Terroryści napadają na Biały Dom. Jedyną osobą, która może powstrzymać atak i uratować prezydenta jest Mike Banning.

Atak na Biały Dom

Ten pressbook może zdradzać kluczowe elementy filmu

Kiedy Fuqua i jego doradcy mieli już przygotowany szczegółowy plan ataku na Biały Dom, reżyser dokonał kolejnego odważnego wyboru. Zamiast wykreować komputerowy Waszyngton, postanowił, że jego ekipa zbuduje replikę budynku w specjalnej hali zdjęciowej, a sceny oblężenia będą kręcone jedynie z użyciem szczątkowych efektów specjalnych. „Dosłownie, w fizycznym sensie tego słowa, rozwalamy Biały Dom”, mówi Fuqua. „Wiedzieliśmy, że jeśli zdecydujemy się na takie rozegranie scen akcji, będziemy musieli zrobić wszystko niesamowicie widowiskowo!” Jednakże Fuqua założył, że film będzie kręcony w rejonie Waszyngtonu, aby móc zawsze dokonywać korekty względem budowli na planie, doznał więc szoku, kiedy okazało się, że producenci planowali zbudować replikę Białego Domu w Shreveport w stanie Luizjana. „Zapytałem się, jak sobie to wyobrażają, ale okazało się, że znaleźliśmy idealnego scenografa. Derek Hill zbudował już raz Biały Dom dla Olivera Stone’a i jego W., więc wiedzieliśmy, że nikt inny nie zrobi tego tak jak on”. Tak też się stało. Hill stworzył masywną i bardzo szczegółową rekonstrukcję Białego Domu na potrzeby najbardziej widowiskowej sceny filmy. „Dla mnie osobiście najważniejszym momentem na planie była chwila pierwszego przejścia się po tym planie”, wspomina scenograf. „Zbudowaliśmy w Luizjanie nie tylko Biały Dom, ale także Pensylwania Avenue, słynną fontannę, cały fronton budynku, a także większą część wewnętrznego lobby. Do dzisiaj nie potrafię uwierzyć, że zbudowaliśmy to wszystko w tak krótkim czasie”.

Już pierwszego dnia zdjęciowego Fuqua był w stanie docenić dokonania Hilla, obserwując chodzący po planie tłum ludzi grających terrorystów, agentów Secret Service oraz przypadkowych przechodniów. „To był imponujący widok”, mówi reżyser. „Czułem się jak dzieciak oglądający film Davida Leana. Kran był zawieszony wysoko w górze, a na ziemi odbywała się brutalna walka między dziesiątkami osób – pomyślałem wtedy po raz kolejny, że właśnie dlatego zawsze chciałem kręcić filmy!” Ażeby dodać całości posmaku autentyczności, Fuqua sprowadził na plan Keitha Woularda, byłego Navy SEAL, który pracował z nim już przy Łzach słońca. „Wiedziałem, że Keith będzie w stanie sprawić, że wszystkie walki będą wyglądać wiarygodnie”, wspomina reżyser. „Ekranowa przemoc jest wręcz tak realistyczna, że może wydać się zbyt mocna dla niektórych widzów. Pracowaliśmy nad choreografią scen, aby wszystko rozgrywało się tak, jakby to jednostka Navy SEAL uczestniczyła w ataku na Biały Dom, a później dodaliśmy kilka filmowych zwrotów akcji”. Woulard i jego ekipa zrobili symulację korytarzy Białego Domu z tekturowych pudeł, nakręcając całą akcję na kamerze video, aby Fuqua mógł oglądać ją później tyle razy, ile będzie trzeba. „Właśnie dlatego potrafiłem się tak szybko przygotować”, wyznaje reżyser. „Nie miałem czasu rozrysowywać wszystkiego na storyboardach, tak jak zwykle to robię. Dzięki nim ta scena jest realistyczna i jednocześnie niesamowicie filmowa”. Woulard, który pracował również przy Helikopterze w ogniu, Iron Manie oraz G.I. Joe: Czasie Kobry, został poinstruowany, że priorytetem jest realizm doznań. „Antoine nie lubi sztucznych walk”, mówi Woulard. „Ekipa kaskaderów była gigantyczna – około 130 osób. W scenie bitwy przed Białym Domem w jednym ujęciu skorzystaliśmy z usług ponad setki z nich. Było przy tym mnóstwo roboty, ale oglądanie koreańskich komandosów atakujących Białym Dom jest po prostu spektakularne. Jestem dumny, że mogłem przyłożyć się do takiego efektu!”

W Olimpie w ogniu nie tylko mężczyźni walczą na ekranie, co według słów reżysera odzwierciedla współczesne czasy. „Nie traktuję kobiet jako ofiar czy damulek w opresji”, opowiada Fuqua. „One naprawdę walczą, są integralną częścią cen akcji. Kiedy Amerykanki zostają porwane, dostają w kość tak samo mocno jak mężczyźni. Terroryści nie przejmowaliby się płcią zakładników”. Najlepszym przykładem jest bohaterka Melissy Leo, która, jako Sekretarz Obrony, posiada wiele użytecznych dla terrorystów informacji. „Nie okazaliśmy Melissie żadnej litości”, mówi z uśmiechem Fuqua. „Dostaje jej się fizycznie, ale jest twarda. Wstaje i odważnie stawia czoła swoim oprawcom. Niektórzy widzowie mogą uznać te sceny za szokujące, ale po pokazach testowych wiele kobiet podchodziło do mnie, dziękując, że nie uczyniłem ich znowu tylko ofiarami męskich walk”. Jednakże to Butler miał najcięższe zadanie, ponieważ jego bohater znajduje się nieustannie w sytuacjach zagrażających życiu. Fuqua mówi, że aktor wolał sam wykonywać większość scen kaskaderskich. „To pokazuje poziom jego oddania tej roli. Mogliśmy zrobić szeroki plan i pozwolić kaskaderowi przejąć pałeczkę, ale on nie chciał nawet o tym słyszeć. Razem z Rickiem Yune’em poszli na całość, rzucali się po ścianach i kopali, więc obaj mieli siniaki, a my musieliśmy naprawiać ściany, które przecież nie były prawdziwe!”

Fuqua mówi, że zawsze stara się robić filmy, które sam chciałby obejrzeć. „Jestem dumny z tego, co udało nam się osiągnąć. W Olimpie w ogniu jest wiele akcji, ale także prawdziwych emocji, zaskoczeń oraz nawet ekranowej intymności. Są także świetnie nakreślone postaci” Fuqua podkreśla natomiast, że najważniejsza jest jednak akcja, która powali publiczność na kolana. „Uwielbiam przekraczać filmowe granice”, mówi reżyser. „Oglądając film na dużym ekranie, powinieneś móc całkowicie się w nim zatracić. Taki film powinien wywoływać w widzach adrenalinę, bo dzięki niej czujemy, że żyjemy. A Olimp w ogniu sprawia, że zaczynasz rozmyślać nad niebezpieczeństwami, które kryje w sobie życie. Zaatakowanie i przejęcie Białego Domu dosłownie oszałamia, a jednak nie jest tak oderwane od rzeczywistości, jak mogłoby się niektórym wydawać. Ten film powinien być ostrzeżeniem”.

Biały Dom zaatakowany – o procesie produkcji

Ten pressbook może zdradzać kluczowe elementy filmu

Olimp w ogniu to śmiałe, realistyczne oraz całkowicie zaskakujące kino na pograniczu ekscytującego thrillera i dynamicznego filmu akcji. Pierwsze skrzypce grają na ekranie skazany na zapomnienie były agent Secret Service, uśpiony od wielu dekad agent wroga, zdradziecki urzędnik rządowy oraz śmiertelnie niebezpieczna grupa perfekcyjnie wyszkolonych komandosów. Scenariusz filmu, w którym Biały Dom pada ofiarą ataku, stając się prawdziwą strefą wojny, zaskoczył i zaszokował z początku reżysera Antoine’a Fuqua. Reżyser Dnia próby szybko jednak zrozumiał, że to właśnie on musi opowiedzieć tę historię na dużym ekranie. „Wiedziałem, że mam przed sobą niezwykły potencjał”, wspomina znany ze swoich bezkompromisowych, brutalnych filmów Fuqua. „Tytuł przywodził mi na myśl Imperium Rzymskie oraz koncepcję tworzenia mitu. Góra Olimp to tradycyjnie siedziba Greckich i Rzymskich Bogów. Jest symbolem nieskończonej władzy. W naszym filmie Biały Dom rozpada się wręcz na kawałki. Wielkie Imperium Rzymskie to Ameryka, której największy symbol właśnie upada. Samo myślenie o tym projekcie sprawiało, że cieszyłem się jak małe dziecko. Właśnie dla takich momentów zostałem reżyserem filmowym”.

Dopiero później Fuqua dowiedział się, że projektem zainteresował się także Gerard Butler, postanawiając nie tylko zagrać główną rolę, ale także film wyprodukować. Fuqua od dawna czekał na okazję, by podjąć z aktorem współpracę, a Butler nie szczędził reżyserowi pochwał, więc obaj szybko połączyli siły, tworząc podstawę tego, co zostało ostatecznie „Olimpem w ogniu”. „Antoine jest jednym z najlepszych współczesnych reżyserów i wiedziałem, że to idealny materiał dla niego. Uwielbiam jego filmy, od Dnia próby począwszy, po Łzy słońca oraz Gliniarzy z Brooklynu”, opowiada Butler, którego bohater zostaje ostatnim agentem na placu boju, który kiedyś był Białym Domem. Znajdując się w pułapce zastawionej przez sprytnych północnokoreańskich komandosów, którzy przejęli całkowicie budynek, Mike Banning rozpoczyna grę w kotka i myszkę, której stawka jest tak niewyobrażalna, że nawet nie próbuje się nad nią zastanawiać. „Kiedy dorastałem, czarnymi charakterami w kinie byli Rosjanie”, wyjaśnia aktor. „Teraz musiała to być Korea Północna. A po tym, co stało się w amerykańskiej ambasadzie w Libii, wszyscy jesteśmy świadomi, że w każdej chwili możemy paść ofiarą ataku. Ta koncepcja była tak niesamowita, nie mogłem przestać o niej myśleć”.

Reżyserowi również bardzo podobała się zuchwała koncepcja wyjściowa. „Biały Dom zaatakowany, Prezydent zakładnikiem terrorystów – jak mogło do tego dojść?”, mówi Fuqua, który zaczął nałogowo zbierać informacje na temat głównego miejsca akcji „Olimpu w ogniu” i ze zdumieniem odkrył, że relatywnie mała, świetnie wyszkolona grupa zawodowców mogłaby w rzeczywistości zaatakować niespodziewanie Biały Dom i odnieść sukces. Amerykański filmowiec rozpoczął więc zakrojone na szeroką skalę zbieranie informacji, ażeby nadać całej historii maksymalnej autentyczności. „To bardzo filmowa opowieść, musieliśmy osadzić ją w rzeczywistości”, mówi Butler. „W innym wypadku publiczność mogłaby odebrać całość jako zbyt melodramatyczną. Wiedzieliśmy, że jeśli zrobimy wszystko dobrze, widzom opadną szczęki i z chęcią zagłębią się w ten świat wraz z jego bohaterami. Ale każda scena musiała mieć swoje uzasadnienie w rzeczywistości”. Fuqua zasiadł do stołu z drużyną konsultantów, na którą złożyli się byli agenci Secret Service, funkcjonariusze FBI i CIA oraz przedstawiciele lokalnych organów ścigania. „Ustaliliśmy, które fragmenty scenariusza są na tyle wiarygodne, by je bardziej rozwinąć, a które należy ograniczyć do minimum”, dodaje Fuqua.

Eksperci zapewnili reżysera, że bezpośredni atak na prezydencką posiadłość nie jest tylko teoretyczną możliwością. „A jeśli Biały Dom zostałby opanowany przez wroga, potrzeba by było kogoś ze sporą wiedzą na temat budynku, aby taką groźbę zniwelować”, wyjaśnia Fuqua. „Ktoś taki jak Mike Banning byłby w stanie dokonać infiltracji budynku i stopniowo zacząć odzyskiwać kontrolę nad sytuacją. Jeśli znalazłby jednocześnie sposób na komunikowanie się ze światem zewnętrznym, stałby się bohaterem narodowym”. Konsultanci wyjaśnili reżyserowi, że zorganizowanie pomocy walczącym na terenie Białego Domu agentom zajęłoby co najmniej piętnaście minut. „Waszyngton zaprojektowano tak, że nie ma bezpośredniej drogi do Białego Domu, dlatego dostanie się tam z poziomu lądu zajęłoby sporo czasu”, wyjaśnia Fuqua. „Z powietrza byłoby znacznie łatwiej i ten sposób wykorzystują właśnie terroryści. Nawet przy tak ogromnej liczbie ochroniarzy, niebezpieczeństwo tego typu akcji zbrojnej jest naprawdę realne. Bo skąd ma być wiadomo, że facet, który podchodzi do ogrodzenia z plecakiem, jest terrorystą? I jak powstrzymać nagle wlatujący w naszą strefę powietrzną samolot z ludźmi gotowymi na śmierć na pokładzie?”

Mając na uwadze ten piętnastominutowy interwał czasowy, konsultanci pomogli twórcom stworzyć plan fałszywego ataku. Ograniczyli do niezbędnego minimum liczbę terrorystów potrzebnych do przejęcia Białego Domu, a także ustalili najbardziej efektywny zestaw broni dla północnokoreańskich komandosów. „Uwzględniliśmy najmniejsze nawet detale”, opowiada Butler. „Nie było miejsca na domysły. Genialny plan dostania się do Białego Domu jest równie ważnym elementem filmu co sama akcja. Pamiętajmy, że ludzie zaangażowani w ataki z 11 września 2001 roku korzystali z bardzo prostych pomysłów, w tym przemycania na plan samolotu ostrych narzędzi. Nasz film jest w tym względzie dość prowokacyjny, każe zastanowić się nad wieloma rzeczami związanymi z ochroną kraju”. Używając plastikowych żołnierzyków, ekipa zaplanowała cały atak w każdym szczególe. Fuqua postanowił dodatkowo, że komandosi wykorzystają do siania zniszczenia amerykańską broń. „Koncepcja wroga niszczącego amerykański symbol za pomocą amerykańskiej broni jest szokująca”, przyznaje reżyser. „Wykorzystaliśmy różne rodzaje broni, również te wyszukane, ale także rzeczy typu śmieciarka. Terroryści korzystają z wszystkiego, co bierzemy za pewnik”.

„Doszliśmy do wniosku, że śmieciarka jest relatywnie łatwym pojazdem do ukradnięcia i stanowi równocześnie solidny bunkier, więc od niej zaczęliśmy”, kontynuuje reżyser. „Akcja dzieje się 5 lipca, więc śmieciarki są naturalnym widokiem – sprzątają ulice po ostrym świętowaniu”. Dość dodać, że komandosi wykorzystują każdy możliwy aspekt amerykańskiej rzeczywistości, aby osiągnąć upragniony cel. „Niektórzy udają turystów i przemieszczają się bezkarnie po całym Waszyngtonie”, opowiada Fuqua. „Każdy może wykorzystać to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Na Times Square ktoś zostawił pewnego razu plecak pełen materiałów wybuchowych – nie doszło do tragedii tylko dlatego, że jeden sprzedawca się o niego potknął. Co sprawia, że wydaje nam się, że Biały Dom jest odporny na taki atak? Zmotywowany terrorysta, który jest gotów poświęcić życie dla sprawy, może wyrządzić niewyobrażalne szkody”. Scena ataku rozgrywa się w czasie rzeczywistym, a terroryści przejmują kontrolę nad Białym Domem w zaledwie trzynaście minut. „Celowaliśmy w realizm doznań”, podkreśla po raz kolejny Fuqua. „Zdecydowaliśmy, że najbardziej efektywną bronią będzie kaliber 50. A terrorystom daliśmy samolot Lockhead C-130 Hercules. Obejrzyjcie na YouTube, do czego te maszyny są zdolne. Dosłownie plują ogniem. Sprowadziliśmy scenarzystów i przerobiliśmy całą sekwencję krok po kroku, rozszerzając bitwę na trawnik i ulicę przed Białym Domem. Każda scena ma oparcie w rzeczywistości”.

Kiedy północnokoreańscy komandosi zabezpieczają już wszystkie wyjścia, kierują się do znajdującego się pod Białym Domem bunkra, z którego Prezydent jest ewakuowany w sytuacjach kryzysowych na zewnątrz. „To właśnie tam Dick Cheney i inni wysocy rangą oficjele zostali zabrani po atakach 11 września”, wyjaśnia reżyser. „Zrobiliśmy co w naszej mocy, aby jak najlepiej odzwierciedlić wygląd tego miejsca, łącznie z umieszczeniem na planie czerwonych drzwi, z których ten bunkier słynie”. Kiedy rozpoczęto okres pre-produkcji, Fuqua wiedział relatywnie niewiele o życiu oraz etosie agentów Secret Service. „Olimp w ogniu” otworzył mu oczy na ich poświęcenie. „Nie miałem pojęcia, jak ważni są dla prawidłowego działania całego systemu Białego Domu”, wyznaje Fuqua. „Agenci Secret Service są szkoleni w zupełnie inny sposób niż wojsko, CIA oraz FBI. Zawsze znajdują się w trybie prewencyjnym – ich zadaniem jest ochrona, nie atak. Współpracują z lokalnymi wydziałami policji. W pewnym sensie kontrolują grafik Prezydenta”. Mają też za zadanie przyjąć na siebie kulę zmierzającą w kierunku Prezydenta. „To niesamowite, ich praca polega na chronieniu Prezydenta i jego rodziny za wszelką cenę. Oznacza to, że jeśli zajdzie taka potrzeba, muszą poświęcić własne życie. „Nie znam wielu ludzi, którzy by na to chętnie przystali. Niezwykle ich za to szanuję, chciałem oddać im moim filmem hołd”.

Tak się złożyło, że Fuqua miał do czynienia z Secret Service również poza planem filmowym. „Kręciliśmy jedną ze scen, a tu nagle dzwoni do mnie żona i mówi, że w naszym domu są agenci Secret Service”, wspomina reżyser. „Przestraszyłem się, myśląc, że ma to coś wspólnego z filmem. Okazało się jednak, że w okolicy przebywał ktoś bardzo ważny, a w moim domu znajdowało się idealne stanowisko obserwacyjne domu, w którym ta osoba przebywała, więc skorzystali z naszej gościnności. To zakrawa na niesamowitą ironię, że w dniu, w którym kręciłem scenę ataku na Biały Dom, agenci Secret Service wpadli do mojego własnego domu”. Po niedawnym pokazie testowym w Arizonie, do reżysera „Olimpu w ogniu” podchodziło wielu widzów, wyznając, że film zmienił ich postrzeganie rzeczywistości. „Wielu ludzi mówiło, że poczuli przypływ patriotyzmu i stanęliby teraz chętniej do walki w imię swego kraju”, kontynuuje Fuqua. „Bardzo mnie to zainspirowało. To nie jest film, w którym wymachuje się amerykańską flagą, ale sama historia jest bardzo amerykańska”. Kilka lat temu założenie scenariusza „Olimpu w ogniu” byłoby niemożliwe, ale – jak mówi Fuqua – „po 9/11 zaczęliśmy inaczej patrzeć na świat. Film jest bardzo rozrywkowy, ale to również pewnego rodzaju ostrzeżenie. W momencie, kiedy opuszczamy gardę, wszystko się może zdarzyć. Musimy być zawsze czujni”.

Po której stronie się opowiesz?

Ten pressbook może zdradzać kluczowe elementy filmu

Jak mówi Gerard Butler, gwiazda i producent Olimpu w ogniu, w każdym momencie pracy na planie filmu mógł się rozejrzeć wokół siebie i zawsze natrafił wzrokiem na jakiegoś znanego hollywoodzkiego aktora lub aktorkę. „Mamy świetny scenariusz, świetnego reżysera i świetną obsadę”, podkreśla Butler. „Wszyscy chcieli pracować z Antoine’em, najpierw pojawił się Aaron Eckhart, później Melissa Leo, Morgan Freeman i Angela Bassett. A to dopiero początek, bo doszli także Ashley Judd, Dylan McDermott, Robert Forster, Cole Hauser oraz Rick Yune”. Grany przez Butlera Mike Banning dowodził wcześniej grupą zajmującą się bezpośrednią ochroną Prezydenta. „To prawdziwy twardziel”, określa go Fuqua. „Jest niezwykle lojalny, jak zresztą wszyscy agenci Secret Service, z którymi rozmawiałem. Był bardzo blisko Prezydenta, lecz doszło do tragedii z udziałem Pierwszej Damy”. Samochód z prezydencką parą wpada na moście w poślizg i wypada przez barierkę. Banning trzyma się procedury i ratuje Prezydenta, chociaż ten rozkazuje mu zająć się jego żoną. Kiedy ta umiera, Banning zostaje skreślony. „Dostaje najbardziej żmudną robotę pod słońcem, zaczyna więc poszukiwać odkupienia win, ale ma także problemy z żoną, ponieważ nigdy nie był łatwy we współżyciu, a po utracie ukochanej pracy pogrąża się w mroku”.

„Agenci Secret Service nie uznają półśrodków”, mówi Fuqua. „Albo stuprocentowy sukces, albo stuprocentowa porażka. W przypadku Mike’a jest to drugie, chociaż udało mu się uratować życie Prezydenta. To upadły bohater, który chce wrócić na należyte mu miejsce”. Dość szybko okazuje się, że życie najważniejszego człowieka świata znowu zależy w dużej mierze od Banninga, choć sytuacji nie można nazwać wymarzoną. „Czasami wszechświat daje ci to, czego chciałeś, ale nagle okazuje się, że to tak naprawdę jeden wielki koszmar. Banning musi przejść przez prawdziwe piekło, by odzyskać utracone zaufanie. To klasyczna podróż bohatera, niemalże wyjęta z powieści Josepha Campbella”. Rola była od początku wymagająca, ale Fuqua wierzył w swojego aktora. „Gerry ma wielką charyzmę, wiedziałem, że jest w stanie podołać temu zadaniu. Jest całkowicie oddany temu, co robi. W sumie prawie nie sypiał. Dzwonił do mnie o trzeciej rano, aby porozmawiać o scenach, które mieliśmy kręcić za kilka godzin!”, wspomina Fuqua. Kiedy Prezydent i Wiceprezydent znajdują się w rękach terrorystów, władzę musi przejąć tymczasowo Przewodniczący Izby Reprezentantów Alan Trumbull, w którego wciela się Morgan Freeman. „Morgan wnosi do każdej swojej roli pewien majestat”, podkreśla Fuqua. „Kiedy zgodził się na występ, nasz projekt nabrał automatycznie większego znaczenia. Podoba mi się to, że wniósł do filmu wielką energię, nie tracąc przy tym łagodności. Jeśli nasz kraj byłby na skraju upadku, chciałbym, żeby stery przejął ktoś taki jak Morgan Freeman. To prawdziwy skarb narodowy”.

„To klasyczne, tradycyjne kino akcji, takie filmy zawsze fajnie się kręci”, opowiada aktor. „W prawdziwym życiu niewielu ludzi może stać się bohaterami. Nie możemy walnąć znienawidzonego sąsiada w nos albo zabić jakiegoś bandyty. Filmy dają nam tę możliwość”, dodaje Freeman, który uważa opowiadaną w „Olimpie w ogniu” historię za wiarygodną. „Skąd mamy wiedzieć, że z Korei Północnej wyrusza grupa komandosów? Nie jest trudno uwierzyć w założenia tej opowieści, nie da się przecież odróżnić ludzi z Korei Północnej od tych z Korei Południowej, którzy są naszymi sprzymierzeńcami”. Fuqua wahał się z początku nad dawaniem Freemanowi wskazówek. „Co się mówi takiemu aktorowi? Krzyczy się Akcja! i pozwala mu robić to, w czym jest najlepszy. Ale on chciał mojej pomocy, a kiedy Morgan Freeman pyta się ciebie Co myślisz?, lepiej mieć coś dobrego do powiedzenia!” Aktor z kolei chwali reżysera za zdecydowanie oraz otwartość na nowe pomysły. „Świetnie się z nim współpracowało. Wielu reżyserów nie zważa na aktorów, ale on zawsze słuchał. Cokolwiek mu mówiłem, zawsze się w jakiś sposób do tego ustosunkowywał. Jest jednocześnie bardzo szybki jako reżyser. Wie, czego chce, a kiedy udaje mu się to osiągnąć, rusza dalej”.

Do roli Prezydenta Benjamina Ashera Fuqua wybrał kolejnego aktora, z którym chciał od dawna pracować – Aarona Eckharta. „Ma w sobie wyjątkową energię i jednocześnie potrafi całkowicie zatracić się w swojej roli”, mówi reżyser. „Potrzebowałem kogoś, kto zagra młodego, współczesnego Prezydenta i zdałem sobie sprawę, że Aaron ma w sobie wszystkie cechy takiej osoby”. Eckhart mówi natomiast, że nie spodziewał się, że zagra kiedykolwiek najpotężniejszego człowieka na świecie. „Chciałem pokazać go jako bohatera. To twardziel, nawet jeśli w filmie dostaje porządnie w kość” Najtrudniejszym aspektem roli Eckharta był fakt, że Asher jest przez większość filmu przykuty kajdankami do poręczy. „Być unieruchomionym, a jednak cały czas nie tracić kontaktu z rzeczywistością – to było prawdziwe wyzwanie”, mówi aktor. „Przez cały film jest bity i poniewierany. Musiałem pokazać, że ten człowiek się nie poddaje i ciągle symbolizuje siłę reprezentowanego urzędu, jednocześnie czekając, aż Gerry go uratuje”. Eckhart mówi, że Butler postawił poprzeczkę bardzo wysoko reszcie obsady. „Był całkowicie oddany temu filmowi, zarówno jako producent, jak i aktor”. Fuqua również inspirował aktora do podejmowania wyzwań. „Antoine wnosi na plan wiedzę, siłę oraz niezwykłe doświadczenie. Jest cichym człowiekiem, ale dokładnie wie, czego chce, co jest bardzo dobrym zwiastunem dla każdego aktora”.

Do roli Sekretarza Obrony, Ruth McMillan, Fuqua wybrał Melissę Leo. „Kiedy jej agenci powiedzieli, że bardzo się cieszy na naszą współpracę, byłem w siódmym niebie. To kolejna gwiazda, której obecność na planie wynosi film na wyższy poziom”. Aktorka, znana z ról twardych, walczących całe życie z niesprawiedliwym losem kobiet, wspomina, że jej pierwszą reakcją na scenariusz była dezorientacja. „Chciałam pracować z Antoine’em, ale raczej nie gram w tego typu filmach. To dla mnie kompletna nowość i właśnie to mi najbardziej w tym wszystkim pasowało. Również wszystkie polityczne niuanse, które stają się udziałem mojej bohaterki. Świat to skomplikowane miejsce, jestem spokojną osobą, ale na potrzeby roli musiałam nauczyć się patrzeć na wszystko zupełnie inaczej”. Sam plan filmu akcji był również dla Leo nowością. „Uświadomiłam sobie, że reżyser takiego filmu tworzy całość dopiero na stole montażowym. Tu wytnie dwie sekundy, stamtąd weźmie trzy i wychodzi mu to, co widział w swojej głowie”. Kolejnym ciekawym z perspektywy Leo aspektem była fizyczność jej roli. „Pytałam się za każdym razem Antoine’a, co mam dokładnie robić. Zapewniał mi idealne wskazówki, ale i tak nie potrafiłam nauczyć się choreografii walk”. Reżyser z kolei opisuje Leo jako „bardzo szczodrą aktorkę”, gotową do spróbowania czegoś nowego lub do powtórnego ujęcia. „Zawsze pytała o wszystkie szczegóły, łącznie z kwestią uczesania jej postaci oraz jak się oddycha, kiedy ma się złamane żebra. Niesamowite przywiązanie do detali, dzięki temu jej postać ożywa na ekranie”.

Kiedy przyszło do obsadzenia roli przełożonego Banninga, szefa Secret Service, Fuqua podjął dość niekonwencjonalną decyzję. „Pomyślałem, że to idealna rola dla kobiety”, wspomina reżyser. „Mamy obecnie dziewczyny-żołnierzy na linii frontu, więc uznałem, że kobieta będzie ciekawszą osobą na tym stanowisku. Nie jest jedną z chłopaków. Musi być co najmniej tak twarda, jak mężczyźni, a często jeszcze twardsza. Angela Bassett to typ kobiety, której potrzebowałem, ma w sobie i siłę, i inteligencję”. Aktorka od dawna przyjaźniła się z żoną reżysera, ale nigdy nie miała okazji z nim pracować. Bassett była podekscytowana swoją rolą. „W historii Stanów Zjednoczonych żadna kobieta nie przewodziła jeszcze Secret Service”, mówi aktorka. „Wydaje mi się, że nikt poza Antoine’em nawet takiej sytuacji nie wziął pod uwagę. Ten film to dla mnie nowy wspaniały świat. Moja postać służy za połączenie pomiędzy Przewodniczącym Izby Reprezentantów a znajdującym się w Białym Domu Banningiem. Będąc wieloletnią szefową Mike’a, ona wierzy w niego i ufa jego decyzjom”. Praca z Fuqua dała Bassett możliwość nowego spojrzenia na starego przyjaciela. „Antoine jest taki spokojny, nawet jeśli znajduje się pod presją. Ma talent do łączenia strony wizualnej, wiarygodnego ukazanych ludzkich emocji oraz niesamowitej, wybuchowej akcji”, opowiada aktorka. „Jest prawdziwym mistrzem w tego typu filmach”.

W roli Kanga, domniemanego szefa ochrony południowokoreańskiego premiera, Rick Yune wnosi do filmu wielką determinację oraz świetne wyszkolenie w sztukach walki. Aktor przyjaźnił się od dawna z Gerardem Butlerem, ale nigdy wcześniej nie mieli okazji wystąpić razem w filmie. „Wszystko, co dotyczy tego filmu, jest ekscytujące!”, zachwyca się Yune. „Byłem wielkim fanem Antoine’a już od Zabójczego układu. Uwielbiam go za to, że łączy oldskulowe koncepcje kina akcji, takie jak odwaga, lojalność, braterstwo, z współczesnymi standardami realizacyjnymi”. Yune przyrównuje reżyserię tego filmu do prowadzenia operacji wojskowej i mówi, że Fuqua to znakomity dowódca. „To facet, który rozumie znaczenie ryzyka, bo sam wielokrotnie go doświadczył”, mówi aktor. „Antoine wychował się w środowisku, w którym każdy dzień stanowił niebezpieczeństwo, w ten sposób nauczył się pokazywać ekranowe sytuacje w taki sposób, że wszystkim zapiera dech w piersiach”. Yune występuje w większości scen z Eckhartem i Leo, ponieważ to Kang i jego ludzie przejmują Biały Dom. „Aaron to aktor metodyczny”, wspomina Yune. „Czasami nie wiedziałem, czy dalej gra, czy już odpuścił. Melissa ma podobnie, dzięki czemu przed kamerą wywiązuje się wiele spontanicznych reakcji, które są zawsze dobre dla filmu”. Yune docenia intensywne przygotowania do Olimpu w ogniu. „Podobało mi się, że każda postać w scenariuszu w jakiś sposób wyróżnia się spośród innych. Bohater, obojętnie, czy pozytywny, czy negatywny, powinna przechodzić na ekranie jakąś przemianę, a w Olimpie w ogniu sprawa tak się ma ze wszystkimi”.

Butler nadmienia, że to właśnie dzięki takiej znakomitej obsadzie ta nietypowa historia mogła ożyć na ekranie. „To naprawdę niesamowite przechodzić z bunkra z Aaronem Eckhartem i Melissą Leo do Centrum Kryzysowego, w którym znajdują się Morgan Freeman, Robert Forster i Angela Bassett. A później iść na plan zdemolowanego Białego Domu i próbować się tam odnaleźć. Takie rzeczy rozpuszczają aktora!”, dodaje ze śmiechem gwiazda i producent Olimpu w ogniu.

Synopsis

Kiedy terroryści przejmują kontrolę nad Białym Domem, biorąc Prezydenta Stanów Zjednoczonych jako zakładnika i wprawiając cały kraj w osłupienie, przebywający przypadkowo w pobliżu zhańbiony agent Secret Service staje do samotnej i nierównej walki o przywrócenie wiary w podstawowe amerykańskie wartości. Mike Banning to były ochroniarz Prezydenta, który w oblężonym budynku czuje się jak ryba w wodzie, wykorzystując swoje wyśmienite przygotowanie fizyczno-taktyczne, a także niebywałą znajomość Białego Domu, by stać się oczami i uszami obserwujących rozwój sytuacji ludzi ze sztabu kryzysowego.

Napastnikami, którzy przejęli symbol demokratycznej Ameryki, są oddani sprawie ekstremiści, Banning ma więc podwójnie utrudnione zadanie. Na dodatek terroryści zaczynają egzekucje zakładników, by wymusić na amerykańskim rządzie spełnienie swoich żądań. Uświadamiając sobie, że jest być może ostatnią nadzieją jednego z najpotężniejszych ludzi na świecie, Banning stawia wszystko na jedną kartę. Olimp w ogniu to elektryzujący thriller wyreżyserowany przez twórcę Dnia próby, Antoine’a Fuqua. Widzowie na seansie będą dosłownie siedzieć na krawędzi swoich foteli!

Więcej informacji

Proszę czekać…