Historia jest nieubłagana, cudu jednak nie było. 9
Nadszedł finał całej historii Spartakusa zekranizowanej w Nowej Zelandii przez amerykańską stację telewizyjną STARZ. Przez 4 sezony emocjonowaliśmy się niesamowitymi scenami walki, przepełnionymi krwią i brutalnością. Twórcy nie pożałowali nam również scen seksu tego brutalnego, ale także tego pełnego miłości. Niesamowite zawiłości fabuły z intrygami, w których uczestniczyli tak samo mężczyźni jak i kobiety sprawiły, że serię można śmiało nazwać najbardziej "epicką" ekranizacją buntu rzymskich niewolników.
Cały ostatni sezon przygotowywał nas do nieuchronnego końca, natchniony przez bogów Spartakus musiał w końcu polec. Jednak gdzieś tam w głębi, każdego z widzów na pewno tliła się nadzieje, że scenarzyści zmienią bieg historii i ocalą pełnego dobroci Traka. Jednak tak się nie stało, historia jest nieubłagana, Spartakus ginie, zagadką przed ostatnim odcinkiem było w jaki sposób zostanie to pokazane.
Spora część odcinka to seria pożegnań, wszyscy doskonale wiedzą, że szanse na zwycięstwo i przeżycie są nikłe. Ckliwa muzyka i łzy w oczach postaci wprawiają wręcz w dramatyczny klimat. Przemówienia Spartakusa walczącego o wolność i miłość mogą wywołać ciarki, a dialogi Simona Merrellsa (Crassus) mogą przywołać wspomnienia podobnych w wykonaniu Johna Hannaha (Battiatus) w pierwszej serii.
Nadchodzi walka ostateczna, i tak jak obiecywali twórcy jest to coś wielkiego, wspaniała walka i poświecenie, niesamowita muzyka i... dramat bohaterów. Każda śmierć jest dramatycznie odegrana i przedstawiona. Pewien niedosyt może pozostawić pokazanie końca Gannicusa, który był prawdziwym "bogiem areny" i na pewno nie zasługiwał na taki los. Jednak nie pokonał go jeden człowiek, a cała uzbrojona w tarcze i miecze armia. Tak jak się można było spodziewać główna walka to pojedynek Spartakusa z Crassusem. W mojej opinii scena na najwyższym poziomie i z godnym zakończeniem.
Można się przyczepić do paru rzeczy w całej serii jak i w odcinku "Victory", na pewno są to niedopracowane, komputerowe scenerie, walczące kobiety, które pokonują sporo większych od nich żołnierzy, no i w końcu postać Spartakusa przedstawiona w sposób mocno heroiczny, niemal boży.
Wspaniały hołd oddano poległym we wcześniejszych seriach niewolnikom i gladiatorom, a szczególnie wspomnienie podczas napisów końcowych zmarłego Andyego Whitfielda, z którym wydaje się, że serial byłby jeszcze lepszy.
Niemal doskonały finał wspaniałego serialu, podczas którego emocje są nieuniknione.