Przerażająca walka grupy norweskich naukowców z istotą z innego świata, mogącą skopiować dowolny organizm.
W thrillerze tym szaleństwo rozprzestrzenia się jak epidemia. Paleontolog Kate Lloyd (Mary Elizabeth Winstead), jedzie na Antarktydę. Jest to podróż jej życia. Na miejscu dołącza do ekipy norweskich naukowców, którzy natknęli się na pozaziemski statek kosmiczny. Wkrótce dziewczyna odkrywa organizm, który wydaje się być martwy. Okazuje się jednak, że to coś właśnie budzi się do życia. Kiedy prosty eksperyment uwalnia obcego z jego lodowej pułapki, Kate musi wraz z pilotem Carterem (Joel Edgerton) powstrzymać potwora, który potrafi upodobnić się do wszystkiego, czego dotknie. opis dystrybutora
Film jakiś tragiczny nie jest, ale wykrzacza się na szczegółach, przez co całość wrażenia nie jest najlepsza przeczytaj recenzję
Człowiek, to najcieplejsze miejsce, w którym można się ukryć. przeczytaj recenzję
Prawie jak oryginał. przeczytaj recenzję
Dennis Storhøi miał wcielić się w postać Sandera, ale wycofał się z przyczyn osobistych. Zastąpił go Ulrich Thomsen. zobacz więcej
Możliwe spoilery O produkcji - Druga strona inżynierii. Początek produkcji — Historia Coś zaczyna się 1938 oku, gdy pisarz scien-fiction, John W. Campbell Junior, wydaje opowiadanie grozy klasy B, pod tytułem „Who Goes There?”. Ta przerażająca historia opowiada o załodze stacji badawczej na Antarktydzie, która odnajduje statek kosmiczny obcych. Zainspirowani opowiadaniem Campbella, Howard Hawks i Christian Nyby, nakręcili w 1951 roku film ... zobacz więcej
Dobry! – To coś robi wrażenie ! Film jest ok ! Polecam !
Pozostaje czekać na kontynuację …
Według mnie Dobry film , a jak na preguel po tylu latach bardzo dobry!
Wyciągnieli sporo z tematu jaki stworzył Carpenter i według mnie na tle oryginału nie wypaqda wcale aż tak blado… Mnie trzymał ciągle w napięciu i mimo iż wiedzieliśmy z oryginału co i jak jest z obcym ,to często tak jak w oryginale była ta nuta niepewności kto jest kto…
No i oczywiscie dopasowanie tego wszystiego ,chyba idealnie , moim zdaniem również na plus:)
Bałem się że bedzie to kolejny remake/preuquel/seguel jak większość tych wszystkich slasherów który kompletnie ośmieszają tytuł klasyków, a tu naprawde klimatyczny i dobry film, który do tego motywuje żeby odświeżyć sobie oryginał:)
SPOILER SPOILER SPOILER
powiedzcie mi czy dobrze zauwarzyłem błędy zarówno w nowej wersji jak i oryginale… Skoro obcy moze przemieniac tylko materiały organiczne , to jakim sposobem po ataku na ofiare i przemianie ciuchy są całe i czyste? no i niedopowiedziane chyba jest to jak w koncu obcy zaraże swe ofiary?
Jeszcze jedno;p mówią ciągle o tej istocie jak o jednym , ale chyba w zasadzie mogłyby się pojawić dwa naraz nie?
Ta strona powstała dzięki ludziom takim jak Ty. Każdy zarejestrowany użytkownik ma możliwość uzupełniania informacji
o filmie.
Poniżej przedstawiamy listę autorów dla tego filmu:
Ogólne
Czy wiesz, że?
Pozostałe
Proszę czekać…
3/10 – Popłuczyny i dziesiąta woda po arcyklasyku suspensu Carpentera z 1982 roku.
Pamiętam, że przed premierą filmu w kinach w 2011 roku chciałem mocno na niego pójść. Jednak pierwsze recenzje ostudziły moje nadzieję, zrezygnowałem z wizyty w kinie i nieszczęsny prequel obejrzałem dopiero dzisiaj. Całe szczęście, że ten pseudohorror nie otrzymał ode mnie złamanej złotówki.
Dawno żaden film grozy, ani film w ogóle tak bardzo mnie nie rozczarował. To tak oczywiste filmidło, idące od jednej kropki do drugiej, od jednego punktu fabularnego do kolejnego. Brak tu miejsca na jakiekolwiek napięcie, zaskoczenie, całość wypada bezwzględnie bezpłciowo.
Moja ocena tym surowsza, bo film van Heijningena Jra hańbi mistrzowskie dzieło Carpentera pod każdym względem. Najmocniejszym elementem tamtego horroru był świetny gęsty paranoiczny klimat, którego w prequelu nie czuć nawet przy najmniejszych próbach. Carpenter straszył nie potwornymi formami The Thinga, ale samą jego obecnością i obcowaniem z ludźmi w stacji, którzy mogą być zarażeni. Prequel popełnia chyba wszystkie sztandarowe błędy współczesnych horrorów, a przy tym nieudolnie próbuje odwzorować najlepsze elementy horroru Carpentera.
Plusy? Ciężko wymienić jakiekolwiek. Aktorzy byli OK i to chyba tyle, choć grali w większości ostrożnie, to nie można było oczekiwać niczego więcej po takiej reżyserii i ich prowadzeniu. Największa zaleta filmu to chyba scena podczas napisów końcowych, ale ponownie – bazuje ona (jak i pamiętny utwór przewodni) na "The Thing" z 1982 roku.
Film miał potencjał – przy odpowiedniej fabule, doboru reżysera i raczej postawieniu na kontynuację aniżeli prequel można byłoby niewątpliwie choć w jakimś stopniu stworzyć godnego następcę "Coś".
PS. Polecam posłuchać pomysłu jednego z fanów na kontynuację filmu – brzmi dużo lepiej niż cały horror z 2011 roku!
https://www.youtube.com/watch?v=1HIgZ8kGUT8
https://www.youtube.com/watch?v=pFauBXQkoT4