John Rambo prowadzi spokojne życie w okolicach Bangkoku, gdzie pracuje przy starych łodziach. Pewnego dnia grupa chrześcijańskich misjonarzy zwraca się do niego z prośbą o przewiezienie ich do Birmy. Rambo zgadza się i przewozi ich na drugi brzeg rzeki. Wkrótce po dotarciu na miejsce misjonarze wpadają w ręce zbuntowanych żołnierzy pod wodzą sadystycznego mjr Pa Tee Tint. John Rambo na wieść o porwaniu decyduje się uwolnić misjonarzy i tym samym zaryzykować życie w jednej z najniebezpieczniejszych misji, jakie zdarzyło mu się wykonać.

Akcja

Dwadzieścia lat po wydarzeniach ukazanych w ostatnim filmie z serii, tytułowy bohater „Johna Rambo” (Sylvester Stallone) mieszka w północnej Tajlandii i zajmuje się przewozem, rybołówstwem oraz łapaniem jadowitych węży. Rambo od dawna porzucił walkę, mimo że nieopodal, na granicy z Birmą, od sześćdziesięciu lat trwa wojna domowa Karenów z wojskowym reżimem.

Jego nastawienie ulegnie zmianie, gdy o pomoc w dotarciu do obozów kareńskich poproszą go amerykańscy misjonarze - Sarah (Julie Benz) i Michael Bennet (Paul Schulze). Wszystkie drogi prowadzące do bazy partyzantów zostały zaminowane, więc lekarstwa i pożywienie można przewieźć jedynie rzeką Saluin. Po namyśle John Rambo przystaje na propozycję i zabiera podróżników we wskazane miejsce.

Dwa tygodnie później Rambo dowiaduje się od pastora Arthura Marsha (Ken Howard), że misjonarze zostali uwięzieni w obozie wojskowym. Pomimo swojej niechęci do wszelkich form przemocy, postanawia przewieźć w pechowe miejsce najemników, którym Marsh zlecił odbicie misjonarzy.

Tak rozpoczyna się przeprawa przez piekło na ziemi.

Jak powstała historia "Johna Rambo"

Po sukcesie filmu Rocky Balboa Sylvester Stallone postanowił w podobny sposób zakończyć historię swojej drugiej słynnej postaci: „Trzeci film nakręcono z najlepszymi intencjami, ale rezultat nie zadowalał. W 1988 roku widzowie i media nie byli zainteresowani Afganistanem ani talibami. Od czasu wycofania się Rosjan, a zwłaszcza teraz, sytuacja uległa zmianie. Chciałem dopisać do tej serii lepsze zakończenie i przywrócić godność tej postaci. Ten film miał być o czymś. Nie zależało mi na zwykłym filmie sensacyjnym, czy historii napadu na bank. Miał opowiadać o ludziach i ich problemach.”

W trakcie poszukiwań tematu Sylvester Stallone zgłosił się do dziennikarzy „Soldier of Fortune” i pracowników ONZ-u. Zapytani o miejsce, w którym łamanie praw człowieka jest w najbardziej drastyczny sposób przemilczane, fachowcy zgodnie wskazali na Birmę. „Akty okrucieństwa oglądane na ekranie naprawdę mają tam miejsce, część z nich jest tak potworna, że nie mogłem ich pokazać. To prawdziwe wojenne piekło”, mówi reżyser.

Karenowie, którzy walczyli po stronie aliantów w trakcie II wojny światowej, są w permanentnym stanie zagrożenia. Podobne jak inne mniejszości mieszkające w Birmie, pragnęli założyć niepodległe państwo. Gdy Wielka Brytania wycofała swoje wojska z kolonii, upadek dawnych instytucji dał początek nacjonalizmowi i waśniom etnicznym. Władzę przejęła wojskowa junta, a z nią kontrolę nad kulejącą infrastrukturą (budowa dróg i mostów, systemy komunikacyjne). Po klęsce negocjacji założono Narodowy Związek Karenów, który jako ciało rządowe przez 60 kolejnych lat prowadziło starania o niepodległość. W tym czasie ludność kareńską poddano systematycznej eksterminacji ze strony władz Birmy.

W nowym filmie Rambo pozostaje na południowym wschodzie (wcześniej mieszkał w Tajlandii), z dala od nieprzyjaznej mu Ameryki. Stallone widzi go jako doświadczonego człowieka, który zbyt wiele widział i przeżył: „To samotnik, ale nie wyrzutek. Jest zawiedziony światem i toleruje tylko własne towarzystwo”. Kiedy wojownik decyduje się pomóc misjonarzom, powoduje nim sympatia do Sary: „Widzi w niej iskierkę nadziei i optymizmu oraz przekonanie, że może coś zmienić. Sam to kiedyś czuł, gdy jako młodzieniec zaciągał się do wojska”, wyjaśnia Stallone.

Podróżując po dżungli w północnej Birmie bohater widział ogromne zniszczenia poczynione w zbiorach i osadach, ofiary min lądowych oraz głodujących Karenów. Wtedy nie reagował, teraz jednak poczuł się w obowiązku niesienia pomocy, bez względu na to, jak straszne mogą być jej konsekwencje.

Wioski Karenów rozciągają się na zachód od miasta Mae Hong Son przez środkową Tajlandię aż do Birmy. Od końca II wojny światowej armia birmańska, uzbrojona przez Chińczyków wysiedla Karenów z ziem bogatych w ropę, rubiny, szmaragdy i nefryty. Eksterminację umożliwiło zerwanie przez rząd w Birmie kontaktów dyplomatycznych i medialnych z zachodem. Jedynie masakra dokonana na studentach w Rangunie 19 września 1988 roku i popularność rebeliantów zwanych „Armią Boga” zdołały na chwilę przypomnieć światu o najdłuższej wojnie domowej w historii. Głośno było o zakazie publikacji dwóch raportów „Licencja na gwałt” grupy Shan i „Brutalne rządy terroru” Bojowników Wyzwolenia Birmy, o których wspomina się zresztą w filmie. „Historia Birmy jest przemilczana w prasie, bo tamtejszy rząd ma wsparcie bardzo wpływowych ludzi”, twierdzi Stallone. Graham McTavish, wcielający się w jednego z najemników, jest z kolei przekonany, że film nakręcony takimi środkami może zwrócić uwagę większej ilości ludzi niż konferencje prasowe organizacji humanitarnych, „To przykre, ale taka jest prawda”, przekonuje aktor.

Wielu członków ekipy, w tym aktorów i statystów, to prawdziwe ofiary wojny w Birmie. Biorąc udział w produkcji „Johna Rambo” każdy z nich naraził się na ryzyko represji ze strony reżimu. Aktor Maung Maung Khin potraktował pracę przy filmie jako obowiązek: „Chcę, żeby świat zobaczył, jak armia birmańska wybija mniejszości etniczne. Po premierze zamierzam się ukryć, gdyż macki służb wywiadowczych sięgają nawet do Tajlandii, setki kilometrów od strefy wojennej”. Reżyser i odtwórca głównej roli ma jednak nadzieję, że poznając kontynuację historii Rambo, świat odkryje również tragiczny los ludności kareńskiej.

Karenowie i Birma

Ostatnie 60 lat było dla mniejszości narodowej Karenów, zamieszkujących Birmę i parających się głównie rolnictwem, bezustanną walką o przetrwanie pod rządami wojskowej junty. W wyniku tortur, morderstw, gwałtów i masowych egzekucji milion osób zmuszono do ucieczki do obozów dla uchodźców lub podjęcia partyzanckiej walki w miejscowych lasach i górach. Organizacja Narodów Zjednoczonych nazwała stopniową eksterminację Karenów ludobójstwem. Ich walka z wojskiem stanowi najdłużej prowadzoną wojnę domową w historii.

Popularność serii "Rambo"

Tytuł filmu otwierającego serię odnosił się do aktu przelania „pierwszej krwi”, czyli wywołania agresji. Młody żołnierz zostaje aresztowany i torturowany przez małomiasteczkowego szeryfa. Po ucieczce z aresztu dzięki swojemu szkoleniu i znakomitej umiejętności przetrwania potrafi zranić lub każdego obezwładnić napastnika.

W Pierwszej krwi Rambo nikogo nie zabija, a w książkowa wersja kończy się nawet jego śmiercią. Kolejne obrazy nie tylko pobiły rekordy oglądalności, ale też zrewolucjonizowały postać bohatera kina akcji, obdarzając go prostym poczuciem honoru i zaradnością, z którą utożsamiali się widzowie w każdym wieku i pod każdą szerokością geograficzną. Jako ikonę Rambo wyróżniała również broń i styl walki. Uzbrojony w łuk i nóż, który sam wykuł, z nieodłączną opaską na głowie bohater podkreślał jeszcze dobitniej swoją prostotę.

Często zapomina się o fabule filmów o Rambo, która czasami okazywała się niemal prorocza i dzięki efektownej realizacji otwierała oczy publiczności na wcześniej przemilczane kwestie społeczne i polityczne. I tak „Pierwsza krew” nagłośniła efekty PTSD (zespołu stresu pourazowego) na długo przed uznaniem go za chorobę psychiczną. Za prezydentury Ronalda Reagana Rambo stał się ponadto ucieleśnieniem konflikt wschodu z zachodem, walki z komunizmem. W drugiej części filmu z 1985 roku, napisanej m.in przez Jamesa Camerona, powrócono do tematu trwałych efektów wojny w Wietnamie, w tym traumy więźniów amerykańskich. W Rambo III (1988) Rambo podejmuje się zadania odbicia swojego jedynego prawdziwego przyjaciela, pułkownika Trautmana, który został porwany w Afganistanie w trakcie inwazji radzieckiej. Film Stallone już w 1988 roku rzucał światło na kwestie dżihadu, mudżahedinów i świętych wojowników w targanym waśniami plemiennymi Afganistanie.

Zaledwie pięć miesięcy po zakończeniu zdjęć do „Johna Rambo”, Stallone razem z resztą świata ujrzał dramatyczne relacje z protestów w obronie demokracji w Birmie. Zdjęcia z manifestacji zorganizowanych przez buddyjskich mnichów przeciwko krwawej wojskowej juncie trafiły do mediów pomimo ścisłej kontroli władz. Na ulicach Yangon (dawniej Rangunu) zgromadziło się 100 000 ludzi, których spacyfikowano przy pomocy broni automatycznej, gazu łzawiącego. Zginęło wielu cywili, w tym mnichów (informacja o liczbie ofiar została utajniona). Rząd Birmy błyskawicznie zablokował telefoniczny i internetowy przepływ relacji, przeszukano buddyjskie klasztory i aresztowano demonstrantów. Tak zakończyła się największa manifestacja w Birmie od 20 lat. Jej początek przypadł na okres wzrostu cen paliw, co dodatkowo przykuło uwagę świata do nadużyć tajnego reżimu Birmy.

„Filmy z Rambo zawsze osadzone są w rzeczywistym czasie i miejscu. Tym razem Stallone ukazuje niezauważaną dotąd historię ludobójstwa, dokonywanego na Karenach”, podkreśla producent John Thompson. „Podróż w głąb Birmy nosi wiele znamion prawdy: szereg amerykańskich najemników i weteranów oraz misjonarzy pomaga Karenom. Miny lądowe bronią dostępu do obozu uchodźców, co także pokazujemy. Owszem „John Rambo” jest filmem rozrywkowym, ale staramy się też ujawnić prawdę o tym problemie”.

Ekipa, która towarzyszyła Stallone na planie jego najnowszego przeboju, wychwala jego podobieństwo do ekranowego bohatera: poza inteligencją, kreatywnością i oczytaniem, twórcy docenili energię, koleżeństwo i zdecydowanie w dążeniu do realizacji swoich zamierzeń. „Zawsze był ryzykantem. Już pierwszy Rocky i „Rambo” wymagały od niego wielkiego poświęcenia. Przygotowanie fizyczne do tej roli, reżyseria, a także zmaganie się z przerażającą tematyką stanowią jeszcze większe wyzwanie”, zapewnia Julie Benz. Producent John Thompson podejrzewa, że twórcę motywuje chęć godnego zwieńczenia sagi: „Jego siła i bystrość umysłu są niewyczerpane. Wszyscy zazdrościliśmy mu energii i zaangażowania w ten projekt”.

Postaci

Opisując pracę na planie „Johna Rambo”, aktor Paul Schulze podkreśla, że Sylvester Stallone jest „urodzonym przywódcą”, który idealnie motywuje członków ekipy. „Ma unikalny styl pracy. Według Machiavellego władca musi wzbudzać na początku strach, a potem uwielbienie. Tylko to gwarantuje mu bezwarunkowy posłuch u podwładnych. Wydaje mi się, że Stallone doskonale to rozumie. Gdy nam „przewodził”, baliśmy się go zawieść i każdy robił wszystko, by mu zaimponować”.

Stallone przyznaje, że dopiero po entuzjastycznym przyjęciu Rocky’ego Balboa zdecydował się napisać i wyreżyserować „Johna Rambo”: „Pomyślałem, że niezłym pomysłem byłoby pozwolić Rambo wyreżyserować Rambo. Wyeliminowałoby się w ten sposób pośredników. Jeśli coś nie pójdzie zgodnie z planem, będę mógł winić tylko siebie”.

Wątek misjonarzy w filmie zainspirowały informacje o licznych organizacjach, nierzadko sektach, trafiających na granicę Tajlandii z Birmą, aby nieść pomoc dla Karenów, którzy w większości są chrześcijanami. Udaje im się wwieźć do kraju lekarstwa, pożywienie i materiały edukacyjne przy pomocy partyzantów, ale także byłych żołnierzy i najemników. Spotykając się z misjonarzami, przedstawionymi w filmie, Rambo wyśmiewa ich naiwność i skuteczność metod, które wyznają. Nie może w końcu odmówić im pomocy, gdyż, jak zaznacza sam Stallone, „wyzwalają w nim wewnętrzne przekonanie, co jest dobre, a co złe, oraz szacunek dla wiary, jaką sobą reprezentują”. Doświadczenia w Birmie zmienią nie tylko Rambo. Paul Schulze nie kryje, że przekonania misjonarza Michaela Burnetta również zostaną zachwiane: „Po pięciu misjach ma niepodważalną wizję, jak powinien wyglądać świat, ale w trakcie filmu ulegnie ona zupełnemu przewartościowaniu”.

Na ratunek porwanym misjonarzom wyruszają najemnicy, którym przewodzi Lewis, grany przez angielskiego aktora Grahama McTavisha. Nie kierują nim humanitarne pobudki, wręcz przeciwnie. „Mój bohater chce w Birmie zarobić na alimenty dla byłej żony i trójki dzieci. Ma przy tym wredny charakter, jest brutalny i wiecznie wściekły. Zależy mu tylko na kasie, ale w trakcie akcji również on nabierze cech ludzkich”.

Przygotowując się do napisania scenariusza Stallone odkrył, że typowy najemnik mieści się w przedziale wiekowym 25-50 lat, najczęściej jest byłym żołnierzem niezdolnym do przystosowania się do życia w społeczeństwie. Wielu spośród nich poświęca się religii, a część utrzymuje rodziny, które pozostały w ojczyźnie. Inni szukają mocnych wrażeń, tak jak Lewis, Reese i En-Joo w filmie. Wyjątek stanowi Uczniak, idealista grany przez angielskiego aktora Matthew Marsdena: „Jest wśród nich największym naiwniakiem. Wciąż wierzy w szlachetne przesłanki swojej misji, podczas gdy resztę interesuje tylko czysty zysk”.

Jak przyznają aktorzy, Stallone często pozwalał na improwizację na planie zdjęciowym. Reynaldo Gallegos wspomina, jak reżyser towarzyszył im w trakcie przekomarzań na łodzi i umieszczał zabawniejsze dialogi w filmie. „Gdy usłyszał, jak Jake LaBotz śpiewa i gra na gitarze, także postanowił zaprezentować jego umiejętności w ‘Johnie Rambo’”.

Niewątpliwym atutem nowego filmu Stallone jest udział aktorów, profesjonalnych i naturszczyków, z Północnej Tajlandii: „Nie ma innego miejsca na świecie, w którym odnaleźlibyśmy taką mieszankę amatorów i zawodowców, co kamera błyskawicznie wyczytuje z twarzy”. Reżyser nieraz podkreślał, że chce pokazać ludzi zaznajomionych z konfliktem w Birmie. Wiązało się to z trudnościami w prowadzeniu naturszczyków, którzy nigdy nie stali przed kamerą. Wkrótce okazało się jednak, że każdy z przesłuchiwanych kandydatów znał postać Rambo. Jednym z nich był Supakorn Kitsuwon, grający Myinta – przewodnika głównego bohatera, który wspomina, że jako dziecko sam przezywany był „Rambo”: „Jako przewodniczący klasy często nosiłem bojówki i mundury, stąd ta ksywka”, dodaje młody aktor.

Phil Thornton, który jako dziennikarz zgłębił kulisy konfliktu między Birmą a Tajlandią, twierdzi w książce „Restless Souls” („Dusze niespokojne”, 2006, Asia Books), że w gabinecie zmarłego przywódcy kareńskich rebeliantów, generała Bo Mya, wisiał plakat Stallone jako Rambo. Kolejnym dowodem na popularność amerykańskiego bohatera w Birmie jest Maung Maung Khin, który wcielił się w bezlitosnego majora Tinta. Aktor był naocznym świadkiem masakry z 1988 roku, a po przystąpieniu do partyzantów przeszedł 3-miesięczne szkolenie wojskowe. Brakowało mu doświadczenia w pracy przed kamerą, ale reżyser docenił jego zaangażowanie w projekt: „Dzięki ludziom takim jak on możemy pokazać światu, co tam się dzieje”. Khin dodaje, że rolę budował na podstawie wspomnień i naśladownictwie zachowania Birmańczyków. Po premierze „Johna Rambo” aktor planuje „zniknąć”, ale jest przekonany, że warto było ponieść ryzyko zemsty ze strony władz: „Cała moja rodzina była juz prześladowana przez tajne służby na długo przed powstaniem tego filmu, wątpię, czy może im grozić coś jeszcze gorszego. Wszyscy zdążyliśmy już do tego przywyknąć”.

Produkcja

Sylvester Stallone postanowił nakręcić swój najnowszy film tak blisko strefy działań wojennych na granicy Tajlandią i Birmą, jak tylko pozwalało na to bezpieczeństwo jego ekipy. Na główną lokalizację wybrał prastare miasto Chiang Mai, drugą największą osadę w regionie, położoną w górzystej prowincji na północnym zachodzie. „Zadbaliśmy o scenerię, która w największym stopniu przypominałaby Birmę”, tłumaczy King. Pod względem logistycznym „John Rambo” był ogromnym przedsięwzięciem. Ekipa liczyła 500 członków, pochodzących z 13 krajów i mówiących w pięciu językach. King zapewnia, że co dzień na planie znajdowało się ponad 60-u kaskaderów i ponad 100 statystów. Tajska firma produkcyjna wspierała Millenium Films w zdobyciu pozwoleń na kręcenie zdjęć i import sprzętu. Część zdjęć kręcono w parkach narodowych, co wymagało uzyskania dodatkowych pozwoleń i skoordynowania pracy w taki sposób, aby nie doprowadzić do zniszczenia środowiska naturalnego.

„John Rambo” powstał w całości w plenerach, a stale przemieszczająca się ekipa przypominała obóz wojskowy, wyposażony w setki mundurów i karabinów, dziesiątki namiotów, autobusów i przyczep. Scenograf Franco-Giacomo Carbone zarządził wykarczowanie blisko 4 akrów dżungli, aby zbudować 50 budynków, składających się na bazę armii birmańskiej. Postawienie pobliskiej wioski kareńskiej oznaczało zrównanie pagórków, stworzenie systemu nawadniającego, a także wybudowanie 34 chat, sprowadzenie roślin uprawnych i zwierząt hodowlanych. Oczywiście nie brakowało kłopotów organizacyjnych, takich jak pozamykane w wyniku lawin błotnych drogi, ulewne deszcze, nieznośne upały (temperatury sięgały 35 stopni) oraz konieczność transportowania ciężkiego sprzętu przez góry i rzeki. Zdjęcia kręcono od połowy lutego 2007 roku w trakcie suszy i przygotowywania pól pod uprawę. Stallone nie kryje jednak dumy z wytrzymałości swoich współpracowników: „To było cudownie brutalne doświadczenie, wszyscy pracowali w niezwykle trudnych warunkach. W czasach zmechanizowanej i skomputeryzowanej produkcji, udało nam się nakręcić film w najlepszym starym stylu”.

W pierwszych kadrach „Johna Rambo” widzimy głównego bohatera odwiedzającego farmę, na której hoduje się jadowite węże. Przed zdjęciami Stallone trenował z pytonami i kobrami, w większości jadowitymi, u boku prawdziwych zaklinaczy. Reszta ekipy trzymała się od niego z daleka, gdyż część zdjęć powstawała w obecności węży, które tylko rzekomo pozbawiono jadu. „ Czasami pozostaje w nich trochę trucizny, ale Stallone i tak chciał z nimi pracować”, wspomina treser Songporn Musikadilok.

Przy doborze lokalizacji do filmu, Stallone zapragnął nakręcić jak najwięcej scen na rzece Saluin, ale ponieważ przepływa ona wzdłuż granicy Tajlandii z Birmą i przebiega tam linia działań wojennych, okazało się to niemożliwe. Rozwiązaniem tego problemu było wykorzystanie m.in. tamy Mae Ngud w pobliżu Chiang Mae, w Parku Narodowym Sri Lanny. Niski poziom wody zmusił filmowców do zbudowania dodatkowych tam, tak aby woda sięgała 150 cm. Dopiero wtedy można było zrealizować sceny pościgu z motorówkami z udziałem pirotechników i kaskaderów. Do ustawienia gigantycznych pylonów i powalenia drzew użyto słoni, które w Tajlandii są uznawane za zwierzęta święte.

Przez cały okres produkcji Sylvester Stallone podkreślał, że „John Rambo” to jeden z ostatnich przykładów filmów kręconych w starym stylu. „Dla mnie to już koniec”, powtarzał na planie. „Mój następny film będzie pokazywał dwoje ludzi, rozmawiających przy stole. To będzie moja wersja Moja kolacja z André. Prawdą jest jednak, że już w tej chwili Stallone mógłby spocząć na laurach, kręcąc filmy akcji przy użyciu błękitnego ekranu w klimatyzowanym studiu. Reżyser, scenarzysta i gwiazda czwartej części „Rambo” zrezygnował jednak z luksusów na rzecz epickiego i maksymalnie realistycznego zakończenia słynnej sagi.

„Jeśli musi coś komuś udowodnić, to tylko sobie”, mówi King, który przyjaźni się ze Stallone od wielu lat. „Jego rozeznanie w pracy z kamerą i prowadzeniu aktorów nie mają sobie równych” dodaje Thompson. Pracując nad wizualną oprawą filmu z operatorem Glenem MacPhersonem reżyser eksperymentował z podnośnikami, dynamizował ujęcia, często zmieniając ustawienie kamery, żeby zarejestrować kilka wydarzeń niemal jednocześnie. Kamera nierzadko porusza się po rzece, ześlizguje się po wzgórzu i wdziera się do bambusowych chat.

Poza trudnymi warunkami pogodowymi, największym wyzwaniem dla ekipy była niesłychana wręcz ilość scen z udziałem kaskaderów. „Ten film jest bezkonkurencyjny pod względem pokazywania zwierzęcej akcji. Nie chodzi tu o strzelaniny, efekty specjalne, czy wysadzanie anonimowych bohaterów w powietrze. Postaci walczą wręcz, strzelają z broni ręcznej, a ich starcia są naprawdę brutalne”, zapewnia Thompson. Twórcy zadbali o rozplanowanie wyczynów kaskaderskich i efektów specjalnych tak, aby jak najwierniej ukazać grozę wojny. Przy „Johnie Rambo” pracowali także Alexander Gunn, który przygotował efekty specjalne do filmów Monachium i Troja oraz kaskaderzy, mający w dorobku Matriksa i V jak Vendetta. Gunn wraz z charakteryzatorem Johnem Schoonraadem przygotował dziesiątki zwęglonych ciał ludzi i zwierząt do najbardziej ponurych scen w filmie.

Walka, jaką Rambo podejmuje w Tajlandii, okazuje się przełomem w jego życiu. Po przejściu prawdziwego piekła na ziemi, bohater zapragnie zamknąć za sobą pewien rozdział. Słowa „Podłe życie albo godna śmierć” pozostawiły w jego psychice trwały ślad. Wojownik pozbawiony ojczyzny i sensu walki zyskuje nowy cel w życiu. Sylwester Stallone kończy swoje dzieło obrazem pełnym nadziei, przywracając marnotrawnego syna swojemu krajowi.

Rambo jako symbol

Od premiery pierwszego filmu z serii w październiku 1982 roku słowo „Rambo” stało się synonimem zabójczego, ale wrażliwego żołnierza, który walczy z uciskiem i niesprawiedliwością. W książce „Pierwsza krew”, na podstawie której nakręcono film pod tym samym tytułem, Rambo był zapomnianym przez świat weteranem wojny w Wietnamie. Po 20 latach i kolejnych trzech filmach, rozgrywających się w Afganistanie, Iraku i Birmie, stał się symbolem brutalnej, militarnej siły, ale także człowiekiem zmuszonym przez okoliczności do bezustannej walki

Niemiecka i indiańska domieszka krwi uczyniły Rambo nie tylko zajadłym, ale także wrażliwym wojownikiem, co doceniły miliony widzów na całym świecie. Postać przeniknęła do dyskursu politycznego, ale też zwykłego języka ulicy, a Stallone stał się niekwestionowaną megagwiazdą. Gdy niedawno Jessica Lynch zeznawała przed Kongresem USA, publicznie odcięła się od określenia „little girl Rambo” (mała Rambo), które dotyczyło stylu, w jakim stawiała opór swoim porywaczom w Iraku. Ponadto raport Pentagonu na temat programów wspierających terapię żołnierzy amerykańskich nazwano „The Rambo Problem”. Jak widać Rambo stał się trwałym elementem popkultury.

Producent Kevin King Templeton podkreśla, że podobnie jest na całym świecie: „Szukając słowa „Rambo” w słowniku, znajdujemy "agresję wojskową". Prościej to ujmując chodzi o starcie dobra ze złem, ciemiężcy z ciemiężonym, społeczeństwa z wyrzutkiem. Każdy może się z nim utożsamić”. Zdjęcia i podobizny Rambo wiszą zarówno w domach partyzantów kareńskich, w górskich kryjówkach w Afganistanie, jak również w miejscach, gdzie filmy z jego udziałem są niedostępne, a wręcz zakazane. Przekonali się o tym kierownicy obsady, pracujący przy „Johnie Rambo”. Większość statystów znała historię bohatera, a poznawała ją przecież w kompletnym sekrecie.

Rambo poświęcono album reggae, szereg piosenek, torby zakupowe z jego podobizną można znaleźć na Dalekim Wschodzie, koszulki z jego wizerunkiem trafiły do Afryki, a obrazy powstały w Ameryce Środkowej. „Każdy zna jakąś historię z tym związaną”, wspomina Jake LaBotz, grający najemnika Reese’a. „Będąc na początku lat 80. w Meksyku jechałem rozklekotanymi autobusami, w których na deskach rozdzielczych zauważyłem „świętą czwórkę”: Jezusa, Marię, Rambo i ptaszka Tweety. Byłem zaskoczony, że dla Meksykanów Rambo jest idolem na miarę Che Guevary, symbolem oporu przed wyzyskiem we współczesnym świecie. Zestawienie z Tweetym było ciekawostką, ale pamiętajmy, że kot nigdy nie mógł go złapać. Tweety zawsze potrafił przechytrzyć kocura”.

Ostatnia dekada przyniosła stopniowe przejmowanie przez kino akcji cech gatunków science fiction i fantasy. Ich bohaterowie wkraczali w odmienne światy, wiedźmy walczyły z czarnoksiężnikami, superherosi z cyborgami, robotami, demonami i kosmitami. W innych przebojach oglądaliśmy napady na bank przy użyciu supernowoczesnych maszyn, bądź przestępstwa elektroniczne z zastosowaniem najwymyślniejszych maszyn i pojazdów.

„Od superbohatera Rambo różni to, że jest człowiekiem z krwi i kości, poruszającym się w prawdziwym świecie, a jego odwet ma czysto etyczny charakter”, tłumaczy King. „W jego reakcji nie ma nic nadludzkiego, to jednostka, która przyparta do muru potrafi skutecznie odpowiedzieć przemocą”.

Wielu uważa, że duże zainteresowanie czwartymi częściami „Rambo”, Szklanej pułapki czy Indiany Jonesa wynika z chęci oglądania przez widzów bohaterów akcji zmagających się z nadzwyczajnymi, ale osadzonymi w rzeczywistości przeszkodami. „Mamy już przesyt adaptacji komiksów i filmów fantasy”, przekonuje scenograf Franco-Giacomo Carbone, który współpracował z Sylvestrem Stallone przy Rocky'm Balboa. „Rambo stał się natomiast bohaterem, bo wie, co znaczy życie w prawdziwym świecie”.

Sam aktor i reżyser podkreśla łatwość zrozumienia intencji swojej postaci: „To nawiązanie do mitycznego samotnika, który został wybrany do wykonania pewnej misji, choć wcale nie ma na to ochoty. Odwołuje się do jasnego rozróżnienia między dobrem a złem. To ostatnie powinno zostać ukarane, a słabi zasługują na ochronę. Każdy z nas wyrósł na takich historiach”, zapewnia gwiazdor.

Więcej informacji

Proszę czekać…