Karmazynowy thriller. 8
Tony Scott po raz pierwszy łączy siły ze swoim etatowym aktorem - Denzelem Washingtonem. Za produkcję odpowiada Jerry Bruckheimer. Można by rzec - wybuchowa mieszanka.
USS "Alabama" to potężny atomowy okręt o długości 168 metrów, 6 pięter wysokości i 12 metrów szerokości, wyposażony w cztery wyrzutnie rakietowe i przenoszącym 24 pociski, z których każdy ma 8 głowic jądrowych. Tymczasem w Rosji dochodzi do rebelii. Rosyjski nacjonalista Radczenko przejmuje kontrolę nad wyrzutniami rakietowymi. Wojna jest nieunikniona. W takiej właśnie sytuacji do boju rusza "Alabama" pod wodzą kapitana Ramseya (Gene Hackman) oraz jego zastępcy Huntera (Washington). Splot nieoczekiwanych wydarzeń powoduje, że między dowódcami dochodzi do spięcia. Na pokładzie dochodzi do buntu. Losy świata ważą się w decyzjach dwóch kapitanów.
Głównym atutem filmu jest nie tylko wiszący w powietrzu konflikt jądrowy, ale także wewnętrzne starcie na pokładzie okrętu "Alabama". Tony Scott z wielkim wyczucie dozuje napięcie. Spięcie pomiędzy kapitanem a porucznikiem już od samego początku wisiał w powietrzu. Klaustrofobiczne pomieszczenia łodzi jeszcze bardziej podgrzewają atmosferę. Napięcie w tym filmie jest tak duże, że nie ma szans, byście odwrócili wzrok od ekranu. Akcja goni akcję. Nie wiemy, jaki będzie kolejny krok dowódców. Nie wiemy także, który z nich ma racje.
Sugestywność obrazu Scotta jest możliwa dzięki znakomitym kreacjom filmowym dwóch głównych bohaterów. W ich grze nie ma ani krzty sztuczności. Ich pojedynek to pojedynek teorii z praktyką. Kapitan Ramsey ma za sobą wieloletnią służbę i nigdy jak do tej pory się nie pomylił. Dobrze zna wszystkie reguły i załogę, którą musi dowodzić. Hunter to niedoświadczony przez wojnę intelektualista. Wszystko co wie o wojnie, wie z podręczników. Jest jednak opanowany i pewny siebie.
Jerry Bruckheimer zaserwował nam kawał świetnego kina. Wszystko gra na najwyższym poziomie. Strona techniczna to majstersztyk. Scenografia jest wykonana bardzo wiarygodnie. "Ciasnota" wręcz wylewa się z ekranu. Akcja filmu nie zwalnia tempa, aż do samego końca. Niczym rollercoaster pędzi z dużą prędkością, pokonując kolejne zakręty i wzniesienia. Szkoda tylko, że Bruckheimer już nie produkuje takich filmów. W jego najnowszych obrazach liczy się akcja, a nie sens czy logika. Karmazynowy przypływ to przykład filmu, który posiada obie te cechy. Jazda bez trzymanki gwarantowana. Dawno nie widziałem takiego filmu, który tak ścisnął mnie za gardło i puścił dopiero na napisach końcowych. Adrenalina na najwyższym poziomie.
Jeden z lepszych filmów z okrętami podwodnymi w roli głównej. A co do samych aktorów – Gene Hackman i Denzel Washington wypadli wyśmienicie. Uważam też, że "Karmazynowy przypływ" został trochę zajechany przez Polsat, ale zawsze wolę oglądać filmy bez jakichkolwiek reklam. Historia jest bardzo ciekawa – mamy wątki dotyczące II wojny światowej oraz zimnej wojny. Taka jest natura ludzka – wojowanie i toczenie bitew o swoje terytoria, kraje czy stany. Jestem pod wrażeniem tak inteligentnego, tak dobrze wyważonego, tak poprowadzonego z akcją w tle filmu. I jak mam woleć współczesne filmy od tych starych, no jak?!