Mówi Feliks Falk
Ten pressbook może zdradzać kluczowe elementy filmu
„Komornik" jest w pewnym stopniu współczesnym echem mojego filmu z lat 70., „Wodzireja". Tak jak tam, bohater jest wyrazisty, dynamiczny i bezwzględny w swoim dążeniu do celu. Różni się jednak tym, że działa otwarcie, nie ukrywając swoich intencji ani metod. Najważniejsza jednak różnica to ta, że następuje w nim przemiana. Lucek mimo nieudanej próby ekspiacji i zadośćuczynienia krzywdom swoich ofiar, a także przyzwolenia na kontynuację swoich metod przez ludzi, z którymi współpracuje, nie wróci już na tę samą drogę. Bohater znajduje w sobie siłę, żeby zbuntować się i przeciwstawić złu. Dzięki temu film uzyskuje inny wymiar; pokazuje widzowi, że istnieje „światełko w tunelu", że są wartości, do których zawsze można wrócić.
Postać Lucka jak w kropli wody skupia nasze doświadczenia związane ze współczesnością. W filmie starałem się powiedzieć, że przemiany ustrojowe w Polsce nie zlikwidowały automatycznie konfliktów społecznych, biedy, niesprawiedliwości, nie zlikwidowały wad ludzkich jak zawiść, bezwzględność, pazerność czy dążenie do kariery za wszelką cenę. Może nawet bardziej je wyeksponowały. „Komornik" ukazuje świat skorodowany, w którym jedni ludzie gnębią innych, świat w którym dla słabych nie ma miejsca. Akcja scenariusza rozgrywa się w regionie (Wałbrzych), który szczególnie doświadczył tych przemian i kryzys trwa tam do dzisiaj. Nie chodzi mi jednak o to, żeby epatować nędzą i słabościami natury ludzkiej, ale żeby pokazać, że w tym świecie biedy i zła istnieje również miejsce na odrobinę dobra. Głównego bohatera zagrał Andrzej Chyra. Myślę, że jest to jeden z nielicznych aktorów, który posiada bardzo zróżnicowane środki wyrazu. Chciałbym, żeby bohater czyniąc zło , nie wywoływał u widza totalnej niechęci; Andrzej Chyra bardzo dobrze odpowiada moim oczekiwaniom i jak sądzę, wywiązał się z powierzonego mu zadania bez zarzutu.
Film jest dynamiczny, bohater działa szybko i zdecydowanie zarówno w pierwszej części jak i w drugiej, kiedy próbuje odkupić swoje winy. Dlatego kamera próbuje dostosować się do jego rytmu i sceny często są fotografowane kamerą z ręki, ale unikamy demonstracji i dla zwykłego widza będzie to prawie niezauważalne. Mimo że podjąłem próbę opisania świata i bohaterów w sposób nieco przerysowany, sama rzeczywistość jest czytelna i nie ma przeszkód, aby się z nią w pełni identyfikować.
(eksplikacja reżyserska do filmu „Komornik”)
*
- Jak na pański film zareagowało środowisko prawnicze, a konkretnie komornicy?
- Komornicy to dość specyficzna grupa zawodowa, specyficzna i zarazem dość pociągająca. O ich bezwzględności i zdecydowaniu, o ich zarobkach krążą mity, powielane zwłaszcza teraz, w kontekście kroków podejmowanych przez komorników wobec zadłużonych szpitali. Aby nakręcić film o komornikach, nawet jeśli przybiera on nieco bajkową formę przypowieści, musiałem ich pracę i środowisko zdokumentować możliwie dokładnie. Wiem, że zarabiają sporo, ale wiem też jak wysokie są koszty ich działalności – nie tylko egzekucji, ale choćby utrzymania biura, wiem też, jakimi środkami prawnymi dysponują, by ochronić swoje ofiary-dłużników przez tragedią. Nie tak dawno TVP pokazała dokumentalny serial „Komornicy”, obserwacje realizatorów w sporej części pokrywają się z moimi.
Przyznam, że nie robiliśmy specjalnego pokazu filmu dla komorników. Ale kiedy „Komornika” pokazywano latem na festiwalu w Kazimierzu, Andrzej Chyra spotkał kilku panów gorąco dyskutujących na jego temat - jeszcze przed pokazem. Okazało się, że to właśnie komornicy. Następnego dnia zaprosili go do swego stolika w kawiarni i zaoferowali pomoc w przyjęciu do swej korporacji.
- Co czuje reżyser wracający za kamerę po tak długiej przerwie?
- To nie było tak, że ja przez te dziewięć lat, jakie upłynęły od mojego ostatniego filmu kinowego, nic nie robiłem. Stałem jednak za kamerą, nakręciłem choćby serial „Twarze i maski”, który bardzo sobie cenię. Moja satysfakcja z pracy nad „Komornikiem” płynęła przede wszystkim z tego, że miałem do czynienia z dobrym scenariuszem. Ekipa czuła to samo, więc wspólna praca nad filmem byłą dla nas przyjemnością. A to, czy była to przerwa dziewięcio- czy pięcioletnia, naprawdę nie ma większego znaczenia. Zresztą, tych lat wcale nie uważam za stracone.
Jakkolwiek muszę przyznać, że z początku miałem obawy, czy moje przyzwyczajenia w pracy na planie, moja wiedza praktyczna na temat robienia filmów, nie wiąże się z nazbyt tradycyjnym widzeniem. Chciałem przecież nakręcić film nie tylko interesujący, ale i nowoczesny. Dlatego do pracy nad „Komornikiem” ściągnąłem ludzi takich jak operator Bartek Prokopowicz, o których wiedziałem i czułem, że mogą mi pomóc w trochę innym opowiedzeniu tej historii. Wiele wniósł też Andrzej Chyra – jeden z najbardziej kreatywnych, obok Jerzego Stuhra i Andrzeja Seweryna, aktorów, z jakimi miałem szczęście pracować. Obecność w ekipie ludzi młodych, z innego niż moje pokolenia, potraktowałem jako rodzaj eksperymentu, co z kolei okazało się dodatkową mobilizacją.
- Planuje pan następny film?
- Chciałbym, ale trochę obawiam się, że nie znajdę dobrego scenariusza. Zależy mi na zrobieniu czegoś, co przyniesie jakąś satysfakcję i mnie, i widzom. Czytam sporo scenariuszy, trudno jednak trafić na tekst, który sprosta moim wymaganiom – nawet wśród tych, jakie później zrealizowali inni reżyserzy. Ja wolę czekać na „swój” scenariusz, mam nadzieję, że krócej niż dziewięć lat.