Głosy prasy
„To ta dziewczyna”. Zdanie to podobnie jak „Teraz nastała ciemność” z Blue Velvet czy „Ogniu krocz za mną” z filmowej wersji Twin Peaks brzmi jak mantra w filmie Mulholland Drive, najnowszym dziele Davida Lyncha. Po raz pierwszy wypowiada je gangster, potem miły, choć zarazem wywołujący przerażenie kowboj. W końcu słyszymy to samo zdanie z ust reżysera, który został zmuszony do jego wypowiedzenia. Co tak naprawdę oznacza to zdanie? Jaki jest sens tego zdumiewającego filmu? Te pytania staną się z pewnością powodem zażartych i niekończących się dyskusji wśród wielbicieli talentu Lyncha, a także źródłem frustracji dla widzów, których przyciągną do kin pogłoski o scenach lesbijskiej miłości znajdujących się w filmie (…). Mulholland Drive ma w sobie wszystkie cechy typowe dla stylu Davida Lyncha. Przez dwie i pół godziny oglądamy dziwacznych bohaterów, przedziwnie splątane ze sobą wątki, niezapomniane sceny rodem ze snu. Choć akcja rozgrywa się współcześnie w Los Angeles, film ma tę samą, jakby bezczasową atmosferę, którą pamiętamy z Blue Velvet. Mulholland Drive to niesamowite filmowe przeżycie. Będziecie się śmiać, wstrzymywać oddech i drżeć ze strachu. Będziecie bez przerwy zaskakiwani. Zakochacie się w tym filmie (…). Niezwykle silnie oddziałuje na emocje. Po wyjściu z kina miałem wrażenie, że rzeczywisty świat wygląda bardzo dziwnie.
Glenn Kenny, „Premiere” 2001/10
Mulholland Drive (…) zachwyci z pewnością wszystkich wielbicieli reżysera, choć także i oni będą mieli niezły orzech do zgryzienia (…). W Mulholland Driv Lynch osiąga mistrzostwo łącząc dziwaczny humor, dramatyczny splot wydarzeń i prawdziwą tajemnicę z robiącymi ogromne wrażenie scenami, które na pewno można zaliczyć do najlepszych w jego twórczości. Todd McCarthy, „Variety” 21-27.05.2001
[Na MFF w Cannes 2001] na najwięcej komplementów zasłużył film Lyncha.Ten amerykański surrealista po raz kolejny udowodnił, że nie zamierza tworzyć pod dyktando ani widzów, ani obowiązujących w kinie standardów. Po skromniutkim filmie drogi Prosta historia powrócił do zdumiewających, szalonych pomysłów rodem z Twin Peaks (…). Jedno nie ulega wątpliwości - to zjawisko, które prowokuje i domaga się rozwiązania. Janusz Wróblewski, „Życie Warszawy" 21.05.2001
W Mulholland Drive Lynch powraca do atmosfery, którą pamiętamy z Blue Velvet i Miasteczka Twin Peaks. Tak jak w tamtych filmach, reżyser zaprasza widzów do świata mrocznych tajemnic i metafizycznych zagadek (…). Wrażenie napięcia wzmacniają wspaniałe zdjęcia autorstwa Petera Deminga. Gdy kamera prowadzi nas przez ciemne i ciche pokoje, ogarnia nas prawdziwe przerażenie (…). Niezwykle wciągająca historia. Znakomite kreacje Naomi Watts i Laury Eleny Harring. Ten film was zniewoli. Kirk Honeycutt, „Hollywood Reporter” 16.05.2001
Lynch zrealizował film ukazujący, niemalże równocześnie, narodziny i koniec historii miłosnej (albo równie pięknej historii narodzin Betty jako aktorki). Poprzez zmiany wyglądu i tożsamości, reżyser pokazuje w rzeczywistości coś nowego: lęk nie tyle przed byciem w niewoli swojej własnej natury (to było w jego poprzednich filmach), ale przed byciem kochanym. Ta hipoteza nie wyczerpuje jednak wszystkich znaczeń tego filmu i nie można tylko na niej poprzestać. Jérôme Larcher, „Cahiers du cinéma“ 2001/6
W Mulholland Drive spotykają się dwa światy typowe dla twórczości Davida Lyncha - słoneczny, pełen blasku świat na powierzchni i ukryte pod nim królestwo mroku i niepokoju. Ten przerażający film demistyfikuje mit Hollywoodu powszechnie uznawanego za fabrykę marzeń i miasto nieograniczonych możliwości (…). Mulholland Drive tematycznie i wizualnie nawiązuje do Zagubionej autostrady. Tak jak w tamtym filmie, zasadniczym tematem jest tu strach, zarówno rzeczywisty jak i wyobrażony. Z Zagubioną autostradą łączy go też obecność dwóch równoległych wątków, które z zależności od interpretacji można uznać za powiązane ze sobą bądź całkowicie niezależne.
Emanuel Levy, „Screen International” 18.05.2001
W Mulholland Drive współczesność miesza się z klimatem sprzed czterdziestu lat (…). Główne bohaterki przypominają postaci kobiece z Marnie czy Zawrotu głowy Hitchcocka. Także ścieżka dźwiękowa autorstwa ulubionego kompozytora Lyncha, Angelo Badalamentiego, nawiązuje do muzyki Bernarda Herrmanna z filmów mistrza suspensu (…). Pierwsza część Mulholland Drive bardzo przypomina typowe kino noir. Później forma opowieści ulega całkowitej zmianie, a zdumiony widz zostaje nagle wrzucony w świat nie mający nic wspólnego z rzeczywistością. Stąpający do tego momentu po znanym sobie gruncie, widz zapada się w, rządzące się swoimi regułami, piekło (…). Film ten jest głęboką refleksją nad magnetyczną siłą Hollywoodu (…). Mulholland Drive to film prawdziwego mistrza. Stephen Holden, „New York Times” 6.10.2001
Najbardziej zapadający w pamięć od czasów Blue Velvet i pełen swoistego namacalnego piękna, najnowszy film Lyncha Mulholland Drive konstrukcją fabuły i atmosferą przypomina sen. Lynch stosuje tu swój ulubiony chwyt wobec widzów. Podnosi niewinnie wyglądający kamień i pokazuje kryjący się pod nim budzący odrazę świat pełzających robaków. Mulholland Drive to naprawdę przerażający horror, w którym wspomnienia i wyobrażenia o przyszłości mieszkają razem w nawiedzonych mieszkaniach - haciendach, reżyserowie wizjonerzy są upokarzani i zmuszani do podporządkowania się niepełnosprawnym bogaczom (…). Kamera Petera Deminga zagłębia się w coraz mroczniejsze i bardziej groteskowe rejony Lynchowskiej podświadomości. „Sight and Sound” 2001/7