Haker

4,9
Komputerowy geniusz Marcin "McFly" Makowski popada w kłopoty, po tym jak przyjmuje zakład od kolegi.

Obsada

Przy kompletowaniu obsady reżyser i producent od początku założyli, że - dla uwiarygodnienia historii - trójka aktorów kreujących główne role będzie w tym samym wieku, co odtwarzane przez nich postaci.

Wiedzieliśmy na pewno, że muszą to być ludzie młodzi i tak się stało. Zagrali nastoletni, dwudziestoletni aktorzy, w wieku w którym zdaje się maturę. To dla mnie było strasznie ważne, żeby bohaterowie byli wiarygodni - mówi Janusz Zaorski. Zależało nam - dodaje Marek Nowowiejski - żeby obsada głównych ról odpowiadała charakterystyce postaci. Aktorzy grający głównych bohaterów nie mogli być absolwentami szkół teatralnych udającymi maturzystów.

Do zagrania postaci Marcina zaproszono Bartosza Obuchowicza, który był świeżo po zdjęciach do Stacji Piotra Wereśniaka i - podobnie jak bohater Hakera - niedługo miał przystąpić do egzaminów maturalnych. W postać Turbo, filmowego przyjaciela Marcina - według scenariusza nieco starszego - wcielił się Piotr Miazga, student 3-go roku łódzkiej szkoły filmowej. Swoim podobieństwem do amerykańskiego gwiazdora Nicolasa Cage'a tak urzekł Janusza Zaorskiego, że ten - razem z Markiem Nowowiejskim - przerobił scenariusz i w rezultacie postać kreowana przez Piotra Mizagę zaczęła snobować się... na Cage'a.

Laurę - dziewczynę, która oczarowuje Marcina i daje tym impuls do serii niezwykłych wydarzeń - zagrała Kasia Smutniak, wzięta modelka, mieszkająca na stałe w Mediolanie i mająca już na swoim koncie dużą rolę we włoskim filmie Al momento giusto. Przygotowaniem ekipy młodych aktorów i opracowaniem ich ról zajął się Cezary Morawski, któremu dane też było zagrać w filmie Haker dyrektora szkoły - erotomana.

Janusz Zaorski i Marek Nowowiejski równie starannie dobierali obsadę ról drugoplanowych. Kilka z nich to prawdziwe aktorskie perełki. Twórcy Hakera zgotowali widzom dużą niespodziankę, proponując gwiazdom polskiego kina - Bogusławowi Lindzie, Markowi Kondratowi i Pawłowi Delągowi - zupełnie nowe wcielenia, które zdecydowanie odbiegają od ich ekranowego wizerunku. Nie miałem pewności - mówi producent - jak na propozycję małej, komediowej i autoironicznej roli zareaguje Bogusław Linda. Boguś ma duże poczucie humoru i dystans. Po przeczytaniu scenariusza zgodził się bez wahania. Podobnie Marek Kondrat. Pawłowi Delągowi też nie zabrakło dystansu i poczucia humoru by przystać na rolę Daniela.

W postać Kosy, psychopatycznego gangstera-szantażysty, prześladowcy Marcina i Turbo, wcielił się Paweł Wilczak, który wcześniej przećwiczył już z niezłym efektem przestępczy image, kreując rolę bandyty Jurija w Ekstradycji.

W obsadzie Hakera - w roli prezesa amerykańskiego banku - pojawił się też Paul Freeman, ceniony angielski aktor, którego widzowie mogą pamiętać jako Rene Belloqa, francuskiego rywala Indiany Jonesa w Poszukiwaczach zaginionej Arki - prywatnie długoletni przyjaciel Marka Nowowiejskiego. Przez wiele lat naszej przyjaźni marzyłem, żeby Paul zagrał w filmie przeze mnie wyprodukowanym - wspomina producent - Pierwsze przymiarki robiliśmy już 10 lat temu przy okazji filmu Roberta Glińskiego Wszystko, co najważniejsze. Wtedy nie wyszło. Teraz się udało. Paul przyjechał z żoną Maggie Scott, która też zagrała w Hakerze.

W komedii Janusza Zaorskiego pojawia się jeszcze jeden aktor - DeLorean - niezwykły samochód, który udawał wehikuł czasu w Powrocie do przyszłości. Kiedyś byłem fanem tego filmu - mówi Marek Nowowiejski - Próbowałem wypożyczyć kasetę dla mojej córki. Przez dwa tygodnie bezskutecznie. Właściciel wypożyczalni powiedział, że to kultowy film nastolatków - takich właśnie jak nasz bohater Marcin. Wszystko było więc jasne. DeLorean musiał być i jest. Sprowadziliśmy go specjalnie ze Stanów Zjednoczonych.

To samochód, którego na świecie powstało zaledwie 3000 egzemplarzy - dodaje Janusz Zaorski - Dwadzieścia lat temu kultowy obecnie unikat kolekcjonerski (...) Jest jednym z bohaterów i odnośnikiem do ulubionych lektur filmowych naszych bohaterów.

Realizacja filmu

Zdjęcia realizowane były głównie w Warszawie. Poza tym ekipa pracowała też w Konstancinie, w stadninie koni w Walewicach, a na koniec przeniosła się do Los Angeles, gdzie nakręcono sekwencję finałową.

W Hakerze w ważnej roli wystąpił stołeczny Pałac Kultury i Nauki. Na pałacowym basenie zrealizowano scenę szalonej imprezy urodzinowej Marcina. Pod Pałacem Kultury nakręcona została też scena kulminacyjna, w której Turbo, Laura i Marcin stawiają czoło filmowym czarnym charakterom.

Janusz Zaorski wspomina - Kiedy kręciliśmy sceny pod Pałacem Kultury, z udziałem helikopterów, czołgów, transporterów opancerzonych i mnóstwa policji, komandosów i wojska, ktoś zawiadomił...policję, że coś się dzieje i do akcji wkroczyły dodatkowe oddziały, nie wiedząc o co chodzi, czy przypadkiem jakaś grupa terrorystyczna nie chce zaatakować Pałacu Kultury. Nie chcieli się do nas przyłączyć i zagrać w Hakerze, bo stwierdzili, że mają inne obowiązki w mieście. Przyjechali, bo dostali zawiadomienie, że dzieje się coś strasznego, że jakieś niezidentyfikowane oddziały szturmują Pałac Kultury. To było zabawne qui pro quo. Scenę realizowaliśmy w nocy, oni niewiele widzieli, migotały tylko światła na policyjnych samochodach i z daleka nie bardzo było wiadomo o co chodzi.

Twórcom Hakera zależało, żeby bohaterowie ich filmu spotykali się i bawili w tych samych miejscach, które znają i lubią ich rówieśnicy ze świata realnego. Dlatego też sporą część materiału zealizowano w stołecznej Galerii Mokotów, jednym z ulubionych miejsc spotkań warszawskiej młodzieży. Tam, między innymi, powstało ujęcie, w którym - jak w Powrocie do przyszłości - Marcin wyjeżdża DeLoreanem z ciężarówki, w asyście kłębów białego dymu. Podczas realizacji tej sceny nie obyło się bez pewnych komplikacji, jednak twórcy filmu poradzili sobie z nimi w prawdziwie hollywoodzkim stylu. Chcieliśmy zrobić tę scenę na dachu Galerii Mokotów, na najwyższym poziomie parkingu - opowiada Marek Nowowiejski - Okazało się niestety, że nie ma takiej ciężarówki, która zmieściłaby w sobie DeLoreana, a równocześnie była na tyle niska, żeby wjechać na górny poziom parkingu o własnych siłach. W związku z tym musieliśmy wciągać tę ciężarówkę na dach Galerii 60-tonowym dźwigiem.

Ostatnie sceny Hakera zrealizowane zostały w Stanach Zjednoczonych. Mieliśmy przylecieć do Nowego Jorku 10 września - wspomina reżyser - Obuchowicz, Linda, operator, szwenkier, dźwiękowiec, producent Marek Nowowiejski i ja. Wybrano 86 piętro World Trade Center. Mieliśmy tam robić zdjęcia od siódmej do dziewiątej, bo od dziewiątej biura zaczynały pracę. Wypadek zdarzył się, jak wiemy, o 8.36, więc prawdopodobnie żywi byśmy z tego nie wyszli. Paradoksalnie uratowało nas kino. Zaproponowano mi funkcje jurora na festiwalu w Gdyni i przełożyliśmy o tydzień wyjazd, z 10 na 17 września. 17 września nie było już po co jechać do Nowego Jorku. Komedia Haker miała się kończyć właśnie w Nowym Jorku, a na wiele lat Nowy Jork nie będzie dobrym miejscem na zakończenie komedii.

Sekwencje amerykańskie zrealizowano ostatecznie w Los Angeles, na plażach w Santa Monica i okolicach Malibu. Producent wspomina, że najbardziej zaskoczeni i rozradowani tym faktem byli turyści z Polski, którzy przyjechali zwiedzać Hollywood i - zamiast spodziewanych gwiazd amerykańskich... spotkali Bogusława Lindę.

W Malibu i w Hollywood, w ciągu dwóch dni zdjęciowych, nakręciliśmy ostatnie sceny filmu - mówi Janusz Zaorski - W Hakerze jest wiele odniesień do filmów amerykańskich. Napis Hollywood jest czymś, co pozwala zrozumieć tę meandryczną drogę bohaterów scenariusza i moją - jako reżysera - przez świat filmu, Internetu, młodych ludzi, komedii. Bo to jest trochę film w filmie i opowieść o różnych filmach, zatem Hollywood jest tutaj dobrym miejscem odniesienia.

Scenariusz

Pomysł realizacji filmu o komputerach i Internecie narodził się w głowie producenta Marka Nowowiejskiego już kilka lat temu. Do rozpoczęcia prac nad komedią Haker zainspirowała go nowela Filipa Kovcina, cenionego twórcy teledysków.

Jesienią 1999 roku do pisania scenariusza, w oparciu o pomysł Filipa Kovcina, przystąpił Tomasz Solarewicz. Jednak kiedy w styczniu 2000 roku pierwsza wersja skryptu ujrzała światło dzienne, Marek Nowowiejski uznał, że tekst - choć niezwykle interesujący - jest zbyt poważny. Chciałem - wspomina - żeby powstał film rozrywkowy, zabawny, mający ostre tempo i dużo atrakcji. Zależało mi na tym, żeby pokazując świat hakerów i Internetu, nie skupiać się wyłącznie na możliwościach przestępstw komputerowych, ale pokazać również pozytywne możliwości i szanse, jakie dają nowe technologie.

Tomasz Solarewicz, Filip Kovcin i Marek Nowowiejski - po długich rozmowach - wspólnie doszli do wniosku, że radykalne zmiany w historii musi wprowadzić nowy scenarzysta. W efekcie dalszymi pracami nad scenariuszem zajął się Marek Nowowiejski.

Kluczową sprawą w powodzeniu przedsięwzięcia było znalezienie reżysera, który potrafiłby opowiedzieć tę historię - dotyczącą młodych ludzi i do nich przede wszystkim adresowaną - w sposób dynamiczny, nowoczesny i dowcipny. Szukając reżysera kierowałem się następującymi kryteriami: doświadczony, zawodowiec, z poczuciem humoru i młodzieńczym entuzjazmem - mówi producent - Zależało mi, żeby potrafił przyjąć punkt widzenia młodego widza, do którego skierowany jest film. Już po pierwszych rozmowach z Januszem Zaorskim wiedziałem, że właśnie on jest takim reżyserem.

Janusz Zaorski, dzięki Markowi Nowowiejskiemu, miał okazję zapoznać się ze scenariuszem. Z radością przeczytałem ten tekst - wspomina reżyser - bo zobaczyłem, że jest to jakaś szansa na powiedzenie czegoś więcej o nowej generacji. Jak to się zmieniło, jak teraz osiemnastolatkowie dojrzewają. Chciałem też zająć się Internetem. Ciekawiło mnie, jak to jest, jak się włamuje, na czym polega łamanie kodów. Mieliśmy nowelę, dużo rozmawialiśmy o niej z Markiem Nowowiejskim i w końcu zaczęliśmy pisać. Była jedna wersja scenariusza, potem druga. Z rok chyba trwało zanim ten scenariusz uporządkowaliśmy, a potem zaczęła się już produkcja - zastanawianie się jakie wnętrza, jaka obsada, jacy aktorzy.

Producent Hakera zgromadził pokaźny budżet w wysokości 5 milionów złotych. Połowę tej kwoty wyłożyli koproducenci - Monolith Films, HBO Polska, WFDiF, Agencja Produkcji Filmowej. Resztę udało się zebrać - z wydatną pomocą firmy Access-Pragma - od prywatnych sponsorów

Soundtrack

Skomponowaniem muzyki - dopasowanej klimatem do gotowych utworów występujących na ścieżce dźwiękowej Hakera - zajął się Marek Kościkiewicz, który wcześniej miał okazję współpracować z Januszem Zaorskim przy realizacji Szczęśliwego Nowego Jorku.

Gotowe utwory, które wykorzystano w filmie, zostały starannie wyselekcjonowane. W założeniu miały pasować do tematyki filmu, wieku i mentalności głównych bohaterów. W efekcie powstała bardzo interesująca kompilacja utworów polskich i zagranicznych wykonawców, która może usatysfakcjonować miłośników niebanalnego, klubowego brzmienia. Na ścieżce dźwiękowej, oprócz oryginalnych kompozycji Marka Kościkiewicza, znalazły się utwory takich wykonawców jak - Smolik, Futro, Cool Kids of Death, Homosapiens, Antosh, Fiolka. W soundtracku pojawia się też wielki przebój zespołu Touch & Go - Straight...to number one. Utwór zespołu Touch & Go usłyszałem po raz pierwszy, kiedy byłem z moją córką Julią na feriach zimowych - wspomina Marek Nowowiejski, który od początku czuwał nad doborem piosenek do filmu - Spodobała mi się muzyka, zabawny tekst, aranżacja i lekkość tego utworu. Odnalazłem wytwórnię płytową, od której dostałem materiał na płytę, która miała się ukazać kilka miesięcy później. Poczucie humoru i charakter tej muzyki idealnie pasowały do pomysłu na film.

Treść

Monolith Films zaprasza do kin na komedię sensacyjną dla młodzieży, której bohaterem jest zakochany "Haker". Marcin (Bartosz Obuchowicz) i Adam Nowak vel Turbo (Piotr Miazga) są przyjaciółmi. Pierwszy z nich radzi sobie lepiej z komputerami a drugi z dziewczynami. Aby uzupełnić braki w swoim "wykształceniu" chłopcy zakładają się. Marcin pomożeTurbo przy hakowaniu a ten zrewanżuje mu się poradą podczas miłosnych manewrów, których celem jest szkolna koleżanka - Laura (Kasia Smutniak). Wspaniałomyślność Turbo ma jednak swoje granice. Daje Marcinowi na zdobycie Laury jedynie pięć dni. Po ich upływie zamierza się nią zająć osobiście. Któremu z nich uda się zdobyć dziewczynę i milion dolarów?

Marcin Makowski (Bartosz Obuchowicz) to zakompleksiony sierota. Wprawdzie komputery nie mają przed nim tajemnic, ale jeśli chodzi o dziewczyny, to nie wie nawet gdzie znajduje się przycisk, który je uruchamia, nie mówiąc już o bardziej skomplikowanych komendach. W związku z tym Marcin skupia się na naukach ścisłych.

Jego wielkim marzeniem są studia w Massachusetts Institute of Technology. Przyjacielem Marcina jest Adam Nowak vel Turbo (Piotr Miazga). To typ zamożnego luzaka, który skończył liceum i nie dostał się na studia. Lubi wszystko co łatwe i szybkie - nie ogranicza się to bynajmniej do prędkości procesora w jego komputerze. Życie upływa mu na zdobywaniu kolejnych dziewczyn, hakerskich wprawkach (Turbo próbuje wciągnąć Marcina do hakowania, ale ten nie jest zainteresowany) oraz… podlewaniu kwiatów - do czego zmusza go nieustannie matka. Marcina i Turbo dzieli praktycznie wszystko - łączy wielka pasja do komputerów oraz kina. Mogą nie pamiętać w którym roku odbyła się bitwa pod Grunwaldem, ale wiedzą doskonale dlaczego Neo z "Matriksa" podążył za białym króliczkiem a Marty McFly próbował "Powrócić do przyszłości".

Marcin mieszka w internacie, ale bardzo często przesiaduje... w kotłowni, korzystając z gościny pana Tośka (popisowa rola Bogusława Lindy). Największym przekleństwem tego odzianego w waciak i beret z antenką palacza jest łudzące podobieństwo do… Bogusława Lindy. Tosiek, który z powodu swojego podobieństwa popadł w alkoholizm, oprócz powierzchni "biurowej" (Marcin ma w kotłowni swoje centrum komputerowe) udziela również naszemu bohaterowi życiowych rad. Raczej kłamstwem byłoby twierdzenie, że podnoszą one Marcina na duchu, ale zdarza się, że bywają niezwykle pomocne.

Adam Nowak, z racji podejścia do życia zwany Turbo, problemów lokalowych raczej nie ma. Mieszka z rodzicami w luksusowej willi, jeździ superszybkim motorem i za wszelką cenę stara się upodobnić do Nicolasa Cage'a. Czesze się w taki sam sposób jak amerykański gwiazdor oraz dzieli z nim upodobanie do kurtek z wężowej skóry. Jest w tym tak dobry, że momentami od oryginału różni go już tylko akcent. Obdarzony tyloma zaletami chłopak nie ma żadnych kłopotów z zaliczaniem kolejnych dziewczyn. Następną jego zdobyczą ma być piękna maturzystka - Laura (Kasia Smutniak), która potrzebuje pomocy przy egzaminie z matematyki. Turbo prosi Marcina o wsparcie, bowiem sam, tak jak i Laura, do matematycznych orłów raczej się nie zalicza.

Seksowna maturzystka robi na Marcinie tak wielkie wrażenie, że ten nie jest w stanie przypiąć do jej biustonosza specjalnego mikrofonu za pośrednictwem którego dziewczyna ma przekazać im tematy maturalnych zadań. Wyręcza, go Turbo, który widząc uczuciowe zaangażowanie kolegi, postanawia wykorzystać sytuację i zaproponować mu zakład. Jeśli Marcin zgodzi się pracować dla niego jako haker, on pomoże mu zdobyć Laurę. Wystarczy - jak twierdzi - że dziewczyna poczuje zapach pieniędzy i będzie dla Marcina tak łatwa do rozpracowania, jak przeciętnie skomplikowany program komputerowy. A kasy, jeśli Marcin przyłączy się do hakowania na pewno im nie zabraknie. Wspaniałomyślność Turbo ma jednak swoje granice. Daje Marcinowi na zdobycie dziewczyny jedynie pięć dni. Po ich upływie zamierza się nią zająć osobiście. Marcin przyjmuje zakład, wierząc głęboko, że obraz Laury odmalowany przez Turbo jest fałszywy.

Rozpoczyna się egzamin maturalny. Marcin dyktuje Laurze rozwiązania zadań, korzystając z łączności radiowej i komputera. Niestety, wskutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności zostaje przyłapany na robocie. Dyrektor szkoły żąda, aby chłopak wskazał osobę, która korzystała z jego podpowiedzi. Marcin odmawia i w efekcie wylatuje dyscyplinarnie ze szkoły. Zakład pozostaje jednak aktualny. Pierwszą akcją hakerskiego duetu jest włamanie na oficjalną stronę rządu. Ten zuchwały wyczyn sprawia, że Marcinem i Turbo zaczyna się interesować inspektor Burza (Marek Kondrat) - skorumpowany glina z Centralnego Biura Śledczego. Burza zleca gangsterowi Kosie (Paweł Wilczak), którego trzyma w szachu groźbą więzienia, aby namierzył parę młodocianych hakerów i zmusił ich do współpracy. Kosa rusza tropem Turbo i Marcina.

Pewnego wieczoru do domu Turbo przybywają dwie ponętne dziewczyny, które twierdzą, że są prezentem od Laury za zdaną maturę. Turbo postanawia od razu "rozpakować" podarunek. Marcin zupełnie nie ma na to ochoty. Wraca do komputera. Zupełnie przez przypadek znajduje w Internecie ogłoszenie jakiejś instytucji, która obiecuje nagrodzić milionem dolarów tego, kto przedrze się przez stworzony specjalnie na tę okazję system zabezpieczeń i łamigłówek. Marcin postanawia spróbować swoich sił.

Młodzieńcy, nieświadomi grożącego im ze strony Kosy niebezpieczeństwa, poczynają sobie w sieci coraz śmielej. Dzięki danym dotyczącym kart kredytowych, które odnajdują w śmietniku, zyskują dostęp do nieograniczonych funduszy. Turbo, który twierdzi, że efektowna chata na pewno pomoże Marcinowi "wyhaczyć" Laurę, wynajmuje dla niego kilka pięter… Pałacu Kultury i Nauki. Chłopcy zmieniają gmach w centrum hakerstwa a na znajdującym się tam basenie urządzają kostiumową osiemnastkę Marcina - solenizant paraduje w stroju Supermana a jego przyjaciel tradycyjnie już przeistacza się w Cage'a. Jednym z zaproszonych gości jest oczywiście Laura. "Kawalerka" Marcina robi na dziewczynie ogromne wrażenie. Turbo idzie za ciosem i za pośrednictwem aukcji internetowej sprowadza do Warszawy DeLoreana - szykowny wehikuł, taki, jakim jeździł Michael J. Fox w "Powrocie do przyszłości".

Czy Laura oprze się takiemu cacku? Turbo jest przekonany, że nie. Kiedy zbliża się termin rozstrzygnięcia zakładu, Marcin zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że żaden rezultat nie będzie go satysfakcjonował - jeśli przegra, straci dziewczynę, którą kocha, jeśli wygra - straci do niej szacunek. Niestety nie jest to jedyny problem Marcina. Wspólnie z Turbo musi zmierzyć się z Kosą i z jego bezwzględnym mocodawcą - inspektorem Burzą. Ci panowie nie mają w zwyczaju żartować. A kiedy idzie o pieniądze robią się wręcz śmiertelnie poważni. W tej sytuacji hollywoodzkie zakończenie wcale nie jest takie pewne

Wywiad z Bartoszem Obuchowiczem

* Pasjonujesz się Internetem i komputerami jak Twój bohater z Hakera?

Muszę przyznać, że akurat w tym aspekcie jestem zupełnym przeciwieństwem postaci, którą kreuję. Nie przepadam zbytnio za komputerami. Wiadomo, że w naszych czasach ciężko żyć bez sieci. Od czasu do czasu lubię pograć sobie na konsoli, jednak robię to zwykle wieczorami, kiedy już nie świeci słońce.

* Czy zatem, w ramach przygotowań do roli, przeszedłeś specjalne szkolenie komputerowe zaordynowane przez produkcję?

Mieliśmy na planie dwóch konsultantów, którzy podobno - choć nikt o tym głośno nie mówił byli czynnymi hakerami. Dzięki ich pomocy mogłem pojąć specjalistyczny język, którego używają czasem bohaterowie Hakera. W dialogach występują wyrażenia, które mogły być zupełnie niezrozumiałe dla widzów niezbyt biegłych w terminologii komputerowej. Konsultanci tłumaczyli mi, jak i dlaczego mam się zachowywać w konkretnych sytuacjach, jednak żadnego specjalnego kursu komputerowego nie przechodziłem.

* Jak znalazłeś się na planie Hakera?

Kiedy dostałem zaproszenie na casting Hakera, byłem świeżo po zdjęciach do Stacji i przygotowywałem się intensywnie do matury. Pan Janusz Zaorski, praktycznie od razu, podjął decyzję, że bardzo chętnie będzie ze mną pracował. No i ja, trochę na wariata, zgodziłem się. Sporo ryzykowałem, byłem tuż przed egzaminami. Potem, na planie, wykorzystywałem każdą wolną chwilę, żeby się pouczyć. Na szczęście wszystko poszło dobrze, bo i film chyba się udał - mam nadzieję - i maturę zdałem całkiem nieźle, na czwórki i piątki.

* Na ile Marcin jest podobny do Ciebie? Mógłbyś się skumplować z taką osobą?

W miarę rozwoju akcji Marcin przechodzi stopniową metamorfozę i pod koniec filmu jest z niego zupełnie niezły koleś. Sądzę, że na początku ciężko byłoby nam nawiązać jakiś bliższy kontakt, choćby z racji tego, że Marcin to samotnik, który większość czasu spędza przed komputerem. Może gdybym spotkał takiego koleżkę i jego osoba zaintrygowałaby mnie, to faktycznie zrobiłbym jak Turbo i podjął próbę wciągnięcia go w realne, zabawowe życie. Na ile Marcin jest podobny do mnie? W sytuacji, gdy ktoś go zirytuje, potrafi zmobilizować się i zrewanżować na swój sposób. Być może akurat w tym jestem do niego trochę podobny.

* Która scena filmu okazała się dla Ciebie najtrudniejsza od strony aktorskiej?

Na pewno bardzo trudną sceną - pod względem aktorskim i pod względem fizycznym - była scena, gdy na chwilę rozstaję się z Laurą - mówię, że nie chcę jej już widzieć, bo leci tylko na pieniądze. Według scenariusza podczas tej sceny miał padać deszcz. Po pierwszym dublu mało co nie zostałem utopiony, ponieważ strumień wody był zdecydowanie za silny. Ktoś za mocno odkręcił kurek i deszcz, który miał padać z góry - zalewał mnie i z dołu, i z boku. Czułem się jakbym był dwa metry pod wodą... to było bardzo śmieszne i niebezpieczne zarazem.

*A najprzyjemniejsza scena?

Scena wyjątkowo przyjemna i nietrudna aktorsko, to chwila, kiedy w willi rodziców Turbo pojawiają się dwie seksowne dziewczyny i zaczynają dla nas tańczyć. Nie ma co mówić, było pięknie, bardzo pięknie... Ekscytująca była też scena, kiedy razem z Piotrkiem Miazgą skakaliśmy bez pomocy kaskaderów - z przedostatniej wieży basenu w Pałacu Kultury. Zrobiliśmy to praktycznie bez przygotowania. Nie przechodziliśmy żadnych prób kaskaderskich. Sprawiło nam to wielką frajdę i zrobiliśmy chyba z pięć dubli tej sceny.

* W Hakerze pojawia się DeLorean, samochód, który zagrał wehikuł czasu w Powrocie do przyszłości. Miałeś okazję przejechać się na serio DeLoreanem?

To była wspaniała niespodzianka, bowiem każdą część Powrotu do przyszłości widziałem chyba z dziesięć razy. Oczywiście miałem możliwość przejechać się DeLoreanem, choć bez większych szaleństw. Nie powiem, było bardzo przyjemnie...

* Jak współpracowało Ci się na planie z filmową Laurą - Kasią Smutniak?

Kasia to fantastyczna dziewczyna i chętnie pracowałbym z nią przy dziesięciu następnych produkcjach. Jest świetną koleżanką, bez żadnej wody sodowej w głowie. Dogadywaliśmy się znakomicie. Na planie żartowaliśmy sobie tak ostro, aż mi było czasem wstyd, czy nie przesadziłem, a ona zawsze potem poklepywała mnie po ramieniu i mówiła Spoko, wszystko jest w porządku.

Wywiad z Januszem Zaorskim

* Czy fakt, że Internet odgrywa tak ważną rolę w filmie Haker wynika z Pana szczególnej fascynacji siecią?

Haker był pretekstem, żeby samemu się wyedukować. Jak by to powiedzieli wojskowi, było to rozpoznanie bojem, czyli rozpoznanie przeciwnika w walce. Mam oczywiście dostęp do Internetu, konto mailowe. Ale Internet jest tu właściwie tylko pretekstem do opowiedzenia historii. Bohaterem są żywi ludzie. W tym wypadku dwójka nieprawdopodobnie utalentowanych komputerowo chłopaków. Jeden z nich zdaje maturę, drugi ma to już za sobą. Oni traktują Internet jako wyzwanie. Chcą się włamywać, pokonywać wszystkie kody, wszystkie bariery. To już jest tylko o krok od hakerstwa. Głównym bohaterem jest Marcin, którego postać kreuje Bartosz Obuchowicz. Aktor jest w wieku bohatera. Bardzo ważne było dla mnie, żeby zrobić film dla młodych ludzi. Nie iść tropem starych filmów amerykańskich, gdzie Cary Grant, czy Rock Hudson udawali maturzystów, mimo że mieli już czterdziestkę na karku. Koncepcja była taka, że film ma być realistyczny - dzieje się tu i teraz, w Polsce, w Warszawie. W miejscach, gdzie młodzi ludzie chodzą, spotykają się, bawią...

* ...i namiętnie oglądają filmy

Właśnie. Jest tam jeszcze jeden element, na który chcę też bardzo zwrócić uwagę. Ci hakerzy, podobnie jak ja, są szalonymi fanami kina. Ich ulubionymi, kultowymi filmami są Powrót do przyszłości i Matrix - nota bene fragment Matrix pojawia się też w Hakerze. Bohaterowie żyją w świecie filmów i pewnej kreacji. W którymś momencie rzeczywistość zaczyna przenikać się z ich lekturami ekranowymi i czasami widz zastanawia się - zaraz, czy to jest ich projekcja wydarzeń, czy tak się zdarzyło naprawdę? Chciałem zrobić trochę lżejszą formę i stąd też w Hakerze tyle odniesień, cytatów do rozmaitych tytułów, żeby widz w tej podróży nie zagubił się, żeby odnalazł klucze.

* Pan też jest miłośnikiem filmów Matrix i Powrót do przyszłości?

Zdecydowanie. Do tego dodałbym jeszcze Pulp Fiction i Dzikość serca, do których też są nawiązania w filmie. Haker to taki, miejscami - można powiedzieć - rebus dla kinomanów. Haker zaczyna się od sceny, w której bohaterowie przepytują się ze swojej wiedzy filmowej. Jest jeszcze inny smaczek filmowy - jeden z aktorów jest szalenie podobny do Nicolasa Cage'a. Tym się również kierowałem obsadzając go w roli Turbo, jako że wnosił on właśnie swoją osobą bakcyl filmowości. Zobaczyłem Piotra Miazgę - studenta łódzkiej szkoły filmowej - i mówię: Rany boskie, przecież to może być brat Nicolasa Cage'a!. Dostaliśmy szczęśliwy los na loterii. Przerobiliśmy z Markiem Nowowiejskim scenariusz. Turbo snobuje na Nicolasa Cage'a, choć jest w tym trochę ironii i bohater podchodzi do swojej pozy z pewnym dystansem.

* Na pierwszym planie, obok Bartosza Obuchowicza i Piotra Miazgi, pojawia się - po raz pierwszy w polskim filmie - piękna modelka Kasia Smutniak

Właśnie. Nie zapominajmy o tym, że mamy w filmie kobietę, przepiękną kobietę, która jest obiektem westchnień - mam nadzieję, że też na widowni. Kasia Smutniak jest dobrze znana w środowisku mody. Od lat mieszka w Mediolanie, brała udział w rozmaitych sesjach nagraniowych, reklamuje produkty najważniejszych światowych marek, można zatem powiedzieć, że zrobiła karierę. Dowiedziałem się o niej, ponieważ zagrała główną rolę we włoskim filmie. Zaintrygowało mnie, że ktoś jej zaufał, zobaczyłem ten film i w efekcie poprosiliśmy ją na próbne zdjęcia - wypadła świetnie. Zwłaszcza, że grała osobę podobną do siebie, również modelkę.

* Dodatkową atrakcją Hakera są epizody, w których gwiazdy polskiego kina prezentują wizerunek zgoła odmienny od tego, do czego przyzwyczaili nas na ekranie. Bogusław Linda z charyzmą wciela się w postać palacza - pijaczka, Marek Kondrat kreuje czarny charakter, a Paweł Deląg kocha inaczej... Czy role te pisane były z myślą o konkretnych aktorach?

Jestem bardzo blisko związany z aktorami. Mój brat jest aktorem, ja sam występuję czasem w filmach swoich kolegów, tak więc rozumiem, że najgorsze co może ich spotkać to zaszufladkowanie - to, że ten jest od komedii, ten od dramatów, tamten od amantów i tak dalej. Po kilku takich rolach mają serdecznie dosyć uprawiania zawodu, ponieważ wszystko jest już powieleniem tego, co do tej pory grali. Wiem, że zawsze się radują - nawet jeśli to jest rola epizodyczna - gdy mogą wykazać się swoimi umiejętnościami w czymś nowym. To tylko naszą, reżyserów i producentów, winą jest, że ciągle wpychamy ich w te same szuflady.

Wiem o prawdziwych umiejętnościach wielu osób i będę w następnych filmach próbował te utajnione talenty ujawnić. Jeśli idzie o Bogusia Lindę, ta rola była pisana od początku z myślą o nim. Natomiast jeśli chodzi o dwie pozostałe, nie wiedzieliśmy kto może zagrać. Paweł Deląg i Marek Kondrat przyjęli role z ochotą, bo pozwoliły im pokazać się w innym świetle, nie tak, jak widz się przyzwyczaił.

* Czy podczas pracy nad scenariuszem i później, w trakcie realizacji filmu, konsultowaliście się z prawdziwymi hakerami?

Najważniejsze dla nas było, aby nie popełnić błędu jak w amerykańskiem filmie Hakerzy, gdzie zupełnie dowolnie potraktowano stronę internetową. Rozumiem, że film ma swoje prawa i jeśli jakaś czynność trwa 5 minut, to ja nie mogę tego pokazywać przez 5 minut, bo zanudziłbym widownię na śmierć. Ale musiałem znaleźć taki ekwiwalent filmowy, żeby nie było to rażące dla osób, które znają się na Internecie. Żeby film był prawdopodobny. Nie w 100 procentach prawdziwy, ale prawdopodobny. Dlatego posiłkowaliśmy się konsultantami, którzy mówili nam co musi zostać, a co niekoniecznie. Były to osoby związane z Internetem w sposób wyczynowy - bo ja jestem tylko przechodniem wobec ich wiedzy, przechodniem poruszającym się po chodniku - a oni jeżdżą po infostradzie najszybszymi samochodami. Od tych polskich Schumacherów Internetu dostaliśmy coś w rodzaju rękojmi - byli konsultantami przy realizacji tych scen, gdzie pokazywany był Internet, żebyśmy nie wygłupili się w kinie, gdy na widowni zasiądą fachowcy i powiedzą, nie daj Boże - to w ogóle powinno być inaczej.

Wywiad z Kasią Smutniak

* Jak to się stało, że z dalekiego Mediolanu zawędrowałaś na plan polskiej komedii sensacyjnej?

Jakiś czas temu brałam udział w castingu do filmu Sezon na leszcza. Na castingu obecni byli Bogusław Linda i Łukasz Kośmicki. Kaseta z zapsem mojego występu trafiła w ręce Janusza Zaorskiego. Zaprosił mnie do Polski na zdjęcia próbne, przyjechałam i - w rezultacie - dostałam rolę Laury.

* W Hakerze zaprezentowałaś się w efektownej scenie akcji. Lubisz wcielać się w postaci twardych kobiet?

Bardzo lubię takie role. Pamiętam, że szczególnie dobrze bawiłam się, kiedy realizowaliśmy scenę nawiązującą do Matrix. Wisiałam wtedy na linkach w specjalnej uprzęży i większość czasu praktycznie nie mogłam się ruszyć. Dostałam zadanie, żeby skoczyć i zmarkować kopnięcie z obrotu. Celem mojego ataku miał być Marek Kondrat. Bałam się, że niechcący naprawdę trafię go w twarz i cały czas byłam mocno skoncentrowana. Na szczęście nic takiego się nie zdarzyło. Ubawiłam się wtedy jak nigdy, choć - szczerze mówiąc - po dwunastu godzinach wiszenia nieco zrzedła mi mina i nie było już tak wesoło.

* Która scena okazała się dla Ciebie najtrudniejsza do zagrania?

Zdecydowanie scena, kiedy płaczę po rozstaniu z Marcinem. Miałam już za sobą cały dzień zdjęć. Kręciliśmy w nocy, na dworze i dokuczało nam potworne zimno. Byłam zmęczona, zziębnieta, przemoczona, chciałam iść do domu i - paradoksalnie - wszystko to pomogło mi w zagraniu tej sceny, bo wtedy rozpłakałam się chyba naprawdę...

Zdjęcia realizowaliśmy w kwietniu. Według scenariusza miał być wtedy maj i - mimo przenikliwego zimna - paradowałam w krótkiej spódniczce i w bluzce z krótkimi rękawkami, niesamowicie marznąc. W dodatku, kiedy kręciliśmy w nocy, buchała nam z ust para. Musiałam jeść kostki lodu, żeby nie było jej widać w obiektywie.

* Czy na planie Hakera przytrafiła Ci się jakaś zabawna historia?

Pamiętam, że niesamowicie rozbawił mnie klakson DeLoreana. Kiedy Bartosz użył go po raz pierwszy, ze śmiechu nie byłam w stanie wyjść z auta, a łzy leciały mi ciurkiem. DeLorean to potężny i efektowny samochód, ale jego klakson brzmi cicho i piskliwie jak w traktorku - zabawce. Mieliśmy z Bartoszem niezły ubaw.

* Na ile filmowa Laura jest podobna do Ciebie?

Z pewnością nie jestem tak zawzięta jak ona i na pewno nie przyszłoby mi do głowy, żeby poświęcić to wszystko, co ona chciała poświęcić - wyjechać, zostawiając chłopaka, rodzinę i przyjaciół. A łączy nas fakt, że obie jesteśmy modelkami i na pewno też to, że... jestem słaba z matematyki (śmiech).

* Czy chłopak podobny do filmowego Marcina miałby u Ciebie szanse?

Zdecydowanie. Marcin jest sympatyczny, inteligentny i bardzo romantyczny. No i pomógłby mi w matematyce...

* Jak Ci się współpracowało z Bartoszem Obuchowiczem?

Bartosz występuje w filmach od dzieciństwa i - mimo młodego wieku - jest prawdziwym zawodowcem. Jego doświadczenie i obycie z kamerą wychodziło na planie na każdym kroku. Bardzo mi pomógł podczas pracy i dużo mu zawdzięczam. Podtrzymywał mnie na duchu w trudnych chwilach i... opowiadał świetne kawały.

* Jak zachęciłabyś widzów, żeby obejrzeli Hakera?

Haker to komedia romantyczna z bardzo szybką akcją, pomysłowo i kolorowo sfotografowana przez Łukasza Kośmickiego i opatrzona świetną muzyką. Nie ma tutaj momentów, w których widz mógłby się nudzić. Nie jest to może film, który zmieni czyjeś życie, ale z pewnością każdemu poprawi humor.

Więcej informacji

Proszę czekać…