Reżyser wyznaczył rozległy horyzont planu, na którym zbyt wiele niuansów rozprasza główne intencje pisarskie Suzanne Collins 7
Wiele lat po hekatombie, jaka spotkała Stany Zjednoczone na ich miejscu powstało czternaście organizmów: Kapitol oraz podległe mu trzynaście dystryktów. Zhołdowane terytoria służą swojej stolicy, mając za zadanie dostarczyć jej także rozrywek. Gdy jednak prowincje zbuntowały się przeciw Kapitolowi i wywołały rebelię, władza centralna spacyfikowała powstanie. Trzynasty dystrykt jako najbardziej radykalny został niemal w całości zniszczony. W rocznicę tych zdarzeń organizowane są na Kapitolu tzw. Igrzyska Głodowe. Właśnie wypada ich dziesiąta edycja. Coriolanus Snow – potomek znamienitej rodziny – zostaje wyznaczony na jednego z uczestników wzmiankowanego widowiska. Osiemnastolatek nosi znaczące nazwisko, ale jego antenaci szczyt powodzenia mają już za sobą. Coriolanus w występie podczas Igrzysk upatruje szansę na renesans świetności swojej familii lecz przede wszystkim osobisty.
„Że też dają mu jeszcze przemawiać publicznie” – dziwi się któryś z obserwatorów Igrzysk. Za ich organizację odpowiada karłowaty i demoniczny Casca Highbottom (w tej roli kipiący charyzmą Peter Dinklage). Niewykluczone, iż to jego patronat sprawił, że Coriolanusowi przypadło w udziale szczególnie trudne zadanie. Chłopak musi pilotować swoją podopieczną „trybutkę”– Lucy Gray Baird. Dziewczyna pochodzi ze źle notowanego na Kapitolu i biednego dystryktu dwunastego. Jego obywatele nie należą do ludzi majętnych. Lucy więc będzie walczyła w Igrzyskach o byt i przetrwanie. Dziewczyna ma wiele uroku, śpiewa ballady w stylu protest songów niczym Joan Baez przed stu niemal laty. Nic dziwnego, że Coriolanus ulega fascynacji swoją równolatką. Odtąd chłopak zdaje sobie sprawę, że rywalizacja w Igrzyskach będzie dla niego w równej mierze walką o własne zwycięstwo, jak i o życie oraz względy pięknej Lucy Gray Baird.
Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży jest kolejną z filmowych edycji zapoczątkowanych dekadę temu. Z ekranizacji opartej o bestsellerową literaturę pióra Suzanne Collins zapewne cieszyć się będą wielbiciele tego rodzaju twórczości. Oni znając na wylot meandry losów bohaterów niniejszych książek mogą co najwyżej kręcić nosem nad ewentualną niekompatybilnością języka filmowego z literą prozy. Widzowie, którzy nie zostali uprzednio obeznani z pierwowzorem literackim, mogą poczuć lekki dyskomfort dezorientacji poznawczej, śledząc szeroko rozrzucone wątki w filmie autorstwa Francisa Lawrence’a. Reżyser wyznaczył rozległy horyzont planu, na którym zbyt wiele niuansów rozprasza główne intencje pisarskie Suzanne Collins. Kondensacja, zwłaszcza czasowa, redukująca film do podstawowych założeń być może wyszłaby filmowi na dobre. Nie zmienia to faktu, iż epickość dzieła Francisa Lawrence’a usatysfakcjonuje nawet nowo pozyskanych odbiorców, a starzy uznają zabieg stylistycznego rozrzedzenia tematycznego za oryginalną polemikę z literackim punktem wyjściowym.
„Trzeba żyć tak, by być po dobrej stronie” – tłumaczy swoje pobudki Coriolanus Snow. Los postawił chłopaka w dwuznacznym, wręcz sprzecznym wobec realiów położeniu. „Kto zechce oglądać igrzyska bez zwycięzców?” – powątpiewa któryś ze świadków walk na arenie Głodowych Igrzysk. Coriolanus wie, że wygra, choć nie musi to być trumf w ścisłym tego słowa rozumieniu. „Każdy się rodzi czysty jak łza” – usłyszy Snow od kogoś postronnego. Ważne, by śmierć, jeśli koniecznie przedwcześnie ma nastąpić, przywitać w zgodzie z tym mottem.
Świeżo po seansie w kinie. Całkiem dobra ekranizacja prequela. Blyth poradził sobie z rolą wybornie. Co do Zegler to było nieźle, aczkolwiek odnoszę wrażenie, że lepiej śpiewa niż gra. Oglądając ją jako aktorkę miałam mieszane odczucia i nie chodzi tu wcale o aparycję, bo pod względem fizycznym ładnie się wpasowała w prequel. Davis nie poznałam przez te charakteryzację, Dinklage dobry, pokazał (zresztą nie tylko w tym filmie), że potrafi wpasować się w rolę filmowe nie powielając żadnych manier z GoTa. Ciekawym punktem była postać Schwartzmana, facet potrafi grać, zresztą pokazał to też w Asteroid City.
Co do fabuły – było dobrze. Nie pamiętam szczegółów z książki i czy pojawiło się tam coś odnośnie imienia Katniss, ale fajnie że było tutaj.