Owy w pastisz w rękach sprawniejszego filmowca mógłby być jeszcze bardziej odjechany i rozrywkowy. Finalnie otrzymujemy chaotyczny i nierówny film. 5
Inspiracją do napisania scenariusza filmu Kokainowy miś była historia z lat 80., kiedy to w lasach północnej Georgii znaleziono martwego niedźwiedzia czarnego. Okazało się, że przedawkował on kokainę, która została wyrzucona z samolotu przez narkotykowych szmuglerów. Tym samym ta bądź co bądź smutna opowieść posłużyła, jako podwalina pod tekst, który następnie został przemieniony w filmowy pastisz z gatunku monster movie.

W filmie wyreżyserowanym przez Elizabeth Banks miś jednak nie umiera wskutek przedawkowania kokainy. Wręcz przeciwnie - strasznie się nakręca i wpada w morderczy szał rozrywając na kawałki każdego kto stanie mu na drodze... do białego proszku. Twórcy do historii wrzucili kilku bohaterów, którzy w zamierzeniu mają robić za mięso dla naszego tytułowego miśka. Kokainowy miś nie bawi się w żadne półśrodki i od początku serwuje nam, jak na tacy konwencję z jaką przyjdzie się zmierzyć widzowi. Tony absurdalnego poczucia humoru i niezbyt rozgarnięci bohaterowie.
Kokainowy miś stoi przede wszystkim tytułowym zwierzakiem. To sceny z jego udziałem należą do najlepszych i w zasadzie nie razi nawet nie do końca udane CGI niedźwiedzia czarnego. To jest jednak nieważne. Ważne jest to w jaki sposób nasz uroczy i naćpany misio pojawi się na ekranie i zajmuje się rozczłonkowywaniem ludzi, którzy znajdą się w jego zasięgu. Moim osobistym faworytem jest moment, kiedy do chatki strażniczki leśnej przyjeżdżają sanitariusze. Pomimo tego, że film Elizabeth Banks jedzie cały czas na podobnym patencie to inscenizacja poszczególnych sekwencji ataków niedźwiedzia jest na tyle fajna i zabawna, że można przymknąć na to oko.

Film wypada zdecydowanie gorzej, kiedy na ekranie misia brakuje. Scenariusz nie jest zbyt zgrabnie napisany, aby przedstawić nam w odpowiedni sposób dramaturgię, a sama fabuła jest w gruncie rzeczy pretekstowa. Do tego dochodzi pomysł nużącego przedstawiania nam niesamowicie dużej liczby bohaterów na czym traci tempo filmu - rozumiem jednak, że scenarzysta musiał jakoś zagospodarować czas, aby Kokainowy miś nie był tylko i wyłącznie 40-minutową ciekawostką. Można niekiedy odnieść wrażenie, że film Banks to zbiór... krwawych skeczy z naćpanym niedźwiedziem.
Kokainowy miś to nie najgorsza rozrywka, ale również nie do końca wykorzystany potencjał. Owy pastisz w rękach sprawniejszego filmowca - może Tommy Wirkola? - mógłby być jeszcze bardziej odjechany i rozrywkowy. Finalnie otrzymujemy chaotyczny i nierówny film.
ależ ja się świetnie bawiłem Dla mnie jak klasyka lat 80-90. Świetnie dobrani aktorzy, świetny humor, nie rozbierałbym tego filmu na logiczne szczegóły.