Detroit w niedalekiej przyszłości. Humanoidalny robot-policjant Robocop (Robert John Burke) staje w obronie ubogiej ludzkości Detroit, która ma zostać wysiedlona. Na tym teranie koncern OCP chce zbudować miasto przyszłości. Ice
- Zaraz, jak ty się zwiesz? Murphy?
- Dla przyjaciół Murphy, dla ciebie Robocop!
Tony Stark nie był pierwszym latającym człowiekiem-superbohaterem w odrzutowym skafandrze! Pierwszy był Alex Murphy, Robocop :]
(nie licząc agenta 'dabyl oł sewen', czyli Jamesa Bonda, lecz on jako nie superbohater jest tylko 'zwykłym' człowiekiem, więc mógł sobie latać z jetpackiem te ponad 50 lat temu;)
Jedna ze słabszych części opowieści o policjancie ze stali, czy raczej ze stopów tytanu, ale i tak warta zobaczenia choć zabrakło w niej wszystkiego: zarówno pomysłu jak i funduszy na… lepszy pomysł. To i tak nic, bo niebawem miał nadejść serial, który merytorycznie też nie był taki zły, ale ciągnął się jak flaki z olejem i też widać było po nim, że był kręcony na siłę i zupełnie bez pomysłu.
Co ważne w tej części i wymaga podkreślenia, to to, że oficer Murphy w końcu wie kim jest, w końcu też jako Robocop ma dosyć i puszczają mu nerwy, jeśli tak można ująć nieznaczne wahnięcie żelaznego opanowania ;) W końcu przebrała się miareczka i niezniszczalny glina zaprowadza porządek, a ułatwiło mu to wykasowanie czwartej dyrektywy…
- To ty jesteś Murphy? Co mogę dla ciebie zrobić?
- Możesz stawiać opór.
:D
Pozostałe
Całkiem dobry pomysł na fabułę, ale realizacja mocno trzeszczy. RoboCop w tej części ma zdecydowanie więcej szczęścia, niż rozumu. Plus za dr Lazarus.