Ma bardzo mały wzrost, ale wiele uporu i odwagi: oto Kurczak Mały. Wywołał panikę w swym mieście Dębki Duże, wołając, że spadło niebo, gdy tymczasem to tylko żołądź uderzył go w głowę. Minął rok. W tym czasie Kurczak bardzo mocno pracował nad odbudowaniem swojej reputacji – przede wszystkim w oczach nadopiekuńczego ojca, Bucka Gdaka. W końcu się udało: Kurczak został mistrzem baseballu i lokalnym bohaterem. Lecz znów spotkał go podobny wypadek, jak przed rokiem – coś mu spadło na głowę. Jest absolutnie pewien, że tym razem chodzi o realne zagrożenie. O swych podejrzeniach Kurczak mówi tylko najbliższym przyjaciołom: śwince Speckowi Zawiotkiemu, kaczce Luśce Kuperczak i rybce Fiszowi Chybarybie. Pragnie za wszelką cenę udowodnić, że ma rację. Może liczyć na pomoc przyjaciół, która zawsze jest szczera, choć czasem bywa też kłopotliwa...

"Kurczak" prestiżowy

David Stainton, prezes Walt Disney Feature Animation, podkreślał wyjątkowość tego projektu. Po doświadczeniach Disneya z Pixarem, z którym współpraca przyniosła obu firmom tak wielkie sukcesy w dziedzinie nowoczesnej animacji, jak Toy Story i Potwory i spółka, zapadła decyzja o samodzielnej realizacji pełnometrażowego animowanego filmu w technice komputerowej. Chcieliśmy połączyć to, co najlepsze z bogatej tradycji wytwórni, czyli dynamikę opowiadania i typowo disnejowską charakterystykę bohaterów, z najnowszymi zdobyczami techniki – deklarował Stainton. Film nie bez powodu dedykowano Joe Grantowi, który zmarł 6 maja tego roku w wieku 97 lat. Grant pracował jeszcze przy scenariuszach takich klasycznych dokonań Disneya, jak Dumbo czy Fantazja. Do końca życia uczestniczył w spotkaniach jako ekspert, zwłaszcza w dziedzinie scenariuszy. Był zdania, że technika jest bardzo istotna, ale choć poszerza horyzonty filmowców i wzbogaca możliwości środków wyrazu, pozostaje jednak drugorzędna. Zawsze powtarzał, że liczy się intrygująca historia i charaktery postaci. Twórcy filmu postanowili wziąć sobie do serca to przesłanie.

Jeszcze jeden wymiar

W wybranych kinach na całym świecie film będzie prezentowany w nowej technice trójwymiarowej. Ta technologia zostanie wprowadzona po raz pierwszy na taką skalę przez słynną firmę Industrial Light and Magic, także ze specjalnie przygotowanym dźwiękiem. Według reżysera to zwiastun prawdziwej rewolucji w trójwymiarowej animacji. Oglądałem materiały, które nakręciliśmy i bawiłem się jak dziecko – wspominał. – Zazwyczaj ma się wrażenie, że w kinie oglądamy płaską ścianę, tu mamy do dyspozycji okno do innego, filmowego świata!

Chrissie England, prezes ILM, jest przekonana, że nowa technika stanie się wkrótce standardem w prezentacji trójwymiarowej animacji, ponieważ oddaje niuanse i bogactwo obrazu, jak nigdy dotąd.

Kurczak i inni

Ci – według Ryana – nie zawiedli. W Kurczaka, w oryginalnej wersji językowej, wcielił się Zach Braff, gwiazda kina niezależnego, aktor i reżyser filmu Powrót do Garden State. Nasz Kurczak jest mały, ale bardzo szybki. Wszędzie go pełno, jest jak żywe srebro – mówił Ryan. – Zach bardzo nam pomógł, jego sposób interpretacji podpowiadał wiele rozwiązań. Zach potrafi mówić bardzo szybko, czysto i rytmicznie, zmieniając przy tym intonację i nadając jej wiele niuansów. Pilnie słuchaliśmy taśm z nagranym dialogiem i często podsuwało nam to pomysły na inscenizację poszczególnych scen.

Kurczak czuje się jak wyrzutek. Jest naprawdę mały i bardzo przez wszystkich lekceważony – tłumaczył aktor. – Wydaje mu się, że cały świat jest przeciwko niemu. Jestem przekonany, że wiele dzieciaków tak właśnie się czuje. Chce zatem dowieść, że jest coś wart. Mamy tu też ważne przesłanie dotyczące wzajemnego zaufania rodziców i dzieci. Okazuje się, że gdy ojciec i syn zdobędą się na szczerość, sprawy przybiorą lepszy obrót.

W rolę mocno sfrustrowanego ojca Kurczaka wcielił się Garry Marshall, słynny reżyser (Pretty Woman, Pamiętnik księżniczki) i aktor (zagrał, między innymi, szefa głównej bohaterki w serialu Murphy Brown). Braff był tym zachwycony: Kończyliśmy ten sam uniwersytet, podziwiałem wiele jego filmów, wiele słyszałem o jego skłonności do improwizacji. Okazało się, że to prawda, praca z nim była przyjemnością i dawała dużo swobody.

Braff żartował, że jednego nie może wybaczyć twórcom filmu: jako Kurczak musiał śpiewać i to śpiewać źle. Ci, którzy wiedzą, że prywatnie trochę śpiewam, będą teraz przekonani, że nie mam o tym pojęcia. Mówiąc serio: animacja okazała się wielką przygodą, wcale nie miałem ochoty kończyć pracy nad filmem, jak to czasem ma miejsce przy innych produkcjach.

A oto poczet innych bohaterów filmu:

Świnka - Speck Zawiotki (w polskiej wersji językowej głosu użyczył jej Cezary Pazura) To jeden z najlepszych przyjaciół Kurczaka. Ma doprawdy wielkie rozmiary i nie potrafi powstrzymać się od jedzenia. Cierpienia przysparza mu fakt, że cała jego rodzina ma o wiele większe gabaryty. Koło się zamyka, znerwicowany Speck ciągle podjada.

Komentuje Doug Bennett, odpowiedzialny za animację tej postaci: Mark postawił mi jedno ograniczenie: jeśli nasz bohater słyszy za sobą głos, nie odwraca się od razu, by zobaczyć, kto do niego mówi, lecz robi kilka drobnych kroczków i dopiero wtedy dokonuje powolnego obrotu. Ważną inspiracją była dla nas postać Flapa, czyli Olivera Hardy'ego. Moją ulubioną sceną z udziałem Specka był mecz baseballowy, podczas którego ze stoickim spokojem przyjmuje na siebie uderzenia piłek.

W oryginale głosu śwince użyczył Steve Zahn. Dindal mówił o nim z podziwem: Jest absolutnym mistrzem improwizacji. Każdą kwestię potrafi wypowiedzieć na wiele sposobów. Nie wiem, jak to robi, ale trzeba wybierać spośród wielu możliwości, z których każda jest doskonała.

Kaczka - Luśka Kuperczak (w polskiej wersji językowej głosu użyczyła jej Hanna Śleszyńska)

To najlepsza przyjaciółka Kurczaka. Doskonale zna jego frustracje, także te wynikające z ustawicznych kłopotów z ojcem. Stara się służyć dobrymi radami, co nie zawsze przynosi pozytywne skutki… Luśka czerpie swoje życiowe recepty głównie z magazynu dla kaczek - nastolatek. Darzy Kurczaka wielką sympatią, ale jednocześnie ciągle martwi się swym mało atrakcyjnym wyglądem.

Reżyser komentował dobór głosu dla Luśki: Pozyskaliśmy Joan Cusack do tej roli. Ma w sobie tyle naturalności i ciepła, że rezultat musiał być znakomity.

Fiszu Chybaryba (w jego roli dystrybutor wody i jego odgłosy)

Ryba, przypominająca trochę Charlie Chaplina. W ramach wymiany studenckiej przybyła z dna oceanu. Żyje w obcym dla siebie środowisku, które bardzo ją dziwi. Trudno ją zrozumieć i nigdy nie ma pewności, ile ona sama rozumie. Ma jednak wielką zdolność do pojawiania się we właściwym miejscu i właściwym czasie.

Bennett: Ta postać ma bardzo ekspresyjne oczy i mowę ciała. To za ich pomocą wyraża silne emocje. Wprowadza też komiczny ton do opowieści, ponieważ jej działania powodują mnóstwo niezamierzonych komplikacji.

Zyta Kita (w polskiej wersji językowej głosu użyczyła jej Agata Kulesza)

Lisiczka i lokalna gwiazda sportu. Bardzo dba o swój image, ale niestety jest raczej obłudna i fałszywa. Bezustannie przypomina nieszczęsnemu Kurczakowi ów straszny incydent z żołędziem. Funkcję jej ochroniarza pełni niezbyt rozgarnięta Gąsia Gonschorek. Czy Zyta jest naprawdę i do końca wredna? Przekonacie się w finale.

Buck Gdak (w polskiej wersji językowej głosu użyczył mu Andrzej Grabowski)

Ojciec Kurczaka, który samotnie go wychowuje i martwi się jego małym wzrostem. Buck sam był kiedyś gwiazdą sportu, ale przeraża go myśl, że syn mógłby pójść w jego ślady. Jest, zdaniem ojca, zbyt delikatny. Kurczak, chcąc mu zaimponować, oświadcza, że zaczyna grać w baseball. Ojciec sugeruje mu jakieś bezpieczniejsze hobby – na przykład zbieranie znaczków. Kurczak odbiera to jako brak zaufania i wsparcia.

Nik Ranieri, czołowy animator ze studia Disneya, dostał trudne zadanie animacji tej postaci. Buck jest duży i ciężki. To powoduje wiele technicznych problemów. Trudno jest wiarygodnie oddać sposób poruszania się takiej postaci. No i ten dziób. Sprawić, by postać, która ma dziób, mówiła naturalnie, naprawdę nie jest łatwo. Dobrze wiedzą o tym wszyscy animatorzy. Bardzo pomógł nam Garry Marshall. To była, moim zdaniem, rola stworzona dla niego. Słuchaliśmy dialogów w jego wykonaniu, które niesamowicie nas inspirowały. Zwłaszcza scena, w której przeprasza syna. W głowie natychmiast pojawiła mi się wizualizacja tej tak ważnej sekwencji – opowiadał.

Burmistrz Dożył Niedzielan (w polskiej wersji językowej głosu użyczył mu Jerzy Kryszak)

Indyk, burmistrz bardzo długo utrzymujący się przy władzy. Polityk, który wie, kiedy znaleźć się po właściwej stronie i skąd wieje wiatr. Kurczak drażni go, bo jego zdaniem psuje reputację miasta. Oj, chyba pan burmistrz dostanie nauczkę!

W oryginale burmistrza zagrał ceniony aktor, głównie telewizyjny i teatralny, Don Knotts ("The Andy Griffiths Show"), który wystąpił także w ponad dwudziestu filmach kinowych, w tym w wielu familijnych produkcjach Disneya.

Miasto zwierząt

Mark Dindal długo myślał nad tym, jak ma wyglądać miasto zwierząt, Dębki Duże, gdzie kurczaki jeżdżą samochodami i grają w baseball, owce są fryzjerami, a byki prowadzą chiński sklep, mysz zaś sprzedaje... ser.

Reżyser czerpał inspirację z dziecięcych rysunków i ilustracji do książeczek dla młodego czytelnika oraz z... dawnych filmów Disneya. Scenograf David Womersley opowiadał o pomyśle na scenografię, jaki wypracował wspólnie z reżyserem. Miało to być miasteczko jak z dawnych filmów wytwórni – miejsce fantazji, gdzie nie zawsze obowiązują zasady geometrii i perspektywy. Niektórzy filmowcy, kręcący filmy w technice 3D, dążą za wszelką cenę do jak najwierniejszego odwzorowania wyglądu przedmiotów i otoczenia. To moim zdaniem nie musi być właściwa droga, choć takie działanie na pewno bardzo wciąga. Nasza wizja była bardziej "zakręcona". Chodziło nam o stworzenie rzeczywistości umownej, którą widz jednak zaakceptuje –- tłumaczył koncepcję twórców scenograf.

Postanowiono podkreślić, że Dębki Duże to bardzo małe miasto. Odwołano się do serii filmów fantastycznych z lat pięćdziesiątych i inwazji kosmitów na takie miejsca. Dlatego scenografia sugerowała małą, na pozór bardzo bezpieczną, przestrzeń.

Jeśli chodzi o kolorystykę, Dindal postanowił, że wzorcem będą prace słynnej Mary Blair, która odpowiadała za kolor w klasycznych filmach Disneya z lat pięćdziesiątych, takich jak Alicja w Krainie Czarów czy Piotruś Pan. Barwy miały być intensywnie nasycone, ale nigdy przesadnie pastelowe, czy też zbyt agresywne.

Praca kamery natomiast, jak tłumaczył Terry Moews odpowiedzialny za layout, miała sprawiać wrażenie, że wiele scen jest kręconych "z ręki", jak to dzieje się w filmach aktorskich. Kamera miała stać się jednym z uczestników wydarzeń, dynamicznym i aktywnym – mówił.

Myszka zamiast ołówka

Tylko połowa animatorów zatrudnionych przy filmie znała medium, jakim jest animacja trójwymiarowa. Reżyserowi zależało na pracy ze specjalistami, którzy posługiwali się głównie dawnymi, tradycyjnymi metodami. Świetnie się z nimi rozumiał się przy realizacji Nowych szat króla.

Wobec tego Eamonn Butler zajął się intensywnym szkoleniem adeptów w nowych technikach. Zajęło mu to osiemnaście miesięcy. Szczególnie wiele uwagi poświęcono aplikacji "Maya", jednej z najważniejszych, jeśli chodzi o projektowanie animacji, konstrukcję modeli i efekty specjalne w 3D. W studiach Burbank i Glendale prowadzono intensywne zajęcia. Walt Sturrock, który nadzorował te szkolenia, mówił: To najbardziej wyczerpujące ćwiczenia, jakie pamiętam. Chyba bezprecedensowe pod względem częstotliwości i liczby uczestniczących kursantów. Myślę, że szkolenie zakończyło się sukcesem. Właściwie wszyscy bez wyjątku poznali bardzo dobrze nowe techniki. To także kapitał na przyszłość – dla animatorów i dla studia filmowego.

Butler wspominał, że gdy sam porzucał ołówek na rzecz komputerowej myszki, przeżył ekscytację, ale i pewien szok. Trudno jest się pozbyć starych przyzwyczajeń, choć czasem jest to konieczne i wzbogacające. Tłumaczył, że zmiana systemu pracy nie powinna skłaniać do ostatecznej rezygnacji z tradycyjnych technik, ani zabijać inwencji. To wspaniałe narzędzia, chodziło nam jednak też o to, by animatorzy zachowali wrażliwość i pomysłowość. Dostali po prostu nowe, fantastyczne medium, którym powinni się nauczyć jak najsprawniej posługiwać.

Jason Ryan, weteran animacji komputerowej, główny animator postaci Kurczaka Małego, twierdził, że dla disnejowskiej animacji ten film otwiera nową, bardzo obiecującą erę. Postaci już w żaden sposób nie przypominają kukiełek, jak to się dotąd czasem zdarzało. Są obdarzone własnym życiem, bardzo realne. To oczywiście wielkie wyzwanie dla twórców, bo przecież wiarygodny wygląd nie wystarczy. Konieczne jest precyzyjnie nakreślenie postaci w scenariuszu i oczywiście świetni aktorzy.

Nowa - stara bajka

Mark Dindal, który ma wielkie doświadczenie scenopisarskie, od lat jako główne źródło inspiracji wymienia podania ludowe i baśnie. To, że zna je rzeczywiście doskonale, udowodnił zwłaszcza Nowymi szatami króla, gdzie nadał nowy wyraz doskonale znanej historii. Te opowieści mają w sobie wielką prostotę – mówił. – Wszyscy je znają. Zawsze intrygowało mnie pytanie, dlaczego dana postać postąpiła tak, a nie inaczej. Weźmy "Czerwonego Kapturka". Dlaczego wilk nie zjada dziewczynki od razu, a w końcu zadowala się babcią i przebiera za nią? Gdy zaczyna się o tym myśleć, charaktery postaci stają się coraz bardziej wieloznaczne i skomplikowane.

Dindal wspominał, że zaintrygowała go myśl o stworzeniu opowieści o grupie zwierząt domowych, które zostają na farmie, podczas gdy te bardziej dorodne udają się na targ. I właśnie wtedy ma miejsce inwazja z kosmosu. Tylko najzwyczajniejsze w świecie stworzenia mogą uratować świat. Pomysł, który narodził się w drodze z pracy do domu, z czasem bardzo się zmienił. Prace nad scenariuszem trwały aż pięć lat. Dość szybko podjęto decyzję dotyczącą płci głównego bohatera – początkowo miała to być kurczęca dziewczynka. Wreszcie głównym motywem uczyniono walkę Kurczaka o uznanie i szacunek ojca.

Mark Kennedy, najbliższy współpracownik Dindala, chwalił go za "prostotę i siłę emocjonalnego przekazu". Przyznawał, że trudno zachować te cechy we współczesnym kinie, nie popadając w sentymentalny banał. Mark wie, jak nie zejść na manowce, jak rozegrać każdą sekwencję tak, by popychała akcję do przodu, bez pośpiechu czy fałszu. Sercem filmu jest, moim zdaniem, relacja między Kurczakiem a jego ojcem. Jest taki kluczowy moment w trzecim akcie filmu, kiedy to nasz bohater mówi wprost rodzicowi, że nie miał racji, nie wierząc mu i nie wspierając go w czasie "żołędziowego kryzysu". Ojciec rozumie wreszcie błąd, którego tak długo nie chciał przyjąć do wiadomości. Zdaje sobie sprawę, jak ważna jest rodzinna solidarność, bez względu na okoliczności. Kurczak natomiast uczy się szacunku do samego siebie.

Dindal swoim zwyczajem zaczerpnął zarys fabuły z dawnej, tym razem osiemnastowiecznej, angielskiej opowieści. Ma ona różne zakończenia. W 1943 roku w studiach Disneya zrealizowano wojenny film propagandowy wykorzystujący tę historię – reżyser znał go i dobrze pamiętał. Podkreślał jednak, że była ona tylko źródłem inspiracji. Wkrótce historia zaczęła żyć własnym, bardzo intensywnym życiem.

Powrót do lat siedemdziesiątych

Skomponowanie muzyki powierzono Johnowi Debney'owi (Pasja Mela Gibsona), który stopił w jedną całość tradycyjne motywy country i folk, charakterystyczne brzmienia rodem z filmów science-fiction z lat pięćdziesiątych oraz aranżacyjne chwyty wywodzące się z muzyki pop lat siedemdziesiątych. Główny temat, który pojawia się w różnych wariacjach, jest bardzo emocjonalny i należy do gatunku "americana" – muzyki inspirowanej różnymi odmianami folkloru – tłumaczył kompozytor. – Wielką radość sprawiło mi naśladowanie muzyki z fantastycznych filmów z lat 50., zwłaszcza tych o inwazji kosmitów, których prywatnie jestem wielkim fanem. Muzyka jest bardzo ważna, ale ma wspomagać obraz, nie może jej być za mało albo za dużo. Praca z twórcą tak precyzyjnym jak Mark jeszcze raz mi to uświadomiła. W nagraniach wzięła udział dziewięćdziesięciodwuosobowa orkiestra oraz plejada cenionych hollywoodzkich muzyków sesyjnych.

Postanowiono także wykorzystać klasyczne już piosenki z tamtych lat, z reguły w nowych wykonaniach. Producent Randy Fullmer tak tłumaczył tę decyzję: Myśleliśmy z Markiem nad piosenkami, które odpowiadałyby klimatowi i tematowi filmu. I doszliśmy do wniosku, że właśnie w tamtej dekadzie powstało bardzo wiele doskonałych utworów, idealnych dla naszych celów. Tak więc w filmie zabrzmiały: "I Will Survive", "We Are the Champions", "Don't Go Breaking My Heart", "Stayin' Alive", "Ain't No Mountain High Enough". Wykorzystano także – w mniejszym stopniu – utwory z innych epok: "Lollipop", "Wannabe", "Stir It Up", "It's the End of the World as We Know It".

Specjalnie na potrzeby filmu powstał utwór "One Little Slip" w wykonaniu grupy Barenaked Ladies. Zawsze bardzo ceniłem ten zespół i dlatego zaproponowałem mu współpracę. Potrzebowaliśmy piosenki pełnej pozytywnej energii, budzącej sympatię dla naszego bohatera – i taką dostaliśmy.

Ważnym utworem komentującym akcję była nowa wersja piosenki Jimmy'ego Webba "All I Know", spopularyzowanej przez Arta Garfunkela w 1973 roku. Tym razem nagrał ją John Ondrasik, lider grupy Five for Fighting, obdarzony mocnym i czystym głosem.

Nową wersję utworu "Stir It Up" wykonał niezwykły duet – rewelacyjna nastoletnia angielska wokalistka Joss Stone oraz laureatka nagrody Grammy, Patti LaBelle, która wykonywała już ten utwór w pierwszej części Gliniarza z Beverly Hills (1984).

Nową wersję przeboju z 1963 roku "Shake a Tail Feather" nagrał zespół The Cheetah Girls, w którego skład wchodzi bardzo popularna wokalistka Raven.

Złamać zasady w imię talentu

Steve Goldberg (I), odpowiedzialny w filmie za efekty specjalne, podkreślał, że chociaż możliwości techniczne, jakie daje animacja komputerowa są ogromne, to przecież podstawową sprawą jest nadal wyobraźnia. W wytwórni Disneya pracowało i pracuje mnóstwo ogromnie uzdolnionych animatorów, ludzi z niezwykłymi wizjami, które nie zawsze trafiały do realizacji. Moim zadaniem było to, by ich pomysły uczynić możliwymi. Przy realizacji "Kurczaka..." nigdy nie mówiliśmy: tego się nie da zrobić. Po prostu zastanawialiśmy się, jaką znaleźć drogę, by osiągnąć zamierzony efekt. Nasi animatorzy to ludzie gotowi łamać przyzwyczajenia i zasady nie dla samej pogoni za nowością, ale za sensem. Podkreślał, że podstawowa zasada się nie zmieniła: od lat w świecie animacji Disneya obowiązują inne reguły, niż w świecie realnym – także te fizyczne.

Reżyser wyjaśniał, że świat filmu animowanego kieruje się własną, na pierwszy rzut oka dość zwariowaną, logiką. To, co widzimy na ekranie, musi być absolutnie realne, choćby pojawiały się elementy fantastyczne. Prawdziwe muszą być charaktery, wciągający rytm opowieści i proporcje między rozwojem akcji a ewolucją bohaterów. Do doskonałości doprowadzono ten sposób opowiadania w latach 40. i 50. Filmy Disneya stały się wtedy idealnie potoczyste, ze stylem bezbłędnie dobranym do tematu – mówił realizator. Dindal nie wstydził się kontynuowania tej tradycji. Dość bezpośrednio czerpał natchnienie z mistrzowskich osiągnięć animacji dawnych lat. Na przykład kluczowa scena meczu baseballowego powstała po dokładnym przestudiowaniu klasycznego filmu o Goofy'm How to Play Baseball z 1942 roku. Chodziło zwłaszcza o mistrzowskie oddanie ruchów ciała, twarzy i policzków. Potem Dindal wraz ze współpracownikami zaplanowali dokładnie własny mecz. Myślę, że w tej scenie z pewnością osiągnęliśmy siłę i naturalność wyrazu, jakiej nie widzieliśmy jeszcze w filmie zrealizowanym za pomocą komputera – wyznał, bez fałszywej skromności, reżyser. – Najważniejszą rolę odegrał nasz animator Doug Bennett, który doskonale zna tradycyjne techniki, przy czym skomplikowane programy komputerowe również nie mają przed nim żadnych tajemnic. Udało mu się oddać tę tak niepowtarzalną ekspresję ruchową za pomocą nowych środków.

Goldberg poprosił o napisanie serii nowych programów komputerowych, by pomysły animatorów mogły otrzymać jak najwierniejszy ekranowy kształt i by można było sprawdzać na bieżąco efekt ekranowy. Według niego, intuicja animatorów była tu pierwszorzędna. Można było bardzo przyspieszyć weryfikację ich pomysłów.

Podstawowym narzędziem pracy było oprogramowanie nazwane "Chicken Wire". Chodziło o jak największą elastyczność w pokazywaniu ekspresji twarzy – tak, by gama emocji była równie szeroka, jak w przypadku tradycyjnej animacji. Ważne było przezwyciężenie lalkowego i "manekinowatego" charakteru animacji komputerowej, który zaszkodził już niejednej produkcji. Animatorzy tworzyli postaci i ich ruchy tradycyjnymi metodami. Potem, korzystając ze specjalnych programów, starali się zbliżyć stworzonych w wirtualnej przestrzeni bohaterów do pierwotnej wizji. Niezwykle cenny okazał się program "shelf control", który całościowo ujmował przemiany każdej z postaci, pozwalając na zachowanie konsekwencji w jej wyglądzie i ruchach, co można było osiągnąć dzięki wyrafinowanej symulacji. Teraz w ciągu kilku minut animatorzy mogli kontrolować swe koncepcje i oczekiwania w technice 3D.

Golbderg, podsumowując swoją pracę przy filmie, podkreślał: Tak, mamy czasy fascynacji technologią i jej niewyobrażalnie szybkim rozwojem. Staraliśmy się jednak nie zapominać, że może największą sztuką jest kontrolowanie technologii i jak najlepsze jej wykorzystanie do własnych celów. Ten, kto to potrafi, zwycięża.

Więcej informacji

Proszę czekać…