Dylan (Drew Barrymore), Natalie (Cameron Diaz) i Alex (Lucy Liu) są piękne, inteligentne i niezawodne. Do perfekcji opanowały wschodnie sztuki walki, a do dyspozycji mają najnowsze zdobycze techniki, dzięki którym mogą stawić czoła przeciwnikowi na lądzie, wodzie i w powietrzu. Pracują dla Charliego, szefa agencji… zobacz więcej
Dylan (Drew Barrymore), Natalie (Cameron Diaz) i Alex (Lucy Liu) są piękne, inteligentne i niezawodne. Do perfekcji opanowały wschodnie sztuki walki, a do dyspozycji mają najnowsze zdobycze techniki, dzięki którym mogą stawić czoła przeciwnikowi na lądzie, wodzie i w powietrzu. Pracują dla Charliego, szefa agencji detektywistycznej specjalizującej się w rozwiązywaniu najtrudniejszych zagadek kryminalnych. Znane są wszystkim jako ANIOŁKI CHARLIEGO. Aniołki stają w obliczu największego wyzwania w całej swej dotychczasowej karierze, gdy nieznani sprawcy uprowadzają milionera, który opatentował rewolucyjny program identyfikacji głosu. Każdy, kto wejdzie w jego posiadanie, zyska niewyobrażalną władzę. Złoczyńcy przedwcześnie jednak świętują swój sukces. Od czego są bowiem Aniołki, którym nawet diabeł się nie oprze? Anonimowy
"Aniołki Charliego" to z dużym rozmachem zrealizowany, pełen akcji film. Do tego jest wyśmienicie stylizowany na lata siedemdziesiąte, w których triumfy święcił serial. przeczytaj recenzję
Jada Pinkett Smith otrzymała propozycję zagrania Alex, ale odrzuciła ją ze względu na pracę przy filmie Wykiwani. zobacz więcej
nie uwierzycie… – ale mi się podobał!!!
> przerysowany o 2007-07-13 20:20:00 napisał:
>
> heh, mnie też! a największym plusem produkcji to Cameron Diaz! zapewne nie
> uwierzycie no ale co tam… :D
Cameron Diaz była jedynym plusem tego filmu. Ale trzeba przyznać że bardzo dużym plusem. Dzięki niej film dało się obejrzeć :P
Ta strona powstała dzięki ludziom takim jak Ty. Każdy zarejestrowany użytkownik ma możliwość uzupełniania informacji
o filmie.
Poniżej przedstawiamy listę autorów dla tego filmu:
Pozostałe
Proszę czekać…
Cóż, po przymknięciu oka na sztuczne CGI, nie jest to aż takie… gówno? Na guilty pleasure z pewnością się kwalifikuje.