Propozycja Lee Danielsa aż prosi się o urozmaicenie filmu choćby jednym oryginalnym znakiem rozpoznawczym. Bezskutecznie 4
„Nie mam nic wspólnego z ich siniakami” - zapewnia Ebony Jackson. Kobieta zeznaje przed kolejnymi kuratorkami, które otrzymały zadanie kontrolowania czarnoskórej matki. Ebony miewa kłopoty z narkotykami, alkoholem, jej dzieci także mają inklinacje do nie najlepszego prowadzenia się. Nieraz na ich ciałach występują wspomniane siniaki. Ebony jednak niezbornie się tłumaczy. „Jebana matka roku” - słyszy o sobie samej kobieta. Ebony lepiej lub gorzej usiłuje stawić czoła demonom, jakie brutalnie ją otaczają. Sama wkrótce jednak dochodzi do wniosku, że w okoliczności zamieszane są siły wykraczające poza racjonalne rachuby. Ebony zwraca się z prośbą do szamanek, by te odczarowały miejsce, w którym dokonuje się ekspansja zła. Nad mrocznym domem rozpościera się destrukcyjne fatum, dokonując dzieła zniszczenia. Ebony jednak nie poddaje się.
„Słuchasz Stevie Wondera... pomagasz czarnym, kiedy jest ci z tym wygodnie” - słyszy pod swoim adresem białoskóra Alberta. Ebony ma żal do kobiety, która będzie opiekunką i mentorką sfrustrowanej matki. Alberta jest w tym towarzystwie osobą enigmatyczną. Sama walczy z chorobą, umie jednak mimo to służyć niekiedy pomocą. Ebony nie dając sobie rady z wymykającą się spod kontroli codziennością rzuca pod adresem Alberty bezpodstawne i chybione żale. Doświadczona i starsza partnerka puszcza jednak te oskarżenia mimo uszu. Alberta pomaga wygnać złe moce z domu Ebony. Do niej samej powoli dociera świadomość, że tylko w jedności tkwi siła rodzinna. Wspólnym wysiłkiem można zapobiec złu. „Przyszło ci do głowy, że inni ludzie też mogą mieć rację?” - usłyszy Ebony. Pogrążona przez los kobieta nie ma wyjścia, musi zdać się na podszepty i pomoc osób życzliwych. Mąż Ebony walczy w Iraku i zupełnie nie interesuje się dziećmi. One same zaznały już kilku przeprowadzek. Kolejna kuratorka sądowa wydelegowana do opieki dzieci zada niedorzeczne pytanie: „Czy coś je stresowało?”. Los rodziny Ebony to nieustanne nakręcająca się fala utrapień.
Oglądając Wybawienie, ma się nieodparte wrażenie, iż jego twórcy przed realizacją filmu spisali sobie w podpunktach zasadnicze elementy właściwe horrorom i skrupulatnie zamieszczają w scenariuszu kolejne ich lejtmotywy. Problem w tym, że autorom nie starczyło później wyobraźni na dodanie czegoś od siebie, autentycznie wyróżniającego własną produkcje od setek innych. No, chyba, że za taką wartość dodatkową uznać obecność na planie Glenn Close, która ubarwia dość skąpe myślowo widowisko swoją niezmiennie charyzmatyczną osobowością. To jednak zdecydowanie zbyt skromna dawka na receptę filmu godnego zapamiętania. „Jak w Egzorcyście” - wymknie się nieopacznie któremuś z bohaterów Wybawienia. Jeśli nawet film Lee Danielsa miał realne ambicje dorównania znanemu dziełu sprzed pół wieku, to reżyser nie wykazał się jakąkolwiek inwencją wykraczającą poza elementarny zestaw banalnie zdefiniowanego kanonu.
„Wypędzam cię szatanie w imię Jezusa!” - grzmią kolejni chętni do uzdrowienia domu cieszącego się złą renomą. Ta trywialna deklaracja wpisuje się w cały szereg mało wymyślnych chwytów wziętych z oręża kina satanistycznego. Bohaterowie Wybawienia toną w spazmach, dławią zbolałe usta roztrzęsionymi dłońmi, przeszywają ciszę donośnym krzykiem. Propozycja Lee Danielsa aż prosi się (w pozycji niemal klęczącej) o urozmaicenie filmu choćby jednym oryginalnym znakiem rozpoznawczym. Bezskutecznie. Na te niewypowiedziane prośby autorzy Wybawienia pozostają jednak kompletnie głusi. Może po prostu wyszli z założenia, iż skoro scenariusz ich filmu oparty został rzekomo na faktach dokonanych gdzieś w przeszłości, to nie należy go naruszać zbyt natarczywą reinterpretacją. A to by znaczyło totalną abdykację inwencji złożonej na wyblakłym sztandarze rzeczywistości.