Pomimo tego, że Summer (Zooey Deschanel) jest przeciętna fizycznie pod niemal każdym względem, od zawsze przyciągała uwagę mężczyzn, z Tomem (Joseph Gordon-Levitt) włącznie. Dla Toma, to była miłość od pierwszego wejrzenia, kiedy dziewczyna została nową asystentką jego szefa w firmie produkującej kartki z życzeniami. Na jego nieszczęście Summer nie wierzy w miłość i jest bardzo sceptycznie nastawiona do stosunków damsko-męskich...

Dźwięki miłości: O muzyce

„Nie jestem aż tak pijany, żeby zacząć przy nich śpiewać” --Tom

Nic nie opisuje bólu rozstania lepiej niż piosenka. Muzyka to ważny element „500 dni miłości”. Scott i Michael uważnie dobierali kawałki – postawili na takie, które pamiętają z czasów gdy sami mieli złamane serce : między innymi „Train in Vain” The Clash, czy „You Make My Dreams Come True” duetu Hall&Oates. Bez muzyki nie byłoby tej historii – to właśnie muzyka przyciąga do siebie Toma i Summer, jest tłem tego co przeżywa ta para.

„Kiedy się zakochujemy, a potem cierpimy po rozstaniu słuchamy muzyki. Każdy związek ma swoją ścieżkę dźwiękową; piosenki opisują uczucia, które często trudno nazwać i opisać.” ¬– mówi Neustadter.

Reżyser podziela opinię scenarzystów : muzyka to niezwykle istotny element tej historii : „Jest równie ważna co sama fabuła. Jako twórca teledysków przywiązuję dużą wagę do łączenia obrazu z muzyką.”

Kierownictwo muzyczne powierzono Andrei Von Foerster, która pracowała przy serialach Życie na fali i Chirurdzy. Przekonuje ona, że wszyscy pracujący przy tym filmie mają świetny gust muzyczny, a „500 dni miłości” to niezła gratka dla wielbicieli muzyki : „Historia Toma i Summer jest niezwykła i została opisana w niesamowity sposób. Rewelacyjny muzyka nadaje filmowi jeszcze większej głębi.”

Kilka słów od reżysera, Marca Webba

Zanim przeczytałem scenariusz do „500 dni miłości” miałem dość komedii romantycznych. Jakoś tak między okresem dojrzewania, a dniem w którym zacząłem płacić podatki, przestałem wierzyć w trzymanie się za rączki i spacery plażą w kierunku zachodzącego słońca. Ja nigdy nie zaliczyłem takiego spaceru.

Zabrałem się do czytania scenariusza trzy tygodnie po tym jak go dostałem. Wcześniej nie mogłem się do tego zmusić. Nie muszę dodawać, że nie byłem pozytywnie nastawiony do projektu… Wkręciłem się już po paru stronach, a tytuł tylko zwiększył mój entuzjazm. Scott i Michael [scenarzyści] stworzyli genialną historię – magiczną, a jednocześnie prawdziwą. Dosłowną, ale i pełną metafor.

Każdy z nas zna jakąś Summer. Ja poznałem swoją w wieku siedemnastu lat. Namówiła mnie, żebyśmy urwali się ze szkoły, a potem czytała mi „Buszującego w zbożu” w Vilas Park Zoo w Wisconsin. (czad, no nie?) Wtedy jeszcze wierzyłem, że dzięki miłości stanę się częścią wszechświata i wszystko stanie się jasne.

Nie będę wdawał się w szczegóły, ale umówmy się, że piękne dziewczyny z charakterem to ciężki kawałek chleba. Niektórzy zdobywają swoją Summer, inni nie. Mnie się nie udało. Rozstaliśmy się, a ja nie mogłem przestać myśleć o tym, że los okrutnie ze mnie zadrwił. Przeżyłem to, co przeżywa każdy – nieważne czy ma 17 czy 70 lat – miałem złamane serce.

Film jest nie tylko moim reżyserskim debiutem, ale też w pewnym sensie szczęśliwym zakończeniem młodzieńczej miłości do mojej Summer. Dzięki niemu znowu poczułem się trochę jak dzieciak, któremu ukochana czytała w Vilas Park Zoo „Buszującego w zbożu”. „500 dni miłości” to nie tylko pełna inteligentnego humoru historia. To film przekazujący ważną prawdę – owszem, miłość bywa trudna i każdy kiedyś przez nią cierpi, ale nadal jest to najlepsze co może nas w życiu spotkać.

Kolejne parę słów, tym razem od Scotta Neustadtera

22 lipca 2001 w niedzielę (o ile dobrze pamiętam, a na pewno tak jest), między godziną 19, a 20 doszło do tragedii. Miało to miejsce w nowojorskiej restauracji „Serendipity”. Tym potwornym zajściem, które na moment wstrząsnęło losami świata było… rzucenie mnie przez dziewczynę. Spotykałem się z nią kilka miesięcy, ale po tym fatalnym wieczorze byłem pewien, że umrę z żalu i tęsknoty. Całymi dniami leżałem w łóżku chlipiąc w poduszkę, słuchając The Smiths i oglądając francuskie filmy. Do tego narzekałem, że nikt mnie nie rozumie. Krótko mówiąc: zachowywałem się jak idiota i dupek.

W tym czasie wraz z moim kumplem, Weberem, napisałem scenariusz komedii. Przeczytało go kilka osób, podobno był całkiem śmieszny. Postanowiliśmy napisać coś jeszcze, ale jakoś nam nie szło. Zaczęliśmy kilka scenariuszy; żadnego nie dokończyliśmy. Brak weny w połączeniu z niedawnym rozstaniem pchnęły mnie na skraj załamania. Uznałem, że muszę zrobić coś szalonego, żeby… nie zwariować. Rzuciłem pracę i kupiłem bilet w jedną stronę do Londynu. Bliskim powiedziałem, że jadę się dokształcać.

Gdy dotarłem do Anglii stało się coś niezwykłego. Niemal od razu poznałem nową dziewczynę. Mądrą, śliczną. Idealną. Rzuciła mnie po sześciu miesiącach. „500 dni miłości” to film o tych dwóch związkach. Właśnie tak je zapamiętałem (no dobra, chciałem zapamiętać.) Razem z Weberem zawsze marzyliśmy o napisaniu komedii romantycznej w stylu Camerona Crowe’a czy Woody’ego Allena. Chcieliśmy po prostu nakręcić szczery, zabawny film o związkach. Taki, który będzie trzymać poziom.

Oto efekt. Analiza romansu. Autobiografia wymieszana z kompletną fikcją. Filmowa wersja piosenki pop. „500 dni miłości” to film zabawny (mam nadzieję), smutny (tego jestem pewien), wyjątkowy (nie mam wątpliwości). Usłyszycie w nim fajną muzykę, obejrzycie sceny na dzielonym ekranie i rysunkowego ptaka. Nie doświadczycie cynizmu i ironii, choć z perspektywy czasu dostrzegam odrobinę ironii – rozpad dwóch związków, najtragiczniejsze co mnie spotkało, doprowadziło do najlepszej rzeczy w moim życiu: filmu, z którego jestem dumny i przy którym pracowałem z rewelacyjną ekipą

Początki: Jak powstawała postmodernistyczna love story

„Moglibyśmy założyć, że Summer Finn była zwykłą dziewczyną. Tyle, że to nieprawda.” --Narrator

Na początku nie było łatwo. Za scenariusz wzięło się dwóch przyjaciół : jeden miał złamane serce, a drugi był w kilkuletnim związku. Wspominali dawne związki i takie, o których marzyli, ale do których nie doszło. Uznali, że w dzisiejszych czasach wszystko dzieje się zbyt szybko. Jak beznadziejny romantyk radzi sobie w otaczającym go świecie? I jak pokazać współczesny romantyzm w nowatorski sposób?

„Twórcy komedii romantycznych zawsze krążą wokół pewnych tematów, ale rzadko kiedy próbują odpowiedzieć na ważne pytania. Na przykład, czy każdy z nas ma swoją druga połówkę? Co zrobić, gdy rozstajemy się z kimś kto jest nasza bratnią duszą? Co zrobić, gdy tracimy wiarę w miłość? Nikt nie potrafi udzielić odpowiedzi, ale postanowiliśmy spróbować.” – mówi Scott Neustadter.

Tak właśnie narodził się Tom Hansen – koleś, który wręcz obsesyjnie wierzy w miłość; wbrew temu co podpowiada rozum. Pech sprawia, że lokuje uczucia w dziewczynie, która delikatnie mówiąc, nie podziela jego poglądów – Summer Finn. Stanie się ona powodem cierpienia, załamania i nerwic. Scenarzyści chcieli nie tylko opowiedzieć historię ich związku, ale też pokazać jak Tom go zapamiętał.

„Pragnęliśmy nakręcić komedię romantyczną pomieszaną z Memento. Nasz bohater wspomina związek, ale jego wspomnienia nie są ukazywane chronologicznie. Analizując wydarzenia z przeszłości zaczyna dostrzegać rzeczy, które wcześniej mu umknęły. Na oczach widzów nabiera dystansu do sprawy i uczy się czegoś o sobie, i o miłości. Zdaje sobie sprawę z tego, że tak naprawdę był zakochany w wizji miłości i wyidealizował Summer. To ważna lekcja. Nasza historia nie jest typową komedią romantyczną, choć jest jak najbardziej romantyczna.” – mówi Neustadter. Neustadter i Weber nie chcieli kręcić ckliwej, przesłodzonej komedii romantycznej. Pragnęli udowodnić, że ten gatunek to nie tylko nierealne, sentymentalne historie. Postanowili opowiedzieć prawdziwą historię o miłości – ukazując cierpienie jakie się z nią czasem wiąże. Jednocześnie film miał mieć optymistyczne przesłanie. „Uznaliśmy, że nie ma żadnych zasad. Realizowaliśmy każdy pomysł, nawet jeśli był szalony. Pokazaliśmy wszystko co narodziło się w umyśle i wspomnieniach Toma” – mówi Neustadter.

Weber dodaje: „Pisanie tego scenariusza było niezwykłym doświadczeniem. Mieliśmy ogromną swobodę, a tematyka była ciekawa – analizowaliśmy emocje i relacje międzyludzkie, a także to jakie miejsce zajmują w kulturze Odnajdujemy je wszędzie – w muzyce, filmach, książkach.”

Scenarzyści nieźle się bawili skacząc po wspomnieniach Toma : „To była rewelacja! Ale w każdym szaleństwie jest metoda – analizując przypadkowe wspomnienia nasz bohater dostrzegł rzeczy, które pomogły mu obiektywnie spojrzeć na sytuację. Jakby się zastanowić, tak właśnie działa nasza pamięć. Na przykład zapach może przywołać wspomnienie, które pociągnie za sobą kilka innych i nagle uświadamiamy sobie coś ważnego.” – mówi Weber.

Dla obu scenarzystów najważniejsze było to, żeby historia nie trąciła fałszem. „Każdy miał kiedyś złamane serce. To część miłości. Postanowiliśmy opowiedzieć o niej szczerze. Pisanie scenariusza było ciekawym doświadczeniem – Scott właśnie cierpiał po rozstaniu, a ja trwałem w długim, szczęśliwym związku. Nasze spojrzenia na miłość różniły się w tamtym czasie, dzięki czemu scenariusz jest prawdziwy” – mówi Weber.

Bijąca z niego szczerość przyciągnęła do projektu świetnych filmowców – między innymi Masona Nowicka, producenta „Juno” : „Nie da się zaszufladkować tego filmu. Nie jest to typowa komedia romantyczna, ani typowy dramat. To współczesne spojrzenie na związki, nie zabrakło w nim komizmu i wzruszeń. Powstał szczery do bólu film, który zachwyci miliony widzów.”

Producenta ujęło także to, że napisana historia jest po prostu życiowa: „Rzeczywistość nie raz zaskakuje bardziej niż fikcja. O niektórych scenach myślałem, że są zmyślone, po czym okazywało się, że Scott lub Michael przeżyli daną sytuację.”

Jessica Tuchinsky i Mark Waters (reżyser takich filmów jak Zakręcony piątek, czy Duchy moich byłych) to duet producencki, który dołączył do ekipy „500 dni miłości”. „Scott i Michael to w zasadzie dwóch Tomów. Wychowywali się na tej samej muzyce i filmach, zakochiwali szaleńczo i na maksa, tak jak Tom. Włożyli w scenariusz całe serce.” – mówi Jessica. Producent Steven J. Wolfe (Twin Falls Idaho ) zauważa, że każdy kto przeczytał scenariusz od razu stwierdzał, że to będzie wyjątkowy film : „Pokazanie przypadkowych wspomnień głównego bohatera, z których część jest wyidealizowana i mało ma wspólnego z rzeczywistością, to wyzwanie. Do zrealizowania tego filmu potrzebowaliśmy świetnej ekipy z pomysłowym i ambitnym reżyserem na czele.” Kto dorównałby kreatywności scenarzystów? Producenci uznali, że Marc Webb mający na swoim koncie jedynie teledyski i reklamy. „500 dni miłości” to jego pełnometrażowy debiut reżyserski. „Kiedy czytałem scenariusz czułem się jak Tom, który widzi Summer po raz pierwszy. To było jak grom z jasnego nieba.” – mówi Marc. W scenariuszu zafascynowała go przede wszystkim oryginalność : „Kiedy go przeczytałem byłem zachwycony, ale nie potrafiłem do końca określić dlaczego. Zapoznałem się z nim po raz drugi i już wiedziałem: urzekło mnie, że Tom funduje sobie niesamowite rozliczenie z przeszłością, dzięki któremu zaczyna rozumieć, że sami jesteśmy źródłem własnego szczęścia. Piękna dziewczyna z cudownymi błękitnymi oczami może nam dać dużo radości, ale prawdziwe szczęście to zrozumienie kim się jest i poznanie swojej wartości. Historia Toma jest zabawna, ale niesie za sobą ważne przesłanie, które trafiło do mnie i trafi do milionów widzów.”

Webba zainteresowało też wyzwanie w postaci niekonwencjonalności scenariusza. Od razu dogadał się z jego twórcami : „Od razu złapaliśmy ze sobą kontakt i bombardowaliśmy się setkami pomysłów na realizację tego filmu. Perspektywa współpracy była bardzo kusząca.” – mówi Neustadter.

Producent Mason Novick również wypowiada się o Webbie w samych superlatywach : „Ma niepowtarzalny styl i jest konsekwentny w tym co robi. Ani przez moment nie żałowałem, że właśnie on reżyseruje nasz film.”

Jak dodaje Marc : „Do tej pory zajmowałem się czymś co nie narzucało mi ściśle określonych reguł. Mogłem sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa i oryginalne rozwiązania. Na szczęście przy „500 dniach miłości” nie musiałem trzymać się żadnych zasad; ten film był mi pisany! Wyzwaniem było pokazanie bohaterów w sposób realny; tak aby widzowie nie mieli wątpliwości, że to co przeżywają Tom i Summer jest prawdziwe. Próbowałem połączyć życie z odrobiną magii. Mam nadzieję, że mi się to udało.”

Rózne odcienie miłości: Casting

„Spokojnie. To tylko dziewczyna. Zachowuj się normalnie. Po prostu leży sobie w twoim łóżku. Naga. Dzień jak co dzień.” --Tom

W komediach romantycznych często pokazuje się zarówno żeński, jak i męski punkt widzenia. W „500 dniach miłości” poznajemy tylko męską perspektywę. I to nie byle jaką, bo główny bohater jest beznadziejnym romantykiem, który nie potrafi poradzić sobie z uczuciami do Summer – najwspanialszej (jak twierdzi) kobiety jaką poznał. Ponieważ cała historia jest opowiedziana z punktu widzenia Toma, obsadzenie tej roli było kluczowe. Marc Webb dość szybko postanowił powierzyć tę rolę Josephowi Gordonowi-Levittowi – młodemu, ale doświadczonemu aktorowi, który w ostatnich latach zagrał w tak fascynujących produkcjach, jak Stan spoczynku, Świadek bez pamięci, czy W głąb siebie.

„Joe jest niezwykle bystry i utalentowany. Świetnie rozumiał Toma. Jednocześnie był dociekliwy, dużo rozmawialiśmy o tej postaci. To fantastyczny aktor, rewelacyjnie nam się razem pracowało. Ma komediowy dar – wniósł do filmu dużo komizmu i obdarzył Toma poczuciem humoru. Jednocześnie oddał szereg emocji buzujących w tym kolesiu. Jest fenomenalny.”

Gordon-Levitt był zachwycony pomysłem pokazania męskiej perspektywy rozstania : „Podobało mi się, że scenariusz napisało dwóch facetów i reżyserem jest facet. Pokazaliśmy swój punkt widzenia bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Nikt nie twierdzi, że byliśmy obiektywni, wręcz przeciwnie – to historia Toma i jego subiektywne spojrzenie na sprawę. On właśnie tak widzi miłość, która nie jest ani logiczna, ani racjonalna. Dlatego film jest taki, a nie inny. Zabawny, ale także prawdziwy i szczery. Pokazuje miłość z jej urokami i wadami; z przymrużeniem oka.”

Co do uczuć, jakie Tom żywi do Summer, aktor stwierdza: „Tom sądzi, że miłość jest taka, jak pokazują w filmach. Ma wyobrażenia na jej temat i zamiast żyć „tu i teraz” wciąż myśli o tym, jak powinien – i jak kiedyś będzie wyglądał - związek z Summer. Dopiero po zerwaniu uświadamia sobie popełnione błędy.”

Osobiste doświadczenia pomogły Josephowi w budowaniu roli : „Wiem jak to jest mieć złamane serce. Wtedy cierpiałem, ale gdy teraz o tym myślę uśmiecham się. Z perspektywy czasu widzę, że rozstanie to nie koniec świata. W scenariuszu urzekło mnie to, że szczerze opisywał przez co przechodzą zakochani, którym złamano serce; z cierpienia często wynikają zabawne sytuacje.”

Na planie „500 dni miłości” Joseph ponownie spotkał się z Zooey Deschanel, z którą zagrał w filmie „W głąb siebie” : „Ucieszyłem się, że znowu zagram z Zooey, ale tym razem w zupełnie innym filmie. Świetnie się razem bawiliśmy. „500 dni miłości” to zabawna, magiczna historia. Zooey idealnie się do niej wpasowała.”

Równie pochlebną opinię ma Marc Webb : „Zooey była stworzona do tej roli. Bardzo przypomina Summer – jest bystra, zabawna, ma piękne oczy i mnóstwo energii Człowiek od razu chce ją bliżej poznać.”

Aktorka z chęcią przyjęła rolę Summer : „To ciekawa postać. W oczach Toma jest ideałem, a w rzeczywistości to normalna dziewczyna, która ma swoje problemy, jak każdy z nas. Scenariusz od razu mnie zainteresował – rzadko kiedy trafia się realistyczna komedia romantyczna. Ten film opowiada o miłości w nowatorski sposób.”

Do udziału w filmie zachęciła ją też perspektywa ponownej współpracy z Gordonem-Levittem : „Znamy się od lat i świetnie się razem czujemy na planie. Joseph to idealny Tom – jest słodki i uroczy, sprawia wrażenie trochę naiwnego idealisty.”

Film opowiada o Tomie i Summer, ale nie zabrakło w nim innych ludzi – głównie krewnych i przyjaciół Toma, którzy słuchają opowieści o Summer i doradzają mu. Paul (Matthew Gray Gubler) i McKenzie(Geoffrey Arend) to najlepsi kumple Toma. Usiłują uświadomić mu, że dziewczyna nie jest idealna. „Są trochę jak anioł i diabeł szepczący Tomowi do ucha. Dają mu kompletnie inne rady, bo Paul od lat jest mężem dziewczyny, którą poznał w przedszkolu, a McKenzie miał w całym swoim życiu tylko jedną dziewczynę. Chcieliby pomóc kumplowi, ale kiepsko im to idzie.” – mówi Gubler.

Arend świetnie się bawił w roli McKenziego : „Tom jest optymistą czekającym, aż w jego życiu pojawi się księżniczka z bajki. McKenzie to pesymista, który nie wierzy w miłość. Niezależnie od tego co Tom usłyszy od kumpli, zawsze postępuje po swojemu.”

Aktorom podobała się reżyserska wizja Marca Webba : „Ten film to wizualizacja zakochania. Jest oryginalny i świetnie się go ogląda.”

Najlepszym doradcą Toma okazuje się jego 12-letnia siostrzyczka, Rachel. Zasypuje go złotymi myślami w stylu „To, że jakaś laska lubi takie same dziwne duperele co ty nie znaczy, że jest twoją bratnią duszą.” Rolę Rachel powierzono Chloë Grace Moretz (Piorun, Oko). Dziewczynka gra od 5 roku życia i w budowaniu filmowej relacji z Tomem czerpała z własnego doświadczenia : „Mam czterech starszych braci. Wiedziałam co robić.” Chloe, mimo młodego wieku, okazała się bardzo rezolutna i dobrze rozumiała graną przez siebie postać : „Brat Rachel patrzy na świat przez różowe okulary , ale nie dostrzega wielu rzeczy. Rachel głośno mówi o tym, czego nie zauważa Tom.”

Wizja miłości: Prawdziwy i wyidealizowany świat Toma

„Związki są zagmatwane. Człowiek tylko przez nie cierpi. Jesteśmy młodzi, żyjemy w jednym z najpiękniejszych miast na świecie. Po co to komplikować? Bawmy się.” --Summer

Świat przedstawiony w filmie jest widziany oczami Toma. Obserwujemy go przez pryzmat zakochania, ale i cierpienia. W pięknych chwilach pojawia się rysunkowy ptaszek, ale w gorszych mamy wrażenie, że oglądamy stary francuski melodramat. Jak mówi reżyser: „Stworzyliśmy świat Toma. Użyliśmy różnych sztuczek filmowych, ale unikaliśmy potężnych efektów komputerowych. Nie chcieliśmy, by przesłoniły emocje targające bohaterami.”

Marc Webb każdy krok dokładnie omawiał z odpowiedzialnym za zdjęcia Ericem Steelbergiem (Juno) : „Marc miał wizję. Postawił na naturalizm okraszony magicznymi scenami. Chciał pokazać Los Angeles od innej strony. Oglądaliśmy razem klimatyczne zdjęcia miasta zrobione w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Praca z reżyserem z tak plastyczną wizją była ciekawym i fajnym doświadczeniem.” Jak dodaje Webb : „Przywiązywaliśmy dużą wagę do kolorów. Nie dobieraliśmy ich przypadkowo. Film miał być ciepły, ale nie przejaskrawiony.”

Pomysł na to, żeby zrobić z Los Angeles stolicę miłości (choć tytuł ten przyznawany jest zazwyczaj Nowemu Jorkowi lub Paryżowi) spodobał się scenografce, Laurze Fox : „Pokazaliśmy miasto od innej strony. Jeśli przyjrzymy się jego architekturze i pomyślimy o historii, L.A naprawdę jest romantyczne!”

Jak dodaje reżyser : „Zdecydowani chcieliśmy uniknąć pokazania Los Angeles tak, jak pokazuje się je wszędzie indziej. Kręciliśmy w rzadko pokazywanych w filmach miejscach, żeby dać widzom możliwość poznania innego L.A” Laura Fox miło wspomina pracę nad tym filmem : „Przedstawiliśmy świat widziany oczami głównego bohatera, co dało mi duże pole do popisu. Stworzyliśmy stylowe, nowoczesne wnętrza nadając im jednocześnie ponadczasowy szyk.”

Hope Hanafin, projektantka kostiumów, również zadbała o to, aby stroje odzwierciedlały romantyczną naturę Toma. „Chciałam, aby bohaterowie sprawiali wrażenie odrobinę nie z tej epoki. Ich stroje miały się uzupełniać. Mieszałam style, dbałam o to, by ubranie dyskretnie podkreślały targające bohaterami emocje. Stroje Toma odzwierciedlają to co czuje. W pracy ubiera się w sweterki i khaki, ale po godzinach, kiedy jest sobą, nosi ubrania przywodzące na myśl lata sześćdziesiąte i francuskie kino.” Dodaje też, że również z punktu widzenia kostiumów, tom jest najważniejszą postacią : „To jak ubiera się Summer (a raczej jak Tom pokazuje ją w swoich wspomnieniach) też zależy od tego czy przypomina sobie wyidealizowaną dziewczynę. Zazwyczaj bohaterka ma na sobie ciuchy w stylu retro, romantycznie upięte włosy. Charakterystyczną cechą jej wyglądu jest wciąż pojawiający się kolor niebieski. Zarezerwowaliśmy go specjalnie dla Summer. Podkreśla niesamowity błękit oczu Zooey, to zdecydowania jej barwa. Przez cały film nikt poza nią nie ma na sobie nic niebieskiego, za wyjątkiem jednej, smutnej sceny.” Operowanie kolorami było dla Webba bardzo ważne : „Nie zależało mi, żeby film za wszelką cenę zapierał swoją wizualną stroną dech w piersiach, ale chciałem żeby był inny. Pragnąłem złamać kilka reguł i wciągnąć widzów w emocjonalną podróż, z której wyciągną coś dla siebie. Gdybym w wieku osiemnastu lat obejrzał film o Tomie i Summer, moje życie uczuciowe byłoby mniej burzliwe.”

Więcej informacji

Proszę czekać…