Młody, dobrze zapowiadający się, waszyngtoński prawnik Robert Clayton Dean (Smith) przypadkowo i bezwiednie wchodzi w posiadanie kasety video, na której zarejestrowane zostało zabójstwo wpływowego kongresmana. Z nagrania wynika, że w zbrodni brał udział urzędnik Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) Thomas Brian Reynolds (Jon Voight "Powrót do domu", The Rainmaker"). Z dnia na dzień życie Deana zmienia się diametralnie: nieoczekiwanie traci pracę, jego karty kredytowe przestają mieć pokrycie, żona (Regina King - "Jerry Maguire") każe mu opuścić dom, a agenci NSA depczą mu po piętach. Dean zdaje sobie powoli sprawę, że został wplątany w śmiertelnie niebezpieczną aferę, a jedynym jego sojusznikiem jest enigmatyczny Brill (Hackman), dla którego współczesne techniki szpiegowskie zdają się nie mieć tajemnic. Tylko on może pomóc Deanowi oczyścić się z oskarżeń o zabójstwo, którego nie popełnił i powrócić do normalnego życia...

Na planie

Zdjęcia do "Wroga publicznego" rozpoczęły się w Baltimore w stanie Maryland. Ekipa kręciła m.in. na promie w Fells Point, po czym przeniosła się do Waszyngtonu, a następnie - w połowie stycznia - do Los Angeles. Ostatni klaps zanotowano w kwietniu 1998. Tony Scott nie miał sprecyzowanej koncepcji wizualnej filmu przed rozpoczęciem zdjęć, choć zwykle wkłada w to dużo pracy: Nie znałem dobrze ani Wschodniego Wybrzeża, ani Baltimore, nigdy nie kręciłem tam w zimie. Plenery wybieraliśmy latem, kiedy wszędzie było gorąco i parno, czułem się więc trochę zagubiony - mówi. - Cały czas oglądaliśmy filmy w rodzaju Siedem, który uważam za najciekawszy wizualnie film ostatnich lat. Chciałem jednak, by nasz film był jeszcze bardziej surowy i chłodny. Kręciliśmy w zimie, ale pobłogosławiono nas piękną pogodą. Twórcy zdecydowali, że wykorzystają techniki multimedialne, aby nadać filmowi niepowtarzalny charakter. Używali więc kamer cyfrowych i miniaturowych kamer służących do prowadzenia inwigilacji, a także kamer telewizyjnych, monitorów i stopklatek. Tony Scott mówi: Staraliśmy się uniknąć stylu charakterystycznego dla filmów, w których pewne ze scen generowano komputerowo. W przeciwieństwie do takiego na przykład "Kontaktu" obrazy w naszym filmie są często rozmazane i nieostre, co czyni je bardziej interesującymi. Eksperymentowaliśmy ze światłem i szybkością przesuwu taśmy, stosując przy tym monitory, które nie były w pełni sprawne. Twórcy wykorzystali także zdjęcia satelitarne zakupione w prywatnej agencji zajmującej się monitorowaniem naszego globu przez 24 godziny na dobę. Agencja jest w stanie wykonać zdjęcie dowolnego miejsca na Ziemi o wskazanej godzinie. Choć "Wróg publiczny" jest bardziej thrillerem niż filmem akcji, twórcy postanowili włączyć do niego efektowną scenę pościgu nakręconą na stacji przeładunkowej węgla we wschodnim Baltimore. Ich zamiarem było zrealizowanie sekwencji trzymającej w napięciu, a zarazem realistycznej. Tony Scott mówi: W scenariuszu nie było prawdziwych scen akcji, ale pomysł włączenia ich do filmu przyszedł nam do głowy w trakcie wędrówek w poszukiwaniu plenerów. Jerry nigdy nie martwi się o sceny akcji, bo wie, że jakoś dam sobie z nimi radę. Scena te świetnie się zresztą sprawdza. Agenci ścigają Gene'a i Willa, którym cudem udaje się uciec i to tylko dlatego, że nadjeżdżający pociąg odcina drogę ścigającym. Sposób inscenizacji tej sceny podsunęło nam takie a nie inne zagospodarowanie terenu. Tłem dwóch spektakularnych sekwencji są podziemny tunel i opuszczona fabryka Dr. Peppera. Ekipa techników i scenografów zmuszona była rozebrać na kawałki kilka samochodów, przetransportować je do tunelu, a następnie na powrót złożyć w całość 6 metrów pod ziemią. Te samochody musiały być w pełni sprawne, bo kręciliśmy zapierającą dech w piersiach scenę pościgu. Tylko Tony mógł sobie z czymś takim poradzić - mówi Jerry Bruckheimer. Pomysł, by podczas swej dramatycznej ucieczki Will Smith ubrany był tylko w bokserki, podsunęli konsultanci techniczni Steve Uhrig i Martin Kaiser. Aktor mówi: "Pluskwa" potrafi mieć rozmiary monety dziesięciocentowej. Łatwo ją więc umieścić choćby w szwie nogawki spodni czy nawet bokserek. Dzięki takim drobiazgom paranoja Roberta zaczyna nabierać sensu. Wysadzić czy nie wysadzić - oto jest pytanie, przed którym stanęli twórcy "Wroga publicznego", gdy przyszło do kręcenia sekwencji rozgrywającej się w starej fabryce Dr. Peppera. Mieści się ona w przemysłowej dzielnicy miasta, otaczają ją magazyny i warsztaty. Brill, który miejsce to obrał sobie na swą siedzibę, otoczył wszystko dookoła miedzianą siatką, by uniemożliwić w ten sposób nasłuch komukolwiek z zewnątrz. Jerry Bruckheimer mówi: Nie interesowała nas eksplozja dla samej tylko eksplozji, chcieliśmy stworzyć dramatyczną sytuację i nie przesadzić z efektami. Tony Scott dodaje: Trochę obawiałem się tej sekwencji, bo nasz film wyłamuje się z konwencji typowej dla takiej na przykład "Zabójczej broni", gdzie wszystko dookoła wylatuje w powietrze. Zrozumiałem jednak, że Brill jest tak zdeterminowany, by nie powiedzieć szalony, że nie chce zostawiać za sobą żadnych śladów. Sekwencja ta wiele więc mówi o nim, jako o człowieku. Scenę eksplozji filmowało 13 kamer. Potem ekipa przeniosła się do Waszyngtonu, gdzie kręciła m.in. w Georgetown i na schodach Ministerstwa Skarbu, a następnie do Los Angeles, gdzie pracowała w Pasadenie i kilku studiach wytwórni Sony.

Realizacja

Producent Jerry Bruckheimer i jego nie żyjący już partner Don Simpson skierowali do produkcji "Wroga publicznego" w roku 1991. Jerry Bruckheimer mówi: Dużo czasu zajęło nam pisanie scenariusza. Punktem wyjścia był pomysł, aby bohaterem filmu uczynić człowieka, którego tożsamość zostaje sfałszowana za pomocą najnowszych zdobyczy techniki komputerowej. O rozwinięcie tematu poprosiliśmy młodego scenarzystę Davida Marconiego. Rozbudowaliśmy motyw zinstytucjonalizowanej inwigilacji, która wdziera się w najintymniejsze rejony życia. Zachęcony przez producentów David Marconi przystąpił do gromadzenia dokumentacji. Jak mówi: Moje intensywne śledztwo zakończyło się powodzeniem: natrafiłem na ślad Agencji Bezpieczeństwa Narodowego, o której nikt wtedy nawet nie słyszał, nazywano ją nawet Agencją Bez wątpienia Nie istniejącą. Im bardziej zagłębiałem się w poszukiwania, na tym bardziej zwarty mur milczenia natrafiałem, zdałem więc sobie sprawę, że mamy w ręku materiał na frapujący film, którego bohater zmagać się będzie z potężnym adwersarzem. Temat wydał się tym bardziej obiecujący, że postanowiliśmy rozegrać tę historię w konwencji bliskiej słynnym "Trzem dniom Kondora". Jerry Bruckheimer mówi: Od dawna chciałem zrealizować film, który ukaże problemy związane z naruszaniem prywatności. Przy dzisiejszej technice wszystko jest bowiem możliwe i prawdopodobne. Nie sądzę, by opinia publiczna w pełni zdawała sobie z sprawę, na jakie niebezpieczeństwo wystawiona jest nasza prywatność. Istnieje także druga strona medalu: musimy mieć pewność, że jesteśmy w stanie bronić naszych granic i życia naszych obywateli. W końcu to właśnie Agencja Bezpieczeństwa Narodowego zaangażowała się w akcje mające na celu zapobieżenie atakom terrorystycznym i aresztowanie odpowiedzialnych za ostatnią falę zamachów bombowych. Jeden z pierwszych szkiców scenariusza Jerry Bruckheimer wysłał Tony'emu Scottowi, który wyraził wprawdzie zainteresowanie tematyką filmu, odrzucił jednak początkowo propozycję jego wyreżyserowania. Producent słynie jednak z tego, że nie uznaje odpowiedzi na "nie", udało mu się więc w końcu przekonać reżysera i "Wróg publiczny" stał się ich piątym wspólnie zrealizowanym filmem. Cztery wcześniejsze to Top Gun, Gliniarz z Beverly Hills II, Szybki jak błyskawica i Karmazynowy przypływ. Jerry Bruckheimer mówi: Mamy za sobą pasmo wspaniałych sukcesów, które zapoczątkował Top Gun. Tony znakomicie współpracuje z aktorami, świetnie radzi sobie także z prowadzeniem akcji. Ogromną wagę przykłada przy tym do strony wizualnej filmu. Mógłbym z nim pracować w nieskończoność. Tony Scott mówi: Sekret mojej udanej współpracy z Jerrym polega na tym, że on ciągnie w jedną stronę, a ja w drugą. I tak oto gdzieś pośrodku znajdujemy wspólny grunt. Jerry potrafi formułować swoje myśli niezwykle jasno i przystępnie. Ogromnie go za to szanuję. Reżyser nie kryje, że temat inwigilacji jednostki niezmiennie go intryguje: Zawsze fascynował mnie motyw inwigilacji, zwłaszcza gdy prowadzi się ją za pomocą satelitów orbitujących setki kilometrów nad naszymi głowami. Zawsze byłem wielkim fanem "Trzech dni Kondora" i "Rozmowy" i od dawna chciałem nakręcić film tego rodzaju. Wyzwanie leżało w tym, by wykorzystać konwencję tego gatunku, aby otworzyć widzom oczy na to, co dzieje się we współczesnym świecie. Sądzę bowiem, że problem ten dotyczy całego świata, a nie tylko Ameryki. Historia, którą opowiadamy, zdarzyć się mogła wszędzie. Wszyscy zgadzali się, że kluczem do sukcesu filmu jest obsadzenie aktorów "najlepszych z najlepszych" w rolach tak wyraziście nakreślonych w scenariuszu Davida Marconiego. Jerry Bruckheimer mówi: Dzięki Tony'emu sprawy potoczyły się szybko. Gdy tylko pozyskaliśmy jego, zabraliśmy się za Willa Smitha, który z miejsca przyjął rolę. Nieco trudniej poszło nam z Gene'em Hackmanem, który odmówił dwa - trzy razy. Wystarczyło jednak, by zadzwonił do niego Tony, który powołał się na wspaniałą współpracę na planie "Karmazynowego przypływu". Okazał się naszym mężem opatrznościowym. Zgromadziliśmy na planie wymarzoną obsadę złożoną z najlepszych aktorów wszystkich generacji: weteranów, przedstawicieli młodego pokolenia i aktorów stawiających w zawodzie pierwsze kroki. Jerry Bruckheimer słynie z instynktu, który pozwala mu wyłowić przyszłe gwiazdy Hollywood. To dzięki niemu na drogę wielkiej kariery wkroczyli Tom Cruise (dzięki wspomnianemu Top Gun) i Will Smith (dzięki Bad Boys). Nic zatem dziwnego, że i we "Wrogu publicznym" oglądamy wiele nowym twarzy, w tym Lorena Deana (Gattaca - Szok przyszłości, Fałszywa wdowa), Barry'ego Peppera (Szeregowiec Ryan), Jake'a Buseya (Miłość i frytki), Scotta Caana (Luz Blues), Jasona Lee (W pogoni za Amy), Jamie Kennedy'ego (Krzyk, Krzyk 2) oraz debiutanta Jacka Blacka. Jerry Bruckheimer mówi: Jestem szczególnie dumny z obsady ról kobiecych. Dzięki nam na ekran powraca dawno nie oglądana Lisa Bonet (Harry Angel, serial telewizyjny Bill Cosby Show), a Regina King (Jerry Maguire) potwierdza swą aktorską klasę. Tony Scott dodaje: Gene Hackman i Will Smith wydają się wprost stworzeni do ról, które grają, zdają się one wypływać z ich natury i temperamentu. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że powstały z myślą o nich. Widziałem Willa w "Szóstym stopniu oddalenia", gdy był jeszcze bardzo młody, a potem w Bad Boys, "Dniu Niepodległości" i "Facetach w czerni". Wiedziałem, że świetnie sprawdza się w momentach dramatycznych, da więc sobie radę z poważniejszą rolą. Obserwując go na planie zdałem sobie potem sprawę, że jako aktor nigdy nie cofa się w obliczu problemów, zawsze stawia im czoła. Narzucał sobie nie lada reżim. Zdaniem Tony'ego Scotta wzorem dla Willa Smitha był.. wujek jego żony, aktorki Jady Pinkett (Krzyk 2, Desperatki, Gruby i chudszy), z sukcesem kontynuujący karierę prawnika i słynący z poczucia humoru przy jednoczesnym poważnym podejściu do pracy. Aktor mówi: Z natury uważam się za komika, ale że potrzeba jest matką wynalazków, zmuszony byłem spróbować czegoś nowego, innego niż do tej pory. Dawno już bowiem nie grałem roli tak wymagającej emocjonalnie. Dopiero po mniej więcej dziesięciu dniach zdjęć Will Smith zdał sobie sprawę, że jest główną gwiazdą filmu i wiele scen musi udźwignąć samodzielnie: Kartkowałem scenariusz, by przekonać się, ile zostało mi jeszcze dni zdjęciowych i nagle zrozumiałem, jaki ciężar spoczywa na moich barkach - mówi. - "Wróg publiczny" to nie film partnerski, jak na przykład Bad Boys. Po raz pierwszy to ja dźwigam na sobie ciężar całego filmu, cała historia skupia się wokół postaci granej przeze mnie. To bardzo wyczerpujące i to zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie, nie zdziwiłbym się więc, gdyby okazało się, że przybyło mi kilka siwych włosów ! Tony Scott nie znajduje słów uznania dla aktora: Nigdy nie rzucił mi przeciągłego spojrzenia. To normalne, że gdy jesteś zmęczony, opuszcza cię dobry humor, Will jednak okazał się niezmordowany, praca z nim to prawdziwa przyjemność. Polubiłem go tak bardzo, że nazwałem swego psa Will ! Jerry Bruckheimer mówi: Gdybym tylko mógł obsadzać Willa w każdym swoim filmie, zrobiłbym to bez wahania. Każdy może się z nim utożsamić, to ktoś, z kim każdy chętnie by się zaprzyjaźnił. Jest bardzo sympatyczny, a przy tym nie brak mu charyzmy. Widz bez trudu identyfikuje się z granymi przez niego postaciami. Will Smith mówi: Często pracuję na komputerze lub pomagam synowi zgłębiać tajniki informatyki. Wydawało mi się więc, że znam całkiem dobrze możliwości współczesnej techniki. Wizyta w CIA rozwiała moje złudzenia. Uświadomiłem sobie, że jedyny sposób na zachowanie prywatności to nie dzielić się z nikim swoimi myślami. Każde słowo można nagrać na taśmę, każdy aspekt twojego życia można zarejestrować ukrytą kamerą, podobnie jak to ma miejsce w przypadku granego przeze mnie Roberta Claytona Deana. Jego przeciwnicy rujnują całe jego życie: odcinają go od funduszy, wysyłają żonie kompromitujące fotografie, szefowi podsuwają fałszywe informacje dyskredytujące Deana w jego oczach, mediom zaś dostarczają pożywki do niesamowitych spekulacji. Najbardziej nieprawdopodobne w tym wszystkim jest to, że rzeczywistość wyprzedza nasz film o dobre 10-15 lat. W ich archiwach oglądaliśmy komputery, które potrafią wywnioskować, że piszesz na maszynie ma podstawie dźwięku, który zarejestrowały czy też kamery video ukryte w wykałaczkach, a cała ta technologia jest już przestarzała i dawno wyszła z użycia ! Trzeba jednak pogodzić się z tym, że najnowsze zdobycze techniki wykorzystać można do różnych celów. Tempo przepływu informacji jest dziś zawrotne, co nie zawsze jest dobrodziejstwem. W końcu na internecie obok informacji o najnowszych postępach w leczeniu raka znaleźć także można opis, jak skonstruować niewielką bombę nuklearną. Trudno jednak nie zauważyć, że to właśnie przepływ informacji pozwala nam poszerzać nasze horyzonty... David Marconi przekonany jest, że każdy może dziś manipulować techniką dla swoich celów, wśród których może być chęć zrujnowania czyjejś reputacji czy całego życia: Historia Deana to historia człowieka, którego życie rujnuje wielka korporacja - mówi. - W świecie polityki coś takiego zdarza się każdego dnia. Zostajesz uznany winnym dopóki nie udowodnisz swojej niewinności. Wystarczy wziąć kilka faktów, dodać do nich kilka kłamstw, pozwolić, by przeciekło to do prasy i ciach, twoja kariera leży w gruzach, a twoja reputacja niewarta jest funta kłaków. To właśnie oburzenie z powodu takiego stanu rzeczy natchnęło mnie do stworzenia tej postaci. Nietrudno wskazać ludzi, którym skradziono ich tożsamość. Wszyscy znamy przypadki, kiedy ktoś podszywa się pod kogoś innego posługując się cudzymi kartami kredytowymi i wszystkim, co tylko wpadnie mu w ręce, by zniszczyć jego "elektroniczną tożsamość". Każdy z nas ma bowiem tak naprawdę dwie tożsamości: jedną prawdziwą, fizyczną, a drugą elektroniczną, podatną na wszelkiego rodzaju manipulacje. Ciągnie się za nami coś na kształt elektronicznego cienia, który zostawiamy za sobą, gdziekolwiek byśmy się nie ruszyli. Uznałem, że historia, którą mamy zamiar opowiedzieć, kryje w sobie ważne przesłanie, chciałem, by nasz film podziałał na widzów niczym kubeł zimnej wody. Oczywiście nie możemy zatrzymać postępu, ale musimy zdobyć pewność, że ktoś pilnuje tych, którzy pilnują nas. Willowi Smithowi partnerują dwaj laureaci Oscara, Gene Hackman (Francuski łącznik, Bez przebaczenia) i Jon Voight (Powrót do domu). Jerry Bruckheimer mówi: Gene Hackman to wspaniały aktor, który kreuje wokół siebie prawdziwie twórczą atmosferę. Pewnie czułby się zażenowany tymi dowodami uznania, ale prawda jest taka, że w jego obecności każdy daje z siebie wszystko. Nie sposób bowiem przecenić wpływu, jaki ma na partnerów i innych członków ekipy. Podobnie jest z Jonem Voightem. Gene Hackman przyznaje, że jego uwagę zwróciło to, że sytuacja opisana w scenariuszu przydarzyć się może każdemu: Niemal każdemu z nas zdarzyło się mieć kłopoty z aparatem bezpieczeństwa. Sądzę, że żadnemu z nas nieobce jest uczucie paranoidalnego lęku przed wtargnięciem w nasze życie kogoś obcego. Zafascynowało mnie to, że sytuacja opisana w scenariuszu może wydarzyć się naprawdę. Rząd nie cofnie się przed niczym, by zdobyć informacje, których potrzebuje. Sądzę, że nikt z nas nie wątpi, że tak właśnie jest i to czyni nasz film tym bardziej ekscytującym. Brill, bohater, którego gram, to człowiek zgorzkniały. Robi, co może, by zaleźć za skórę rządowi. David Marconi powołuje się na jedną ze scen filmu - starcie granego przez Willa Smitha Roberta Claytona Deana z Brillem granym przez Gene'a Hackmana - która jego zdaniem mówi wszystko o ich wzajemnych relacjach: Brill mówi Deanowi: "Tyś chyba zwariował. Nie możesz wystąpić przeciw tym ludziom. Jesteś nikim. Dla nich znaczysz tyle, co zeszłoroczny śnieg, a chcesz stawić czoła najpotężniejszej agencji wywiadowczej na świecie. Nie masz szans, poddaj się". A jednak podobnie jak Vietcong, który stawił czoła Stanom Zjednoczonym Ameryki Północnej rekrutującym najpotężniejszą armię świata, nasi bohaterowie pokonują przeciwnika na jego własnym polu. Jak im się to udało ? Po prostu zastosowali środki właściwe partyzantce. Zastawili pułapkę na swych przeciwników i wkrótce okazało się, że uczniowie przerośli mistrzów. Thomas Brian Reynolds, zdeklasowany urzędnik Agencji Bezpieczeństwa Narodowego to z kolei postać skomplikowana, która wyłamuje się z konwencji schematycznego "czarnego charakteru". Jerry Bruckheimer mówi: Chcieliśmy uczynić z niego człowieka z krwi i kości, wymodelowaliśmy go więc na podobieństwo Roberta McNamary i Olivera Northa. Daliśmy taśmy z materiałami na ich temat Jonowi Voightowi, który niezwykle sumiennie podchodzi do pracy i buduje rolę bardzo metodycznie. "Czarne charaktery" często trącą papierem, ale Jon niezmiennie optował za pogłębionym wizerunkiem postaci, zapożyczył nawet od McNamary jego uczesanie i okulary. Jon Voight mówi: Reynolds jest bardziej urzędnikiem stanu, a na stanowisku, jakie piastuje, nie ma przełożonego, nikogo, przed kim odpowiadałby za swoje czyny, może więc robić, co tylko chce. Z reguły instytucje takie mają rozwinięty system kontroli wewnętrznej, ale niech się tylko zdarzy, że ktoś natrafi na lukę w takim systemie, a może poczuć się panem samego siebie, a wtedy kto wie, do czego może się posunąć. Tak właśnie jest z Reynoldsem. Ma jasno wytyczony cel i dąży do jego urzeczywistnienia, aż staje się prawdziwie niebezpieczny. Jeśli wykaże się sprytem, może mieć w zasięgu ręki wszelkie najnowsze zdobycze techniki, a czego jak czego, ale sprytu nie sposób mu odmówić. Tony Scott i Jerry Bruckheimer dołożyli wszelkich starań, by ekranowa Agencja Bezpieczeństwa Narodowego nie jawiła się widzowi jako instytucja z piekła rodem. Zachowanie możliwie jak najdalej posuniętego realizmu stało się znakiem firmowym Bruckheimera, nic zatem dziwnego, że przez plan "Wroga publicznego" przewinęły się całe zastępy konsultantów i doradców technicznych. Jeden z nich, Larry Cox, były pracownik Agencji Bezpieczeństwa Narodowego, wskazał im rzeczywiste alter ego Thomasa Briana Reynoldsa. Jerry Bruckheimer mówi: Larry powiedział nam, że przyszedł mu do głowy ktoś, kogo tymczasowo przeniesiono do agencji z innej placówki rządowej. Ten ktoś przepracował w agencji dwa lata, ale zwolniono go, bo okazał się oportunistą. Tony Scott kontynuuje: Był to ktoś, kogo przeniesiono z - jak ja to nazywam - Ministerstwa Obrony, ktoś, kto uznał, że oto nadarza się wymarzona okazja do awansu. Był już w wieku, w którym powinien być szefem jednej z takich instytucji. Wykorzystaliśmy to budując naszą postać. W jednej ze scen żona Reynoldsa powołuje się nawet na jego wiek. Gdy twórcy po raz pierwszy zwrócili się do Agencji Bezpieczeństwa Narodowego z prośbą o pomoc w realizacji filmu, spotkali się z odmową. Przez wiele lat rząd zaprzeczał istnieniu agencji - mówi Jerry Bruckheimer. - Sądzę jednak, że teraz zapanowała moda na otwartość i urzędnicy doszli do wniosku, że lepiej pójść na współpracę z Hollywoodem. Dzięki kontaktom Davida Marconiego mogliśmy spotkać się z facetem numer dwa w agencji na tydzień przed jego przejściem na emeryturę, choć agencja nie była bezpośrednio zaangażowana w realizację. Jerry Bruckheimer, Tony Scott, kierownicy produkcji James W. Skotchdopole i Andrew Z. Davis oraz scenograf Benjamín Fernández zaproszeni zostali do odwiedzenia agencji przez jej dyrektora Williama Crowella - którego córka, Laura Cayouette, wystąpiła w filmie w roli aktorskiej - nie wolno im jednak było rozmawiać z jej pracownikami. Andrew Z. Davis mówi: Pokazano nam agencję niesłychanie wybiórczo. Bardzo nas pilnowano i nie mogliśmy zboczyć ani o krok z wyznaczonej trasy. Gabinety ważnych urzędników opustoszały. Ludzie z CIA dla odmiany nie byli aż tak tajemniczy. Mają nawet wydział prasowy, który zajmuje się mediami. Chase Brandon z FBI zorganizował twórcom kilka wycieczek, z których najbardziej pamiętną okazała się ta, w której udział wzięli Will Smith i kierownik produkcji Chad Oman. Chad Oman mówi: Nikt miał nie wiedzieć, że przychodzimy, Will nie chciał żadnego zamieszania. Kiedy jednak weszliśmy do środka, zobaczyliśmy tłum sekretarek i innych pracowników, którzy tłoczyli się z zdjęciami Willa w rękach prosząc o autograf. Podczas całej wizyty tłum fanów nie odstępował nas ani na krok i kiedy wychodziliśmy, spodnie Willa były dosłownie w strzępach, ale on nic sobie z tego nie robił. Okazał się facetem z klasą. Tony Scott był zdumiony widząc, jak młodzi są pracownicy obu agencji. Jak mówi: Dziewięćdziesiąt procent urzędników CIA wygląda jakby mieszkało w akademikach. Noszą "dzwony" i koszulki z krótkimi rękawami. Gdyby nie szefowie poszczególnych wydziałów - starsi agenci w wieku 35-40 lat - można by odnieść wrażenie, że trafiło się do stołówki na uniwerku. A wszystko przez to, że dziś dzieciakom daje się do zabawy laptopy zamiast grzechotek. Chciałem zmienić zatem przyzwyczajenia widzów, dla których agenci specjalni to łysiejący faceci około pięćdziesiątki nie rozstający się z bronią, taki bowiem stereotypowy wizerunek utrwaliły media. Nasze dzieciaki, Loren Dean (Hicks), Barry Pepper (Pratt), Ian Hart (Bingham) i Jack Black (Fiedler) niczym by się nie wyróżniały spośród szeregowych pracowników CIA czy Agencji Bezpieczeństwa Narodowego. Rolę żony Roberta Claytona Deana, Carli, gra Regina King. Aktorka mówi: Carla to kobieta silna i zdecydowana, która mówi to, co myśli. Jest prawniczką, ale także aktywistką. Wie o istnieniu Agencji Bezpieczeństwa Narodowego i ma wyrobioną opinię na temat inwigilacji i naruszania prywatności. Zdaje sobie sprawę, jaką władzą dysponują jej przeciwnicy, nie ma jednak pojęcia, że wkrótce wkroczą oni w jej prywatne życie. * * * Ponieważ dokumentacja działań Agencji Bezpieczeństwa Narodowego praktycznie nie istnieje, twórcy musieli polegać na nielicznych źródłach pisanych, w tym na wydanej w roku 1983 książce Jamesa Bamforda "The Puzzle Palace" oraz na serii artykułów opublikowanych w roku 1985 przez "The Baltimore Sun". Większość bieżących informacji dotyczących agencji uznaje się za ściśle tajne, twórcy zwrócili się więc do konsultantów technicznych z prośbą o weryfikację danych. Wszystkie zdobycze techniki i metody działania pokazane w filmie są autentyczne, choć nieco staromodne w porównaniu ze stosowanymi obecnie. Te bowiem także podpadają pod klauzulę tajności... Według Scotta Shane'a i Toma Bowmana, autorów serii sześciu artykułów opublikowanych w "The Baltimore Sun" Agencja Bezpieczeństwa Narodowego: działa praktycznie poza zasięgiem amerykańskiej opinii publicznej. Angażuje się ona w najbardziej skomplikowane operacje szpiegowskie, ma większy budżet i więcej pracowników niż CIA. Jej operacje kosztują skarb państwa milion dolarów na godzinę, co zamyka się sumą 8 bilionów dolarów rocznie. W samym tylko stanie Maryland agencja zatrudnia 20.000 osób, co czyni z niej największego pracodawcę w tym stanie. Agencja utrzymuje ponadto dziesiątki tysięcy placówek zajmujących się nasłuchem od Alaski po Tajlandię. Dalej autorzy piszą: Zadaniem agencji jest ochrona rządu Stanów Zjednoczonych przed nasłuchem radiowym z zewnątrz i prowadzenie nasłuchu radiowego innych państw. Sprowadza się to do przechwytywania wiadomości głosowych i tekstowych nadanych za pomocą telefonu, faxu, komputera lub innego nadajnika, a także przechwytywanie transmisji niewerbalnych z radaru lub sygnałów elektronicznych wysyłanych przez głowice. Kierownika produkcji Jamesa W. Skotchdopole'a zaintrygował system, który pozwala wykryć kryminalistów na podstawie ich akt finansowych: System FINCEN, który dokumentuje transakcje finansowe na całym świecie, może być użyty do lokalizowania wkładów, kont i depozytów bankowych, za jego pomocą można sporządzić profil finansowy każdego obywatela, a jest to system dużo skuteczniejszy niż ten, z którego korzysta Departament Skarbu. Dowiedziałem się o pewnej sprawie związanej z przemytem narkotyków, w której organom ścigania brakowało dowodów. Dzięki systemowi FINCEN dokonano zestawienia transakcji finansowych podejrzanego, które ujawniły istnienie drugiego konta. Dowody zebrane w ten sposób doprowadziły do wyroku skazującego. David Marconi mówi: To, co dla nas jest ostatnim krzykiem techniki, jak na przykład komputerowe systemy identyfikacji głosu, w Agencji Bezpieczeństwa Narodowego były na porządku dziennym już jakieś 20 lat temu. Wspomina o tym książka "The Puzzle Palace", a napisano ją na początku lat 80-tych, niemal dwie dekady temu ! Niektóre z urządzeń satelitarnych pokazanych w filmie musieliśmy "unowocześnić" zgodnie z własnym wyczuciem, bo technika poszła naprzód, a my oczywiście nie mieliśmy dostępu do jej najnowszych zdobyczy znajdujących się w dyspozycji agencji. Nawet nasi konsultanci nie mogli mówić o tym, co uznano za ściśle tajne. Mogli nas tylko naprowadzać, sugerować coś skinieniem głowy, nie mogli za to udzielać wyczerpujących odpowiedzi na zadane pytania. Jeden z głównych konsultantów, Steve Uhrig, którego wiedza na temat inwigilacji nie ma sobie równych, mówi: Kiedy przeczytałem pierwszą wersję scenariusza, doszedłem do wniosku, że film nakręcony na jego podstawie wyda się nudny. Przekopaliśmy się więc przez scenariusz opatrując go setkami uwag, jak uczynić go ciekawszym przez wprowadzenie najróżniejszych gadżetów elektronicznych. Pomogliśmy doszlifować tekst, aż otrzymaliśmy wersję ostateczną. Jest bardzo dynamiczny, zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że napisał go ktoś, kto nie zajmuje się inwigilacją profesjonalnie. Steve Uhrig ma wyrobiony pogląd na temat inwigilacji: Wykracza to daleko poza zainteresowanie poszczególną jednostką. Wiedza zapewnia władzę, daje poczucie kontroli. Im więcej rząd wie o obywatelach, tym większą kontrolę sprawuję. Eksperci nie kryją, że legalny nasłuch wymaga w USA nakazu sądowego i ujawniają, że w roku 1996 władze federalne, stanowe i inne instytucje rządowe wydały 1.000 takich nakazów, podczas gdy sam tylko Steve Uhrig sprzedał taką liczbę zestawów do inwigilacji w ciągu zaledwie pół roku. Kraje Ameryki Środkowej sprzedają w takim czasie hurtowo od 20.000 do 50.000 tysięcy takich urządzeń, które trafiają na cały świat, wszędzie tam, gdzie inwigilacja nie podlega tak ścisłej kontroli rządu jak w USA. Steve Uhrig mówi: Wielu ludzi z kręgów rządowych uważa, że cel uświęca środki i trudno się z nimi nie zgodzić, jeśli weźmie się pod uwagę, że chodzi tu o walkę z handlem narkotykami, terroryzmem i szpiegostwem. Muszą jednak istnieć pewne regulacje prawne i nie można o nich zapominać nawet, jeśli walczy się ze wspólnym wrogiem. Tony Scott mówi: Moim zamiarem było, by widzowie wychodząc z kina zadawali sobie pytanie, na ile prawdopodobna jest historia pokazana w naszym filmie. Nie zapominajmy jednak, że kino to przede wszystkim rozrywka...

Więcej informacji

Proszę czekać…