Film Carlosa Reygadasa to przejmujący obraz o smutku, cierpieniu, miłości, pożądaniu, zdradzie, ofierze, sile i słabości człowieka. Ludzie, którzy wystąpili w filmie, nie są profesjonalnymi aktorami. Większość z nich to mennonici. Pewnie dlatego ich życie dało się ukazać w tak autentyczny, naturalny sposób. Reżyser podkreśla wprawdzie, że jego film nie jest o mennonitach, tylko o ludziach w ogóle. Jednak dzięki pokazaniu hermetycznej społeczności, która żyje w myśl surowych zasad religijnych, problem zdrady małżeńskiej i wierności dało się wspaniale wyostrzyć.

Aktorzy o filmie

Cornelio Wall Fehr grający postać Johana Mennonita urodzony w wiosce Cuauhtemoc w Meksyku. Wraz ze swoją rodziną mieszka tam do dziś.

„Na początku miałem opory. Nie wiedziałem, czy powinienem występować w filmie. Ale potem nabierałem pewności i czułem się coraz bardziej na swoim miejscu. To dzięki Carlosowi. Z nim wszystko wydawało się proste. Dla mnie udział w filmie był szczególnym doznaniem. Czułem się jak pacjent, zbliżałem się do ludzi, nawiązywałem przyjaźnie. Teraz myślę, że to było wspaniałe, mocne doświadczenie, a zimno, ciągłe czekanie, brak snu nabrały wartości. Po trzech miesiącach wspólnej pracy jesteśmy przyjaciółmi. Kiedy robiliśmy film, nie rozumiałem opowiadanej historii, ale teraz, gdy film jest już zamkniętą całością, widzę, że to obraz o miłości i zdradzie. Dlatego wierzę, że dzięki temu filmowi ludzie mogą nauczyć się nawzajem miłości i zrozumieć, czym jest prawdziwe uczucie. To film o świecie pełnym zdrady, gdzie trudno jest żyć według zasad miłości. Widzieć siebie na ekranie, to naprawdę dziwne uczucie. Sądzę, że filmy są jak lustra: ludzie widzą w nich własne odbicie” .

Maria Pankratz grająca postać Marianne Urodzona w Alma-Ata w Kazachstanie. Mieszka w Espelkamp w Niemczech.

„Meksyk jest niesamowity! Kiedy widziałam to bezkresne niebo, niezwykle piękne miejsca, do których docieraliśmy kręcąc film – czułam się wspaniałe! Będąc tam, oddychając tamtejszym powietrzem, zrozumiałam czemu mieszkający tam mennonici tak różnią się od tych w Niemczech, wśród których mieszkam. To było niezwykłe, widzieć jak ludzie z naszego zespołu pochodzący z różnych krajów, mówiący różnymi językami, komunikują się ze sobą na jakimś wyższym poziomie, czasem zupełnie obywając się bez słów. Praca z Carlosem Reygadasem była dla mnie zaszczytem i przyjemnością. Szczególnie zaimponowały mi jego cierpliwość, hart ducha i charyzma”.

Geneza Mennonityzmu

Ten pressbook może zdradzać kluczowe elementy filmu

Mennonici to religijny odłam anabaptyzmu, który powstał w Niderlandach w XVI w. Anabaptyści (nowochrzczeńcy) to nazwa wielu grup protestanckich. Choć skłócone ze sobą, łączyły się w przekonaniu, że reprezentują pierwotną czystość kościoła chrześcijańskiego. Założycielem odłamu mennonickiego był, żyjący w latach 1496-1561, Menno Simonis, który początkowo był zwolennikiem Marcina Lutra, a później opowiedział się za pacyfizmem i stał się przeciwnikiem wszelkiej walki. Problemy społeczne chciał rozwiązywać poprzez realizację Słowa Bożego, co wymagało jego zdaniem odrodzenia się przez chrzest dorosłych. Mimo braku gruntownego wykształcenia był doskonałym pisarzem religijnym. Jego pisma doceniał nawet dalece bardziej wpływowy i dobrze wykształcony Jan Łaski (młodszy), twórca kościoła kalwińskiego w Polsce, bratanek prymasa Polski i kanclerza wielkiego koronnego Jana Łaskiego (starszego).

W czasie reformacji grupa mennonicka, podobnie jak inne odłamy protestantyzmu, była prześladowana. Mennonici znaleźli schronienie w Edem, skąd w późniejszych latach kilkakrotnie musieli uciekać. W 1539 roku Menno Simonis wydał swe podstawowe dzieło „Fondamentbock”, w którym wyłożył własną doktrynę. Zwracał szczególną uwagę nie na dogmaty, a raczej na stronę etyczną. W odróżnieniu od innych grup protestanckich, twierdzących że tylko wiara jest warunkiem zbawienia, Menno, nie przecząc łasce, założył, że człowiek ma wolną wolę i może łaskę przyjąć lub odrzucić, a o jego wierze musi świadczyć praca i dążenie do świętości, naśladownictwo Chrystusa. Wywodził rodowód odłamu z czasów wczesnego chrześcijaństwa, uważając, że mennonici są zgromadzeniem ludzi dążących do świętości. Aby żyć w gminie, trzeba było powtórnie się narodzić, czyli dorośli musieli przyjąć chrzest. Po śmierci założyciela mennonici podzielili się na dwa odłamy: liberalny i rygorystyczny. Ich historia to dzieje wygnań, zmian miejsca zamieszkania. Dziś są rozproszeni. Najwięcej żyje w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, północnym Meksyku. Tworzą małe, zamknięte społeczności. Tam ulokowały się głównie odłamy liberalne. Rygorystyczne zaś żyją głównie w Boliwii, Paragwaju, Belize i w Meksyku. Ci mennonici obywają się bez elektryczności, nie wiedzą co to telewizja, Internet, nie używają maszyn, samochodów, telefonów, nie korzystają z osiągnięć współczesnej medycyny. Żyją w kompletnej izolacji od ludności miejscowej, w zamkniętych dla świata społecznościach, tak jakby tkwili w XVI wieku.

Najważniejsze zasady, które do dnia dzisiejszego są wspólne wszystkim mennonitom, to:

- Wiara w boskość Chrystusa.

- Chrzest dopiero po ukończeniu 14. roku życia, by przystępujący do wspólnoty świadomie wybierali „drogę” z Chrystusem.

- Wspólnota wybiera pastora.

- Całkowity zakaz noszenia i posiadania broni, negatywny stosunek do służby wojskowej, co wynika z dosłownego traktowania przykazania „nie zabijaj”. (Za pacyfizm spotykały mennonitów liczne represje).

- Zakaz sprawowania urzędów państwowych, w myśl zasady, że władza jest narzędziem przemocy. Równoczesne przeświadczenie, że każdy jest winien posłuszeństwo władzy państwowej.

- Zakaz składania przysięgi na cokolwiek. - Brak akceptacji dla rozwodów.

Nieposłusznych wyłączano z gminy przez klątwę, która w wielu przypadkach była sankcją zastępującą wyrok sądu państwowego.

Głosy prasy

Ten pressbook może zdradzać kluczowe elementy filmu

Zamknąłem 60. festiwal canneński obrazem Ciche światło. Wśród tylu filmów przyglądających się człowiekowi z najbardziej niezwykłych perspektyw, ten był najprostszy i najdziwniejszy. Ciche światło meksykańskiego reżysera Carlosa Reygadasa (znanego u nas z filmu Japon) zaczyna się długą nocną sekwencją, rozbrzmiewającą głosami bydła, szczekaniem psów. Gwiaździsta noc przechodzi w świt. Gdzie jesteśmy? W jakiej epoce? W jakiej części świata? Współczesny Meksyk, Chihuahua. Wieś zamieszkana przez dawnych wygnańców z Europy, protestancką społeczność anabaptystów-mennonitów, mówiących dialektem starogermańskim. Uprawiają ziemię, żyją według Ewangelii, którą traktują radykalnie, dosłownie, jako doktrynę pokoju wewnętrznego i międzyludzkiego. Historia miłości, zdrady i śmierci - jakich w kinie wiele - została zagrana przez nich samych, jako misterium. Żonaty mężczyzna łamie Prawo, kocha drugą kobietę. Cierpi, nie znajduje wyjścia. Żona umiera. W dniu pogrzebu ta druga kobieta przychodzi się z nią pożegnać. W samotności nachyla się nad otwartą trumną w bieli - i zmarła otwiera oczy, budzi się, zmartwychwstaje. Podobną sceną kończyło się arcydzieło Carla Dreyera Słowo z 1955 roku. Wierzyliśmy w nią, w ramach spektaklu kinowego. Tak samo wierzymy teraz filmowi Reygadasa - jako żywego świadectwa czegoś niemożliwego, przerastającego człowieka, a przecież upragnionego i postawionego nam wszystkim za cel. Tego, o czym mówią wszystkie religie: miłości, która "nie patrzy swego". Tadeusz Sobolewski, Gazeta Wyborcza

Ciche światło to piękny film. Tak piękny, że aż ciężko pojąć jak można stworzyć tak pełny projekt. (…) W Cichym świetle nie można oddzielać tego co realne, od tego co duchowe. W tym tragicznym dramacie o miłości, cudzołóstwie i woli Bożej, da się odnaleźć wpływy Antonioniego i Dreyera. Reygadas, pracując z nieprofesjonalnymi aktorami, zdołał ukazać realizm. Obrazy codziennych posiłków, kąpieli i prac są wzbogacone fascynacją światem mennonitów. Począwszy od pierwszej sceny przedstawiającej wschód słońca, każda kolejna sekwencja została szczegółowo skonstruowana. Często ich piękno zapiera dech w piersiach. I nie ma różnicy, czy widać kombajn przesuwający się po polu, czy cichą, słodką scenę z dziećmi pluskającymi się w stawie. Czas i konkretne ujęcia Reygadasa pełne powolnych zbliżeń, są sugestywne, podkreślają wagę chwili i nieuchronność nadchodzącej tragedii. Time Out

O filmie

Ten pressbook może zdradzać kluczowe elementy filmu

Film Carlosa Reygadasa to przejmujący obraz o smutku, cierpieniu, miłości, pożądaniu, zdradzie, ofierze, sile i słabości człowieka. Ludzie, którzy wystąpili w filmie, nie są profesjonalnymi aktorami. Większość z nich to mennonici. Pewnie dlatego ich życie dało się ukazać w tak autentyczny, naturalny sposób. Reżyser podkreśla wprawdzie, że jego film nie jest o mennonitach, tylko o ludziach w ogóle. Jednak dzięki pokazaniu hermetycznej społeczności, która żyje w myśl surowych zasad religijnych, problem zdrady małżeńskiej i wierności dało się wspaniale wyostrzyć.

Johan, mąż i ojciec, sprzeniewierza się Prawu Bożemu. Zakochuje się w innej kobiecie i zdradza z nią żonę. Burzy tym samym harmonię świata, w którym został ukształtowany i zmierza nieuchronnie ku klęsce.

Johan jest mennonitą. Żyje wraz z rodziną w odciętej od świata protestanckiej wiosce na północy Meksyku. Zgodnie z zasadami swojej wiary, powinien być wierny kobiecie, którą poślubił i która wydała na świat jego dzieci. W jego społeczności rozwody nie istnieją. Życie mennonitów to bowiem droga, która wiedzie do świętości. To oznacza, że trzeba przestrzegać surowych reguł: modlić się, ciężko pracować, rezygnować z przyjemności, żyć w prostocie, szanować naturę. Należy wiele od siebie wymagać. To świat jasnych, czystych reguł. Ich nieprzestrzeganie grozi wykluczeniem ze społeczności. Johan dobrze wie, kim jest i czego nie powinien się dopuszczać. Jednak zakochuje się i odkrywa, że człowiekiem rządzi także siła pragnienia i pożądania. Choć ma silne poczucie winy, nie potrafi zrezygnować z zakazanej miłości.

Wywiad z reżyserem

Ten pressbook może zdradzać kluczowe elementy filmu

Karin Luisa Badt: Twoje filmy rozbijają koncepcję czasu. Tak jest i tym razem. Umarła bohaterka nagle otwiera oczy…

Carlos Reygadas: Sądzę, że w kinie wspaniałe jest to, że daje możliwość kreowania własnego świata i pozwala osiągnąć taką wolność, jakiej pragniesz. Opowiadając historię, możemy zatrzymać czas, bawić się nim, bo historia jest prawdopodobnie tylko w naszej głowie. Film może się rządzić własnymi prawami. To jest tak jak w piosenkach Brela: świat jest jaki jest, ale w swojej twórczości możesz uczynić go lepszym. Wierzę w ekranowe cuda. Dla niektórych ta scena będzie tylko grą wyobraźni; przecież umarła bohaterka nie może wrócić do życia. Ta scena to cytat z filmu Dreyera „Słowo”. Swobodne nawiązanie do niej. W rzeczywistości nie wierzę w cuda, ale myślę, że sama rzeczywistość jest cudem. Nie sądzę, by to, co zostało zapisane w Biblii, było różne od rzeczywistości, nawet jeśli nie wierzę w dosłowność zapisu.

A co z twoją własną wiarą?

Kiedy byłem chłopcem, ciągle wypytywałem moją mamę o śmierć, o to, co przychodzi po niej. Bardzo mnie to ciekawiło. Czasem chciałem być ateistą, wmówić sobie, że potrafię nie wierzyć. Chciałem być ateistą, ale wierzyłem na przekór sobie. Ale twój film Battle in Heaven z 2005 roku nie pokazuje tej wiary. Coś się zmieniło?

Oba moje filmy, i Battle in Heaven i Ciche światło opowiadają o zbawieniu. W obu dominuje przeświadczenie, że życie nawet jeśli jest bardzo trudne i ciężkie, potrafi również być wspaniałe.

Z jakich technik korzystasz, by osiągnąć zamierzony efekt estetyczny?

Planuję zarówno każdy ruch kamery, jak i ruch postaci. W moich filmach występują amatorzy, którzy o aktorstwie nic nie wiedzą, ale wybierając ich, jestem przekonany, że rozumieją postaci, w które mają się wcielić przed kamerą. Nie robimy prób. Często pierwsze ujęcie jest najlepsze. Wierzę, że to najlepsza droga w osiąganiu efektów, na jakich mi zależy. Moim zdaniem tylko amatorzy są w stanie odtworzyć charaktery postaci w moich filmach, tchnąć w nie autentyzm. Dodatkowo robię wiele ujęć w ruchu, na przykład przejazd traktorem, i wykorzystuję je jako łączniki między bardziej statycznymi scenami. Nie planuję takich ujęć. Tą drogą zbliżam widza po kawałeczku do sedna historii. To jest ważnym elementem konstrukcyjnym, bo daje możliwość wyobrażenia sobie sytuacji. W klasycznym hollywoodzkim filmie to nie do pomyślenia. Mój film otwiera długie ujęcie nocy, która przechodzi w dzień. Widz otoczony głosami budzącej się natury znajduje się w centrum świata. Wiele późniejszych ujęć w filmie też jest frontalnych lub bocznych, ponieważ wymagają tego miejsca i bohaterowie, którzy są protestantami. Oni interpretują Biblię literalnie. Ta dosłowność musi wpływać na ich postrzeganie świata, przestrzeni. Chciałem tę cechę myślenia uchwycić obrazem.

Twój najnowszy film jest cichy, fragmentami znosi klasyczną narrację, ale ta cisza ogromniejąc, dodaje mu intensywności.

Nie cierpię pokutującego w świecie przekonania, że film jest jedynie opowiadaniem historii, prostą narracją. To nie jest bliska mi idea. Dlatego w swoich filmach koncentruję się także na fragmentach, które są usadowione poza klasyczną narracją właściwą literaturze. Film ma spowodować, że obudzą się w widzu silne uczucia, że pojawią się emocje, które wywoła nie tylko opowiadana historia, ale także obrazy, pojedyncze ujęcia. Na przykład pierwsze ujęcie w Cichym świetle jest dla mnie kwintesencją filmowości. Tam kamera pokazuje budzący się dzień. Pojawiające się światło, wydobywające powoli świat z ciemności, jest piękne. W literaturze taki efekt jest nie do osiągnięcia. Możesz napisać: „wzeszło słońce”, ale czytelnik musi to sobie wyobrazić, musi odwołać się do swojego doświadczenia, obrazu, który przechowuje w pamięci. Inaczej tego nie zobaczy. W filmie jest inaczej. Wstaje piękne słońce, a słowa są niepotrzebne. Lubię białe światło, które pojawia się o brzasku. To jest czysta biel. Aby ją pokazać, użyliśmy specjalnych obiektywów.

Wschód słońca otwiera twój film i mam wrażenie, że to najpiękniejszy i najbardziej sugestywny początek wśród wszystkich festiwalowych filmów.

Zaczynam i kończę film widokiem gwiazd. Tak jak świt i zmierzch zaczynają i kończą dzień. To początek i koniec historii. Bardzo właściwy, moim zdaniem, dla tego filmu. W potężnym i ogromnym wszechświecie ma początek indywidualna historia trojga ludzi. Przyglądamy się, jak się rozgrywa, w jakim kierunku zmierza, a potem znów pojawiają się gwiazdy. Jako klamra kompozycyjna. By pokazać, że dramat moich bohaterów, choć przynosi im ból, strach, cierpienie, jest jedną z wielu ludzkich historii. Tak samo jest z naszym życiem, myślimy, że jesteśmy centrum wszechświata, ale tak nie jest, choć z naszej perspektywy może to niekiedy tak wyglądać.

Z ogromną uwagą filmujesz naturę – zdajesz się w swoim filmie rozmiłowany w krajobrazach.

Jako dziecko dorastałem w Mexico City, ale mnóstwo czasu spędzałem na wsi na ranczu należącym do mojej rodziny. Jeździłem traktorem, tak jak bohaterowie mojego filmu. Moim ulubionym fragmentem jest scena w deszczu. Umieściłem ją w filmie, bo chciałem pokazać, jaki intensywny deszcz potrafi padać w Meksyku. Przy okazji ta scena stała się równocześnie symboliczna.

Czemu bohaterami swojego filmu uczyniłeś mennonitów?

Nie byłem szczególnie zainteresowany mennonitami. Wybrałem ich dlatego, że są jednolitą, monolityczną społecznością rządzącą się własnymi prawami. Nawet ubierają się tak samo. W dodatku są archetypiczni: matka to u nich prawdziwa matka, babka i dzieci tak samo. Dzięki temu mogłem skoncentrować się na esencji mojego filmu, to znaczy opowiedzieć historię miłosną. Historię trudnej miłości, w której bohaterowie żyją w swoistym trójkącie. To film o podzielonym sercu. Główny bohater, Johan, naprawdę kocha obie kobiety: żonę i kochankę. Każdego z bohaterów tej historii łączy miłość i głębokie współczucie, które okazują sobie nawzajem. Ta inna kobieta współczuje jego żonie, „budzi ją” ze śmierci. Chrystus zmarł na krzyżu za nas wszystkich. Tak samo żona Johana. Ona zrobiła to z miłości do swojego mężczyzny.

Więcej informacji

Ogólne

Czy wiesz, że?

  • Ciekawostki
  • Wpadki
  • Pressbooki
  • Powiązane
  • Ścieżka dźwiękowa

Fabuła

  • Opisy
  • Recenzje
  • Słowa kluczowe

Multimedia

Pozostałe

Proszę czekać…