Młodym być i nic więcej. Pławić się w absolutnej beztrosce i spędzać miło czas na plażach przysłowiowej już słonecznej Italii. Jak u Felliniego: la dolce vita. Taki żywot wiedzie amerykański playboy Dickie Greenleaf (Jude Law); o takim życiu marzy inny Amerykanin Tom Ripley (Matt Damon). Dickie ma ojca, wziętego konstruktora łodzi żaglowych, który prosi Toma o to, by sprowadził mu syna z powrotem do domu, do Stanów Zjednoczonych. Tom podejmuje się tej misji, chorobliwie zazdroszcząc Dickie'mu sposobu bycia. Dickie i jego dziewczyna, Marge Sherwood (Gwyneth Paltrow) nawet nie przeczuwają, na jak ryzykowny krok zdecyduje się Tom, by ten sposób bycia zawłaszczyć. Ostatecznie lepiej, udając kogoś innego, mieć poczucie, że się jest kimś, niż pozostać sobą będąc nikim...

Dreszczowiec inny niż wszystkie

"Utalentowany pan Ripley", jak każdy szanujący się dramat kryminalny, od pierwszej do ostatniej sceny trzyma widzów w niesłabnącym napięciu. Z drugiej strony, pewne jemu tylko właściwe cechy wyróżniają go spośród innych thrillerów. Mówi o nich producent filmu, William Horberg: Ważnym elementem opowieści jest krajobraz. Scenerię filmu tworzą Włochy późnych lat 50. - ich muzyka, piękno Via Veneto w Rzymie, ubiory, samochody, skutery, atmosfera rozsiewana przez przybyłych tu bogatych Amerykanów, a nawet wielkie filmy z tamtych czasów, zrealizowane przez Felliniego, Antonioniego i Viscontiego.

Producent Tom Sternberg dodaje: "Utalentowany pan Ripley" nie jest czarnym filmem (film noir), lecz romantycznym filmem nakręconym w romantycznych kolorach. Włoskie plenery współtworzą jego romantyczny styl.

Autor zdjęć, John Seale, A.C.S., A.S.C., który fotografował nie tylko Angielskiego pacjenta, ale również Rain Mana Barry'ego Levinsona (nominacja do Oscara® za zdjęcia), Goryle we mgle Michaela Apteda oraz trzy arcydzieła Petera Weira: Świadka (nominacja do Oscara® za zdjęcia), Wybrzeże moskitów i Stowarzyszenie Umarłych Poetów, przybliża koncepcję operatorską "Utalentowanego pana Ripleya" opracowaną wspólnie z Anthony'm Minghellą. Pierwsza część filmu, mówi wybitny operator, została sfotografowana w całkowicie romantycznym stylu, toteż kręciliśmy ją przy użyciu filtrów zmiękczających, w ciepłej tonacji. Seale odpowiada następnie na pytanie, czy realizowana przez cztery dni scena zabójstwa, będąca punktem zwrotnym akcji i cezurą w życiu Toma Ripleya, miała wpływ na zmianę kolorystyki i oświetlenia w drugiej części filmu. Otóż... nie ma żadnej zmiany! Posłuchajmy Seale'a: Filmując taką scenę powinno się w zasadzie nadać światłu bardziej kontrastowy, zimniejszy charakter - przecież świat wokół Ripleya zmienia się, staje się bardziej niebezpieczny. Ale w rozmowie z Anthony'm. obaj zdecydowaliśmy, że zrobimy coś nieoczekiwanego. Postanowiliśmy, że pozostawimy miękkie, ciepłe i przyjazne światło przez cały film, by tworzyło kontrapunkt dla poczynań bohaterów. Świeciliśmy tak samo we wszystkich scenach, toteż ciepła tonacja nadała filmowi styl.

Znaczenie osadzenia akcji akurat w tym a nie w innym okresie historycznym podkreśla również sam Anthony Minghella. Rzecz dzieje się bowiem wkrótce (konkretnie: w 13 lat) po zakończeniu II wojny światowej, w czasach, które przeszły do historii Włoch jako okres boomu gospodarczego tego kraju i wielkich przemian obyczajowych. Włochy w tamtej epoce wciąż tkwią na powojennych ruinach i rumowiskach, powiedział Minghella, który "tamtą epokę" bardzo dokładnie przestudiował Ale obok nich - dodał zaraz - tworzy się już nowa jakość życia, na którą składają się Vespy, Lambretty, współczesna moda, zamożność obywateli. Wszystko to daje bogactwo scenerii, w której można umiejscowić akcję filmu.

Nieco inną opinię wyraziła Gwyneth Paltrow: To była cudowna epoka: kobiety zachowywały się jak damy, mężczyźni jak dżentelmeni. Ludzie mieli dobre maniery. Co ciekawsze, akcja filmu rozgrywa się w czasach, kiedy świat był jeszcze bardzo staromodny, ale stał u progu wydarzeń, które miały go zupełnie odmienić: zabójstwa Kennedy'ego, kariery Beatlesów, wojny w Wietnamie, rewolty hipisów.

Myśl aktorki podchwycił Gary Jones, projektujący wespół z Ann Roth kostiumy do "Utalentowanego pana Ripleya": Wyzwaniem dla nas było oddanie staromodnej aury i powszechnego wtedy wrażenia (seksualnej) niewinności /.../. Czasami naprawdę trudno wyobrazić sobie nam, do jakiego stopnia ta niewinność przejawiała się w tamtych czasach. Nie ubierano się "na pokaz" (cudzysłów pochodzi od red.). Nie uciekano się do wywoływania strojem podniety seksualnej. To wszystko przyszło w późnych latach 60.

Ann Roth, która zaprojektowała kostiumy do ponad 80 filmów - a były wśród nich tak znane jak Pracująca dziewczyna, Nocny kowboj, Klute, czy Hair - dodaje: Styl "Utalentowanego pana Ripleya", określany mianem "dolce vita", wiąże się ściśle z fenomenem późnych lat 50. i wczesnych 60. Ale odsyła nas raczej do czasów dawniejszych niż późniejszych i ma więcej wspólnego z II wojną światową niż, powiedzmy, z wojną w Wietnamie. Ludzie wtedy zakrywali się ubiorami. Ciało było odsłonięte w niewielkim stopniu. Ubiory, kostiumy kąpielowe zajmowały dużą część jego powierzchni. Ale i świat wydawał się duży; dlatego Ripley mógł przemierzać go wzdłuż i wszerz nierozpoznany.

Reżyser Anthony Minghella uprzedza jednak, że pietyzm, z jakim uszyto kostiumy i odtworzono najdrobniejsze detale z przeszłości, nie powinien skłaniać do widzenia w "Utalentowanym panu Ripleyu" utworu wyłącznie realistycznego. Pomysł fabuły, jak mniemam - powiedział Minghella - wywodzi się tyleż z rzeczywistości, co z fikcyjnego modelu. Cały czas kreowaliśmy przeszłość. Czym były Włochy w latach 1958-1959 zrozumiałem częściowo dzięki włoskiemu kinu. "Utalentowany pan Ripley" jest w pewnym sensie wzorowany nie tylko na włoskich realiach z tamtych czasów, ale również na włoskich filmach z późnych lat 50 - na dziełach Felliniego (Minghella wymienia Słodkie życie i Wałkoni jako szczególne źródła inspiracji), Viscontiego, Rosseliniego.

Muzyka

Anthony Minghella: Muzyka w filmie "Utalentowany pan Ripley" znajduje się w centrum uwagi. Kiedy pracowałem nad adaptacją wspaniałej i pochłaniającej bez reszty powieści Patricii Highsmith, przyszło mi do głowy, że dźwiękiem można by bardziej wyraziście i dynamicznie oddać w filmie atmosferę epoki (w której toczy się akcja) niż za pomocą użytego przez pisarkę motywu malarstwa.

Dla epoki charakterystyczne były egzystencjalizm i jazz, toteż chciałem, aby na ekranie muzyka klasyczna wiodła spór z jazzem. Kocham jazz, ale bardzo lubię również Bacha, więc rozdzieliłem próbki tych zróżnicowanych gatunków muzyki pomiędzy Ripleya, który nienawidzi jazzu i Dickie'go, niechętnego muzyce klasycznej. Kiedy mówimy "jazz", myślimy o muzykach improwizujących, podczas gdy w muzyce klasycznej wszystko wydaje się zaplanowane. Jednakże Bach był wielkim improwizatorem.

Zastanawiałem się, kto improwizuje w "Utalentowanym panu Ripleyu". (W powieści) Dickie uważa się za improwizatora, bo zamiast rozkładu dnia ma fanaberie, podczas gdy Ripley został przedstawiony jako sztywniak i formalista. Film pokazuje, że to raczej Dickie ma bardziej konserwatywną naturę, natomiast Ripley jest tym, który potrafi genialnie, niemal patologicznie, improwizować. Ripley to mistrz w tej dziedzinie, prawdziwy anarchista i wywrotowiec.

W "Utalentowanym panu Ripley'u" obaj odtwórcy głównych ról - Matt Damon i Jude Law - mają okazję zademonstrować swoje wokalne talenty. W scenach, które rozgrywają się w zatłoczonej i zadymionej salce neapolitańskiego klubu jazzowego, najpierw obaj śpiewają włoską piosenkę Tu vuo' fa l'americano, a potem odbywa się solowy popis Damona w słynnym utworze Rodgersa i Harta My Funny Valentine, śpiewanym w stylu przypominającym grę Cheta Bakera, jednego z ulubieńców Dickie'go. Trębacz Chet Baker nagrał My Funny Valentine w 1952 r. z kwartetem Gerry'ego Mulligana i odniósł kolosalny sukces. Chet Baker bardziej niż ktokolwiek inny sprawia, że w filmie czuje się lata 50., powiedział Anthony Minghella.

Ripley, jak już wiemy, woli muzykę klasyczną od jazzu. W jazzowych piwnicach Neapolu nie czuje się jak u siebie w domu, ale swoim wykonaniem My Funny Valentine zbija Dickie'go z pantałyku muzyka sprawia, że specyficzna więź między tymi postaciami zacieśnia się.

Dodajmy, że w scenach "jazzowych" słuchamy jednego z najwybitniejszych współczesnych trębaczy - Guya Barkera - i jego zespołu International Quintet. Barker został polecony Minghelli przez konsultanta muzycznego "Utalentowanego pana Ripleya", Grahama Walkera, który współpracował ściśle z kompozytorem muzyki napisanej specjalnie do filmu - Gabrielem Yaredem.

Muzyka ma szczególne znaczenie dla Anthony'ego, mówi Matt Damon. Jest podstawowym składnikiem fabuły. Reżyser jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć miał opracowaną całą stronę muzyczną filmu. Nauka i ćwiczenie gry na fortepianie oraz śpiewu stanowiły znaczącą część mych przygotowań do zagrania roli Ripleya.

Damon, zaśpiewawszy w studio nagraniowym My Funny Valentine, zdobył duże uznanie akompaniujących mu jazzmanów z International Quintet, w tym samego Barkera.

Jazz w "Utalentowanym panu Ripley'u" odzwierciedla świat Dickie'go i jest faktycznie bardzo ważny, ale nie wypełnia ścieżki dźwiękowej filmu bez reszty. Nie mniej miejsca zajmuje na niej muzyka klasyczna, pełniąca tu równie istotną rolę. Słuchamy kompozycji Bacha, Vivaldiego i Czajkowskiego. Ten ostatni był twórcą m.in. opery Eugeniusz Onegin opartej na poemacie Puszkina i ukazującej tragedię bliźniaczą w stosunku do tej, jaka rozgrywa się w filmie Minghelli. Reżyser zainscenizował fragment tej opery w neapolitańskim Teatro San Carlo.

Natomiast utwory przypominające duchem melodie Schuberta czy Schumanna skomponował Gabriel Yared, z którym współpraca - podobnie jak przy Angielskim pacjencie - układała się Minghelli znakomicie. Słowa do napisanej przez Yareda Kołysanki dla Kaina, która towarzyszy napisom czołowym, napisał sam Minghella. W "Utalentowanym panu Ripleyu" można dopatrzyć się historii Kaina i Abla, wyjaśnia reżyser. Słowa mojej "Kołysanki..." wyśpiewywałaby matka zabójcy.

Będąc już w bardziej radosnym nastroju Minghella konkluduje: Kocham muzykę. Kocham przebywanie blisko muzyki. I kocham wpływ muzyki na film. Któregoś dnia nakręcę prawdziwy musical.

Obsada

Po zaakceptowaniu drugiej wersji scenariusza Minghelli wytwórnie Paramount Pictures i Miramax Films (ta druga zobowiązała się do międzynarodowej dystrybucji "Utalentowanego pana Ripleya") zapaliły dla tego filmu zielone światło, toteż reżyser mógł przystąpić do kompletowania obsady. Z góry zastrzegł jednak, że nie rozpocznie realizacji, dopóki nie znajdzie takiego odtwórcy roli Toma Ripleya, który by go zafascynował.

Znalazł. Odtwórcą tym okazał się Matt Damon, który samemu będąc scenarzystą nie miał problemów z trafnym odczytaniem intencji zawartych w scenariuszu Minghelli. Scenariusz wydał mi się wspaniały, powiedział aktor. I pokochałem postać Ripleya. On tak bardzo różni się ode mnie /.../.

Właśnie ta odmienność Damona, a zwłaszcza fakt, że ma on w sobie wiele ciepła, stała się zachętą do powierzenia mu roli Toma Ripleya. /.../ Ktoś chłodniejszy mógłby zdystansować publiczność, wyjaśnił reżyser.

W wielu scenach Damon jest to Tomem Ripleyem we własnej osobie, to tym samym Tomem Ripleyem udającym już kogoś innego - Dickie'go Greenleafa. /.../ Początkowo do tego udawania zmusza Ripleya potrzeba, wyjaśnia aktor. Potem jednak zaczyna mu się naprawdę podobać to, że nie musi być sobą. Jak to pięknie, myśli sobie, stać się kimś innym i nie musieć żyć własnym życiem. Jest zachłanny i ma swoje pięć minut. Rozkoszuje się nimi. I oczywiście wpada we własne sidła, z których nigdy się nie wydostanie.

Matt Damon zdobywa się na jeszcze głębszą analizę postaci Ripleya. Każdy ma swego Dickie'go Greenleafa - powiada - kogoś, kogo podziwia bałwochwalczo. Ale Tom posuwa się dalej, u niego ten podziw staje się cokolwiek obsesyjny. Trafia do świata Dickie'go. Ten świat jest zupełnie inny od tego, w którym żył do tej pory /.../. A kiedy zostanie z niego usunięty, stanie się desperatem. Kocha życie Dickie'go do tego stopnia, że w końcu musi je mu odebrać.

Znacznie trudniejsze okazało się obsadzenie roli Dickie'go Greenleafa, zamożnego amerykańskiego playboya, któremu Ripley zazdrości stylu życia. Minghella mówił, że poznał wielu współczesnych aktorów amerykańskich i byli to aktorzy wybitni, przyzwyczajeni jednak do "behawiorystycznego" sposobu gry. Dobrze sprawdzali się w realistycznym, czy wręcz naturalistycznym kreowaniu zwykłych ludzi "z ulicy".

Tymczasem Minghella chciał aby widzowie zobaczyli dystynkcję Dickie'go, wynikającą z jego zamożności i pozycji społecznej. Coraz częściej myślał o tym, by rolę tę zagrał Jude Law - i tak się też stało. Brytyjczyk Jude Law zdobył w swoich ojczystych stronach sporą popularność, natomiast publiczność amerykańska słyszała o nim niewiele. On jest charyzmatyczny, nieprawdopodobnie przystojny, idealny do tej roli. To zdumiewający aktor i ja byłem podekscytowany tym, że go pozyskaliśmy, relacjonował Minghella.

Jude'a Lawa zafascynowała pewność siebie jego bohatera. Dickie żyje tak jak chce, mówi aktor, i zakłada, że wszyscy mają takie samo podejście. To jest fantastyczne życie. W scenariuszu znajdziemy znakomitą kwestię dialogową, w której Dickie mówi: "Mój ojciec buduje statki, ja nimi pływam". W Dickie'm podoba mi się szczególnie jego żądza życia. Sądzę, że to ona czyni go tak atrakcyjnym w oczach innych ludzi, którzy z tego powodu lgną do niego.

Rola dziewczyny Dickie'go Greenleafa, Marge Sherwood, została napisana dla Gwyneth Paltrow, która przyjaźni się z rodziną Minghellów. Postać Marge w filmie - kobieca, ufna, umiejąca współczuć, na swój sposób zbuntowana - przystaje zarówno do wizerunku Gwyneth, jak i do opisu z powieści Patricii Highsmith, twierdzi Minghella.

Cate Blanchett wciela się w Meredith Logue - młodą i niewinną, zamożną Amerykankę, która podróżuje po Europie. Ripley przedstawił się jej jako Dickie Grrenleaf. Ona widzi w nim bogatego, przystojnego Amerykanina, nie dostrzegając jego cynizmu i dwulicowości. Nie orientuje się, że Ripley dąży jedynie do tego, by ich związek był lustrzanym odbiciem związku prawdziwego Dickie'go Greenleafa z Marge Sherwood.

Anthony Minghella, widząc zapał z jakim Blanchett gra Meredith, rozbudował tę rolę w scenariuszu.

Stać się kimś innym

Anthony Minghella mówi, że po przeczytaniu powieści Patricii Highsmith - pierwszej z serii jej książek o Ripleyu - był zaintrygowany fabułą. Opowieść o młodym człowieku, który czuje się zupełnie wyobcowany i tęskni do zmiany swojej osobowości, pobudziła wyobraźnię reżysera. Sądzę, że niemal każdy z nas - tłumaczy autor Angielskiego pacjenta i "Utalentowanego pana Ripleya" - jest do pewnego stopnia rozczarowany sobą. Czuje, że znajduje się- w jakimś sensie- na granicy wytrzymałości i żałuje, że nie stał się kimś innym. To jest uczucie, którego wszyscy możemy doświadczyć i właśnie ono naprawdę zafascynowało mnie w tej opowieści. Zwłaszcza, że jako syn imigranta (włoskiego, red.) sam nie czułem całkowitej przynależności do kultury brytyjskiej, w której dorastałem i często pragnąłem zamienić się tożsamością z inną osobą.

Minghella jest nie tylko reżyserem "Utalentowanego pana Ripleya", ale również scenarzystą filmu. Podoba mi się ta książka, podoba mi się bohater - takie były pierwsze wrażenia Minghelli po przeczytaniu powieści Patricii Highsmith. Pierwszą wersję scenariusza napisał oczekując na rozpoczęcie zdjęć do "Angielskiego pacjenta". Wkrótce potem doszło do spotkania reżysera z Williamem Horbergiem i Tomem Sternbergiem przyszłymi producentami "Utalentowanego pana Ripleya". Omawiano koncepcję mającego dopiero powstać filmu. Minghella wyjawił swoje zamiary. Dla niego, jak już wiemy, najważniejsze było przejmowanie przez bohatera cudzej tożsamości. Twórca pragnął, aby stało się ono motywem przewodnim remake'u W pełnym słońcu. Producenci zareagowali na ten pomysł entuzjastycznie, ich myśli szły zresztą w tym samym kierunku. Późniejszy sukces "Angielskiego pacjenta" utwierdził ich w przekonaniu, że wybrali właściwego reżysera. Z aprobatą przyjęli drugą, pogłębioną wersję scenariusza, którą Minghella napisał, gdy "Angielski pacjent" święcił już triumfy na ekranach.

Tworząc mój scenariusz, zwierzał się w oryginalnych materiałach prasowych, starałem się znaleźć sposób na wydobycie człowieczeństwa Ripleya, tak by publiczność mogła utożsamić się z wszystkimi jego decyzjami, dzielić z nim radości i smutki, których zazna podczas swej brzemiennej w skutki podróży przez Włochy. Minghella poczynił pewne odstępstwa od literackiego pierwowzoru. Np. powieściowy Dickie Greenleaf zapowiada się na malarza, podczas gdy scenarzysta i reżyser "Utalentowanego pana Ripleya" - z zamiłowania muzyk - uczynił zeń saksofonistę jazzowego. W ten sposób silniej związał tę postać z Tomem Ripleyem, który gra na fortepianie.

Więcej informacji

Proszę czekać…