cameron postanowił, że jego film będzie opowieścią o miłości rozegraną na tle tragicznych wydarzeń z kwietnia 1912. Bez najnowocześniejszych zdobyczy techniki filmowej nie sposób byłoby nakreślić na ekranie realistycznego obrazu katastrofy, reżyser zapewnia jednak, że najważniejsi byli dla niego bohaterowie i ich przeżycia: Tragedia "Titanica" zawładnęła wyobraźnią zbiorową, upływ czasu sprawił jednak, że zapomnieliśmy o jej ludzkim wymiarze. Mam nadzieję, że dzięki związkowi łączącemu Jacka i Rose widz zaangażuje się całym sercem i umysłem w opowiadaną przez nas historię, a wydarzenia sprzed lat ożyją na ekranie - mówi.

Wbrew wszystkim i wszystkiemu pasażerowi trzeciej klasy Jackowi Dawsonowi i pasażerce pierwszej klasy Rose DeWitt Bukater udaje się przełamać bariery konwenansu. James Cameron mówi: Dzięki łączącemu ich uczuciu Rose przechodzi znamienną przemianę, z osoby biernej, którą określić można jako gejszę epoki edwardiańskiej, staje się odważną młodą kobietą stojącą u progu nowego życia. Jack ma w sobie wrodzoną energię i czystość ducha, bez których nie byłoby mowy o podobnej przemianie.

Role Jacka i Rose powierzono dwóm młodym aktorom zdobywającym sobie coraz większe uznanie: Leonardo DiCaprio i Kate Winslet. Obojgu udało się uzyskać nominacje do Oscara przed ukończeniem 21 roku życia, jemu dzięki Co gryzie Gilberta Grape'a, jej dzięki Rozważnej i romantycznej.

James Cameron mówi: Pozyskanie Leo było dla nas prawdziwym łutem szczęścia. Wiedziałem, że widzowie instynktownie poczują się z nim związani. Leo jest aktorem niezwykle witalnym, jest niezmordowany, nie sposób go pokonać. Kate z kolei ma coś olśniewającego w twarzy, głosie i oczach. Wiedziałem, że widzowie towarzyszyć jej będą nawet w drodze do piekła, a przez to właśnie przechodzi grana przez nią bohaterka.

Jack jest artystą, który wraca do Ameryki po kilku latach spędzonych w Europie. Rose z kolei podróżuje z matką i narzeczonym, powracając do rodzinnej Filadelfii w celu zawarcia małżeństwa. Czeka ją życie wypełnione grą w polo, balami i tym podobnymi rozrywkami, które ona uważa za najgorsze z pułapek. Przypadkowe spotkanie prowadzi do narodzin niezwykłego uczucia. Kate Winslet mówi: Jack jest pierwszym człowiekiem, a ściśle mówiąc pierwszym mężczyzną, który zdaje się przykładać wagę do jej pragnień i marzeń. Podzielają oni wiele życiowych pasji, które jemu udało się spełnić, a o których spełnieniu marzy ona. Rose to dziewczyna o bardzo żywym usposobieniu. Chce wiele dawać z siebie, jest osobą o wielkim sercu. Chce poznać świat, ale zdaje sobie sprawę, że nie będzie jej to dane. Kiedy ją spotykamy, przepełnia ją rezygnacja i desperacja. A potem ona spotyka Jacka Dawsona i rodzi się między nimi zdumiewające uczucie, które opiera się na pełnym zaufaniu i porozumieniu.

Leonardo DiCaprio mówi: Jack ma duszę wędrowca, który chwyta się okazji, jakie podsuwa mu życie. Sądzę, że już w tak młodym wieku zdaje sobie sprawę, jak krótkie jest życie, a ma to wielki wpływ na niego jako człowieka.

Początkowo zauroczona Jackiem Rose nie czuje się na siłach, by zerwać zaręczyny z Caledonem Hockleyem, potomkiem zamożnej i wpływowej rodziny. Cal i zamknięty krąg jego bogatych przyjaciół wydaje się spoglądać na Jacka z niejakim rozbawieniem. Cal posuwa się nawet do tego, że zaprasza Jacka na obiad w pierwszej klasie, spodziewa się bowiem, że jego goście świetnie się zabawią jego kosztem. Te rachuby jednak zawodzą...

Grający rolę Cala Billy Zane mówi: Cal Hockley nie uznaje istnienia kogoś takiego jak Jack Dawson, przynajmniej na początku. Dla niewyobrażalnie bogatych przedstawicieli klasy Hockleya reprezentanci klas niższych pozostawali w gruncie rzeczy niewidzialni, z wyjątkiem co najwyżej służących. Świat roku 1912 znajdował się na krawędzi, zanosiło się na wielkie przemiany społeczne. Symbolem nadchodzącej nowej ery jest Jack, który zachował pionierskiego ducha. Cal jest przykładem bardziej wielkopańskiej mentalności, którą czeka powolny zmierzch.

Cal dostrzega rozterki swojej narzeczonej, postanawia więc zapewnić jej spokój ducha w jedyny sposób, jaki potrafi: ofiarowując jej bezcenny błękitny diament zwany "Sercem oceanu". Jest to punkt zwrotny w życiu Rose: w tej właśnie chwili uświadomi sobie ona, że w świecie Cala pozostaje jej rola pustej ozdoby.

Billy Zane mówi: Cal to ktoś, kogo lubicie nienawidzić. Ma ściśle określone poglądy na to, czym jest związek między dwojgiem ludzi. Związek Cala i Rose opiera się na publicznym wizerunku. Rose jest dla niego zdobyczą, zabawką i w tym leżą źródła problemu.

Sprawy komplikuje dodatkowo matka Rose, snobistyczna Ruth DeWitt Bukater. Ruth pilnie strzeże sekretu rodzinnego bankructwa i widzi w Jacku przede wszystkim zagrożenie dla finansowego zabezpieczenia, które zapewnia jej związek córki z Calem. W czasie, gdy "Titanic" nieuchronnie zmierza ku katastrofie, Cal i Ruth nie cofną się przed niczym, byle tylko rozdzielić kochanków...

Kate Winslet mówi: Sądzę, że w pewnej chwili każdy z widzów poczuje, że zrobiły wszystko, co tylko w jego mocy, aby statek nie zatonął, a tych dwoje mogło być razem.

James Cameron dodaje: W każdej sekundzie, gdy tych dwoje jest razem, jakiś wewnętrzny głos mówi nam, że zapadł już na nich wyrok przeznaczenia. To przeczucie przydaje dodatkowej wagi każdej ich wspólnie spędzonej chwili.

Historia opowiedziana w filmie pozwala nam spojrzeć na wydarzenia znane z setek przekazów z nowej i oryginalnej perspektywy. James Cameron mówi: Gdy analizuje się, kto przetrwał katastrofę, a kto stał się jej ofiarą, nasuwają się zdumiewające wnioski. Jeśli byłeś mężczyzną z trzeciej klasy, twoje szanse na ratunek były jak jedna na dziesięć. Jeśli byłeś mężczyzną z pierwszej klasy, miałeś pięćdziesiąt procent szans. Kobiety z pierwszej klasy miały sto procent szans na uratowanie, ale kobiety z trzeciej klasy już tylko dwadzieścia pięć. Krótko mówiąc szanse na przetrwanie były wypadkową płci i klasy. "Titanic" po raz pierwszy pokazał, że to klasa wyznacza liczbę ofiar, a tę - dzięki licznym przekazom - poznać mógł cały świat.

W filmie oglądamy kilka postaci historycznych, najważniejsi są jednak Jack i Rose. James Cameron mówi: Chcieliśmy opowiedzieć fikcyjną historię zachowując przy tym rygorystycznie pojmowaną wierność szczegółom historycznym. Jeśli miało miejsce coś, o czym powszechnie wiadomo, respektujemy to. I na odwrót: nie pokazujemy niczego, co nie mogło mieć miejsca. Losy naszych fikcyjnych bohaterów przeplatają się z wydarzeniami o znaczeniu historycznym, wierzy się więc, że naprawdę mogli odbywać tę podróż. Cała ta wierność detalom i wszystkie efekty specjalne służą jednemu celowi: sprawić, by widz poczuł się jak na "Titanicu". Wszystko sprowadza się do tego, by poczuł, że naprawdę był właśnie tam, w tym właśnie czasie.

Wyprawa na dno oceanu

Wciąż robi to na mnie wielkie wrażenie... Widzę smutny wrak wspaniałego statku na dnie oceanu, gdzie spoczął o 2.30 nad ranem 15 kwietnia 1912.

Bill Paxton jako Brock Lovett w "Titanicu"

Cameron założył sobie, że nie przystąpi do pracy nad filmem, jeżeli nie dane mu będzie sfilmować autentycznego wraka "Titanica". Ekipa wyczarterowała więc rosyjski statek badawczy o nazwie "Kiełdysz", na pokładzie którego dokowały dwie z zaledwie pięciu załogowych łodzi podwodnych, które mogły zejść na podobną głębokość. Nosiły one nazwy "Mir 1" i "Mir 2". Zadanie koordynowania całej operacji powierzono bratu Jamesa Camerona, Michaelowi.

Zanim podjęto 12 wypraw do wraka, trzeba było rozwiązać niezliczone problemy natury technicznej. Choć w przeszłości podjęto próby sfilmowania wraku, ich efekty nie były zadowalające, a to ze względu na skrajnie trudne warunki panujące na tej głębokości. Twórcy filmu zrealizowanego w roku 1992 przez IMAX, a zatytułowanego "Titanica" umieścili kamery we wnętrzu łodzi filmując przez szyby o grubości dochodzącej do 23 centymetrów, co ograniczało widoczność i swobodę ruchu. Twórcy filmu musieli więc znaleźć sposób na to, by uwolnić kamerę i pozwolić jej pracować poza wnętrzem łodzi, w lodowato zimnej wodzie, w której panuje ciśnienie 500 kilogramów na centymetr kwadratowy.

James Cameron mówi: Nikt nigdy nie zabrał kamery na taką głębokość. Ciśnienie wody w mgnieniu oka zniszczyłoby każdą normalną kamerę. Ja chciałem umieścić kamerę w wodzie, na łodzi podwodnej, tak aby można było panoramować i korzystać z szerokokątnych obiektywów, a co za tym idzie uchwycić w polu widzenia ile tylko się da. Musieliśmy więc opracować specjalny system optyczny.

Zadania tego podjął się Michael Cameron. Z pomocą firmy Panavision i kilku firm specjalizujących się w technologiach wykorzystywanych pod wodą zmodyfikował on kamerę 35 mm umieszczając ją w wykonanej na potrzeby ekipy osłonie z tytanu, a następnie mocując na specjalnie zaprojektowanej platformie. Platformą zdalnie sterowano, dzięki czemu kamera mogła panoramować i zaglądać do wnętrza wraka. Pod kierunkiem Michaela Camerona opracowano także specjalny, zdalnie sterowany system oświetlenia.

Osłony z tytanu miały ograniczoną pojemność, kamera mogła więc pomieścić jedynie jedną rolkę taśmy o długości około 150 metrów. Ponowne ładowanie nie wchodziło oczywiście w grę. Najeżona niebezpieczeństwami podróż do spoczywającego na dnie oceanu wraka "Titanica" zajmowała trzyosobowej załodze - zamkniętej w kulistej kabinie o średnicy zaledwie 2 metrów - dwie i pół godziny w jedną stronę. Ze względu na ograniczenia czasowo-przestrzenne kluczem do sukcesu była skuteczność i szybkość działań. James Cameron mówi: Każdy, kto próbował zarejestrować na kasecie video urodziny swego dziecka, wie doskonale, że dwu i pół godzinna taśma kończy się w mgnieniu oka. Kiedy nurkuje się na 16 godzin i trzeba rygorystycznie przestrzegać wewnętrznej dyscypliny po to, by nakręcić 12 minut filmu, nie sposób opanować lęku.

Korzystając z modelu skonstruowanego w oparciu o materiały przywiezione przez wcześniejsze ekspedycje ekipa Camerona odbyła kilka sesji, podczas których opracowano drobiazgową strategię działań. James Cameron mówi: Mieliśmy malutką dekorację dna oceanu, gdzie mogliśmy manewrować niewielką kamerą video, którą umieszczaliśmy na miniaturowej łodzi podwodnej przy warunkach oświetlenia zbliżonych do tych panujących pod wodą. Przeprowadzaliśmy także próby "na sucho", w kłębach dymu, dzięki czemu rosyjscy piloci mogli operować modelami dokładnie tak, jak robili to potem z prawdziwymi łodziami w naturalnych warunkach, co pozwoliło im zrozumieć, jakie ujęcia mamy zamiar nakręcić.

Zamiarem Camerona nie było oczywiście nakręcenie filmu dokumentalnego, ale ogrom obowiązków początkowo nie pozwalał mu na pełne zaangażowanie emocjonalne. Jak mówi: Podczas pierwszej wyprawy do wraka skupiłem się na wydawaniu poleceń reżyserskich: "Ujęcie pierwsze, ujęcie drugie, ujęcie trzecie..." - musieliśmy przecież trzymać się naszej strategii. Dopiero za trzecim czy czwartym razem pozwoliłem, by do głosu doszły emocje. Wyprawa na dno Atlantyku, do napawającego prawdziwym smutkiem wraka wspaniałego statku, budziła niepokój i fascynowała swą tajemniczością. Powróciliśmy jednak z bogatym materiałem filmowym. Dzięki naszemu wyposażeniu mogliśmy oglądać wnętrza, których nikt nie oglądał od czasu, kiedy statek poszedł na dno w roku 1912. Włączyliśmy te obrazy do ujęć nakręconych w studio, a to przydało filmowi bardziej emocjonalnego zabarwienia.

Materiały nakręcone podczas wypraw na dno oceanu przekazano następnie ekipie scenograficznej, która przystąpiła do budowy modeli. Większość wnętrz statku zachowała się w niezłym stanie, utrzymana w luksusowym stylu trochę jak nie z tego świata. James Cameron poprosił scenografa Petera Lamonta, aby ten odtworzył pewne detale, na które reżyser zwrócił uwagę podczas wypraw. Wśród nich był zestaw kominkowy z brązu, który reżyser sfotografował w jednej z kabin. Pod jego kierunkiem przywrócono go do dawnej świetności.

W lipcu 1996 rozpoczęła się druga tura zdjęć - w specjalnym basenie w Escondido w Meksyku. Tam nakręcono ujęcia w zrekonstruowanych wnętrzach wraka: ramy okienne, framugi drzwi, żyrandol wiszący na kablu, a nawet mosiężną tabliczkę, którą reżyser dostrzegł na drzwiach sali recepcyjnej pierwszej klasy, a opatrzonej napisem "Ciągnąć".

James Cameron mówi: Wnętrza "Titanica", które oglądacie na ekranie, odtworzono z dbałością o najdrobniejsze szczegóły. To jak wyprawa wehikułem czasu - możesz cofnąć się w przeszłość i zwiedzić statek.

Gdy dobiegł końca wstępny etap realizacji, rozpoczęły się zdjęcia z udziałem aktorów. Było to w Halifax w Nowej Szkocji w Kanadzie, niedaleko od miejsca, w którym "Titanic" spoczął na zawsze...

Z Nowej Szkocji do Meksyku

We współczesnej ramie filmu oglądamy grupę "poszukiwaczy skarbów", która pod wodzą Brocka Lovetta, przeszukuje wrak "Titanica" z nadzieją odnalezienia bezcennego diamentu zwanego "Sercem oceanu". Zamiast klejnotu odnajdują rysunek przedstawiający młodą dziewczynę, Rose, dzięki któremu poznają historię niezwykłej miłości...

W lipcu 1996 James Cameron rozpoczął zdjęcia do sekwencji współczesnej na pokładzie rosyjskiego statku "Kiełdysz" na wodach nieopodal Halifax. Na monitorach dokumentujących wysiłki fikcyjnej grupy Lovetta widzimy zdjęcia nakręcone przez ekipę Camerona na dnie oceanu w roku 1995. W roli samego Brocka Lovetta oglądamy Billa Paxtona, z którym James Cameron spotkał się na planie już trzykrotnie, podczas realizacji Terminatora, Obcy - decydującego starcia i Prawdziwych kłamstw.

Bill Paxton mówi: To on wprowadza widza w świat "Titanica". Brock Lovett robi wszystko, by znaleźć ukryty skarb. Plądruje wrak, ale by zapewnić całej sprawie rozgłos, ukrywa się za hasłami romantycznego poszukiwania skarbów i wysyła materiały telewizji CNN. Zna wszelkie szczegóły techniczne katastrofy, ale obcy jest mu ludzki wymiar dramatu, który rozegrał się tamtej nocy. Historia "Titanica" nigdy nie przestanie fascynować. Stała się odpowiednikiem Homeryckiego mitu, legendą współczesnych czasów. Możemy dziś zadawać sobie pytanie: "Co byśmy zrobili w takiej sytuacji ?". Noc katastrofy była nocą prawdziwej próby charakteru, trzeba było pożegnać się z żoną i dziećmi lub oddać komuś miejsce w szalupie ratunkowej.

Obok Billa Paxtona w sekwencji współczesnej oglądamy: Suzy Amis w roli wnuczki Rose, Lewisa Abernathy i Nicholasa Cascone w rolach członków ekipy Lovetta, a także rosyjskiego naukowca, dr Anatolija M. Sagalewicza, szefa instytutu, w którego posiadaniu znajdują się łodzie "Kiełdysz" i "Mir". Wcześniej dr Sagalewicz towarzyszył Jamesowi Cameronowi w jego wyprawach do wraka "Titanica".

Prawdziwą bohaterką sekwencji jest jednak Gloria Stuart, grająca sędziwą Rose. Bill Paxton mówi: Jim zbudował swoją opowieść tak, że to dzięki granej przez nią postaci współczesna widownia odbywa podróż w przeszłość do czasów "Titanica". Jim spotkał się z wieloma aktorkami, ale dopiero w Glorii odnalazł rys pewnej nonszalancji. Lekceważy sobie ona konwenans podobnie jak grana przez nią Rose.

87-letnia dziś Gloria Stuart rozpoczęła karierę aktorską w latach 30-tych grając w filmach Johna Forda i Busby'ego Berkeleya, po czym wycofała się z aktorstwa wraz z nadejściem II wojny światowej. Powróciła na ekrany na początku lat 80-tych, by zatańczyć z Peterem O'Toole w scenach otwierających wyświetlany w naszej TV film Mój najlepszy rok. Teraz zagrała w "Titanicu"...

Bill Paxton i Gloria Stuart zasugerowali Cameronowi, by szukając inspiracji dla postaci Rose Calvert spotkał się z cenioną artystką Beatrice Wood. Początkowo Paxton namawiał reżysera, by choć porozmawiał ze 102-letnią obecnie Wood, słynącą z niezwykłej energii i konsekwencji. Ostatnie słowo należało jednak do Glorii Stuart, która odkryła podobieństwa łączące Beatrice Wood i Rose Calvert: Beatrice nadal tworzy i emanuje niezwykłą energią - mówi. - To barwna postać. Podobnie jak Beatrice, Rose jest kobietą, która przetrwała. Od wczesnego dzieciństwa wiedziała, kim chce zostać. Nie chciała prowadzić życia, które wymarzyła sobie dla niej jej matka.

Gloria Stuart przyznaje, że poruszyły ją obrazy utrwalone na taśmie przez Jamesa Camerona podczas jego wypraw do wraka statku, które oglądamy na monitorach w kluczowych scenach z udziałem sędziwej Rose. "Poszukiwacze skarbów" oferują jej niezwykle szczegółową, lecz chłodną relację z katastrofy ilustrowaną efektowną symulacją komputerową, to ona jednak udziela im prawdziwej lekcji historii...

Gloria Stuart mówi: Próbują wydobyć od niej informacje, gdzie był diament, gdy widziała go po raz ostatni, układają więc na stole wszystkie przedmioty, które znaleźli w kabinie jej i jej matki. Jest tam lusterko i broszka, które utwierdzają mężczyzn w przekonaniu, że Rose mówi prawdę. Nagle Rose dostrzega piękny grzebień w kształcie motyla. On przypomina jej o człowieku, którego kochała. To wzruszający moment. Rose odkłada wszystkie przedmioty, bierze do ręki grzebień i zaczyna snuć wspomnienia o niezwykłym romansie.

Zdaniem Glorii Stuart Rose udziela "poszukiwaczom skarbów" ważnej lekcji. Widzi bowiem, że za wszelką cenę starają się oni odnaleźć diament, który dla niej samej jest symbolem życia opartego na fałszywych wartościach: Lekcja sprowadza się do tego, by wieść dobre, twórcze życie, być hojnym i otwartym. Dobra materialne nie są tym, co opłaca się na dłuższą metę. W ostatecznym rozrachunku liczy się tylko bogactwo twoich związków z ludźmi. Tylko życie jest tak naprawdę bezcenne - mówi.

Więcej informacji

Proszę czekać…