Jasna strona Alfreda Hitchcocka 6
Panorama ośnieżonych gór, lesiste zbocza, a pośród nich cicha, mała stacyjka. Tak zaczyna się film Alfreda Hitchcocka „Starsza pani znika”. Mistrz suspensu i tajemnicy tym razem zrealizował film z lekkim przymrużeniem oka. I dobrze. Film ogląda się świetnie. Mimo, że nie ma akcji zrywającej beret z głowy widza. Minimalistyczna, niemal teatralna scenografia tworzy cudowny klimat. Akcja dzieje się w karczmie, w pociągu (głównie), częściowo na stacji kolejowej i tak naprawdę to są jedyne plany, na których toczy się akcja. Scenografia może nas momentami śmieszyć, gdyż widać, że duże plany to po prostu makiety. Już ujęcie przedstawia wielką makietę miasteczka z nieruchomymi co prawda postaciami, ale za to z jadącym samochodem.
Charakterystyczna gra aktorów z przedwojennej szkoły brytyjskiej nie męczy. Aktorzy dziś już niepamiętani, grają dobrze. Zgrabnie budują klimat grozy jak i sprawdzają się w scenach humorystycznych. Mimo, iż postacie nie są może wyraźnie zarysowane, a wątki poboczne dotyczące ich życia są płytkie, nie przeszkadza to w dobrym odbiorze filmu. Muzyka nie przeszkadza ani nie męczy. Słychać ją w tle i tylko czasami mamy wrażenie, że ciut za głośno brzmią niektóre dźwięki. Ale taki jest urok starych filmów.
Nie mogę nie wspomnieć o kilku drobnych wpadkach w filmie. Co jakiś czas może zauważyć pewne nieścisłości. Jedną z nich jest na przykład napisane na szybie nazwisko tytułowej Starszej Pani. Bohaterka zapisuje je na środku szyby, a w dalszej scenie, gdy pojawia się ono po raz kolejny, jest na samym jej dole.
Mimo tego film ogląda się przyjemnie. Polecam wszystkim, którzy kochają Hitchcocka oraz tym, którzy go nie znają a chcieliby poznać.
Tylko w starym kinie uświadczymy jeszcze sprawiedliwego prowadzenia widza z jednoczesnym komentarzem politycznym. Te efekty z modeli oraz rozmyte kadry z ręki:D