Historia sióstr Mardini zasłużyła na to, aby odpowiedzieć ją w formie filmu. Całość przypomina jednak bardziej motywacyjny hollywoodzki megahit, aniżeli film o globalnym problemie z uchodźcami. 3
Słysząc o najnowszej produkcji Netfliksa podnoszącej problem uchodźców z Syrii, z góry wiedziałam, że podejdę do niej sceptycznie. Już sam tytuł filmu - Pływaczki oraz plakat z dwiema roześmianymi dziewczętami w wodzie, wywołał u mnie sprzeczne emocje.
Yusra (Nathalie Issa) i Sarah Mardini (Manal Issa) to siostry, które w 2015 roku postanowiły opuścić Syrię. Zostawiając resztę rodziny w bombardowanym kraju, wraz z kuzynem wyruszyły w długą i niebezpieczną podróż w poszukiwaniu bezpiecznej przystani w Berlinie. Po drodze natknęły się na wiele przeszkód. Uświadomiły sobie, że nie każdemu należy ufać, a najlepszą metodą na przetrwanie jest trzymanie się razem.
Film w reżyserii Sally El Hosaini skupia się nie tylko na kwestii ucieczki nastoletek z Syrii, ale przede wszystkim na ich karierach pływackich, ze szczególnym podkreśleniem talentu młodszej siostry — Yusry. Reprezentuje ona etos ciężko pracującej sportsmenki, której głównym celem jest wyjechanie na Igrzyska Olimpijskie w Rio. Na ekranie śledzimy jej drogę do spełnienia marzenia. Widzimy treningi dziewczyny, jej wzloty i upadki oraz momenty zwątpienia, ale także radości z motywującą piosenką Sii w tle. Cała ta przepiękna kreacja sprawia, że zapominamy, że jeszcze niedawno dziewczęta walczyły o życie, przekraczając granicę szlakiem wodnym i zaczynamy kibicować im na drodze sportowej. Zawodzi także sam koniec filmu. Zamiast ukazania tego, jak Yusra i Sarah radzą sobie w nowej rzeczywistości, dostajemy tylko czarne tło z krótkim wyjaśnieniem oraz archiwalnymi zdjęciami dziewczyn.
Siostry Mardini przebyły długą drogę, aby móc znaleźć się w kraju, w którym nie będą musiały codziennie martwić się o przetrwanie. Po obejrzeniu Pływaczek czuję, że historia dziewczyn nie została w pełni opowiedziana. Brakuje w niej odpowiedniego zakończenia, kwintesencji. Czegoś, co sprawi, że widzowie zapamiętają tę produkcję nie jako film sportowy, ale jako dzieło poruszające globalny problem, na którego nadal nie ma remedium.