„Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata” jest sporo mówiącym tytułem, który wyraźnie dowodzi, że mimo upływu przeszło trzech dekad do końca ludzkości nastąpi jeszcze wiele zwrotów 7
Angela Raducanu siedzi za kierownicą i coraz żwawiej gromi rodaków jadących awaryjnym pasem dla karetek. „Kierowcy są tu bardzo agresywni” – przyznaje prowadząca, przytaczając drobiazgowo suche dane. Na 250 kilometrów tej trasy postawiono wzdłuż niej 60 krzyży. Przygodna pasażerka jest zaszokowana tymi wyliczeniami. Sama pochodzi z bardziej cywilizowanej części Europy. Angelę podobne praktyki jej nie dziwią. „Przydałyby się te pieniądze, nie stać nas na ogrzewanie” – upomina się jedna z ofiar wypadków zawodowych. Angela filmuje nieszczęśników, obiecując im, że wszyscy będą uwzględnieni w ostatecznym losowaniu firm reasekuracyjnych. Ci, którzy dostąpią zaszczytu, że ich opowieści zostaną wyemitowane, będą dodatkowo uhonorowani finansowo. Angela wie, że każdą z tych wypowiedzi należy podrasować. „Charlie Chaplin w Światłach wielkiego miasta zrobił 800 dubli, a to przecież był film niemy” – uzmysławia swoim podopiecznym reżyserka o amatorskim rodowodzie.
„Kierowniczko, jakieś drobne?” – dopomina się natarczywie „parkingowy”. Bukareszt od czasów egzekucji małżeństwa Ceaușescu zmienił się diametralnie, ale pewne nawyki funkcjonują tu do dziś. Angela poza pracą na rzecz firmy ubezpieczeniowej dorabia także jako youtuberka. Tu już nie musi się szczypać w język i nie robi tego. Dziewczyna obnaża słabości systemu ku uciesze jego krytyków. Angela przykleiła sobie brwi i brodę. Jako facetowi wolno jej więcej, więc klnie jak szewc i mówi to, co publika chciałaby usłyszeć. W swoim telefonie Angela ma ustawiony sygnał, brzmiący jak hymn z elizejskich pól. „Jeszcze ci Cyganie” – narzeka ktoś, kogo stać na kurs z Angelą. „Książę Karol jest już królem” – wyjawi inny, zorientowany bardziej snobistycznie pasażer. Angela „tyra na państwowym”, w życiu prywatnym daje upust temu, co zobaczy w rzeczywistości. Ta refleksja nie skłania nazbyt optymistycznie, choć Rumunia od dawna jest członkiem Unii Europejskiej.
Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata sprawia wrażenie satyrycznej kroniki przemian doby „Jesieni Ludów”. Film w reżyserii Radu Jude z nostalgią spogląda na czasy młodości jego twórcy, krytycznie zaś odnosi się do wyścigu szczurów epoki obecnej. Angela zasuwa na kilku etatach, w żadnym nie odnajdując się doskonale. Tu, gdzie może pofolgować swoim przekonaniom, jest chętnie nagradzana internetowymi likami. „Wypij red bulla!” – pogania zagonioną dziewczynę pryncypał. Zasięgi rozpoznawalności same się nie nabiją. Radu Jude nakręcił film czarno-biały z kolorowymi przebitkami. Te drugie odnoszą się do skojarzonych z pozorną, dziecinną idyllą czasów dojrzewania pokolenia reżysera. Jakże wtedy wszystko było proste. Taksówki łapało się na postojach, nikt nie śnił o telefonach komórkowych. Nie istniało pojęcie influencer. Szeptane opinie i mody kreowało się wówczas na podwórkach i domówkach. Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata jest sporo mówiącym tytułem, który wyraźnie dowodzi, że mimo upływu przeszło trzech dekad do końca ludzkości nastąpi jeszcze wiele zwrotów. Żaden jednak nie zmieni podstawowych reguł rządzących światem i jego prawidłami.
„Łap się czegokolwiek, jak nie ma roboty” – niesie się po samochodzie Angeli refren hiphopowego przeboju. Kobiecie niemal brak czasu na życie osobiste. Europejski hymn o elizejskich polach, jaki dobiega z telefonu, uświadamia pasażerom taksówki, że znaleźli się w miejscu pozornie bezpiecznym i obliczalnym. Angela biegle mówi po angielsku. A jednak miasto, które przemierza wraz ze swoimi klientami, kryje mnóstwo rozpaczliwych resentymentów za epoką, gdy Steaua Bukareszt wygrywała dawną Ligę Mistrzów, kurs dolara był najmniej strzeżoną tajemnicą RWPG, a co jakiś czas w ramach oszczędności wyłączano światło w kraju Draculi.