Naiwna blondynka Betty Elms (Naomi Watts) przybywa do Hollywood z marzeniem o karierze aktorskiej. Zanim jednak zdoła zrobić pierwszy krok w stronę Fabryki Snów, spotyka Ritę (Laura Harring). Przerażona, zakrwawiona kobieta pojawia się pewnej nocy w domu, w którym zatrzymała się Betty. Rita jest jedyną ocalałą osobą z koszmarnego wypadku samochodowego, który wydarzył się na Mulholland Drive. Przed kraksą kobietę usiłowali zgładzić płatni mordercy. Rita nie wie jednak dlaczego; w wyniku wypadku cierpi na amnezję: nie ma pojęcia skąd się wzięła, kim jest - i nawet jej imię nie jest prawdziwe; tajemnicza nieznajoma wymyśliła je patrząc na plakat z Ritą Hayworth. Poczciwa Betty postanawia pomóc Ricie w wyjaśnieniu jej zagadki. Prywatne śledztwo zaprowadzi dziewczynę dużo dalej niż mogłaby się spodziewać - do alternatywnej rzeczywistości, której istnienia nawet nie podejrzewała; to Fabryka Snów, tyle tylko, że sny są tu dusznymi koszmarami.

Głosy prasy

Ten pressbook może zdradzać kluczowe elementy filmu

„To ta dziewczyna”. Zdanie to podobnie jak „Teraz nastała ciemność” z Blue Velvet czy „Ogniu krocz za mną” z filmowej wersji Twin Peaks brzmi jak mantra w filmie Mulholland Drive, najnowszym dziele Davida Lyncha. Po raz pierwszy wypowiada je gangster, potem miły, choć zarazem wywołujący przerażenie kowboj. W końcu słyszymy to samo zdanie z ust reżysera, który został zmuszony do jego wypowiedzenia. Co tak naprawdę oznacza to zdanie? Jaki jest sens tego zdumiewającego filmu? Te pytania staną się z pewnością powodem zażartych i niekończących się dyskusji wśród wielbicieli talentu Lyncha, a także źródłem frustracji dla widzów, których przyciągną do kin pogłoski o scenach lesbijskiej miłości znajdujących się w filmie (…). Mulholland Drive ma w sobie wszystkie cechy typowe dla stylu Davida Lyncha. Przez dwie i pół godziny oglądamy dziwacznych bohaterów, przedziwnie splątane ze sobą wątki, niezapomniane sceny rodem ze snu. Choć akcja rozgrywa się współcześnie w Los Angeles, film ma tę samą, jakby bezczasową atmosferę, którą pamiętamy z Blue Velvet. Mulholland Drive to niesamowite filmowe przeżycie. Będziecie się śmiać, wstrzymywać oddech i drżeć ze strachu. Będziecie bez przerwy zaskakiwani. Zakochacie się w tym filmie (…). Niezwykle silnie oddziałuje na emocje. Po wyjściu z kina miałem wrażenie, że rzeczywisty świat wygląda bardzo dziwnie.

Glenn Kenny, „Premiere” 2001/10

Mulholland Drive (…) zachwyci z pewnością wszystkich wielbicieli reżysera, choć także i oni będą mieli niezły orzech do zgryzienia (…). W Mulholland Driv Lynch osiąga mistrzostwo łącząc dziwaczny humor, dramatyczny splot wydarzeń i prawdziwą tajemnicę z robiącymi ogromne wrażenie scenami, które na pewno można zaliczyć do najlepszych w jego twórczości. Todd McCarthy, „Variety” 21-27.05.2001

[Na MFF w Cannes 2001] na najwięcej komplementów zasłużył film Lyncha.Ten amerykański surrealista po raz kolejny udowodnił, że nie zamierza tworzyć pod dyktando ani widzów, ani obowiązujących w kinie standardów. Po skromniutkim filmie drogi Prosta historia powrócił do zdumiewających, szalonych pomysłów rodem z Twin Peaks (…). Jedno nie ulega wątpliwości - to zjawisko, które prowokuje i domaga się rozwiązania. Janusz Wróblewski, „Życie Warszawy" 21.05.2001

W Mulholland Drive Lynch powraca do atmosfery, którą pamiętamy z Blue Velvet i Miasteczka Twin Peaks. Tak jak w tamtych filmach, reżyser zaprasza widzów do świata mrocznych tajemnic i metafizycznych zagadek (…). Wrażenie napięcia wzmacniają wspaniałe zdjęcia autorstwa Petera Deminga. Gdy kamera prowadzi nas przez ciemne i ciche pokoje, ogarnia nas prawdziwe przerażenie (…). Niezwykle wciągająca historia. Znakomite kreacje Naomi Watts i Laury Eleny Harring. Ten film was zniewoli. Kirk Honeycutt, „Hollywood Reporter” 16.05.2001

Lynch zrealizował film ukazujący, niemalże równocześnie, narodziny i koniec historii miłosnej (albo równie pięknej historii narodzin Betty jako aktorki). Poprzez zmiany wyglądu i tożsamości, reżyser pokazuje w rzeczywistości coś nowego: lęk nie tyle przed byciem w niewoli swojej własnej natury (to było w jego poprzednich filmach), ale przed byciem kochanym. Ta hipoteza nie wyczerpuje jednak wszystkich znaczeń tego filmu i nie można tylko na niej poprzestać. Jérôme Larcher, „Cahiers du cinéma“ 2001/6

W Mulholland Drive spotykają się dwa światy typowe dla twórczości Davida Lyncha - słoneczny, pełen blasku świat na powierzchni i ukryte pod nim królestwo mroku i niepokoju. Ten przerażający film demistyfikuje mit Hollywoodu powszechnie uznawanego za fabrykę marzeń i miasto nieograniczonych możliwości (…). Mulholland Drive tematycznie i wizualnie nawiązuje do Zagubionej autostrady. Tak jak w tamtym filmie, zasadniczym tematem jest tu strach, zarówno rzeczywisty jak i wyobrażony. Z Zagubioną autostradą łączy go też obecność dwóch równoległych wątków, które z zależności od interpretacji można uznać za powiązane ze sobą bądź całkowicie niezależne.

Emanuel Levy, „Screen International” 18.05.2001

W Mulholland Drive współczesność miesza się z klimatem sprzed czterdziestu lat (…). Główne bohaterki przypominają postaci kobiece z Marnie czy Zawrotu głowy Hitchcocka. Także ścieżka dźwiękowa autorstwa ulubionego kompozytora Lyncha, Angelo Badalamentiego, nawiązuje do muzyki Bernarda Herrmanna z filmów mistrza suspensu (…). Pierwsza część Mulholland Drive bardzo przypomina typowe kino noir. Później forma opowieści ulega całkowitej zmianie, a zdumiony widz zostaje nagle wrzucony w świat nie mający nic wspólnego z rzeczywistością. Stąpający do tego momentu po znanym sobie gruncie, widz zapada się w, rządzące się swoimi regułami, piekło (…). Film ten jest głęboką refleksją nad magnetyczną siłą Hollywoodu (…). Mulholland Drive to film prawdziwego mistrza. Stephen Holden, „New York Times” 6.10.2001

Najbardziej zapadający w pamięć od czasów Blue Velvet i pełen swoistego namacalnego piękna, najnowszy film Lyncha Mulholland Drive konstrukcją fabuły i atmosferą przypomina sen. Lynch stosuje tu swój ulubiony chwyt wobec widzów. Podnosi niewinnie wyglądający kamień i pokazuje kryjący się pod nim budzący odrazę świat pełzających robaków. Mulholland Drive to naprawdę przerażający horror, w którym wspomnienia i wyobrażenia o przyszłości mieszkają razem w nawiedzonych mieszkaniach - haciendach, reżyserowie wizjonerzy są upokarzani i zmuszani do podporządkowania się niepełnosprawnym bogaczom (…). Kamera Petera Deminga zagłębia się w coraz mroczniejsze i bardziej groteskowe rejony Lynchowskiej podświadomości. „Sight and Sound” 2001/7

O filmie

Ten pressbook może zdradzać kluczowe elementy filmu

Mulholland Drive opowiada historię dwu kobiet wplątanych w tajemniczą intrygę kryminalną i uwikłanych w burzliwy trójkąt miłosny. Ta fascynująca opowieść posiada wszystkie charakterystyczne cechy stylu Lyncha, ale jest w niej także coś, co sprawia, że film ten staje się wyjątkowy w dorobku tego reżysera.

W Mulholland Drive Lynch powraca do swoich obsesji. Mamy tu do czynienia z typowym dla niego światem, w którym nic nie jest takie, jak się na początku wydaje i nikt nie jest tym, za kogo się podaje. W swej pełnej napięcia opowieści, Lynch maluje wizję Los Angeles jako miasta, w którym niewinność miesza się z korupcją, miłość z samotnością, a piękno z moralnym zepsuciem. Prowadzi nas przez tajemniczy labirynt zmysłowych doznań aż do miejsca, gdzie spotykają się ze sobą senne marzenia i przerażające koszmary. Ten melanż ma równie intrygującą i wciągającą atmosferę oraz hipnotyczną moc, jak poprzednie dzieła Davida Lyncha: Miasteczko Twin Peaks, Zagubiona autostrada czy Blue Velvet. To kolejny prowokacyjny film tego reżysera przypominający puzzle, składający się z elementów należących do różnych rzeczywistości i przetworzonych przez jego malarską wrażliwość.

Mulholland Drive jest jednak swego rodzaju przełomem w twórczości Lyncha. Obok mrocznej tajemnicy, niesamowitej atmosfery, sugestywnych obrazów i przejmującej muzyki, jest tu niezwykle wciągająca łamigłówka, którą - co jest właśnie nowością w lynchowskim świecie - można rozwiązać i racjonalnie wytłumaczyć. Z tajemnicy wyłania się historia, która daje się opisać jako rozwijające się linearnie w czasie opowiadanie. Należy tylko znaleźć odpowiedni klucz do rozwiązania zagadki. Usatysfakcjonowani będą więc nie tylko stali fani Lyncha, ale także ci, których nie uwodziły tworzone przez niego oniryczne obrazy pełne nieracjonalnych wydarzeń. Ta misternie skonstruowana zagadka kryminalna z pewnością zachwyci również szukających w kinie racjonalnych rozwiązań i logicznych odpowiedzi. I tak jak kiedyś widzowie Miasteczka Twin Peaks zastanawiali się, kto zabił Laurę Palmer, tak teraz szukać będą odpowiedzi na pytanie: Co tak naprawdę wydarzyło się na Mulholland Drive? Jeśli jednak publiczność Miasteczka Twin Peaks na próżno szukała rozwiązania, to widzowie Mulholland Drive – znajdą je.

Mulholland Drive miało swoją amerykańską premierę na początku października i już teraz wiadomo, że będzie to najlepszy frekwencyjnie film tego reżysera w Stanach Zjednoczonych. Tam dyskusje odnośnie rozwiązania zagadki już się toczą. Można śmiało powiedzieć, że jest to najciekawsze i obdarzone największym potencjałem komercyjnym dzieło tego reżysera.

Wywiad z Davidem Lynchem

Ten pressbook może zdradzać kluczowe elementy filmu

Praire Miller: Aktorzy, którzy grają w twoich filmach przyznają, że często nie mają pojęcia, o co w nich chodzi. Czy znaczy to, że zależy ci, by obsada była równie zdezorientowana jak bohaterowie na ekranie?

David Lynch: Nie prowadzę z nimi żadnej gry. Ważne jest to, by aktorzy wiedzieli wszystko, co jest im potrzebne do zbudowania roli. W życiu jest dokładnie tak samo. Nie wiemy przecież wszystkiego o rzeczywistości, która nas otacza. Wiemy jednak, jaką rolę mamy do odegrania, nawet jeśli ta wiedza nie jest zawsze w pełni świadoma. Prowadzę aktorów w ten sposób, bo nie chcę, by tajemnica gdzieś uleciała. Czasem gdy głośno się coś powie, część siły i magii po prostu znika.

Czy ważne jest dla ciebie, by publiczność rozumiała twoje filmy?

Tak. Kiedy aktorzy na planie zaczynają rozmawiać, wczuwam się w atmosferę, pojawiają się pomysły. Z czasem układają się w historię, która mnie fascynuje. Ponieważ jestem takim samym człowiekiem jak wszyscy inni, mam nadzieję, że zafascynuje ona także widzów. Uwielbiam zbierać te wszystkie pomysły, układać je w całość, dzielić się nimi z widzami.

Czy twoim zamiarem jest to, byśmy po wyjściu z kina nie wiedzieli, co działo się z bohaterami?

Myślę, że wiecie. To dokładnie tak, jak z naszym życiem. I choć często fragmenty naszego życia wydają się nie mieć sensu, to w końcu układają się one w sensowną całość. Myślę, że intuicja pozwala widzom zrozumieć moich bohaterów i to, co się z nimi dzieje. Naturą ludzkiego umysłu jest odnajdywanie harmonii sensu w rzeczywistości, która nas otacza.

Mulholland Drive jest filmem zbudowanym z epizodów. Jak wygląda wymyślanie takiego filmu?

Filmu nie wymyśla się scena po scenie. Fragmenty wymyślone, dajmy na to wczoraj, często pojawiają się w filmie wcześniej niż pomysły sprzed trzech miesięcy. Liczy się tylko końcowy efekt. Wszystkie elementy w końcu układają się w całość i czujesz, że to jest właśnie to, na czym ci zależało. Trochę to przypomina proces powstawania obrazu. W trakcie malowania artysta ma przeróżne pomysły, kreacja podąża w wielu kierunkach, aż do momentu, gdy malarz uzna, że dzieło jest skończone. Uwielbiam chodzić do teatru. Gasną światła, kurtyna się podnosi. Zanurzam się w rzeczywistość, o której nic nie wiem. Myślę, że powinniśmy dawać widzom możliwość przeżycia czegoś podobnego i pozwalać im na swobodną interpretację tego, co zobaczyli.

Mulholland Drive to tajemnicza opowieść. Czy tajemnice są twoja obsesją?

Nie obchodzą mnie tajemnice dotyczące rządu czy polityki innych państw. O wiele bardziej interesują mnie tajemnice kryjące się w domach zwykłych ludzi, takie jak pokazane były w Oknie na podwórze Hitchcocka.

Jak ważny jest dla ciebie styl, w którym jest utrzymany film?

Styl jest pochodną pomysłów. Dźwięk, tempo, miejsca, w których rozgrywa się akcja - wszystko to jest ich następstwem. Nie wolno walczyć ze swoimi pomysłami. Należy zawsze za nimi podążać, a one same wskażą ci drogę.

Jak to możliwe, że taki ekscentryk jak ty pracuje w Hollywood?

Nie jestem częścią hollywoodzkiego systemu. Nigdy nie zrobiłem filmu dla żadnego ze studiów w Hollywood. Mieszkam w Hollywood i kocham to miejsce. Zresztą moim zdaniem trudno jest mówić o systemie hollywoodzkim, bo wszystko się tu bez przerwy i bardzo szybko zmienia. Jestem zdumiony faktem, że udaje mi się wciąż kręcić nowe filmy.

W Mulholland Drive występujesz jednak bardzo zdecydowanie przeciwko ludziom rządzącym przemysłem filmowym. Przedstawiasz ich jako drani i gangsterów.

Moim zamiarem nie było robienie filmu o przemyśle filmowym. Tak jak mówiłem, historia jest następstwem pomysłów. Film opowiada o ludziach z Hollywood, a przecież jest w nim także wiele innych wątków.

Co podziwiasz w Hollywood?

Kocham tutejsze światło. Uwielbiam chwile, gdy w powietrzu czuć atmosferę starego Hollywood. Kocham też twórczy nastrój, który towarzyszy temu miejscu. Tutaj wszystko jest możliwe. Czuję się tu wolny. Nie wiem skąd się bierze to uczucie. Może to przez to światło. W powietrzu unosi się tu coś niezwykłego.

Skąd więc w filmie postać reżysera, granego przez Justina Therouxa, który zostaje pozbawiony wolności tworzenia, a co więcej szefowie studia grożą mu śmiercią?

Jesteśmy wolni, ale czasami popadamy w kłopoty. Nie twierdzę, że Los Angeles to raj na Ziemi. Czyhają tu na ludzi również różne niebezpieczeństwa. Jednak z każdej najtrudniejszej sytuacji jest jakieś wyjście. Przede wszystkim Los Angeles to miasto, w którym chce się tworzyć.

Dlaczego zdecydowałeś się na kręcenie scen w zwykłym barze, a nie w którejś z eleganckich restauracji tak bardzo kojarzących się z Los Angeles?

W porządnym barze także można zjeść coś dobrego. Na tym polega piękno naszej egzystencji.

W Mulholland Drive oglądamy sceny z dwiema nagimi kobietami, uprawiającymi seks. Jaki jest twój stosunek do nagości w tym filmie?

Nagość nie stoi w sprzeczności z charakterem postaci. Przynajmniej jedna z tych dziewczyn jest przecież bardzo zakochana. Zbyt mało czy zbyt wiele nagości na ekranie spowodowałoby, że film przestałby być prawdziwy. Staram się zawsze osiągnąć równowagę między charakterem postaci a tym, w jaki sposób pokazuje się je na ekranie.

Dlaczego tak bardzo ci zależy na wytwarzaniu takiego mrocznego nastroju?

Nie zakładam sobie tego z góry. Nastrój każdej sceny, jej tempo biorą się z pomysłów. Ważne, by całość była spójna.

Czy trudno jest w jednym filmie mieszać fragmenty przerażające i śmieszne?

Ależ skąd, to jest właśnie najpiękniejsze. Przecież pomysły, które przychodzą mi do głowy są bardzo różne w nastroju. W normalnym życiu jest podobnie. Rano się śmiejemy, wieczorem płaczemy, a w międzyczasie gdzieś po lunchu przytrafia nam się coś bardzo dziwnego. Tak już po prostu jest.

Co sądzisz o wpływie technologii cyfrowej na przemysł filmowy?

To trochę tak jak z ołówkiem i kartką papieru. Każdy ma je w domu, a mimo to powstaje niewiele wspaniałych dzieł. To tylko narzędzie, należy się skupić na pomysłach i na tym, jak opowiedzieć historię. Wydaje mi się, że dzięki nowym technologiom będzie można opowiadać nowe historie. Na razie jesteśmy jednak na etapie eksperymentów i trudno powiedzieć, jakie będą te historie. Myślę jednak, że narodzi się z tego coś nowego.

Czy możesz opowiedzieć o projekcie internetowym, nad którym pracujesz?

Od dwóch lat pracuję na moją stroną internetową. To bardzo eksperymentalny projekt. Będzie tam sklep, muzyka, miejsca, gdzie można się zgubić. Mnóstwo najróżniejszych rzeczy. Internet to świat, którego nie było i który nagle się pojawił. Jest ogromny, nieskończony. I każdy ma do niego dostęp. „New York Rock” 2001/10

Więcej informacji

Proszę czekać…