Ekranizacja popularnej powieści science-fiction pióra Herberta G. Wellsa. Wynalazca Alexander Hartdegen i jego narzeczona Emma zamierzają się pobrać. Niestety Emma zostaje zamordowana przez rabusia. Alexander postanawia zbudować maszynę do przenoszenia się w czasie i ocalić ukochaną. Jednak za każdym razem, gdy ją ratuje, jego narzeczona ginie w inny sposób. Postanawia więc udać się w przyszłość i zapytać dlaczego tak się dzieje. Przypadkowo ląduje w czasach, w których Ziemię zamieszkują dwie rasy: łagodni Eloi i krwiożercze Morlocki...

Cztery światy

Fabuła "Wehikułu czasu" toczy się w czterech różnych światach. Wells wyjaśnia – Pierwszym światem jest Nowy Jork na przełomie XIX i XX wieku. Następnie przenosimy się w bliską przyszłość, w lata 2030 i 2037. W końcu znajdujemy się w odległej przyszłości, gdzie znajdujemy idylliczny świat Eloi i przeciwstawny im, mroczny świat Morloków, który jest czymś w rodzaju piekła Dantego. Każdy z tych światów ma swój własny wygląd.

Akcja filmu zaczyna się w Nowym Jorku, w roku 1899, co jest kolejnym odstępstwem od książkowego oryginału, który rozpoczyna się w Londynie. – Nowy Jork na przełomie wieków był nadzwyczajnym miejscem – wyjaśnia Wells. – Rósł w niesamowitym tempie, był prawdziwym kotłem kulturowym, a także miejscem powstawania wielu odkryć i wynalazków. To doskonałe miejsce dla rozpoczęcia takiej opowieści.

Filmowcy zdecydowali się nie korzystać ze studia, zamiast tego filmowano na lokacjach znajdujących się w stanie Nowy Jork, które zachowały jeszcze urok rozrastającego się miasta sprzed 100 lat. Kierownik produkcji, Oliver Scholl, i zespół jego pracowników, uzupełnili wygląd planów elementami przynależnymi do tego okresu, natomiast zespół odpowiedzialny za kostiumy zakupił wiele ubrań z tamtego okresu w sklepach zajmujących się sprzedażą starych ubrań. Wybrane lokacje przywitały filmowców dwoma burzami śnieżnymi. – Byliśmy w środku zimy, po kolana w śniegu – przypomina sobie Wells. – Zamarzaliśmy, ale było warto. Taka pogoda jest niemożliwa do odtworzenia w studiu. Widać to w parującym oddechu aktorów, który nie jest efektem specjalnym.

Właśnie w trakcie filmowanie w tym miejscu, filmowcy oddali swoisty hołd dziełu George’a Pala. W krótkiej scenie na planie pojawił się Alan Young, który grał Philby’ego we wcześniejszym filmie. W wersji z tego roku jest on sprzedawcą kwiatów. Z tą rolą związane było także inne wydarzenie. Garderobiany wręczył Youngowi kołnierzyk do jego kostiumu. Wewnątrz kołnierzyka, wyblakłym atramentem było napisane „Alan Young”— jak się okazało, był to ten sam kołnierzyk, który aktor nosił na planie filmu z 1960 roku.

Zewnętrzne ujęcia domu Alexandra zostały nakręcone w Albany, natomiast jego laboratorium i oranżerię stworzono w studiu w Burbank należącym do wytwórni Warner Bros. – W stworzenie laboratorium Alexandra włożyliśmy wiele serca i wysiłku. Miejsce, w którym nasz bohater dokonuje swojego odkrycia, musiało mieć swój charakter. W ten sposób, nie mówiąc ani słowa, mogliśmy powiedzieć widowni wiele o bohaterze całej opowieści – mówi Wells.

Dekorator planu, Victor J. Zolfo, ze szczególną przyjemnością nabywał lub odtwarzał antyki, zgodne z duchem czasu i miejsca, a także z charakterem bohatera, o którym Zolfo mówi, że – jest kimś więcej niż człowiekiem renesansu. Interesuje go praktycznie wszystko, co było w tamtych czasach nowe, od teorii ewolucji do najnowszych odkryć fizycznych. Wszystko to wykorzysta w swoich badaniach.

Zagadkowe równanie na tablicach ściennych zostały stworzone przez matematyka, by zapewnić mu wiarygodność. Jednymi z najtrudniejszych do uzyskania przedmiotów była olbrzymia liczba antycznych zegarów i zegarków, potrzebnych do zilustrowania obsesji, jaką żywi Aleksander wobec czasu. Ostatecznie udało się zebrać około 100 zegarów o rozmaitych kształtach i wielkości, wśród nich był również i ten, który tak wyraźnie pojawiał się w Wehikule czasu z 1960 roku. Był to kolejny, choć przypadkowy, element wiążący oba filmy.

Simon Wells i Oliver Scholl mogli popuścić wodze wyobraźni, projektując wygląd otoczenia Eloi i Morloków. – Moje doświadczenie w animacji okazało się bardzo pomocne podczas tworzenia projektów świata, który po prostu nie istnieje. Jestem przyzwyczajony do siedzenia nad czystą kartką papieru i tworzenia czegoś od zera – mówi reżyser.

- Ja mam doświadczenie w ilustrowaniu, on w animacji. Spędziliśmy całe godziny zarzucając się wzajemnie ilustracjami – mówi Scholl. – Praca z reżyserem, który zna się na projektowaniu i lubi ten etap, to z mojego punktu widzenia prawdziwe błogosławieństwo.

Mimo wspólnych narad, pomysły na świat Eloi nie były do końca tym, czego poszukiwali filmowcy. Dopiero szef DreamWorks, Steven Spielberg, pchnął prace do przodu. Scholl przypomina sobie - Steven powiedział coś, że fajnie byłoby, gdyby domy Eloi wznosiły się ku niebu, ku światłu, ku wolności, będąc przeciwieństwem dla Morloków, żyjących w ciemnościach.

Wells dodaje - Steven zaproponował, by Eloi próbowali jak najbardziej oddalić się od ziemi, by zamykali się na noc dla bezpieczeństwa w czymś w rodzaju klatek. Oliver odwalił kawał wspaniałej roboty łącząc te pomysły w całość. Poszedł do siebie i wrócił rano z projektem przedstawiającym rzędy gniazd na klifie — rzeczy związanych bardziej z powietrzem, niż z ziemią.

Wioskę Eloi, umieszczoną wysoko nad taflą rzeki, na skalnej ścianie, łączą mostki i chodniki. Wybudowano ją w olbrzymim Studiu 16 firmy Warner Bros., które jest wysokie na około 30 metrów. Skalna ściana, wraz z działającym wodospadem, miała wysokość około 23 metrów. Wybudowano ją ze stalowych belek i pokryto pianką, natomiast chaty i chodniki skonstruowano z metalowych rurek, którym nadano wygląd bambusa. „Sercem” wodospadu był olbrzymi zbiornik wody, którą przepompowywała wysokowydajna pompa.

Zarówno filmowcy, jak i aktorzy, mieli początkowo pewne kłopoty z wysokością, na jakiej przyszło im grać. Walter Parkes śmieje się – Kiedy spogląda się na pierwsze ujęcia, widzi się, że aktorzy czasami nerwowo zerkają w dół. Z początku wysokość sprawiała im duży dyskomfort.

- To był trudny plan – przyznaje Guy Pearce, który spędził sporo czasu na wysokości około 20 metrów. – Chodziliśmy po platformach szerokich na pół metra, z jednej strony była przepaść. Trzeba było patrzeć pod nogi.

Choć po Alexandrze można było oczekiwać, że będzie się czuć nieswojo, spacerując po napowietrznych chodnikach, aktorzy grający Eloi nie mieli tego luksusu. Mówi koordynator kaskaderów, Jeff Imada, - Eloi powinni wyglądać tak, jakby te warunki były dla nich całkowicie normalne, powinni chodzić, wspinać się i wisieć na tej skale bez żadnych obaw. Dopiero dodatkowe barierki i zawieszenie aktorów na linach sprawiło, że poczuli się bezpieczni.

Donald McAlpine miał inne problemy, związane z tym planem. Fabuła wymagała, by klif był oświetlany zarówno jasnym światłem słonecznym, jak i promieniami poranka czy światłem ognisk. Z problemem poradzono sobie montując po obu stronach planu gigantyczne konstrukcje z reflektorami. Na dźwigu zawieszono także sztuczną chmurę, dzięki której można było osiągnąć efekt zmierzchu. Efekt ogni odpędzających nocne demony osiągnięto używając słabych, rozproszonych świateł.

Dla Eloi demonami są straszliwi Morlokowie, żyjący pod ziemią w chaotycznym labiryncie korytarzy i jaskiń. Mówi Oliver Scholl - Eloi budują wszystko w zorganizowany sposób z naturalnych materiałów, podczas gdy Morlokowie tworzą bez ładu, bez koncepcji, wykorzystując sztuczne materiały. Próbują podporządkować sobie naturę.

W komnacie Nadmorloka znajdują się jeziorka wody, które odbijają światło na sufit, znajdujący się na wysokości dwóch i pół metra. McAlpine mówi - Kręciliśmy z kamerą ustawioną w dół, wykorzystywaliśmy te obszary wody, by odbijały światło, grające na twarzy aktorów. Tworzyło to bardzo interesujący efekt.

Kiedyś i teraz

Swego czasu H.G. Wells, autor klasycznej powieści science fiction "Wehikuł czasu", został okrzyknięty mianem „człowieka, który ujrzał jutro”. Prawdopodobnie jednak, gdyby rzeczywiście mógł patrzeć w przyszłość, Wells zdziwiłby się, gdyby zobaczył, że jego najsławniejszą powieść przenoszono na ekran aż dwukrotnie.

Choć wiele rzeczy zmieniło się w ciągu 100 lat, jaki minęły od napisania książki, wizja przyszłości w niej przedstawiona, a także sam temat podróży w czasie, wciąż są atrakcyjne dla czytelnika lub widza. Mówi producent filmu, Walter Parkes: - We wczesnych latach sześćdziesiątych, kiedy wyobraźnię widzów rozpaliły takie filmy, jak 20 000 mil podmorskiej żeglugi, czy Podróż do wnętrza Ziemi, przodkiem tych filmów był Wehikuł czasu George’a Pala. Obecnie posiadamy środki techniczne, dzięki którym możemy przedstawić na ekranie światy, powstałe w wyobraźni Wellsa, znacznie lepiej, niż było to wtedy możliwe. Nie to jest jednak najważniejsze. To historia, mówiąca o człowieku ubranym w płaszcz i surdut, zasiadającym we wnętrzu pięknej, ręcznie wykonanej wiktoriańskiej maszyny czasu, fascynuje nas tak samo, jak wiek temu.

Zgadza się z tym producent David Valdes. – Doskonale pamiętam, jak oglądałem w kinie "Wehikuł czasu" George’a Pala. Dla dzieciaka to było coś wspaniałego, pierwszego tygodnia wyświetlania oglądałem go chyba trzy razy. Sam pomysł podróżowania w czasie był fascynujący, to dzięki niemu zainteresowałem się fantastyką naukową jako gatunkiem. Prawdę mówiąc, był to jeden z trzech filmów, dzięki którym stałem się producentem.

Najnowsza wersja "Wehikułu czasu" ma swoje własne powiązania z przeszłością, zarówno z twórcą książki, jak i z pierwszą ekranizacją, wyreżyserowaną przez George’a Pala. Mówi producent wykonawczy, Arnold Leibovit – Widziałem pierwszy Wehikuł czasu kiedy miałem dziewięć lat, zrobił na mnie niesamowite wrażenie, stałem się po nim fanem George’a Pala. Wiele lat później pracowałem nad filmem, będącym hołdem dla jego życia, zatytułowanym The Fantasy Film Worlds of George Pal, który przypomniał szerokiej publiczności jego nadzwyczajną karierę filmową. Jestem bardzo dumny z nowej ekranizacji "Wehikułu czasu", ponieważ, posiadając dzisiejsze technologie, mogliśmy rozszerzyć oryginał, nie tracąc jednocześnie jego ducha. Film jest swoistym podziękowaniem, przypomnieniem pewnych obrazów i emocji, jakie widzieliśmy i jakich doświadczyliśmy podczas oglądania filmu Pala.

Związek nowego filmu z twórcą powieści, H.G. Wellsem, jest jeszcze bardziej namacalny. Reżyserem nowej ekranizacji jest Simon Wells, praprawnuk autora książki. Mimo powiązań rodzinnych, to jednak osiągnięcia na polu animacji, a zwłaszcza praca w charakterze współreżysera na planie animowanego Księcia Egiptu, zwróciły na niego uwagę producentów.

- Wiedzieliśmy, że posiada nadzwyczajny talent do animacji, czuliśmy więc, że może być z niego doskonały filmowiec pracujący z aktorami – mówi Parkes. – Nie miałem pojęcia, że to praprawnuk H.G. Wellsa. Dowiedziałem się tego dopiero wtedy, gdy już wyraził swoje zainteresowanie reżyserią tego filmu. Jeśli więc w przemyśle filmowym istnieje coś takiego jak przeznaczenie, to właśnie tutaj mamy tego przykład.

Simon Wells dodaje – Większość moich doświadczeń wynika z pracy na planie filmów animowanych, zawsze jednak chciałem pracować na planie filmu fabularnego, a zwłaszcza przygodowego. Kiedy dowiedziałem się, że DreamWorks pracuje nad ekranizacją "Wehikułu czasu", poprosiłem Jeffrey’a Katzenberga, by zgłosił mój udział. Jakiś czas później spotkałem się z Walterem Parkesem i Laurie MacDonald, i dowiedziałem się, że moje spojrzenie na całą tę historię spodobało im się i właśnie czegoś takiego oczekują.

Historię, opowiedzianą w filmie, opisał w scenariuszu John Logan, który poprzednio napisał Gladiatora. - Walter Parkes przyszedł do mnie i zapytał, czy chciałbym pracować nad "Wehikułem czasu" – przypomina sobie Logan. – Walczyłem ze sobą bardzo długo, całe dwie sekundy, nim w końcu powiedziałem „tak”. A jakieś pięć minut później pytałem sam siebie, co też ja narobiłem. Przecież ta książka to klasyka literatury, a na domiar złego film George’a Pala uwielbia wiele osób, w tym i ja.

- Od samego początku chcieliśmy nadać filmowi atmosferę naukowego odkrycia, tak wyraźnie odczuwalną w książce – kontynuuje scenarzysta. - H.G. Wells interesował się bardzo ewolucją, futuryzmem, świadomością klasową i socjalizmem, te tendencje naukowe i światopoglądowe są widoczne w całej książce. Wydaje mi się, że to w Wehikule czasu Wellsa po raz pierwszy w tak interesujący sposób przedstawiono pomysł podróży w czasie. Niesamowite jest to, że w tej podróży uczestniczy czytelnik. Wydaje mi się, że to właśnie z tego powodu Wells nie nadał swemu podróżnikowi imienia — po to, by czytelnik mógł się z nim zidentyfikować, by był świadkiem cudów i grozy, jakie może skrywać przyszłość. Dla Wellsa obie wersje przyszłości były równie prawdopodobne, różniło je to, jak w tych warunkach zachowa się człowiek. Właśnie dlatego uważam, że warto jest przypomnieć tę historię.

Wehikuł czasu

"Wehikuł czasu" jest bez wątpienia centralnym motywem całego filmu. Mówi producent – Jest to bezpośredni następca maszyny z poprzedniego filmu, wykorzystaliśmy nawet fotel fryzjerski. Bardzo ważne było dla nas oddanie hołdu niektórym aspektom filmu George’a Pala, a z nich chyba najbardziej istotny był właśnie wehikuł czasu.

Simon Wells potwierdza – Cały zespół traktuje pierwszy film z dużym uczuciem, wiadomo więc było od pierwszego spotkania z Oliverem Schollem, że my także będziemy mieli wirujące dyski. Muszą je mieć wszystkie wehikuły tego rodzaju – śmieje się. – Próbowaliśmy rozmaitych materiałów. Później przypomniałem sobie, że w książce o Podróżniku w Czasie mówi się, że jest profesorem optyki. Podsunęło mi to pomysł wykorzystania soczewek – mniej więcej takich, jakie stosuje się w latarniach morskich.

Zaakceptowane przez reżysera projekty i szkice powędrowały następnie do projektanta komputerowego, Tima Wilcoxa, który za pomocą komputera wyrenderował wehikuł w postaci trójwymiarowego modelu cyfrowego. Można go było oglądać z różnych stron, żeby sprawdzić jak będzie wyglądał w ruchu.

Modelarze, Dana Juricic i Andrew Jones, wykonali następnie makietę wehikułu, wykorzystaną do ostatecznego dopracowania projektu. Na tym etapie określono też wygląd obić, sposób dopasowania poszczególnych elementów, a także sposób wchodzenia do maszyny. Wszystkie modyfikacje pokazano Wilcoxowi, który zmodyfikował cyfrowy model. Posługując się tym modelem, projektant Darrell Wight wykreślił plany techniczne, dodając do wehikułu szczegóły zgodne z duchem epoki. Na podstawie tych planów kierownik zespołu do spraw efektów specjalnych i jego ludzie mogli przystąpić do tworzenia prawdziwego wehikułu.

- Była to wymagająca praca, sam wehikuł posiada dziesiątki ruchomych części – objaśnia Sweeney. – Samych paneli kontrolnych różnych silników elektrycznych jest chyba koło dziesięciu. Sam silnik składa się z trzech motorów. Ruchome części są wysuwane za pomocą własnych silników, główny motor napędza natomiast obrotowe dyski, ten na górze i na spodzie maszyny.

Gotowy wehikuł miał trzy i pół metra wysokości, ważył około trzech ton. Wywarł olbrzymie wrażenie na obsadzie i członkach ekipy realizacyjnej. – Nikt nie przygotował nas na taki widok – mówi Wells. – To była jedna z tych chwil, kiedy w oczach pojawiają się łzy. Trzy tony aluminium i włókien węglowych, ale wyglądało to na szkło i brąz. Wehikuł był po prostu piękny.

Olbrzymie wrażenie wywarł zwłaszcza na Guy’u Pearce’ym, który miał zasiąść w jego wnętrzu. – Będąc aktorem człowiek uczy się, że w zagłębianiu się w rolę pomagają kostiumy, makijaż, gadżety. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem uruchomiony wehikuł czasu, poczułem w pełni ambicje powodujące Alexandrem, poczułem jego geniusz…

Nie należy jednak zapominać, że skonstruowanie wehikułu było dopiero połową zadania. W jakiś sposób należało pokazać, jak maszyna przenosi Alexandra w czasie. Mówi Wells – Zdecydowaliśmy, że maszyna generuje rodzaj sfery, w której zamyka obszar czasowy. Cała podróż polega na tym, że wehikuł stoi w tym samym miejscu, to świat zmienia się wokół niego. Wehikuł podróżuje tylko w czasie, nie w przestrzeni.

Komputerowo stworzoną kapsułę czasu zaprojektował zespół odpowiedzialny za efekty wizualne, którego kierownikiem był James E. Price. – W pewnej chwili dyski musza wirować tak szybko, że nie mogliśmy osiągnąć tego w rzeczywistości. Wobec tego stworzyliśmy cyfrowe odpowiedniki, które obracają się niezwykle szybko. W pewnej chwili dodaliśmy do nich komputerowe światło, które otacza Alexandra podczas podróży poprzez czas – mówi Price.

Za obrazy z innych czasów, jakie migają podczas podróży, odpowiadali artyści komputerowi z firmy Digital Domain. Jedna z tych sekwencji była bardzo istotna dla scenarzysty, Johna Logana. – Kiedy wspominałem komuś, że piszę scenariusz do Wehikułu czasu, wszyscy mówili mi, że muszę pokazać sklep z ubraniami, który pojawił się w filmie Pala. To kolejny dowód uznania dla tego reżysera, jaki widać w naszym obrazie.

O wiele bardziej dramatyczna i wymagająca od członków ekipy efektowej była podróż przez 8000 wieków, w czasie której na Ziemi zaszły znaczne zmiany geologiczne i ekologiczne.

Członków ekipy, pracujących nad filmem, cały czas nurtowało pytanie: czy gdyby wehikuł czasu istniał naprawdę, skorzystano by z niego?

- Nie ja – zdecydowanie mówi Logan. – jako pisarz, raczej bym sobie to wyobraził, niż zrealizował. Marzenie o przyszłości to potrzeba człowieka. Nie chciałbym tego stracić, widząc to, co będzie. Być może kiedyś będziemy podróżować w czasie, ale ja się na to nie piszę.

Guy Pearce podziela jego zdanie – Nie wiem, co bym zrobił. Nie dowiemy się tego, dopóki nie będzie można tego spróbować. Lecz czyż nie jest lepiej zagłębić się w swoje życie, a przeszłość i przyszłość pozostawić ich prawdziwej formie, iluzji?

- Kiedy się nad tym zastanawiam, nie mogę uciec od paradoksu podróży w czasie: gdybyś cofnął się w czasie i udusił swoją babkę, nie urodziłbyś się, wobec czego nie mógłbyś cofnąć się w czasie i jej udusić – zastanawia się Simon Wells. – Nawet, gdyby można było cofać się w przeszłość, nie można by zmieniać przeszłości, ponieważ to kim się jest, zależy od przeszłości, wobec czego przeszłość warunkuje przyszłość.

- Sądzę, że podróż w czasie jest zaprzeczeniem jednego z głównych aspektów naszego życia – zastanawia się Walter Parkes – tego, że żyjemy tu i teraz. Wydaje mi się, że obawa powstrzymałaby mnie przed użyciem maszyny czasu. Poza tym, jak Nadmorlok mówi do Alexandra, wszyscy mamy wehikuły czasu. Te, które zabierają nas w przeszłość, nazywamy wspomnieniami, te, które wiodą nas w przyszłość, to nasze marzenia. Może to właśnie one odpowiadają za naszą fascynację podróżami w czasie.

Zostawić przeszłość, poznać przyszłość

Opowiadając po raz wtóry historię o podróży w czasie, filmowcy nieco ją zmienili, chociażby nadając imię i nazwisko jej bohaterowi. W nowej ekranizacji nazywa się on Alexander Hartdegen. Mając już imię, musiał też mieć i twarz. Ta należy do znakomitego australijskiego aktora Guy’a Pearce’a. Co ciekawe, Rod Taylor, który występował w wersji Pala, był także Australijczykiem.

David Valdes przypomina sobie – Wszyscy podziwialiśmy kreacje, jakie Guy stworzył w filmach Priscilla, królowa pustyni i Tajemnice Los Angeles, przeważyło jednak to, że Walter słyszał wspaniałe recenzje jego gry aktorskiej w filmie pod tytułem Memento. Nie ukazał się on wtedy jeszcze na ekranach, ale zdołaliśmy go zobaczyć i natychmiast wiedzieliśmy, że naszym podróżnikiem w czasie będzie Guy.

Guy Pearce twierdzi, że od czasu obejrzenia jako dziecko Wehikułu czasu w reżyserii George’a Pala, jest zafascynowany ideą podróży w czasie. Mówi - Podróż w czasie byłaby najbardziej ekstremalną formą przemieszczania się. To ucieczka niemająca sobie równych – zamiast stawiać czoła wyzwaniom, jakie niesie życie, o wiele łatwiej jest dla nas, dzięki naszej wyobraźni, uciec w fantazje przyszłości lub we wspomnienia przeszłości. W swojej roli chciałem podkreślić, że dla Alexandra udanie się w przyszłość było bardzo realną formą ucieczki. Nie sądzę, by naprawdę wiedział, czego szuka, gdy uruchamia akcelerator i obserwuje zegar gwałtownie ruszający do przodu; czuje po prostu, że nie przynależy do czasu, w którym żyje… To uczucie, jakie zdarza się każdemu w pewnym momencie jego życia. Alexandrowi, dzięki stworzeniu wehikułu, udało się jednak zamienić to, co tak naprawdę nie istnieje – przeszłość i przyszłość – w rzeczywistość.

Simon Wells mówi - Guy nadawał się idealnie do zagrania roli Alexandra, ponieważ emanuje z niego intelektualizm, a dodatkowo ma także warunki do zagrania przystojnego, bohatera hollywoodzkiego typu. Dzięki temu jest on kimś, kto zamienia się z naukowca, jakiego obserwujemy w początku filmu, w gwiazdę kina akcji, jakie mamy pod koniec fabuły, a – co ważne – jego przemiana jest wyjątkowo wiarygodna. Guy bardzo starał się, by pomiędzy tymi dwoma postawami jego bohatera nie było gwałtownego przejścia, by widz widział, jak stopniowo dokonuje się ta przemiana.

- Guy nadał granej przez siebie postaci całkowicie nowy wymiar – dodaje Parkes. – Kiedy po raz pierwszy widzimy Alexandra, to nieco zamknięty w sobie miłośnik książek, żyjący głównie w świecie idei. To dzięki podróży w czasie odnajduje swoje miejsce w świecie i rozkwita jako człowiek. Guy doskonale zagrał tę przemianę.

Motywacją, jaka leży u podstaw decyzji Alexandra, jest niedawna tragedia osobista. Dla potrzeb filmu została ona zmieniona w stosunku do oryginału książkowego. Powody tej decyzji wyjaśnia Logan – Przystosowując materiał dla potrzeb dzisiejszej widowni, wydawało nam się, że znacznie ciekawsze od oryginalnego rozwiązania Wellsa będzie wymyślenie powodów emocjonalnych, dla których Alexander wyrusza w swoją podróż. Zaczęliśmy się zastanawiać, co może pchnąć człowieka do tak wielkiego wysiłku umysłowego, jak przełamanie bariery czasu.

Miłość jest prawdopodobnie najsilniejszym bodźcem emocjonalnym, jaki istnieje, dlatego Logan stworzył postać Emmy, narzeczonej Alexandra, granej przez Siennę Guillory. - Sienna szybko zdobywa sobie popularność w Anglii. Gdy tu się zjawiła, dosłownie powaliła nas na kolana – mówi Wells.

Po katastrofie, w której bierze udział Emma, Alexander jest ogarnięty jednym pragnieniem – chce wynaleźć maszynę czasu, by wrócić do dnia tragedii i spróbować zmienić przeszłość. Na następne cztery lata ginie z oczu świata, czym niepokoi swojego przyjaciela Philby’ego i oddaną gospodynię, panią Watchit.

W rolę Philby’ego wcielił się Mark Addy, który – jak zauważa Wells – jest bardzo ciepłym i serdecznym aktorem. Niemal wszyscy czują do niego sympatię, widzowie od samego początku wierzą, że jego przyjaźń z Alexandrem trwa od dziesięciu lat. W rzeczywistości on i Guy nie spotkali się nigdy wcześniej.

Casting do roli pani Watchit odbywał się w Anglii. Phyllida Law, która gra jej rolę, dostała ją wskutek zbiegu okoliczności. Opowiada o nim Wells – Przypadkowo weszła na casting do roli innej, niż poszukiwała. Po prostu otworzyła drzwi, spojrzała do środka i powiedziała , „Och, przepraszam”, po czym zniknęła. David Valdes i ja spojrzeliśmy na siebie i powiedzieliśmy – „To nasza pani Watchit”.

Philby i Pani Watchit nigdy nie odgadli celu obsesji, jaka zawładnęła Alexandrem, nie mówiąc już o tym, że nie przypuszczaliby nawet, że cel naukowca zostanie osiągnięty. Przynajmniej jeśli chodzi o zbudowanie działającej maszyny czasu. Kiedy jednak wynalazca cofa się w czasie, poznaje straszną prawdę – przeszłości nie da się zmienić. Wobec tego, uważa, że być może przyszłość przyniesie odpowiedź na nurtujące go pytania. Raz jeszcze Alexander zasiada w wehikule czasu, i przenosi się w przyszłość, do roku 2030, gdzie spotyka Voxa, rodzaj komputerowego hologramu, potrafiącego udzielić odpowiedzi na każde pytanie.

- Vox to coś w rodzaju sarkastycznego Internetu – śmieje się Wells. - Gra go Orlando Jones, który świetnie się bawił przygotowując się do tej roli.

Jones żartuje - Vox to kompendium wszystkiego, co wiedzą ludzie. Mówiąc w skrócie, wie wszystko, nie tak wiele więc dzieli mnie i tę postać. A już nieco bardziej serio, praca z Simonem była prawdziwą przyjemnością. Uwagi, jakie miał do mojej roli, miały decydujące znaczenie w odtworzeniu Voxa. Jeśli Vox się wam nie spodoba, to jego wina. Jeśli jednak się spodoba, pamiętajcie, że widzicie efekt mojej pracy, nie jego – śmieje się aktor.

Po spotkaniu z Voxem Alexander ma jeszcze więcej pytań. Zanim jednak może wrócić do własnych czasów, pewne nieszczęśliwe zdarzenie rzuca go 800000 lat w przyszłość. Okazuje się, że trafia pomiędzy ludzi znanych jako Eloi. Dwoje z nich -Mara i jej młodszy brat Kalen —sprowadzają Alexandra do swego domu i stają się jego przyjaciółmi i nauczycielami w tym dziwnym, nowym świecie.

Fani książki, jak również filmu z 1960 roku, pamiętają, że Mara nazywała się tam Weena. Filmowcy uznali jednak, że kobieta, która wypiera się swojego ludu i zaprzyjaźnia z przybyszem z innych czasów, powinna nosić inne imię. Stąd wzięła się Mara.

Powiedzieć, że obsadzenie w tej roli jakiejś aktorki było trudne, to o wiele za mało. Filmowcy chcieli do tej roli kogoś nieznanego, lecz jednocześnie z twarzą, na której widoczne będą przemiany ewolucyjne, jakie przechodzi ludzkość w filmie.

- Chcieliśmy znaleźć kogoś nowego, młodego, pełnego pasji, zależało nam jednak zwłaszcza na tym, by potrafił nadać wiarygodności wyglądowi Eloi w dalekiej przyszłości – mówi Valdes. By móc przewidzieć, jak będziemy wyglądać za tysiące lat, musimy dowiedzieć się, co dzieje się teraz. Świat stał się małym miejscem, populacje mieszają się ze sobą. Chcieliśmy, by nasza Mara miała pewne cechy egzotyczne, dlatego castingi prowadziliśmy w różnych miejscach: jeden w Sydney, drugi w Londynie, trzeci w Nowym Jorku, kolejny w Los Angeles, jeszcze inny na Jamajce. Zaczęliśmy we wrześniu, a pod koniec stycznia – kiedy wiadomo było, że musimy ruszyć piątego lutego – wciąż nie mieliśmy obsadzonej w tej głównej roli żadnej aktorki, co – szczerze mówiąc – przerażało mnie.

Właśnie w tym czasie reżyser castingu, Mindy Marin, prowadził próby z Samanthą Mumba. Irlandzka piosenkarka ma na swoim koncie piosenki na szczytach list przebojów w Wielkiej Brytanii, ostatnio zaczyna też zdobywać popularność w Stanach Zjednoczonych. Marin natychmiast przesłał nagranie z jej udziałem Wellsowi, Parkesowi i Valdesowi.

Parkes przypomina sobie – Oglądałem nagranie razem z żoną (producent wykonawczy Laurie MacDonald). Oboje byliśmy zdania, że Samantha jest fantastyczna. Wtedy do pokoju weszła moja córka i powiedziała – „Zaraz, to Samantha Mumba, gwiazda popu”. Nie wiedzieliśmy tego wcześniej. Samantha nigdy wcześniej nie grała, jest niesamowita. Całkowicie naturalna.

Wells potwierdza – To był jeden z tych momentów, kiedy zdaje Ci się, że dostajesz prosto miedzy oczy. Samantha była nadzwyczajna. Posiada niesamowitą zdolność wplatania w swą grę delikatnych, subtelnie wyrażanych emocji. Każdego dnia dawała z siebie dosłownie wszystko.

Mumba wspomina – Otrzymanie pierwszej roli było spełnieniem moich marzeń. Kiedy zadzwonili do mnie i dowiedziałam się, że mam tę rolę, byłam w szoku. Nie mogłam w to uwierzyć. To cudowna rola. Uwielbiałam grać Marę; ma ona silny charakter, a pomimo młodego wieku, jest mądra.

Obsadzenie Samanthy Mumby wiązało się z niespodziewanym dodatkiem. Wells wyjaśnia – Tak się złożyło, że młodszy brat Samanthy, Omero Mumba, był w dokładnie tym samym wieku, jak młodszy brat Mary, Kalen, w naszym scenariuszu. Nie sądziliśmy, że będziemy mieć aż tyle szczęścia. Wypróbowaliśmy go i okazało się, że chłopak posiada niesamowity, naturalny talent aktorski. Nie musze też chyba dodawać, że idealnie odpowiadał naszemu wyobrażeniu Kalena.

Samantha Mumba wiedziała, że grana przez nią postać żyje 800000 lat w przyszłości, była więc mocno zaskoczona, gdy stwierdziła, że świat Eloi jest tak prymitywny. – Ich świat nie jest futurystyczny. Wszystko powróciło do natury. Eloi to wspaniali ludzie... ich życiu zagraża jednak niebezpieczeństwo.

Niebezpieczeństwo, którym są Morlokowie, straszliwi kanibale, którzy wychodzą ze swego podziemnego świata tylko po to, by polować na Eloi. Stulecia ewolucji podzieliły Morloków na kasty szpiegów i myśliwych, którym przewodzi błyskotliwy, straszliwie ludzki władca, zwany Nadmorlokiem.

Czytelnicy znający "Wehikuł czasu" mogą sądzić, że postać Nadmorloka jest wymysłem Johna Logana, lecz Simon Wells przypomina pewien mało znany fakt dotyczący dzieła swego prapradziadka. – Nadmorlok to mózg tkwiący za działaniami wszystkich Morloków. Sprawuje nad nimi swoistą kontrolę, co – jak przypadkowo stwierdziłem – było jednym z pomysłów, jakie mój przodek zarzucił podczas pisania swej książki. Zdecydował się usunąć ten wątek z gotowej powieści, ale my postanowiliśmy do niego wrócić, by Aleksander mógł stawić czoła pojedynczemu, godnemu przeciwnikowi

W roli Nadmorloka zarówno reżyser, jak i producenci widzieli tylko jednego aktora: Jeremy’ego Ironsa. – Nadmorlok musi być kimś, kto potrafi hipnotyzować, posiada magnetyzm, a jednocześnie jest przerażający. Lista aktorów, którzy potrafią zagrać wszystkie te cechy, jest bardzo krótka. Na jej pierwszym miejscu znajdował się, według nas, Jeremy Irons – stwierdza Valdes.

Parkes dodaje – Mieliśmy taki pomysł, że kiedy dotrze się do samego serca tego strasznego systemu, znajdziemy tam inteligentną, władczą, przerażającą istotę ludzką. Polegaliśmy więc nie tyle na efektach specjalnych, co na aktorze, a Jeremy Irons jest, po prostu, jednym z najlepszych aktorów na świecie. Jeremy Irons mówi, że jedną z rzeczy, które przypadły mu do gustu w trakcie odtwarzania Nadmorloka, było zagłębienie się w proces tworzenia tej postaci. – Chciałem, by był on czymś niespodziewanym, czymś odmiennym od oczekiwań publiczności. Początkowo w scenariuszu był arcywrogiem, jednoznacznie złą postacią. Ja jednak jestem zainteresowany graniem dobrem w złych postaciach i złem w dobrych… odcieniami szarości. Nadmorlok ma do wypełnienia pewne zadanie, ale w ramach tego zadania, staraliśmy się jak tylko mogliśmy, by widzowie zastanawiali się nad tym, co widzą, nad swymi emocjami. Chcieliśmy, by zastanawiali się nad poczynaniami bohatera, nad celem jego wyprawy. Kiedy rozpoczęły się zdjęcia, byliśmy zaskoczeni tą postacią, czasami nas bawiła, kiedy indziej przerażała. Uważam, że stworzenie tej postaci wraz z innymi osobami pracującymi przy filmie, było czymś wspaniałym.

Postacie Morloków-łowczych i Morloków-szpiegów wymagały raczej wykonania dokładnych projektów, niż obsadzenia konkretnych aktorów. Simon Wells, który ma duże doświadczenie w animacji, jest przyzwyczajony do projektowania postaci na papierze. Reżyser wykonał początkowe szkice tych postaci, po czym przekazał je znanemu zdobywcy wielu Oskarów, Stanowi Winstonowi, będącemu prawdziwym wirtuozem efektów specjalnych.

- Ostateczny wygląd Morloków był w znacznej mierze uzależniony od szkiców Simona – mówi Winston. – Od samego początku wiedzieliśmy, że ze względu na kształt czaszki Morloków, umiejscowienie ich oczu i ust, nie będziemy w stanie odtworzyć ich wyglądu jedynie za pomocą makijażu. Wobec tego stworzyliśmy pełne, animatroniczne twarze, które mogły poruszać brwiami, oczami, ustami i szczękami, dzięki czemu mogliśmy za ich pomocą wyrazić niemal każdą emocję.

Głowy zarówno Morloków-szpiegów, jak i łowczych, były dość podobne, w każdej z nich zamontowano około 30 serwomotorków. Każdą z głów obsługiwało trzech lalkarzy, którzy zajmowali się nadawaniem im odpowiedniego wyrazu. Oczy Morloków były sztuczne, więc aktorzy wewnątrz kostiumów widzieli świat zewnętrzny jedynie za pomocą maleńkiej, czarno-białej kamery, umieszczonej w nosie sztucznej głowy.

Kostiumy Morloków były tworzone na podstawie indywidualnych odlewów ciała każdego aktora. Kostiumy, wykonane z pianki gumowej, były malowane, po czym kosmyk po kosmyku wszczepiano w nie włosy. Gotowe kostiumy ważyły około 15 kilogramów, co znacznie utrudniało prace kaskaderów.

Mówi koordynator kaskaderów, Jeff Imada – W tego rodzaju sztucznych kostiumach niezwykle ważną sprawą jest ich przegrzewanie się, a także możliwość właściwego oddychania ubranych w nie ludzi. W tym konkretnym przypadku dochodziły także inne sprawy – właściwie brak rąk, nie można więc dotykać, ani chwytać rzeczy, dodatkowo wizja była bardzo ograniczona, widać było jedynie maleńki, czarno-biały obraz, co bardzo zakłócało poczucie głębi.

Efekt końcowy był jednak warty tych niewygód, co potwierdza David Valdes - Wystarczy, jak powiem, że kiedy widzi się ich na ekranie, są tak straszni, jak 40 lat temu byli dla mnie kiedy byłem dzieckiem.

Zgadza się z tym Samantha Mumba. – Kiedy widziałam ich po raz pierwszy, byłam naprawdę przerażona. Kiedy widzi się ich, jak biegną w twoim kierunku, człowiek zaczyna się naprawdę bać.

Choć aktorzy grający Eloi nie musieli nosić niczego, co choć w części przypominałoby kostiumy Morloków, na ich ciałach znajdowały się tatuaże. Osoby, zajmujące się makijażem, musiały je codziennie natryskiwać na praktycznie całe ciała blisko 120 aktorów i statystów.

Więcej informacji

Ogólne

Czy wiesz, że?

Fabuła

Multimedia

Pozostałe

Proszę czekać…