Film Doris Darie to historia bezinteresownej miłości a jednocześnie poetycka wyprawa w głąb istoty życia. Trudi jako jedyna z rodziny wie, że jej mąż jest śmiertelnie chory na raka. Gdy lekarz zaproponuje, by wybrali się w ostatnią wspólną podróż, Trudi namawia męża na wyjazd do Berlina, do dzieci i wnuków. Tymczasem okazuje się, że rodzina jest zbyt zajęta własnym życiem, aby poświęcić im trochę uwagi. Po spektaklu tańca butoh, Trudi i Rudi postanawiają wyjechać do nadbałtyckiego hotelu. Tam kobieta niespodziewanie umiera. Jej mąż, totalnie zagubiony, nie wie co począć z resztą życia. W końcu decyduje się na wizytę u ich najmłodszego syna Karla - na wyprawę do Japonii.
Im starsze drzewo wiśni, tym więcej ma kwiatów. A człowiek? Dlaczego z wiekiem coraz trudniej nam rozkwitnąć? Japoński zwyczaj każe celebrować Hanami, czyli wspólne podziwianie rozkwitu wiśni wraz z rodziną i przyjaciółmi. Zapracowani do utraty tchu Japończycy wylegają tłumnie do parków, aby przypomnieć sobie o sprawach najistotniejszych. Bo różowo-białe kwiaty to sygnał rozpoczęcia wiosny, a zatem – symbol życia, siły, młodości, piękna i przebudzenia, ale także – symbol idei, że życie składa się z wielu etapów i że szybko przemija.
Starsza para żyje w rytuale codziennych drobnych czynności. Trudi pomaga swojemu mężowi założyć płaszcz, przynosi kapcie, co rano daje mu do pracy jabłko, które on niezmiennie oddaje swojemu współpracownikowi. Kiedy dowiaduje się o śmiertelnej chorobie Rudiegio, ukrywa przed nim prawdę, namawia go jedynie na odwiedziny u mieszkających w Berlinie dzieci. Hanami, to japońskie święto, w czasie którego całe rodziny wylegają do parków, aby oglądać kwitnące drzewa wiśni. Rodzina Rudiego i Trudi z pewnością czułaby się w tych okolicznościach skrępowana. Tu mąż nie zna tak naprawdę swojej żony, dzieci w obecności rodziców czują jedynie nudę i rozdrażnienie, wszystkie kontakty cechuje jakieś bliżej nieokreślone zakłopotanie.
Pozostałe
Proszę czekać…