Odcinki 173 dodaj odcinek
Sezony
Zająć się dziećmi w wieku Dorotki i Wojtka niby rzecz prosta i mało pracochłonna. Kiedy jednak zajmie się tym filozof, konkretnie Kuba, może prowadzić to nieoczekiwanie do wielu groźnych wydarzeń, uszczerbków na zdrowiu i zaginięć. Kuba, desperacko ukrywający swoje problemy opiekuńcze przed resztą rodziny, nabawia się postępującej nerwicy, tym bardziej, że pomaga mu dzielny policjant, co, jak wiadomo, sprawy nie ułatwia. Policjant też zresztą ma swoje problemy, bo musi wygłosić prelekcję dotyczącą bezpieczeństwa dzieci, a odkrywa akurat u siebie paniczny lęk przed publicznymi wystąpieniami. Dzięki zbiorowym wysiłkom wszystkie te kłopoty znajdują szczęśliwe, choć dla niektórych bolesne, rozwiązanie.
Co ma zrobić ciotka, konkretnie ciotka Ula, kiedy dostarczone jej zostają dowody małżeńskiej zdrady, dokonanej w biały dzień przez Michała, męża Elizy? Oczywiście najpierw zgłasza ogromne pretensje do Krysi, matki Michała - ale sama musi przyznać, że matka nawet jeśli jest winna, to przecież nie bezpośrednio. Obie zdesperowane panie knują, więc, przy użyciu niezastąpionego w takich sytuacjach policjanta, spisek, który ma doprowadzić do złapania Michała na gorącym uczynku. Ula opracowuje precyzyjny plan, mniej więcej na miarę Pustynnej Burzy, i w akcie kulminacyjnym istotnie dochodzi prawie do przyłapania Michała z piękną, młodą dziewczyną. Prawie - jak słusznie mówi reklama - robi wielką różnicę…
Kobiety, jak wiadomo, to istoty łagodne, delikatne i niekonfliktowe. Jest jednak kilka pól, na których szczególnie są wrażliwe, a jednym z nich jest kuchnia. I na tym właśnie polu, poprzez błahe nieporozumienie, dochodzi do gwałtownie eskalującego konfliktu między Ulą i Krysią. Obie upierają się gotować rodzinie Kwiatkowskich pod nieobecność Anki, przy okazji całkowicie dezawuując umiejętności konkurentki. Zupełnie jak w polityce, pozytywna konkurencja szybko przekształca się w wojnę negatywną, dochodzi do niszczenia wrogich potraw przy pomocy garści soli i innych przypraw, gorszące rękoczyny już wiszą w powietrzu, kiedy do mediacji postanawia włączyć się Jacek. I wtedy dopiero naprawdę robi się strasznie.
Nikt równie mały nie potrafi narobić równie dużego zamieszania, co noworodek. Niby wszystko przygotowane, wszyscy się spodziewają, a niech tylko pojawi się na świecie, to cały ten świat zmienia. Majka i Kuba muszą odnaleźć się w roli rodziców - to normalne. Ale i Jacek musi odnaleźć się w roli dziadka, a to już trudniejsze. Młodsze dzieciaki muszą pogodzić się z kolei, że przestały być z dnia na dzień pępkiem świata - i jako dzieci przytomne, postanawiają ten fakt wykorzystać materialnie. Na niczym nie zarabia się tak łatwo, jak na sprytnie wyolbrzymianym poczuciu krzywdy. Najtrudniej ma teściowa Elizy, Krysia, która musi pogodzić się z faktem, że to nie ona jest babcią. I to ostatnie zadanie okazuje się najtrudniejsze.
A nawet kilka gromów z jasnego nieba spadnie tym razem, tradycyjnie z nienacka, na bohaterów tego serialu. Po pierwsze, Alutka zaczyna cierpieć na żołądkowe niedyspozycje. Pod wpływem pewnych przesłanek stopniowo dochodzi do straszliwego wniosku: Jadzia chcę ją otruć. Powód jest jasny - Jadzia chce wyeliminować Alutkę i zająć jej miejsce u boku Jędruli. Kiedy kobieta wpadnie już na taką myśl - i w dodatku ciągle cierpi na mdłości, nie jest łatwo ją przekonać, że się myli. Dopiero nieoczekiwanie jeden z przypadkowo przeprowadzonych przez Dziadka - lekarza testów wyjaśnia, że prawda jest jeszcze dziwniejsza i bardziej nieoczekiwana. Drugi grom to wiadomość, że ojciec Wojtka i Dorotki, przeszedłszy wszystkie stosowne kuracje i resocjalizacje, chce z powrotem zająć się dzieciakami. Jackiem targa straszliwa ambiwalencja uczuć. Co najgorsze jednak, okazuje się, że "odnowiony" ojciec dzieciaków budzi sympatię nawet Jacka. Czasem dla dobra dzieci trzeba podjąć decyzje, które dla rodziców, w tym wypadku przybranych, bywają bardzo bolesne.
Lesio, maż Jadzi, przybywa nieoczekiwanie z dwójką ośmioletnich bliźniaków, nieoczekiwanie osieroconych przez jedyną krewną Lesia. Wybór jest prosty - albo dziećmi trzeba się zająć, albo trafią do domu dziecka. Dla Jadzi rodzinne obowiązki są oczywiste, o oddaniu dzieci nie ma mowy, ale o zajęciu się nimi też nie - Alutka, wstrząśnięta do imentu własną ciążą następnych dzieci pod swoim dachem by nie wytrzymała. A zostawić ją w odmiennym stanie Jadzia też nie może, bo Alutkę trafiłaby apopleksja lub coś gorszego. Tymczasem bliźniaki w trybie tymczasowym zostają ulokowane u Kwiatkowskich, a Jędrula i Jadzia łamią sobie głowę nad rozwiązaniem tego problemu. Wreszcie Jędrula tworzy zawiłą kombinację opiekuńczo wychowawczą - tylko po to, żeby się dowiedzieć, że problem został już rozwiązany dużo prościej.
Jędrula zostaje zmuszony przez sytuację do inwestycji w produkcję filmową własnych środków. Nadzieja na zysk duża, gwarancje mocne - ale fakt jest faktem, potężna część środków państwa Kossoniów na pewien czas znika z konta. Pech chce, że Alutka wciska w bankomacie nie ten klawisz, co trzeba i niechcący zapoznaje się ze stanem konta. Stwierdza z przerażeniem, że Jędruli, a zatem i jej, grozi bankructwo. Ponieważ Jędrula gubi się w mętnych wyjaśnieniach, nie chcąc przyznać się do inwestycji, Alutka dochodzi do wniosku, że jej mąż nie radzi sobie z kryzysem, który wymaga działań nadzwyczajnych. A do działań nadzwyczajnych są potrzebni nadzwyczajni ludzie, czyli Alutka. W domu Jędrulów zostają wdrożone skrajnie restrykcyjne plany oszczędnościowe, które dziwnym trafem dotyczą tylko wydatków na Jędrulę, a Alutka przymierza się do twórczego zarządzania całością ich majątku. Teraz widmo bankructwa państwa Kossoniów staje się naprawdę realne.
Alutka jako przyszła matka coraz śmielej rozwija swoje koncepcje wychowawcze, co przywodzi Jędrulę do wniosku, że cała odpowiedzialność za rozwój dziecka spada na niego. Przyszły ojciec konstatuje jednak, że o byciu ojcem nie ma najmniejszego pojęcia, więc ryzyko, że sobie w tej nowej roli nie poradzi, jest bardzo duże. Zdesperowany Jędrula udaje się więc do Majki, by poćwiczyć z niemowlakiem, to jednak okazuje się zajęciem nadmiernie stresującym, zwłaszcza, że niemowlak notorycznie na widok Jędruli zaczyna przeraźliwie płakać. Jędrula zatem postanawia zastąpić na pewien czas Jacka w roli ojca, żeby oswoić się najpierw z ojcostwem dzieci na tyle wyrośniętych, żeby nie dały sobie przez jakiś jego bezwiedny błąd zrobić zbyt dużej krzywdy. Dzieci jednak, jak to dzieci, natychmiast wyczuwają różnicę między prawdziwym ojcem, a praktykantem i bezlitośnie ją wykorzystują. W efekcie tych doświadczeń Jędrula o dziwo dochodzi do słusznych wniosków i dowiaduje się, na czym naprawdę polega bycie ojcem.
Jędrula na gwałt potrzebuje bohatera do nowego rodzaju reality show, które polega na śledzeniu kamerą życia człowieka w jego naturalnym środowisku. Wybór, z braku lepszych pomysłów, pada na policjanta. Niestety, sfilmowane z ukrycia życie zawodowe policjanta jest potwornie nudne, stanowiąc najwyżej jedynie dowód dla jego zwierzchników, że Posterunkowego należałoby zwolnić natychmiast i to dyscyplinarnie. Zdesperowany Jędrula sięga zatem po środki nadzwyczajne. Wynajmuje kaskaderów, którzy, odgrywając rozmaite przestępstwa, zmuszają Posterunkowego do interwencji. Teraz materiały filmowe stają się nieporównanie ciekawsze, zachodzą jednak niepokojące zjawiska uboczne - Posterunkowy po raz pierwszy w życiu uwierzył, że przestępcy się go boją, a on - Posterunkowy - jest prawdziwym stróżem prawa. Rodzi to ogromne ryzyko, co stanie się z policjantem, kiedy przypadkiem natknie się na prawdziwych przestępców. Jędrula widzi, że stał się odpowiedzialny za życie, może niezbyt mądrego, ale jednak - człowieka.
Filip instrumentalnie i - powiedzmy szczerze - niezbyt ładnie traktuje swoje kolejne dziewczyny, a Majka i Kuba zatrudniają opiekunkę do dziecka. Te dwa, pozornie odległe fakty zaczynają się łączyć dzięki temu, że opiekunka do dziecka jest niezwykle powabną studentką. Która w dodatku uważa, że Filip powinien to i owo zrozumieć, żeby z chłystka zamienić się w mężczyznę. Na oczach zszokowanego Jacka Filip zadurza się w starszej o kilka lat dziewczynie, planuje wspólną przyszłość na wiele lat w najdrobniejszych szczegółach i robi wszelkie pozostałe rzeczy, które ojca licealisty mogą przyprawić o silny ból głowy. Jacek próbuje interweniować, ale rola ojców w takich sytuacjach bywa boleśnie ograniczona. Na szczęście do akcji wkracza Majka, wyczuwając, że bilans korzyści i strat z racji korzystania z pomocy aż tak powabnej opiekunki może się dla całej rodziny okazać wybitnie niekorzystny.
Wyobraźnia Alutki, nie znajdująca ujścia w twórczości poetyckiej, ograniczonej z racji ciąży, gdzieś się przecież manifestować musi. Skoro świadomość ją ogranicza, przenosi się do podświadomości, konkretnie do snów i tam wreszcie znajduje prawdziwe pole do popisu. Alutce śnią się rzeczy, które nie śniły się filozofom – niestety są to sny wieszcze i groźne. Ich ofiarą pada tradycyjnie już, Jędrula, który ze świadomą Alutką porozumieć się często nie może, a co dopiero z jej podświadomością. Zostaje wreszcie zmuszony do sprowadzenia notariusza, który sporządza w domu Kossoniów najdziwniejszy akt w swojej karierze. W domu Kwiatkowskich Krysia dochodzi natomiast do zdumiewającego wniosku, że najprawdopodobniej jest w ciąży. Co to oznacza dla wszystkich, a już dla Włodka, jej męża zwłaszcza – nie sposób wyrazić słowami.
Ula z Krysią wpadają na pomysł zabrania na wczasy bliźniaków, co dzieciom ma dać niezapomniane wrażenia, a paniom - miły wypoczynek bez męskiego towarzystwa. Bliźniaki mają na tę sprawę jednak skrajnie odmienny pogląd – wczasy z dwiema ciociami jawią im się jako horror i katorga. Domagają się zatem od Jacka, żeby na wakacyjny pomysł stanowczo się nie zgodził; wolą cały lipiec w garażu przesiedzieć, niż z ciociami w Bułgarii. Jacka stawia to w mocno kłopotliwej sytuacji, zwłaszcza, że panie, żeby wymóc jego zgodę, skaczą koło niego jak koło arabskiego szejka. To z kolei budzi określone podejrzenia Włodka, któremu częste wizyty jego żony u Kwiatkowskich i jej nadskakiwanie Jackowi zaczynają się układać w logiczną całość. Tymczasem zaprzyjaźniony od lat z tym domem, Posterunkowy dochodzi do wniosku, że jedynym sposobem awansu w sferze budżetowej jest wstąpienie do partii politycznej, która wygra kolejne wybory. Ale która wygra, tego nie wie oczywiście nikt. Policjant jednak znajduje rozwiązanie tego pozornie nierozwiązywalnego dylematu.
Alutka, skądinąd rozsądnie, uznaje, że uczyć się obsługi niemowlaka dopiero wtedy, kiedy ten już się urodzi, jest cokolwiek spóźnione. W końcu nawet samochód ludzie uczą się prowadzić, zanim zaczną jeździć swoim, a nie odwrotnie. Zarządza więc dla całego domu kurs przygotowawczy, napotyka jednak na kłopot w postaci braku ćwiczebnego niemowlaka, bo Majka egoistycznie odmawia pożyczenia na tydzień swojego. Do ćwiczeń zostają zaangażowane więc dzieci najbliższe wiekowo, czyli bliźniacy. Ma to swoje wady, bo na przykład stanowczo nie pozwalają się przewijać, ale kurs opieki na dzieckiem w końcu rusza, ze stosownymi modyfikacjami, skoro niemowlaki mają po osiem lat. Co naturalnie przynosi szereg niespodzianek. Natomiast ciocia Ula przeżywa dramat w związku z unijnymi badaniami w resorcie, dotyczącymi sympatii do zwierzchników. Okazuje mianowicie zwierzchnikiem najmniej lubianym, co zmusza ją do szukania przyczyn tego stanu. Naturalnie szuka ich wszędzie, tylko nie w sobie.
Jacek, wbrew staraniom bliźniaków, odkrywa, że w ich szkole zbliża się termin wywiadówki. Odkrywa też przyczyny dyskrecji chłopaków – jeden ma otóż fundamentalne problemy z matematyką, a drugi, co już całkiem jest niezrozumiałe – z wuefem. Jacek desperacko przystępuje do prób podciągnięcia bliźniaków z inkryminowanych przedmiotów, musi jednak przyznać, że są rzeczy, których po prostu w kilka dni się zrobić nie da. Do akcji pedagogicznej wkracza Alutka, która właśnie w równoległym wątku zaakceptowała wreszcie ostatecznie błogosławiony stan, w którym się znajduje i w związku z tym odkryła w sobie macierzyńskie powołanie i jego sedno – serce matki. Alutka zawsze jest maksymalistką, więc to serce jest ogromne i wszechogarniające, jak pierwotna macierz, nie przymierzając. W ramach tej wszechmiłości Alutka rozwiązuje zatem także problemy bliźniaków, choć w sposób, który Jacek jest w stanie zaakceptować z najwyższym trudem.
Bliźniacy, naturalnie na skutek nieodpowiedzialnej postawy dorosłych, popadają w głęboki spór, który kończy się śmiertelną obrazą i zerwaniem braterstwa. Jednocześnie Alutka dochodzi do wniosku, że Jędrula nie cierpi dzieci i w związku z tym kompletnie nie nadaje się na ojca. W efekcie tych wydarzeń Paweł postanawia odseparować się od brata, a Alutka postanawia odseparować Jędrulę od dziecka, choć to ostatnie jeszcze się nie urodziło. Ale jak wiadomo lepiej dmuchać na zimne. Problem bliźniaków staje się szansą Jędruli na udowodnienie jego pozytywnej postawy wobec dzieci, zwłaszcza małych, ale doprawdy – kochać dzieci, zwłaszcza jak są poobrażane i stroją fochy, bywa dużo trudniej, niż Jędrula myślał.
Posterunkowy pod wpływem natchnienia znajduje branżę biznesu, w której, jak sądzi, może odnieść sukces. Postanawia mianowicie założyć firmę ochroniarską. Okazuje się jednak, że takie zamierzenie wielokrotnie przekracza jego możliwości finansowe, zwraca się więc ostatecznie do Jędruli o pomoc. Jędrula, choć zrazu niechętny, potem jednak nagle zmienia zdanie i pomoc deklaruje – i dopiero teraz dla policjanta zaczynają się prawdziwe problemy. Równolegle pod wpływem rozterek Filipa, co studiować, żeby to najlepiej posłużyło jego planom zdobycia majątku przed trzydziestką, Eliza i Michał odnajdują dla siebie okazję do niezłego zarobku. Okazuje się, że jak pomysł jest dobry, to nawet psycholog może zarobić.
Policjant, przymuszony przez Krysię, pomaga wieszać firanki. Nie od dzisiaj wiadomo, że każda praca Posterunkowemu szkodzi, co szybko znajduje potwierdzenie. Policjant schodząc, spada z drabiny i to tak niefortunnie, że uderza głową w ścianę i traci przytomność. Z pomocą sąsiadów udaje się stróża prawa docucić i nawet przebadać; lekarze nie znajdują nic niepokojącego poza jednym objawem. Policjant stracił pamięć i cofnął się mentalnie do świata lat przedmaturalnych. W tej sytuacji zachodzi potrzeba bardzo ostrożnego wprowadzenie go we współczesność, bo przez ostatnie dwadzieścia parę lat świat zmienił się niebywale – co wszyscy uświadamiają sobie dopiero dzięki policjantowi, który jest na etapie przewodniej roli partii, kartek na mięso i dolara po sto złotych. Naturalnie poznając nowy świat, nasz dzielny bohater popada w euforię – ale do czasu, do czasu…
Kiedy coś dotyczy bliźniaków, wszystko zaraz się komplikuje. I nie jest to aluzja polityczna, tylko kwestia współodczuwania Piotrka i Pawełka, co bliźniakom czasem się zdarza. To znaczy – kiedy jeden się uderzy, boli obu. W tym przypadku – kiedy jednego boli ząb i boi się dentysty, dotyczy to też obu i robi się prawdziwy problem. Rozwiązanie tej subtelnej kwestii utrudnia fakt, że Włodek jedzie służbowo do Paryża i może zabrać żonę. A dla kobiety wyjazd do światowej stolicy mody, to więcej niż wyzwanie – to, nie bójmy się tego słowa, misja. Jacek stara się w tym wszystkim nie oszaleć, co nie jest proste, bo musi ustalić, który z dwóch jęczących bliźniaków potrzebuje dentysty, a jednocześnie ukoić Włodka, który zdał sobie prawe, że wyprawa z żoną do Paryża oznacza dla niego nieodwołalną i ostateczną ruinę. Ale nikt Jackowi nie obiecywał, że los mężczyzny jest lekki.
Nieporozumienia zdarzają się na co dzień nawet między bliskimi osobami, ale zwykle nie mają specjalnie dużego znaczenia. Czasem jednak bywają nieporozumienia fundamentalne i coś takiego przydarza się Jędruli. Jego małżonka otóż, dopiero teraz, kiedy zbliża się termin porodu, uświadomiła, mu, że uważa za oczywiste, iż kiedy urodzi się dziecko, mamusia Alutki, czyli teściowa Jędruli, zamieszka z nimi. O, niedługo – najwyżej na dwa, trzy lata. Dla Jędruli jest to sytuacja taka, jakby Pałac Kultury zawalił mu się na głowę, bo wiele Jędrula potrafi sobie wyobrazić, jest w końcu producentem, ale mieszkania z „mamusią” – w żaden sposób. Cała wiedza, spryt i umiejętności nagromadzone w tym mężczyźnie przez lata zostają zaprzęgnięte do jednego celu – nie dopuścić do wprowadzenia się „ukochanej” teściowej. Mamusia jednak jest to zawodnik takiego kalibru, że może się okazać poza zasięgiem Jędruli…
Policjant z pewnych, jego zdaniem uzasadnionych powodów – a konkretnie: wproszenia się na otwarcie tajskiej restauracji - dochodzi do wniosku, że nosi w sobie śmiertelnego wirusa i zostały mu ostatnie dni życia. Taka sytuacja, oczywiście, diametralnie zmienia jego optykę i podejście do tegoż życia. Już z Posterunkowym, który boi się wszystkiego było trudno wytrzymać, ale teraz, kiedy nie boi się niczego – po prostu nie sposób. Zaczyna robić to, o czym zawsze marzył, ale czego wcześniej się obawiał – na przykład wypisywać mandaty Jędruli, dla czystej przyjemności poniżenia biznesmena. Na szczęście Filipowi udaje się przekierować myśli policjanta w stronę marzeń nieco mniej destrukcyjnych dla otoczenia, ale to z kolei od innych, zwłaszcza Elizy, wymaga nieoczekiwanych poświęceń.
Ula postanawia zacząć uprawiać lobbing; konkretnie chodzi o jedno słowo w jednej ustawie, tak, by objęła ona naczelników, a konkretnie Ulę. Wielu znajomości w świecie polityki Ula nie ma, lobbuje więc tam, gdzie może i obiektem jej działań staje się... Włodzio. Co prawda Włodzio wpłynąć na kształt ustawy nie może, ale tym gorzej dla niego, bo Uli się tego nie przetłumaczy. Wątek lobbistyczny splata się z dramatyczną sytuacją Jadzi, która na skutek niefortunnych wydarzeń straciła smak. Kucharka, i to tak dumna ze swojej sztuki, jak ona, pozbawiona smaku, traci niejako rację bytu. Ziemia usuwa się Jadzi spod stóp, sens jej całej egzystencji staje pod znakiem zapytania. Na szczęście, obie te sytuacje, pozornie bez wyjścia, znajdują szczęśliwe rozwiązanie, ale dopiero wtedy, kiedy na klęskę udaje się spojrzeć jak na sukces.
Jedna z dwóch osób na posterunku ma dostać awans i może to być... Posterunkowy. Normalnie taka sytuacja, bo posterunkowy walczy przecież ze wszystkich sił, żeby zniszczyć konkurenta, angażując do tej walki kogo może, przesłoniłaby wszystkie inne wydarzenia. Nie tym razem jednak – bo zbliża się termin porodu Alutki, a to wytwarza napięcie z niczym nie porównywalne. Alutce, znanej z nadwrażliwości, zdaje się, że zaczyna rodzić mniej więcej co kwadrans. Jędrula biegnie po auto, Jadzia po torbę – Alutka się rozmyśla. I tak kilkadziesiąt razy na dobę. Po kilku dniach bezustannego rodzenia Jędrula i Jadzia są na granicy wytrzymałości. Sytuacji nie ułatwia fakt, że Alutka oskarża ich o histeryzowanie. Ale od czego są sąsiedzi. Do czuwania nad Alutką zostaje wydelegowany specjalny zespół, który jest tak pewien swoich kompetencji, że to dopiero rodzi, nomen omen, prawdziwe problemy. W wielkim finale Alutka i Jędrula zostają jednak wreszcie rodzicami, choć w zupełnie inny sposób i w innych okolicznościach, niż sobie to zaplanowali.
Więcej informacji

Ogólne

Czy wiesz, że?

Fabuła

  • Opisy
  • Recenzje
  • Słowa kluczowe

Multimedia

Pozostałe

Proszę czekać…