Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

American Film Festival nadjeżdża! 1

Festiwal kina, gdzie jedynie kraj produkcji pozwala na jakiekolwiek sklasyfikowanie i znalezienie wspólnego mianownika dla całej reprezentacji filmowej. Najtrudniej scharakteryzować najlepsze festiwale, naprawdę. Takie, które z jednej strony zaprezentują nam hegemonów i twórców alfabetu filmowego w Ameryce (Wim Wenders, Orson Walles) ale nie odmówią sobie brawury, wizjonerstwa i poszukiwań nowego języka w kinie dalekim od fabryki snów (American Film Festiwal woli eksplorować amerykańską fabrykę pomysłów). 7 edycja festiwalu od 25 do 30 października znowu nam udowodni, że amerykańskie kino znaczy zawsze co innego.

Nic lepiej nie przekonuje by zacząć pakować się do Wrocławia, niż silna reprezentacja i wiele umaszczeń jakie organizatorzy w tym roku przygotowali. My postanowiliśmy (z bardzo mocną samokontrolą) ograniczyć się do high five filmów, które będą dyktować warunki w obecnej kinematografii teraz albo dosłownie za chwilę. Ich nieobejrzenie grozi poważnym bólem wszystkiego:

1) Paterson – To zbyt proste dlaczego i nawet nie chcę się silić na bycie off. To znowu specyficzne i ekscentryczne kino drogi (dosłownej i intelektualnej) wypalonych, ale jeszcze skwierczących resztkami entuzjazmu bohaterów, do których potrzeb i namiętności docieramy bardzo powoli, a nic się nie zapowiada by je w ogóle posiadali (tutaj kierowca autobusu pisze wiersze po godzinach) A wszystko w zawsze idealnie skrojonej estetyce. No i ktoś w końcu może zapanuje nad ciekawym i osobliwym temperamentem oraz charyzmą Adam Driver. Żeby nie było, że to najważniejsze, więc WSPOMINAMY, że film zachwycił w Cannes.

2) Człowiek Scyzoryk – Jeżeli powstanie stopień wyższy od pojęcia "awkward" to wtedy dopiero będzie można szczerze ten film opisać. Zapowiada się na kroplówkę z prawdziwego rozrabiania i bisurmańskie kino. Dwóch twórców teledysków stwierdziło, że "nikt inny ich nie rozumie", więc podłączą nas razem z Danielem Radcliffem i Paul Dano do swojej nieskrępowanej wyobraźni… której wydaje się że ograniczeń nie zna nikt, łącznie z nimi samymi. Ah, fabuła, załóżmy że w przypadku tego projektu ma znaczenie. Rozbitek Hank postanawia popełnić samobójstwo, jednak widzi że morze wyrzuciło ciało jakiegoś mężczyzny. To będzie coś w rodzaju, zażyj trochę kwasu i przeczytaj Robinsona Crusoe jeszcze raz.

3) Jamnik – Z kilku co najmniej powodów. Z tych bardzo "ą" i "ę" filmowych – Todd Solondz znowu udowodni nam, że z ludźmi jest coś naprawdę nie w porządku. Jeżeli nazwisko twórcy tak gorzko-gorzkich produkcji jak Happines i Opowiadanie, wam nie wystarczy to dodajmy że w końcu ten wyprany koncept przecinania się dróg bohaterów będzie dokonywał się "za pomocą" psa – Jamnika. Folwark zwierzęcy oczami psa, może pokazywać że chcielibyśmy naprawdę żeby świat schodził na psy, a nie było tak jak teraz… Czujemy, że będzie to szczera opowiastka filozoficzna o ludzkich charakterach, bez czasu na przełknięcie śliny.

4) Yoga Hosers – Bo Kevin Smith umie w popukulturę i podgląda dzieciaki skutecznie i umiejętnie filmowo jak mało kto. Przy okazji jego socjologia jest nabuzowana fantazją reżyserską jak gdyby towarzyszył im w przygodach, a nie kiwał palcem i wprowadzał zachowawczą narrację. Fabuła jest absurdalna nawet jak na tego twórcę – dwie nastolatki, nie odkładając swoich telefonów stają do walki ze złem w nowoczesnych okolicznościach. Podczas zabijania kolejnego potwora zdążą twittnąć i zrobić selfie. No i możemy się przekonać jak rozpoczyna się ścieżka filmowa córki jednego z największych gwiazdorów Hollywod, Lily – Rose Depp. Nie martwmy się, to Kevin Smith, więc pod pozorną wizytą w lunaparku, będzie się kryła ostra kpina i szyderstwo ze współczesnego pokolenia.

5) Manchester by the Sea – bo Americana nie będzie tylko gabinetem osobliwości i zespołem robienia dziwnych min, ale też poważnych. Tragikomedia z nigdy nie wykorzystanym maksymalnie Caseyem Afflieckiem będzie opowiadała o komediancie przedawnionym. Bycie tym najśmieszniejszym okazało się środkiem halucynogennym, na który bohater się w pewnym momencie uodpornił. Teraz są półsłówka i pół-życie. Czekamy na niejedno drgnięcie naszego spokoju.

Oczywiście w trakcie tworzenia piątki okazało się, że reguły może złamać jedynie kolejny wypiek od Jarmuscha, który przypomni również o prężnej reprezentacji dokumentu na festiwalu. Amerykański pierwszoligowiec zbliża się w Gimme Danger do Iggy’ego Popa i The Stooges. Zapowiada się na dokument muzyczny z dużą obecnością muzyki (co nie jest niestety zasadą) i jeszcze większą ilością energii samych bohaterów, a Jarmusch nie planuje odwracać się z kamerą w żadnej sytuacji. Postulaty twórcy podczas robienia filmu zapowiadają się być bliźniacze z tymi przyświecającymi twórczości zespołu. Dobre typy niepokorne.

Moglibyśmy tak godzinami rozprawiać o zachwycającym programie tegorocznej edycji, który nie omija wydarzeń najważniejszych tego roku dla kina, ale również przypomina o tradycjach kina amerykańskiego tworząc najlepsze warunki dla kinofila.

Zapraszamy na czytelną i urodziwą strone festiwalu.
A tutaj cały program

Americana nadjeżdża, wskakujcie i nie pytajcie o pasy!

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 1

Redox

Już wczoraj się zameldowałem.

Proszę czekać…