Minęło dziesięć lat, odkąd rozstaliśmy się z Zorro. Don Alejandro de la Vega prowadzi spokojne życie, ma dziesięcioletniego syna, Joaquina. Nadal jako zamaskowany jeździec – Zorro, spieszy na pomoc biednym i uciśnionym, ale dużo czasu poświęca też spokojnemu życiu rodzinnemu. Jest rok 1851 – trwają przygotowania do wejścia Kalifornii w skład USA jako 31 stanu. Don Alejandro odkrywa intrygę chciwych biznesmenów i polityków działających w tajnym stowarzyszeniu Rycerzy Aragonii, mających zamiar storpedować ten proces. Mały Joaquín nie podejrzewa, że jego ojciec to idealizowany przez chłopca bohater – waleczny Zorro. Elena stawia męża przed wyborem: życie rodzinne albo czasochłonne czynienie sprawiedliwości. Gdy Alejandro łamie dane jej słowo i znowu zakłada maskę, Elena występuje o rozwód. Zorro krzyżuje plany bogaczy, lecz grozi mu rozpad rodziny. Na horyzoncie pojawia się bogaty Francuz, Armand, dawny znajomy Eleny, który z radością stwierdza, że kobieta, której zawsze pragnął, jest w separacji z mężem. Armand też należy do wspomnianego stowarzyszenia, gdzie wymagane jest bezwzględne posłuszeństwo.

Jedenaście rumaków

W filmie wiernego konia Zorro – Tornado, zagrało aż jedenaście rumaków. Ich treningiem kierował były kaskader i ceniony trener Jack Lilley, w Hollywood pracujący już od 50 lat. Niektóre z nich były doskonałe w skokach. Cztery zatrudniliśmy głównie ze względu na niepospolitą urodę. Jeszcze inne były doskonałe w scenach, gdy musiały stać spokojnie i słuchać dialogów wypowiadanych przez aktorów. Czasem miałem wrażenie, że Tornado ma bardzo skomplikowaną osobowość – żartował Lilley. Pracę z końmi zaczęto na rok przed zdjęciami. Konia nie można do niczego gwałtownie zmuszać. Konieczna jest cierpliwa nauka, tym bardziej, że wiele scen kaskaderskich wymagało dubli. Trudne jest też nauczenie zwierząt nienaturalnych dla nich pozycji, jak na przykład krzyżowania nóg. To wszystko wymaga cierpliwej i długiej pracy – opowiadał trener. Ogółem w filmie wystąpiło czterdzieści koni, dwadzieścia dziewięć krów, piętnaście świń i około pięćdziesięciu kur. Zrezygnowano natomiast z owiec i kozłów, ponieważ czynią one bardzo wiele hałasu na planie.

Legenda kultury masowej

Zorro (po hiszpańsku „lis”) narodził się w wyobraźni Johnstona McCulleya, policyjnego reportera, który w 1919 roku, w magazynie opowieści przygodowych „All-Story Weekly”, opublikował tekst „The Curse of Capistrano”. Tam po raz pierwszy czytelnicy mogli poznać don Diego de la Vegę, syna bogatego hiszpańskiego właściciela ziemskiego z Kalifornii początku XIX wieku, nieco zniewieściałego wielbiciela poezji, który ma drugą tożsamość – niepokonanego mściciela w czarnej masce. McCulley napisał jeszcze wiele utworów o tym bohaterze, po części wzorowanym na słynnym meksykańskim (według innych źródeł – pochodzącym z Chile) bandycie, Joaquinie Muriecie, zabitym prawdopodobnie w 1853 roku (tożsamość ofiary nigdy nie została potwierdzona w 100%), nazywanym „kalifornijskim Robin Hoodem”. Popularność Zorro utrwalił przede wszystkim film Znak Zorro (1920) z Douglasem Fairbanksem w roli głównej. Kino bardzo często wracało potem do tej postaci. W roku 1940 z wielkim sukcesem zagrał ją Tyrone Power. Film z jego udziałem zasłynął najdłuższym w ówczesnej historii kina i bardzo efektownym pojedynkiem szermierczym. Guy Williams święcił triumfy w serii telewizyjnej Disneya z lat 1957-59. W postać Zorro wcielili się też Pierre Brice, Alain Delon i Frank Langella. Jeźdźcowi w masce poświęcono wiele sztuk teatralnych, musicali i komiksowych serii. Według wielu wielbicieli, Antonio Banderas był idealnym odtwórcą Zorro w filmie z 1998 roku, gdzie Zorro utożsamiono właśnie z Murietą. Zorro zdecydowanie różni się od wielu superbohaterów. Jest obrońcą zwykłych ludzi, nie dysponuje ponadnaturalnymi zdolnościami, czy gadżetami. Może liczyć tylko na własną szpadę, bat i spryt – mówił Campbell. – To człowiek z krwi i kości, a nie bohater stworzony w komputerze. Ten element chcieli podkreślić twórcy filmu, o czym mówiła także producentka Laurie MacDonald. Jest zwyczajnym człowiekiem, mającym swe ograniczenia i słabości, chociaż jeździ na koniu lepiej niż inni i ma mistrzowskie umiejętności szermiercze. To moim zdaniem prawdziwy ludowy bohater – mówił Banderas. – Powstał w wyobraźni i tęsknotach ludzi traktowanych okrutnie i niesprawiedliwie. Gdy się pojawia, jest jak sen, który się niespodziewanie spełnił.

Ludzie Campbella

Za kamerą stanął Phil Meheux (Święty), stale współpracujący z reżyserem Martinem Campbellem. Meheux był także autorem zdjęć do „Maski Zorro”. Martin lubi pracować z ludźmi, z którymi przedtem dobrze się porozumiewał. Cieszę się, że należę do tego zaufanego grona – mówił operator. – Jest to reżyser, który doskonale dobiera styl zdjęć i oświetlenia do tematu i prawie nigdy się pod tym względem się nie myli. Właśnie z tego względu swoje prace stworzone pod kierunkiem Martina zaliczam do najlepszych w karierze. Jeśli chodzi o „Legendę Zorro” to mieliśmy tu do pokonania jeden bardzo poważny problem. Jak wiadomo, bohater występuje w czarnym, bardzo efektownym stroju. Ale mieliśmy zaplanowanych bardzo wiele scen nocnych. Jak znaleźć realistyczne sposoby oświetlenia, gdy nie przewidziano nawet pochodni? Na przykład w sekwencji, gdy Zorro w nocy na czarnym koniu skacze po pociągu, w dodatku w tunelu. Trzeba było się nieźle nagłowić. Jak chcecie zobaczyć, co wymyśliliśmy, po prostu musicie obejrzeć film. Cecilia Montiel (także pracowała przy pierwszym filmie) była odpowiedzialna za scenografię. Wyliczyła, że przygotowano aż 76 planów zdjęciowych. Żaden z nich nie był łatwy – mówiła – ponieważ mieliśmy tu do czynienia z wieloma skomplikowanymi scenami akcji. Moim celem było to, by publiczność nigdy nie miała wrażenia, że ogląda film rozgrywający się w dawnej epoce. Plan powinien wyglądać całkowicie realistycznie i naturalnie. Autorka kostiumów Graciela Mazón wprowadzała do strojów Zorro i Eleny odręczne poprawki już na planie. Pamiętałam, ile będą oni musieli wykonywać trudnych scen i ewolucji. Chciałam sprawić, by kostiumy były jak najlżejsze i by nie krępowały ruchów – mówiła. Muzykę skomponował specjalista od hollywoodzkiej epiki James Horner (Troja, Zaginione) – także autor ścieżki dźwiękowej do pierwszej odsłony przygód Zorro.

Mnóstwo akcji

Campbell – uważany za specjalistę od skomplikowanych sekwencji akcji – twierdził, że „Legenda Zorro” to najbardziej złożony pod względem inscenizacyjnym projekt w jego karierze. Pracochłonna była zwłaszcza finałowa scena w pociągu. Wszystkie te sceny zostały zaplanowane niezwykle szczegółowo i rozrysowane precyzyjnie na storyboardach. Operator Phil Meheux wspominał: Sama realizacja tych trudnych sekwencji przebiegała bez problemów i bardzo szybko. Martin jest doskonałym planistą i strategiem. Myślę, że nabrał tych umiejętności na początku kariery, gdy realizował telewizyjne filmy policyjne, co było doskonałą szkołą. Mark Ivie był odpowiedzialny za sekwencje szermiercze. Pracował już, jako asystent, przy „Masce Zorro”. Tym razem poszliśmy o krok dalej. Mamy tu naprawdę skomplikowane układy, sceny wymagające inwencji i precyzji, jak na przykład walka na akwedukcie, czy na dachu pędzącego pociągu. Gary Powell, odpowiedzialny za pracę kaskaderów (pracował poprzednio miedzy innymi przy Aleksandrze Olivera Stone’a) zdecydowanie twierdził, że „Legenda Zorro” to najbardziej pracochłonny film, przy jakim pracował. Nie było dnia bez intensywnej pracy kaskaderów – wspominał. – Bardzo zajęta była także Catherine. W pierwszym filmie miała nieliczne sceny walk. Tu były aż trzy bardzo rozbudowane sekwencje tego typu z jej udziałem. Myślę, że gdybym nie przeszła tak intensywnego szkolenia przy pierwszym filmie, przy drugim miałabym poważne trudności – mówiła aktorka. – Ale już wtedy pokochałam szermierkę; to bardzo wymagający sport, lecz dający wielką satysfakcję. Antonio Banderas swoim zwyczajem wykonał wiele z kaskaderskich zadań samodzielnie: Myślę, że to kwestia uczciwości wobec widzów. Zawsze jestem zadowolony, kiedy rozpoznają mnie w takich scenach, Prawda jest taka, że Antonio jest lepszym szermierzem, niż większość kaskaderów – chwalił swego gwiazdora Campbell.

Niech żyje Meksyk!

Zdjęcia do filmu powstawały głównie w meksykańskim mieście San Luis Potosí oraz w okolicznych pustynnych górach Sierra Madre Oriental Mountains, ponieważ były to tereny przypominające dziewiętnastowieczną Kalifornię. A w mieście istniało wiele doskonale zachowanych zabytków z ery kolonialnej. Pogoda przynosiła czasem przykre niespodzianki. Kilkakrotnie musiano przekładać kręcenie sceny wielkiego balu u Armanda z udziałem ponad 500 statystów, w większości tancerzy. To trwało tydzień. Co chwila przechodziły gwałtowne burze i ulewy i nic nie mogliśmy na to poradzić. To był najbardziej frustrujący moment w czasie całej pracy nad filmem – wspominał reżyser. Ustawialiśmy kamery, statyści zajmowali miejsca, przygotowywano fajerwerki i świece. I wtedy gdzieś daleko odzywał się grzmot. A już po chwili mieliśmy ulewę. I tak raz za razem – opowiadała Zeta-Jones. Ponad trzy czwarte zdjęć powstało w posiadłości Hacienda Gogorrón i jej okolicach. Wzniósł ją w 1750 roku bogaty Hiszpan Pedro Arizmendi Gogorrón, który dorobił się wielkiego majątku na eksploatacji kopalni srebra. Pod koniec dziewiętnastego wieku wybudowano na jej terenie zakłady przemysłowe (miedzy innymi produkowano tu mescal), intensywnie uprawiano też rolę. Jej teren obejmuje ponad 35 tysięcy akrów. Przy poprzednim filmie straciliśmy zbyt wiele czasu i energii na poszukiwanie oddalonych planów zdjęciowych – mówił reżyser. – Tym razem znaleźliśmy miejsce, gdzie mogliśmy zbudować całą infrastrukturę. Różne części hacjendy, doskonale zachowane i wybudowane w różnych stylach, zagrały dom Armanda i De la Vegi. Zbudowaliśmy tutaj nawet ulicę San Francisco.

O co chodzi złym facetom

Parkes tłumaczył, że twórcy nie chcieli, by w filmie pojawili się stereotypowi źli faceci. Jego zdaniem, Armand to nie tylko chciwy spiskowiec, ale ktoś, kto chce z pełnym przekonaniem odwrócić losy świata, zachować istniejący porządek, który uważa za słuszny. Reprezentuje on te siły w Europie, które chciały zapobiec powstaniu niepodległej Ameryki jako światowej potęgi. Jest przekonany, że moralna racja jest po jego stronie i, by osiągnąć cel, ma prawo używać wszelkich dostępnych metod. Rufus Sewell jest moim zdaniem aktorem, który mógł spowodować, że widownia uwierzy, iż intencje Armanda są czyste. Pewną pretensjonalność tej postaci potrafił on połączyć z zachowaniem godnym dżentelmena – tłumaczył swe intencje reżyser. Aktor początkowo nie był zbytnio zainteresowany rolą, ponieważ grywał „czarne charaktery” już wcześniej i nie chciał stworzyć kolejnej stereotypowej sylwetki. Po rozmowach z Martinem zrozumiałem, że nie będzie to jeszcze jedno schematyczne aktorskie zadanie. Armand to prawdziwy patriota i doskonały żołnierz, oddany sprawie. Tylko, że tym razem jest to po prostu zła sprawa – mówił Sewell. Nick Chinlund (Dzień próby, Ultraviolet) został obsadzony w roli Jacoba McGivensa. Campbell mówił: Dostrzegłem w nim idealnego odtwórcę roli najemnika, najętego do brudnej roboty. Potrafi być naprawdę przerażający. Chinlund docenił scenariusz: Tekst miał świetny rytm i styl. Po prostu chciało się wypowiadać te kwestie. Campbell tak tłumaczył swój wybór: Nick nigdy nie przesadza, o co łatwo przy tego typu roli. Jego bohater sprawia wrażenie człowieka, który pracuje dla pieniędzy i można rzec, iż jest bardzo oddany swej pracy. Chodziło też o wygranie kontrastu pomiędzy cywilizowanym, wyrafinowanym Armandem, a zdecydowanym na wszystko McGivensem, który po trosze nim gardzi. Bez wiarygodnych „czarnych charakterów” nie ma dobrego filmu przygodowego. Dlatego ucieszyłem się, że pracuję z tak znakomitymi partnerami, jak Rufus i Nick. Bo jeśli publiczność nie uwierzy w negatywnych bohaterów, w ich silne i wiarygodne motywacje, to nie uwierzy też w cały film – wyznał Banderas.

Poszukiwany: syn Zorro

Bardzo ważne było trafne obsadzenie roli Joaquina, syna Zorro. Poszukiwania odpowiedniego młodego aktora trwały długo w Londynie, Hiszpanii, Meksyku i oczywiście w USA – w Miami, Nowym Jorku, Los Angeles i San Francisco. W końcu pozostało tylko dwóch bardzo poważnych konkurentów: młody, bardzo uzdolniony amerykański aktor i Meksykanin Adrian Alonso. Alonso wystąpił do tej pory w serii reklamówek i tylko w dwóch filmach, w tym w głośnych Głosach niewinności Luisa Mandoki. Ostateczną decyzję powierzono reżyserowi. Po zdjęciach próbnych Campbell nie miał wątpliwości – Alonso dostał rolę, chociaż do tej pory nigdy nie grał po angielsku. Martin poprosił mnie, żebym przed kamerą rozmawiał z obu chłopcami o zwykłych sprawach – o szkole, sporcie, kolegach. Kiedy to zrobiłem, dla mnie też było jasne – „nasz” chłopak to Adrián – wspominał Banderas. Zeta-Jones była pod wrażeniem wielkiej naturalności młodego aktora. Oczywiście – mówiła – nie wiadomo, jak się rozwinie jego talent, ale mógłby zostać nowym Marlonem Brando. On nie gra, on po prostu jest. Adrián nie mówi po angielsku, Martin pracował z nim jak z mimem. Wrażenie było wielkie, jakbym widziała Marcela Marceau. Banderas dodawał: Ten chłopak ma niezwykłe poczucie humoru i wspaniałe wyczucie rytmu, które rzadko spotyka się u dorosłych aktorów. Alonso uczył się dialogów fonetycznie pod kierunkiem Tiny French. Była naszą bohaterką, ponieważ Adrián dzięki niej zjawiał się na planie doskonale przygotowany, pomimo że nie zna angielskiego – mówił reżyser.

Powrót mistrza szpady

Zorro wreszcie powrócił! Wielbiciele słynnego obrońcy sprawiedliwości musieli długo czekać na to, by zamaskowany jeździec znów przygalopował. W 1998 roku Maska Zorro stała się wielkim kasowym sukcesem, a Antonio Banderas (I), grający Zorro, został zaliczony w poczet najlepszych wykonawców tej roli, obok Douglasa Fairbanksa i Guya Williamsa (ze znanej doskonale i w Polsce serialowej wersji Disneya). Film sprzed siedmiu lat, w reżyserii Martina Campbella (GoldenEye), przyniósł 93 miliony dolarów zysku w USA, a ponad 250 milionów na całym świecie. Krytyka, zachwycając się wigorem widowiska i temperamentem Banderasa, pisała o odrodzeniu filmu przygodowego. Nie bez znaczenia było też to, że Banderas miał doskonałych partnerów: Anthony’ego Hopkinsa jako „Zorro seniora” i Catherinę Zetę-Jones jako uwodzicielską Elenę. Producent pierwszego i drugiego filmu Walter F. Parkes zwracał uwagę: Nie tylko moim zdaniem jedną z przyczyn sukcesu był doskonały wybór aktorów. Wbrew temu, co się często mówi, to się rzadko w branży zdarza. Myślę, że Antonio i Catherine dopełniali się po prostu idealnie, mają wiele wdzięku – po prostu roztaczają wokół siebie czar. A dziś, kiedy przyszedł czas na nowe przygody Zorro, trudno byłoby o nich myśleć bez zapewnienia sobie udziału obojga.

Spielberg rozdaje karty

Jedną z trudności, jakie napotkała realizacja kontynuacji kasowego przeboju był fakt, że cała gwiazdorska trójka była niesłychanie zajęta. W końcu Hopkins zupełnie zrezygnował z udziału w filmie, w którym według doniesień prasy miał się pojawić prawdopodobnie jako... duch, ponieważ jego bohater ginął w części pierwszej. Prace scenariuszowe nad kontynuacją przygód Zorro zaczęto już w 2000 roku, ale realizację filmu kilkakrotnie przekładano, a scenariusz, w miarę upływu czasu, radykalnie się zmieniał. Początkowo nad tekstem pracowali autorzy pierwszej części – Ted Elliott i Terry Rossio, potem na pomoc zostali wezwani debiutanci w dziedzinie filmu kinowego – duet scenopisarski Roberto Orci i Alex Kurtzman, którzy odnieśli sukces, pracując nad 2001)_ (f). Zmieniały się też proponowane tytuły filmu: od „Zorro 2”, przez „Zorro Unmasked”, „Return of Zorro”, aż po obecny. Premierę zapowiadano na rok 2001, potem 2002 i 2003. Ostatecznie premiera będzie miała miejsce 28 października tego roku, a w Polsce film zobaczymy już 4 listopada. Film kosztował grubo ponad 80 milionów dolarów. Reżyserował ponownie Martin Campbell. Sam Banderas wspominał w wywiadach, że zaproponowano mu 20 milionów za udział w kolejnych częściach przygód jeźdźca w masce, i tyleż samo Zecie-Jones. Kręcono w Nowej Zelandii i głównie w Meksyku. Banderas początkowo nie przejawiał wielkiego entuzjazmu powrotem do roli Zorro – był bardzo zajęty innymi projektami. W końcu do udziału w filmie namówił go osobiście sam Steven Spielberg, jeden z producentów filmu, który wybrał się nawet w tym celu na Broadway, by obejrzeć sztukę „Nine”, w której występował Banderas. Według słów aktora, koncepcja Spielberga zakładała, że ta część filmu będzie skierowana głównie do widzów bardziej dojrzałych: pojawiają się tematy związane z małżeństwem i odpowiedzialnością za potomstwo. Banderas tajemniczo zapowiadał „pogłębienie wizerunku Zorro”, napomykał też, że w filmie sporo miejsca zajmą „kwestie dotyczące zazdrości”. Chociaż oczywiście nie zabraknie sekwencji szermierczych i szalonych galopad. Kiedy po raz pierwszy przeczytałem scenariusz – mówił aktor – wiedziałem, że chcę zagrać w tym filmie. Była tu komedia, bardzo dobre dialogi i świetnie wyeksponowane wątki przygodowe, no i ta sama ekipa, z Martinem i Catherine na czele. Kontynuacje są zawsze ryzykowne, bywają często niestety tylko cieniem oryginału. W tym przypadku byłem pewny, że jakość będzie na pierwszym miejscu. Jeśliby tekst nie dawał szans na oddanie magicznego klimatu pierwszego filmu, ta praca nie miałaby sensu – mówiła Zeta-Jones. – Jestem przekonana, że naprawdę odnaleźliśmy podobny nastrój i emocje. Staraliśmy się uczynić postać Zorro bardziej wielowymiarową – tłumaczył reżyser. – Według mnie, to klasyczny bohater amerykański. Położyliśmy nacisk na to, by rezygnując z prywatnego życia, był gotów ponieść wielkie osobiste ryzyko w imię wartości, w które wierzy. A taka decyzja nie jest wcale łatwa. Wielką trudnością było zakończenie pierwszej części – tłumaczyła producentka MacDonald. – Zorro ożenił się, znalazł szczęście i stabilizację. Można jednak powiedzieć, że jego związek z Eleną przeżywa kryzys, relacje małżonków się zmienią, zostaną wystawione na ciężką próbę. Reżyser dodawał: Wszystkie dobre historie miłosne rozpoczynają się wtedy, gdy na drodze kochających się ludzi, chcących się połączyć – w tym przypadku połączyć ponownie – pojawiają się potężne przeszkody. Parkes komentował: Sytuacja przedstawiona w filmie nawiązuje do klasycznych hollywoodzkich komedii: tych dwoje nie może żyć ze sobą, albo tak im się przynajmniej wydaje, ale bez siebie żyć też nie mogą. To tworzy tak pożądane romantyczne napięcie – odkrywają się na nowo, znowu zaczynają o siebie zabiegać. Końcowa wersja scenariusza została zrealizowana z bardzo nielicznymi zmianami, które wprowadziliśmy już podczas zdjęć. Spytajcie kogo chcecie – w przypadku wielkich hollywoodzkich filmów to naprawdę rzadkość – podsumowywał reżyser.

Z miłości do gatunku

Wszyscy współpracownicy Campbella podkreślali, że reżyser jest doskonały w łączeniu elementów akcji i humoru, kocha i zna gatunek, który przez Hollywood został nieco zapomniany. Nie ma tu gwałtownej przemocy, pojedynki są elegancko stylizowane, elementy humoru doskonale wykorzystane – mówiła Zeta -Jones. To wspaniała podróż w czasy, kiedy w Hollywood tworzono takie filmy i portretowano takie szlachetne postaci, jak Zorro – podkreślał Banderas. I nie wykluczał udziału w trzecim filmu cyklu, jeśli taki powstanie.

Więcej informacji

Ogólne

Czy wiesz, że?

  • Ciekawostki
  • Wpadki
  • Pressbooki
  • Powiązane
  • Ścieżka dźwiękowa

Pozostałe

Proszę czekać…