Recenzja gazety Newsweek
„Samotność kieszonkowca”, Jurij Gładilszikow, lipiec 2008
„Najbardziej nagradzany film 2008 roku produkcji rosyjskiej z tajemniczą nazwą „Shultes” Bakura Bakuradze wzbudza wiele emocji. Wielu krytyków nie rozumie, dlaczego tak „prosty” film zdobył Nagrodę Główną największego krajowego Festiwalu Filmowego „Kinotawr” i jako jeden z nielicznych rosyjskich filmów dostał się na Festiwal w Cannes. Według mnie film wcale nie jest prosty. Nie mogę powiedzieć, że faworyzuję, „Shultesa”. Ale chciałbym wystąpić w jego obronie.
Prostota „Shultesa” jest w tym, że pokazuje byt, ale pokazuje w sposób, w który żaden z naszych filmów pokazać nie umie. Wydaje się być podobny do europejskiego kina i przypomina filmy duńskiego „Dogmatu”, belgijskich braci Dardenne i rozmaitych francuskich neorealistów.
Pokazuje takie szczegóły, chociażby zwykłego moskiewskiego akademika, które trudno nawet podpatrzyć, a co dopiero odtworzyć na ekranie. Według mnie, ten pozornie młodzieńczy film jest godny tego żeby znaleźć się w podręcznikach kinematografii. Godne tego są nawet epizody, w których pokazane jest jak główny bohater kradnie. Kradnie wszystko, co wpadnie mu w ręce, zwłaszcza komórki i portfele w miejskim transporcie. Zasady, według których to robi, pozostają dla widza tajemnicą aż do finału filmu. Tajemnicą pozostaje również sposób myślenia głównego bohatera z nadzwyczajnym nazwiskiem Shultes. Wszystkie sceny kradzieży są wyreżyserowane w taki sposób, że interwencja reżysera jest w ogóle niezauważalna.
„Shultes” zanurza widza w rzeczywistość, którą można określić, jako nierozszyfrowaną. Podobnych przypadków w historii kina światowego jest niewiele – na przykład film „Ali” Michaela Manna. „Shultes” wydaje się filmem dokumentalnym, a nie fabularnym. Prosty film, powiadacie? Ale taki „prosty” film bardzo trudno stworzyć. Proste kino to rodzaj kinematografii, dostępny tylko prawdziwym profesjonalistom. Tylko wtedy film wydaje się pozornie prostym.
Producent filmu - wytrawny koneser kina Siergiej Sieljanów, szczerze zdziwił się, kiedy jurorzy Festiwalu uznali „Shultesa” za Najlepszy Film Roku. Sieljanow powiedział ze zdumieniem „Przecież to jest prawdziwa sztuka kinowa! Żeby to docenić trzeba mieć prawdziwy gust artystyczny!”. Najwyraźniej nie liczył na to, że na „Kinotawrze” film zostanie zrozumiany i doceniony.
Ogólnie w ocenie kina jestem cynikiem. Rozumiem, dlaczego właśnie ten film, a nie inne prace naszych mistrzów został zakwalifikowany na Festiwal w Cannes. Jurorom najwyraźniej
zaimponowało to, że w „Shultesie” nie można przewidzieć rozwoju wydarzeń. Nie można zrozumieć, czy bohater jest czarnym charakterem czy nie. Ale główną cechą filmu, która została doceniona w Cannes jest jego europejskość. To jeden z nielicznych filmów, który został nakręcony zgodnie z obecnymi trendami europejskimi.
Wydaję się, że dążenie za modą nie jest dobre. Jednak dlaczego nie jest, skoro ta moda dopiero się narodziła i podążać za nią mogą tylko najbardziej utalentowani jej adoratorzy? Mówiąc o „Shultesie” wspominałem braci Dardenne, ale warto tu wymienić także najbardziej
aktualnego po triumfie w Cannes rumuńskiego reżysera Cristiana Mungiu i jego dramat „4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni”. Bakur nie mógł widzieć filmu Mungiu, ponieważ był kręcony prawie w tym samym czasie, co „Shultes”. Bakuradze jednak uchwycił w swoim filmie nawet styl i kolorystykę obrazu, uznanego za najlepszy obraz 2007. Styl „Shultesa” – to pochmurność,
która tworzy ogólny nastrój. Nie ma ani jednego słonecznego kadru, tylko zwarty, lekko rozmazany monochrom, który przypomina zdjęcia na sepii. Żadnych sztucznie dodanych
dźwięków (za wyjątkiem jednej sceny, o której nie mówię umyślnie) w filmie nie ma. Tylko dźwięki ulicy, rynku, telewizora itd. Reżyser stosuje tu specjalną technikę – w filmie dźwięk jest „rzeczywisty”.
Jeszcze jedną zaletą filmu jest to, że, mimo aspołecznego zachowania, widz współczuje Shultesowi, bo powoli dochodzi do wniosku, że jest on nosicielem prawdziwej samotności.
W Europie takie kino nazywają egzystencjalnym, w Rosji nie ma na to nazwy, jest za to zwyczaj współczuć prawdziwie samotnym ludziom. Tłumaczy to dlaczego Shultes wzbudza współczucie. Chociaż jeśli w rzeczywistości taki Losza Shultes wyciągnie komuś z tych widzów komórkę to
raczej będzie obiektem szczerej nienawiści, niż współczucia.
Film jest pełen tajemnic. Tajemnicza jest fabuła filmu, skłaniająca widza do refleksji i pełna domysłów, co obala tezę, że film jest „prosty”. Tajemnicza jest również ideologia filmu.
„Shultes” stanowi przykład rzadko spotykanego obrazu, który albo bardzo się podoba, albo w ogóle, bo taki subiektywizm jest jedynie słuszną oceną. Uważam to za jeszcze jeden plus filmu. Mnie osobiście, jak również jurorom w Cannes, film się spodobał”.