Mieszkańcy pewnego górniczego miasteczka dowiadują się, że nieszczęśliwy wyciek toksycznych odpadów przyczynił się do zmutowania setek małych pajączków. Niewinne wcześniej owady urosły do olbrzymich rozmiarów. I są głodne. [opis dystrybutora]

Czarodzieje od efektów sprawią nam gęsią skórkę

Niezbyt wymyślne efekty specjalne, jakie widzieliśmy dotychczas w filmach tego rodzaju, nie mają wiele wspólnego z tym, do czego jesteśmy obecnie przyzwyczajeni. Dla Devlina i Emmericha, którzy pomagali opracowywać nowoczesne efekty specjalne, stanowiło to dodatkowe wyzwanie. Wiedzieli, że pająki same w sobie będą gwiazdami filmu, dlatego ich opracowanie zaczęło się w najwcześniejszym możliwym momencie.

Filmowcy zapewnili sobie pomoc kierownika do spraw efektów wizualnych, byłego współpracownika z planu Godzilli, Karen E. Goulekas, która pracowała wcześniej przy realizacji filmów Prawdziwe kłamstwa, Apollo 13, Terminator 2 i – przypadkowo - Spider-Man. Karen jest także zdobywczynią nagrody BAFTA za pracę, jaką włożyła w film Piąty element, została także nagrodzona nagrodą Saturn Award za pracę nad Godzillą. W skład ekipy wszedł także kierownik ekipy do spraw efektów specjalnych Thomas Dadras (Żołnierze kosmosu, Piekielna głębia) i producent efektów wizualnych Drew McKeen (Armageddon, I stanie się koniec), którzy pracowali ostatnio nad wspaniałymi efektami widocznymi w filmie Patriota. Wspólnie mieli oni nadzorować zespół liczący ponad 70 artystów i animatorów, których zatrudniono tylko w jednym celu – mieli powołać do życia ośmionożne potwory.

Emmerich wspomina - Dadras i McKeen nie tracili czasu, natychmiast zabrali się do pracy, było to na siedem miesięcy przed rozpoczęciem właściwej produkcji. Na samym początku – śmieje się – wykupili pająki z okolicznych sklepów, żeby móc się im dokładnie przyjrzeć. Emmerich, który – jak sam przyznaje - nie cierpi pająków, stwierdził, że odwiedzanie zespołu do spraw efektów specjalnych nie było dla niego zbyt miłe. – Poszedłem sprawdzić, jak mają się rzeczy, a tam wszędzie było pełno terrariów z pająkami.

Badania były naprawdę dokładne. Animatorzy oglądali dosłownie setki filmów przyrodniczych pokazujących pająki, by zrozumieć, w jaki sposób stworzenia te poruszają się i reagują na bodźce. W filmie pojawia się pięć różnych gatunków pająków, każdy z nich ma swój własny wygląd i zwyczaje. Mówi Thomas Dadras – Mamy pająki skoczki, które błyskawicznie poruszają się po ekranie, pająki polujące przy pomocy zapadni, które wyskakują spod ziemi i wciągają do swej jamy niczego nie podejrzewającą ofiarę, mamy też pająki plujące siecią, którą na odległość obezwładniają ofiary, mamy tarantule, które są trochę jak czołgi, i mamy też pająki-sieciarzy, oplątujące wszystko gęstą warstwą pajęczyny. Złą postacią filmu jest właśnie samica tego rodzaju, chroniąca swe podziemne gniazdo, w którym rosną miliony małych pająków. Z całą pewnością to najbardziej zaciekły pająk w całym filmie.

- Każdy pająk ma swe odrębne cechy – dodaje Dadras, zwracając uwagę na staranność, z jaką jego zespół podszedł do bardzo drobnych szczegółów zachowania się tych zwierząt. – Tarantula jest relatywnie duża i ciężka, dlatego chodzi zupełnie inaczej, niż – powiedzmy – pająk plujek, który jest zwinny i szybki.

W swojej pracy artyści wykorzystywali oprogramowanie stworzone specjalnie do tego celu. W komputerze stworzono cały wirtualny świat, w którym istniały cyfrowe kamery, światła, modele aktorów i pająków. Mówi Dadras – Stworzyliśmy w komputerze trójwymiarowy model centrum handlowego i głównej ulicy miasta, mogliśmy więc zobaczyć, którędy biegną pająki i na które budynki się wspinają.. Aby wyeliminować problem znalezienia właściwej skali, wykonano fotografie aktorów, stojących przy rowerach, samochodach, czy ciężarówkach. Następnie, wykorzystując te zdjęcia, animatorzy umieścili na nich pająki rozmaitej wielkości. Próbowano tego tak długo, dopóki nie uznano, że znaleziono właściwe proporcje pomiędzy obiektami.

Nadszedł w końcu moment, w którym można było nałożyć komputerowe efekty specjalne na nakręcone wcześniej zdjęcia. Mówi Dadras – Zeskanowaliśmy oryginalny negatyw filmu, po czym klatka po klatce, piksel po pikselu umieszczaliśmy nasze modele komputerowe w scenach, nakręconych z udziałem normalnych aktorów.

Przed rozpoczęciem zdjęć, w ich trakcie, i nawet po zakończeniu, grupa animatorów pracowała nad stworzeniem idealnego wyglądu pajęczej hordy. Inny zespół grafików zajmował się kolorowaniem, opracowaniem tekstur, światłami i cieniowaniem, a na samym końcu jeszcze inni ludzie łączyli gotowe półprodukty w groźne pająki, jakie zobaczymy na ekranie. Nie można powiedzieć, by członkowie tego zespołu mieli czas na nudę.

Kiedy w ostatnim tygodniu zdjęć Karen Goulekas zaczęła pracować nad projektem, jedynym elementem, jaki pozostał właściwie do zrobienia, były sceny kręcone na żywo. – Animacje były właściwie niemal gotowe – wspomina. Karen mówi też o Dadrasie – Zrobił większość roboty, ale część z pająków wymagała dodania innych tekstur i niewielkich szczegółów, poza tym wciąż jeszcze kręcono ujęcia.

Każdego dnia Goulekas spotykała się z kierownikiem animatorów Kelvinem Lee, kierownikiem zespołu grafików Paolo Moscatellim, szefem grafików 3d Bretem St. Clairem. Przyglądała się rozmaitym wersjom pracy, oceniała ich wygląd i stopień zaawansowania. Później, wraz z filmowcami ustalała dokładnie, czego chcą, mówiła też kiedy mogą to otrzymać. Goulekas jest znana wśród ludzi filmu z zaangażowania, wiele osób z ekipy, znających ją jeszcze z czasów pracy nad Godzillą, nie było więc zaskoczonych, gdy okazało się, że będą musieli pracować po godzinach. –Kiedy tylko zaczęłam tam pracować, przeszliśmy na sześciodniowy tydzień pracy – śmieje się. – Pracę zaczęłam w poniedziałek, a już w czwartek pracowaliśmy na nadgodziny.

Goulekas rozumiała oczekiwania filmowców. – Chcieli mieć pająki z osobowością i charakterem – wyjaśnia. – Tu nie chodziło o pokazanie hordy sztucznych, stworzonych w komputerze pająków. Nasze stworzenia miały atakować ludzi, miano do nich strzelać, miały walczyć między sobą, czy rozbijać się po upadku z wysokości. Musieliśmy nadać im pewną osobowość, rys indywidualny. Poza tym nie mogliśmy popadać w śmiertelną powagę, ludzie mają się przecież śmiać.

Zamiarem filmowców było realistyczne przedstawienie pająków. Mówi Elkayem– Kiedy pracowaliśmy nad tą częścią fabuły, w której zaczyna działać toksyna, teoretycznie mogliśmy zrobić z tymi pająkami wszystko, na co mieliśmy chęć. Uznaliśmy jednak, że lepiej będzie, jeśli je tylko powiększymy. Te stwory i tak są przecież przerażające. Nie chcieliśmy przeginać.

Bermanzgadza się i dodaje – Groza jest tak wyraźna między innymi dlatego, że te potwory naprawdę istnieją. A możliwe to było dzięki temu, że udało się nam odtworzyć je dokładnie takimi, jakimi są w rzeczywistości – oczywiście, poza wielkością.

Okazało się jednak, że projektanci musieli dokonać pewnych zmian, wymuszonych naturą zwierząt. Mówi Drew McKeen – Kiedy powiększyliśmy niektóre pająki, okazało się, że ich oczy nie są umieszczone wystarczająco blisko siebie, dlatego przenieśliśmy je troszkę, by wyglądały bardziej groźnie.

Podobne problemy wystąpiły z tarantulą. Gdyby chciano przedstawić ja w sposób realistyczny, na ekranie wyglądałaby... nieco zbyt pluszowo. Opisuje to Dadras - Normalna tarantula ma około 25-30centymerów wielkości, mniej więcej tyle, co spory talerz. Kiedy jednak zrobi się z niej potwora wysokiego na półtora metra, niektóre elementy jej wyglądu przestają grać ze sobą. Przykładowo, ten pająk pokryty jest włoskami. Kiedy jest mały, wygląda to bardzo dobrze, jednak po powiększeniu stwór zmienia się w gigantyczną pluszową maskotkę.

By temu zapobiec, ogolono nogi pająka, a na jego korpusie znalazły się łyse plamy, zwłaszcza w pobliżu głowy i szczękoczułek.

- Futro to jedno z największych wyzwań dla grafików komputerowych – mówi Dadras. – Trzeba pamiętać o jego właściwościach, o tym jak reaguje na światło, o tym, że składa się z milionów pojedynczych włosków. Zespół, chcąc realistycznie odtworzyć właściwości pokrywy włosów pająków, napisał własny program, obliczający wszystkie dane i generujący odpowiednią grafikę.

Innym wyzwaniem był pająk, polujący przy użyciu zapadni. Mówi Goulekas – Ten był naprawdę trudny, wymagał wiele pracy. Pająki tego rodzaju w swej naturalnej wielkości wyglądają na bardzo łagodne. Są bladopomarańczowe, niemal przeźroczyste, pastelowe. Bardzo długo nie mogliśmy sobie poradzić z tym kolorem, jednak w końcu zdecydowaliśmy się na głęboki pomarańcz, dodaliśmy także płyty, które trochę go opancerzyły. Wygląda teraz troszkę jak krab.

Goulekas ocenia, że na etapie postprodukcji do filmu dodano około 50 ujęć, co wyraźnie pokazuje, jak trudne okazało się a przeniesienie na ekran niektórych pomysłów. Z uznaniem wypowiada się o atmosferze współpracy i zrozumienia, z jaką spotkała się ze strony filmowców. – Zdarza się czasami, że zespół od efektów specjalnych ma zbyt mało wskazówek od reżysera. Tutaj z pewnością nie miało to miejsca. Każdego dnia spotykałam się z Ellorym i Deanem. Nie bałam się pokazywać im szkiców i materiałów dopiero co rozpoczętych, ponieważ obaj byli bardzo otwarci na nasze propozycje. Ktoś mógł na przykład powiedzieć – A co by było, gdyby któryś z pająków dostał się pod koła ciężarówki. Ktoś inny dodawał – Moglibyśmy wtedy zrobić to o tak, tu wpadłby pod koła, tu zaczął kręcić, a tu, wciąż kręcąc się, wyleciałby spod samochodu. Kelvin zachęcał także animatorów do podsuwania własnych pomysłów.

Jedną ze scen zrodzonych podczas takich burz mózgów, jest ujęcie, w którym kot walczy z pająkiem na oczach zaskoczonego i przerażonego właściciela domu. Devlin przedstawił pomysł Goulekas, która nigdy wcześniej nie pracowała nad ujęciem tego typu, ale zaraz zabrała się do pracy i była bardzo zadowolona z uzyskanych efektów.

Według Goulekas na potrzeby filmu stworzono ponad 2000 animowanych pająków. W tym samym czasie, w którym w studiach graficznych pracowano nad stworzeniem cyfrowych potworów, aktorzy musieli stawić czoła innemu wyzwaniu. Grali na planie, na którym poza nimi nie było żadnych przeciwników. Mimo to musieli przekonywująco oddać emocje, poruszać się we właściwych kierunkach, reagować na nieistniejące zagrożenia.

Mówi Scott Terra - Czasami wykorzystywaliśmy jakieś znaki, piłki tenisowe, czy model pająka, żeby pokazać, gdzie na filmie będzie widoczny potwór. Aktorowi nie jest łatwo udawać zagrożenie, gapiąc się na piłkę tenisową.

Całości obrazu dopełniają przerażające efekty dźwiękowe, których realizację nadzorował Scott Wolf. Jego zadaniem było odtworzenie dźwięków, jakie powstają, gdy fala gigantycznych pająków przemieszcza się przez miasto. On też opracował odgłosy rzucania się na ofiarę, dźwięk śliny kapiącej z rozwartych szczęk monstrów i podobne odgłosy. Każdy, kto słyszał, jak trzeszczy pająk rozgniatany na podłodze, z zadowoleniem usłyszy dźwięk, jaki wydają nogi potworów łamane podczas walki.

Oprócz komputerowych modeli, na planie wykorzystywano także mechaniczne modele potworów. Stworzył je Bill Johnson, którego dziełem są także sieciowe kokony, w których zawinięte są ludzkie ofiary pająków.

Oczywiście, podczas kręcenia zdjęć wykorzystano też wiele prawdziwych stworzeń. Dostarczyła je firma Arizona’s Pets Inc., zajmująca się hodowlą i sprzedażą setek gatunków pająków kolekcjonerom i hodowcom na całym świecie. Firma ta dostarczyła ponad 200 żywych pająków, w tym gigantycznego ptasznika. Pająki te wykorzystano w scenach, w których zwierzęta nie zostały jeszcze poddane działaniu toksyny.

Słowo o miejscu akcji

Zastanawialiście się kiedyś, ile szczęścia musiałby mieć ktoś, kto szuka przestronnego, opuszczonego centrum handlowego i opuszczonej kopalni? Przy czym ważne jest, by oba te miejsca znajdowały się niedaleko siebie? Na szczęście fortuna sprzyjała Alanowi Benoitowi, zajmującemu się przygotowaniem lokacji do zdjęć. Udało mu się odnaleźć niewielkie, górnicze miasteczko Superior w Arizonie, w pobliżu którego, w miejscowości Glendale, znajduje się opuszczony obiekt, przypominający ten, jaki zobaczycie w centrum wydarzeń w filmie.

Podczas kręcenia ujęć na zewnątrz kopalni, właściwie nie zmieniano jej wyglądu. Wykorzystano, między innymi, imponującą, blisko siedemdziesięciometrowa wieżę kopalni, z której opuszczano pod ziemię górników.

Niestety, kręcenie zdjęć pod ziemią okazało się niemożliwe, ponieważ sztolnie kopalni znajdują się na głębokości blisko kilometra pod ziemią i są bardzo ciasne. Ekipa produkcyjna rozwiązała ten problem budując sztuczne wnętrza. Kiedy kręcono ujęcia mieszkańców miasta walczących z pająkami w centrum handlowym, ekipa artystyczna była zajęta przygotowywaniem sztucznych tuneli kopalni, wybudowanych na jednym z pięter opuszczonego budynku..

Ekipa produkcyjna była zadowolona z wybranego miejsca także dlatego, iż w pobliżu miasteczka znaleziono kilka wspaniałych miejsc do kręcenia zdjęć na pustyni, a także opuszczone drogi, na których można było zrealizować ujęcie z przerażonym motocyklistą, desperacko manewrującym pomiędzy zagradzającymi mu drogę stworami.

Trzech filmowców i jeden szalony pomysł

Filmowcy Roland Emmerich i Dean Devlin spotkali się po raz pierwszy 10 lat temu, w Niemczech, gdzie Emmerich realizował film Księżyc 44, w którym rolę główną grał Devlin. Reżyser był pod wrażeniem umiejętności improwizowania dialogów aktora, zwrócił się do niego z prośbą o pomoc w napisaniu scenariusza do jego kolejnego filmu, Uniwersalnego żołnierza. W ten sposób powstała trwająca do dziś dnia spółka obu panów. Wspólnie stworzyli następnie Gwiezdne wrota, Dzień niepodległości, Godzillę i Patriotę. Wszystkie te filmy zostały zrealizowane pod auspicjami firmy Centropolis Entertainment, Emmerich reżyserował, a Devlin był ich producentem. Obaj byli autorami scenariuszy do wszystkich, poza Patriotą, wymienionych wyżej filmów.

Dwóch filmowców często rozmawiało ze sobą o swych ulubionych filmach. Obaj lubowali się w niskobudżetowych filmach klasy B, zwłaszcza thrillerach z lat pięćdziesiątych i wczesnych sześćdziesiątych minionego wieku, takich jak One! lub Tarantula. Filmy te zdobyły sobie status klasyków, wyewoluowały też w odrębny podgatunek filmowy. Wspomina Devlin – Zastanawialiśmy się, czy możliwe jest powtórne nakręcenie filmu tego rodzaju, z bardziej wymyślnymi efektami specjalnymi, którego akcja działaby się współcześnie, który jednocześnie zachowałby urok swych poprzedników.

Sprawą kluczową dla całego filmu miał być fakt, że niezależnie od współczesnej otoczki i technicznych bajerów - Nie mogliśmy brać go nazbyt poważnie, ani wypierać się jego korzeni – dodaje Emmerich.

Nie wiedzieli, że w tym samym czasie nowozelandzki filmowiec Ellory Elkayem napisał scenariusz, wyprodukował i wyreżyserował film Larger Than Life, swój osobisty hołd złożony gatunkowi. Ten czarno-biały, trwający 13 minut film, stylizowany jest na obraz science-fiction z lat 50. ubiegłego stulecia. Opowiada o małym pająku, który pod wpływem toksycznych środków chemicznych rośnie do gigantycznych rozmiarów, po czym terroryzuje pewną kobietę w jej domu. Film spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem na festiwalach filmowych na całym świecie, a Nowozelandzka Komisja Filmowa przyznała jego twórcy nagrodę 50000 USD, co jak na nowelę filmową, jest bardzo dobrym osiągnięciem.

Po pokazaniu filmu "Larger Than Life" na festiwalu Telluride Film Festival w roku 1998, producent wykonawczy Peter Winther pokazał go Emmerichowi i Devlinowi. – Nowela Ellory’ego była dokładnie taka, jak wyobrażaliśmy sobie nasz projekt – mówi Devlin. – Była zabawna, stylowa i doskonale zrobiona. Od razu wiedzieliśmy, że to właśnie była okazja, na jaką czekaliśmy, możliwość tchnięcia życia w martwy, uwielbiany przez nas gatunek.

Cała trójka spotkała się, żeby omówić możliwość nakręcenia filmu fabularnego, w którym wystąpiłby nie jeden gigantyczny pająk, lecz dosłownie tysiące zmutowanych pajęczaków. Emmerich i Devlin chcieli, żeby reżyserią zajął się Elkayem, ponieważ, jak ujął to Devlin – Chcieliśmy, żeby przedstawił swoją wizję tak samo ekspresywnie, jak w noweli, tyle że na większą skalę, z pełną ekipą produkcyjną do dyspozycji, z naszym doświadczeniem filmowców, i z najlepszymi efektami graficznymi. Innymi słowy chodziło nam o wsadzenie silnika Porsche do nadwozia Volkswagena. Wszyscy byliśmy ciekawi rezultatów.

Cały pomysł spodobał się bardzo Bruce’owi Bermanowi, dyrektorowi i prezesowi rady nadzorczej Village Roadshow Pictures, firmy, która wyprodukowała, między innymi, Matrixa, Dzień próby i Ocean’s 11. Berman sam jest fanem tego rodzaju filmów, wiedział też, że "Atak pająków" znajdował się w dobrych, twórczych rękach. Porozmawiał na temat filmu z Lorenzo di Bonaventurą, prezesem do spraw produkcji światowej firmy Warner Bros. Pictures. Zaproponował mu wspólne wyprodukowanie filmu. - Zarówno Village Roadshow, jak i Warner Bros. Pictures, już od pewnego czasu chciały nawiązać współpracę z tymi filmowcami – mówi Berman. – Oczywiście, chodzi o ich nadzwyczajną reputację. Mając na uwadze ten konkretny projekt, wiedzieliśmy, że wielkim plusem jest ich doskonała znajomość efektów technicznych.

Elkayem natychmiast rozpoczął pracę z Randym Kornfieldem, wspólnie przygotowali zarys historii, a później dołączył do nich scenarzysta, Jesse Alexander, z którym napisali scenariusz do Ataku pająków. Cały czas pamiętali o tym, co powiedział Elkayem – musi to być przerażające, zabawne i pełne napięcia.

Berman dodaje – Chodziło o to, by nie popaść w schematy, by film pracował sam na siebie. Choć jest to obraz w stylu filmów science fiction, na jakich wyrastało nasze pokolenie, powinien być on całkowicie czytelny także dla tych, którzy nigdy wcześniej ich nie widzieli, dla których będzie to pierwsze spotkanie z gatunkiem.

Elkayem i Alexander opracowali specjalną technikę współpracy, o której scenarzyści z lat 50. mogli jedynie pomarzyć w swoich dziełach związanych z fantastyką. Wymieniali między sobą opracowane fragmenty scenariusza przez Internet, widząc od razu poprawki nanoszone przez współpracownika. – Była to dla nas najlepsza metoda pracy – wyjaśnia Elkayem. – Pracowaliśmy w różnych kolorach, każdy z nas widział więc, co zrobił drugi, mogliśmy też wykreślać całe linie bez kasowania ich, co czasami okazuje się bardzo przydatne. Dzięki temu nie musieliśmy cały czas siedzieć w tym samym miejscu, czy nawet pracować w tym samym czasie.

Z pewnością obaj czuli to samo, kiedy zaczęli opisywać pająki. Obaj mają różne teorie, dlaczego te relatywnie niegroźne stworzenia wzbudzają taki strach w przeciętnym człowieku, nawet wtedy, gdy nie podda się ich działaniu chemicznych toksyn.

- Myślę, że to ich nogi – z obrzydzeniem mówi Elkayem. – Sposób, w jaki nimi poruszają, jak przesuwają te osiem strasznych nóg. A także to, że są takie nieprzewidywalne. Mogą być dosłownie wszędzie, w tym nad twoją głową na suficie, na lub w ubraniu, w bucie... Nigdy nie wiesz o ich obecności, chyba że gdzieś zobaczysz je kątem oka. Człowiek od razu zaczyna się zastanawiać, czy gdzieś nie czają się inne, których jeszcze nie widziałeś.

Devlin przypuszcza, że arachnofobia ma swój początek w pradziejach ludzkości, swoją teorię popiera historią opowiedzianą mu przez członka ekipy realizacyjnej, który pracował kiedyś przy filmie o szympansach. Za każdym razem, gdy małpy zobaczyły pająka, stawały się widocznie podniecone i rozdrażnione. Producent przyznaje – Nie cierpię ich. Przyprawiają mnie o dreszcze!

Ale z pewnością to Roland Emmerich ma najwięcej do powiedzenia, jeśli chodzi o pająki i o dziwny wstręt, jaki w nas wzbudzają. Nie tak dawno, na kilka miesięcy przed rozpoczęciem produkcji filmu, sam przeżył bliskie spotkanie z niebezpiecznym pająkiem. - Zwiedzałem ruiny Majów w Meksyku – wspomina – i zatrzymałem się w małym hoteliku, znajdującym się na skraju dżungli. Któregoś ranka zakładałem spodnie i nogą wypchnąłem z nogawki jakiś włochaty obiekt. Dopóki to coś nie zaczęło się ruszać, nie zdawałem sobie sprawy, że to tarantula!

Odskocznią od napięcia wywołanego widokiem trzymetrowych pająków, wdzierających się do ludzkich domów, jest humor i dowcip, obecny w "Ataku pająków". – Śmiech pozwala to odreagować – mówi Elkayem. – Nieustanny strach jest bardzo wyczerpujący. Mimo to, przyznaje – Wielu ludzi będzie miało zamknięte oczy przez większą część filmu. Jeśli rzeczywiście tak będzie, dla nas to tylko komplement.

Zebranie obsady mającej dwie nogi

Jak mówi producent Devlin, nie ma znaczenia jak kosztowne posiada film efekty specjalne, gdy całość rozbija się o aktorów. – Wszystko jest bez sensu, jeśli nie zadba się o odpowiednich aktorów, z którymi będzie się pracować. Wiele czasu poświęciliśmy na stworzenie postaci w naszej opowieści, na właściwe ich przedstawienie, zaprezentowanie ich jako normalnych ludzi, a następnie postawienie ich w sytuacji, w której ich osamotnienie i grożące im niebezpieczeństwo są jak najbardziej realne - wyjaśnia.

Właśnie dlatego filmowcy rozpoczęli castingi do ról dopiero po zakończeniu prac nad scenariuszem i po dokonaniu wyboru małego miasteczka, w którego pobliżu znajdowały się opuszczone kopalnie i tunele..

Emmerich, który nigdy nie zapomniał o tym, że częścią uroku filmów tego rodzaju jest humor, mówi o tym, co wpłynęło na taki, a nie inny wybór członków obsady. – Kiedy zatrudnia się aktorów mających doświadczenie w komedii – wyjaśnia – potrafią wydobyć wiele dowcipnych niuansów. Nawet jeśli ich kwestia nie ma charakteru dowcipu – a w większości przypadków nie ma – aktorzy potrafią nadać swym wypowiedziom nutę subtelnego humoru.

Po przeczytaniu scenariusza "Ataku pająków" i obejrzeniu noweli Ellory’ego Elkayema, David Arquette bardzo chciał zagrać główną rolę męską, Chrisa McCormicka, dawnego mieszkańca miasteczka, który powraca do niego po śmierci ojca, właściciela kopalni. Chris to spokojny, zamknięty w sobie facet, którego nieco peszy obecność dawnej miłości, Samanthy, będącej obecnie szeryfem. Kiedy jednak rozpęta się piekło, błyskawicznie zmienia się w urodzonego przywódcę.

- David ma styl – o tym wszechstronnym aktorze wypowiada się Elkayem. – Kiedy na niego patrzysz, nie masz wrażenia obserwowania gry aktorskiej, wydaje ci się, że patrzysz na tego, w kogo się wcielił. – Ta łatwość gry z pewnością przydaje się w przypadku Chrisa, który na początku filmu wydaje się dość mało istotną postacią. Mówi o nim Arquette - Chris powrócił do domu po 10 latach nieobecności. Stara się poradzić sobie jakoś ze śmiercią ojca, musi też podjąć trudną decyzję o sprzedaży kopalni. Spotyka się z kobietą, którą kiedyś kochał, ogólnie rzecz biorąc, jest tym wszystkim emocjonalnie przytłoczony i zdezorientowany.

Kiedy jednak miastem zawładną gigantyczne pająki, na ekranie zobaczymy innego Chrisa, Arquette odpowiednio zmienia też styl gry. Mówi Devlin, który porównuje aktora do świetnego komika epoki kina niemego, Harolda Lloyda. - David posiada niewiarygodny talent komiczny, a dodatkowo jest doskonałym aktorem. Doszedł do swej obecnej pozycji grając głównie w komediach, ale ostatnio próbuje swych sił również w dramatach. Rola Chrisa McCormicka, tradycyjnie pojęta główna rola męska w tym filmie, daje mu możliwość pokazania pełni jego talentu.

Kari Wuhrer, odtwarzająca samotną matkę i szeryfa miasteczka, Samanthę „Sam” Parker, jest również nieco inna, niż znamy ją z jej dotychczasowych dokonań. Filmy, będące inspiracją dla "Ataku pająków" znane są z tego, że brak w nich właściwie mocnych ról kobiecych. Aktorki w filmach Them, Tarantula, The Black Scorpion i im podobnych, były potrzebne zazwyczaj po to, by biegać, piszczeć i mdleć. – Kiedy opracowywaliśmy projekt scenariusza - mówi Devlin – naszym zamiarem nie było powielenie tamtych filmów, lecz uhonorowanie ich poprzez uwspółcześnienie. Częścią tego procesu jest wprowadzenie do filmu roli silnej, zaradnej życiowo kobiety, która przekonywująco wygląda w scenach akcji.

- W Kari wspaniałe jest to – dodaje Elkayem, - że nie tylko mam całkowitą pewność, że da sobie radę w scenach akcji, lecz jednocześnie jest bardzo wiarygodna w roli rodzica, szeryfa mającego mocne powiązania z lokalną społecznością i kobiety, która kiedyś mocno kochała, i którą – być może – czeka to znowu.

Dźwiganie strzelby i rozwalanie pająków nie było dla Wuhrer niczym specjalnym – przynajmniej jeśli chodzi o strzelbę. Aktorka zna się na broni, ponieważ jej ojciec był policjantem. Łatwość, z jaką przychodzi jej granie w sekwencjach akcji płynie po części z tego, że już wcześniej grała w filmach, wymagających dużej sprawności fizycznej, takich jak Anakonda. – Uwielbiam pracę fizyczną na planie – mówi, przyznając się jednocześnie, że cieszą ją wyzwania tego rodzaju. – Strzelanie i mundur to coś dla mnie.

Sam Parker nie jest jednak kliszą, gra Wuhrer nie pozostawia co do tego żadnych wątpliwości. – To nie jest uzbrojona w pistolety mamuśka – mówi aktorka. - Sam to samotna matka i szeryf, obie swe funkcje traktuje bardzo poważnie. To kobieta przyzwyczajona do dbania o siebie, o swoją rodzinę i o swoich sąsiadów. Kłopot polega na tym, że jest tak bardzo skupiona na swych obowiązkach, że od dawna nie ma już właściwie życia prywatnego. Kiedy ponownie zobaczyła Chrisa, zaczęła się zastanawiać nad słusznością niektórych swych decyzji i wyborów.

Scott Terra, którego Devlin określa mianem „dużego odkrycia”, wcielił się w postać młodego syna szeryf Parker, Mike’a. To archetypowa postać, spotykana w każdym filmie tego rodzaju, inteligentny ponad swój wiek chłopak, znający odpowiedzi na pytania dorosłych, którzy go ignorują. Mówi Elkayem – zazwyczaj jest to dzieciak, który wie co się święci, ale nikt mu nie wierzy – a potem jest już za późno. - Scott z łatwością poradził sobie z trudnymi partiami dialogów, w których mnóstwo jest naukowych nazw pająków i tym podobnych informacji – mówi Devlin. – Do pewnego stopnia to dorosła rola, jemu udało się zagrać ją w sposób zarazem inteligentny i dowcipny. Jest niezwykle przekonywujący.

Komik i aktor, Doug E. Doug, znany chyba najbardziej z roli jamajskiego bobsleisty z filmu Reggae na lodzie i z roli w popularnym serialu Cosby, wcielił się w postać Harlana Griffitha, paranoidalnego radiowca, który z rozbitej przyczepy kempingowej bez przerwy nadaje w eter swoje teorie dotyczące rządowych spisków i inwazji obcych. Mieszkańcy miasta traktują go jako rozrywkę, dlatego, gdy histerycznie obwieszcza nadejście mamucich pająków, nikt nie bierze go serio. Dougowi historia spodobała się dlatego, że była zabawna. Mówi –Jest tam wiele bardzo dramatycznych momentów, ale jednocześnie wszystko jest przesycone humorem.

Doug, który ma za sobą doświadczenia na planie komedii, docenia fakt, iż filmowcy pozostawili mu wolną rękę co do sposobu, w jaki zagra swą postać. – Grając kogoś takiego dobrze jest mieć trochę luzu, oczywiście w ramach scenariusza. Ellory to reżyser, który na to pozwala.

Scarlett Johansson gra Ashley Parker, nastoletnią córkę Sam. Jedna ze scen z jej udziałem jest punktem zwrotnym filmu, ludzie zdają sobie od niej sprawę, z czym mają do czynienia. Jej postać zostaje zaskoczona w sypialni przez pająka i dosłownie przyklejona do ściany siecią. Choć w rzeczywistości pająki jej nie przerażają, aktorka wspomina – Praca w tym okropnym śluzie to było coś naprawdę wstrętnego, najbardziej obrzydliwa rzecz, jaką do tej pory robiłam na planie. Śluz był zimny, ciągnący się i mokry. Terra, który również występuje w tej scenie, zgadza się – To coś było straszne. Pokrywało każdą wolną przestrzeń. Wciąż mam to na butach.

Devlin z uznaniem wypowiada się o pracy Johansson, która nadała swej postaci wymaganą realność i wiarygodność, co ma szczególne znaczenie w scenach, w których grozi jej prawdziwe niebezpieczeństwo, gdy widzom serce podchodzi do gardła. Mówi Devlin - Scarlett potrafi doskonale, bardzo przekonywująco grać, a na dodatek nie przeszkadzało jej, że pracuje z pająkami. Nie ma zbyt wielu takich aktorek. Johansson, która wcześniej wystąpiła wraz z Robertem Redfordem w filmie Zaklinacz koni, była bardzo poruszona ścisłym współdziałaniem, jakie podczas produkcji było widoczne pomiędzy Elkayem, Emmerichem i Devlinem. – Zawsze byli wszyscy na planie, zawsze mieli jakieś nowe, świeże pomysły – mówi aktorka. – Czasami, co prawda, mieli trzy całkowicie przeciwstawne idee, ale rzeczą godną uwagi jest fakt, że tak naprawdę nigdy nie wchodzili sobie w drogę

Więcej informacji

Ogólne

Czy wiesz, że?

Fabuła

Multimedia

Pozostałe

Proszę czekać…