Jeśli oczekujesz od zombie bycia strasznym i odrażającym to ta produkcja może Cię zawieść. W przeciwnym wypadku "Wiecznie żywy" może okazać się znakomitą rozrywką na wieczór. 7
Literatura młodzieżowa z pierwszego dziesięciolecia XXI wieku garściami czerpała z motywów magii i istot nadnaturalnych. Rosnąca popularność tego typu prozy spowodowała, że dość szybko o bestsellery upomniało się kino. Jak grzyby po deszczu powstawały kolejne adaptacje, także z pola literatury młodzieżowej. Początkowo prym wiodły czarodzieje, wilkołaki i wampiry, z czasem zaczęto tworzyć własne interpretacje baśni znanych z m. in. kart ksiąg braci Grimm oraz nawiązywać do motywu zombie, o którym traktuje film Jonathana Levine.

Fabuła filmu koncentruje się na historii R., truposza, który po zjedzeniu mózgu jednego z nastolatków, zakochuje się w jego dziewczynie. Od pierwszych minut filmu postać ta kreowana jest na wyjątkowego przedstawiciela zombie. Znudzony swoją egzystencją spędza czas na słuchaniu muzyki, kolekcjonuje płyty winylowe. Później historia staje się bardziej banalna... love story dziewczyny i truposza.
Mocną stroną scenariusza jest humor. Dowcip w tym filmie unika żenujących podtekstów, jest subtelny, w dużej mierze oparty na żarcie sytuacyjnym. Jednakże pod względem scenariusza produkcja ma więcej wad. Są to w dużej mierze przewidywalność głównych wątków oraz powtarzalność kalek z innych produkcji o żywych trupach. Co do pierwszego, film jest często porównywany do "Zmierzchu", choć historia Belli i Edwadra jest gorzej opowiedziana, a przez to naiwna do granic możliwości. Stąd też bardziej dostrzegłbym tutaj odwołania do "Romea i Julii" m.in. za sprawą imion głównych bohaterów czy koncepcji zwaśnionych rodów, tutaj ludzie i nieumarli.

Pochwalić należy grę aktorską Nicholasa Houlta ("Kumple", "Samotny mężczyzna"), który w dużej mierze ciągnie ten film. Widać, że aktor potrafi panować nad swoją mimiką, właściwie oddając emocje swojego bohatera. Rola R. pasuje do niego, w tym wypadku casting nie zawiódł. Niestety nie można tego powiedzieć o partnerującej mu Teresie Palmer ("Jestem numerem cztery"), która nie odnalazła się w roli zakochanej dziewczyny. Chemii między głównymi postaciami nie było.
Pod względem realizatorskim produkcja jako tako się broni. Zarzutem są tutaj niedoskonałości reżyserskie. W jednej scenie bohater tłumaczy widzom, że zombii są wolniejsze od ludzi, by zaraz potem, zaprezentować znakomity refleks truposzy podczas walki wręcz. Na szczęście w jakieś mierze rekompensuje to dobry montaż, przemyślana scenografia oraz charakteryzacja. Efekty komputerowe dalej się bronią, choć już nie tak dobrze jak w dniu premiery, 10 lat temu.

Niezmiennie zwracam uwagę na muzykę, która została odpowiednio wkomponowana i stanowiła świetne tło dla przedstawionej historii. Usłyszymy muzykę z lat 90. XX wieku, m.in. fragmenty "Missing You" z repertuaru Johna Waite'a czy "Oh Pretty Woman" Roya Orbisona.
Ogólnie rzecz biorąc, "Wiecznie żywy" to film wart polecenia, choć na pewno nie spodoba się każdemu. Z resztą od początku był kierowany do nastolatek i nastolatków. Tak więc, jeśli oczekujesz, że zombie jest od bycia strasznym i odrażającym to ta produkcja może Cię zawieść.
Myslalem, ze to bedzie cos jak diamentowe wampirki i teraz zepsuja nam zombie. Szczesliwie, tym razem jeszcze sie udalo.