Starsky i Hutch są partnerami i mają do rozwikłania swoją pierwszą dużą sprawę. Dzięki pomocy informatora Huggy Beara w tej roli wystąpił popularny, nagrodzony platynowymi płytami rapper Snoop Dogg trafiają na trop potężnego dealera, który wynalazł niewykrywalny - oczywiście nielegalny - narkotyk i właśnie szykuje się do wyjątkowo ważnej transakcji.

Gliniarze na luzie

Serial o dwóch nie traktujących siebie zbyt serio detektywach powstał w latach 1975–79. Starsky’ego grał Paul Michael Glaser, później znany reżyser, Hutcha – David Soul. Wielu znawców telewizyjnej rozrywki uważa tę serię za zwiastuna Policjantów z Miami. Duży nacisk położono na modne fryzury i ubrania głównych bohaterów. Marką samochodu, która stała się bardzo popularna dzięki serii, był Ford Gran Torino, koniecznie w czerwono-białe pasy. Takim właśnie jeździł Starsky.

Nietrudno było dopatrzyć się wpływu realistycznych filmów policyjnych ze schyłku lat 60. i początku 70. (jak Serpico Sidneya Lumeta, czy Nowi Centurionowie Richarda Fleischera) na metody pracy i postawę moralną serialowgo duetu. Albowiem Starsky i Hutch w ciężkich przypadkach śmiało łamali literę prawa – po to, by zachować jego ducha. Brak tu było jednak nadmiernej powagi. Elementy komediowe wprowadzili zarówno autoironiczni bohaterowie, jak i ceniona przez wielbicieli serialu postać Huggy Beara, hipisa – informatora, żyjącego na ulicy i balansującego stale na granicy prawa i bezprawia. Zagrał ją Antonio Fargas.

Huggy Bear bardzo cool, a zły bardzo zły

Reżyser wspominał, iż oprócz policyjnego duetu bardzo ważną postacią w serialu był regularnie pojawiający się w nim policyjny informator, Huggy Bear. To był facet najbardziej cool w ówczesnej telewizji. Mało było wówczas postaci podobnych do niego. Musieliśmy uwspółcześnić tę postać. I wtedy pomyślałem o gościu, który uchodzi za wcielenie bycia cool, czyli o Snoopy Doggu. Poza tym jest to ktoś, kto jak mało kto zna życie ulicy. A ja zawsze uważałem, że komediowy żywioł pojawia się, gdy mamy do czynienia z realizmem.

Zdaniem Stillera słynny raper był idealnym wyborem, by uwiecznić cwaniaka i alfonsa z lat 70., w pełni oddać ten niepowtarzalny styl.

Phillips podkreślał też, jak ważne było stworzenie wyrazistej postaci negatywnej. We współczesnych filmach sensacyjnych często brak mocnych negatywnych postaci. Wszyscy ci hakerzy, anonimowe syndykaty zbrodni... My natomiast potrzebowaliśmy prawdziwego wcielenia zła. Reese Feldman ma na pozór ujmujące maniery, jest eleganckim playboyem, wzorowym tatą, a w rzeczywistości także wyrafinowanym sadystą. Do tej roli reżyser zaproponował Vince’a Vaughna, z którym owocnie współpracował przy realizacji Old School. Aktor chciał, by nie była to postać stereotypowego okrutnego gangstera. Pragnął dodać jej nieco głębi, na co pozwalał mu scenariusz. Myślę, że Reese nie do końca czuje się gangsterem. Chce rozwiązać raz na zawsze swoje finansowe problemy, traktuje swą nielegalną działalność trochę jak zabawę. A potem już nie ma wyjścia.

W małych rolach wystąpili Juliette Lewis (Co gryzie Gilberta Grape'a, Dziwne dni) jako kochanka Reese’a, naiwna Kitty, i Jason Bateman jako jego najbliższy współpracownik Kevin, nieustannie poniewierany przez szefa.

Byłem trochę w strachu proponując im tak małe role – opowiadał reżyser. – Zwłaszcza rola Kitty była w scenariuszu ledwie zaznaczona. Jednak nie pomyliłem się. Juliette nie obraziła się i samodzielnie rozbudowała swój występ, Jason natomiast wniósł do roli Kevina całe swoje niepowtarzalne, nieco cyniczne poczucie humoru.

Ukoronowaniem obsady było obsadzenie Freda Williamsona, gwiazdy filmów akcji i westernów z lat 70., kręconych z myślą o czarnoskórej publiczności, w roli ledwie panującego nad nerwami i gorącym temperamentem kapitana Dobeya, szefa obu detektywów. Twórcom filmu chodziło nie tylko o zatrudnienie aktora, który jest wręcz jedną z ikon popularnego kina lat 70. Zdaniem reżysera, była to też szansa na udowodnienie, że Williamson to aktor o szerokich, a rzadko wykorzystywanych możliwościach. Po raz pierwszy zagrał rolę czysto komediową.

Może nie powinienem, ale chcę

Zanim jeszcze wybrano reżysera, pomyślano o obsadzie głównych ról. Ben Stiller, gdy usłyszał, że Warner nabył prawa do ekranizacji serialu, sam się zainteresował rolą Starsky’ego i zgłosił gotowość jej zagrania. W dzieciństwie bardzo chciałem zagrać w Starskym i Hutchu. Naśladowałem ich często. Dlaczego, jeśli istnieje taka możliwość, nie spróbować spełnić marzenia? – mówił aktor. – Tak, oczywiście zdawałem sobie sprawę, że istnieje wiele powodów, by tego nie robić. Nie zawsze bezkarnie spełnia się marzenia z dzieciństwa. Postanowiłem jednak zignorować własne wątpliwości i wejść w to. Jakie wątpliwości miał na myśli Stiller? Chyba takie, że ostatnio poświęcił się rolom przede wszystkim komediowym, zaniedbując ambicje reżyserskie oraz aktorstwo charakterystyczne.

Wiele spośród zastrzeżeń gwiazdora rozwiał reżyser Todd Phillips, który odniósł komercyjny sukces rubaszną (znaną i z naszych ekranów) komedią dla nastolatków Ostra jazda, a następnie nakręcił komediodramat o kryzysie wieku średniego Old School: Niezaliczona. Kilkakrotnie miał już pracować ze Stillerem, ale projekty te z różnych względów nie dochodziły do skutku.

Phillips przedstawił Stillerowi koncepcję, w myśl której film miał wyglądać jak... pilot serii Starsky i Hutch, nakręcony dokładnie tak, jak w latach 70. Zgodziłem się – mówił gwiazdor – że trzeba to zrobić z maksymalną prostotą, a ironia wynikająca z dystansu czasowego, z tych niemalże trzydziestu lat, które upłynęły, powinna sama się pojawić. Nie mieliśmy zamiaru narzucać ostro parodystycznego tonu.

Rozłożeniem akcentów i napięć scenariusz przypomina komedię romantyczną – mówił scenarzysta-reżyser. – Tyle, że nie chodzi tu ani o kobietę i mężczyznę, ani o jakieś podteksty homoseksualne. Chodzi o dwóch facetów, którzy diametralnie różnią się charakterami i działają sobie na nerwy, ale doskonale się uzupełniają, a z czasem coraz bardziej lubią i szanują.

Do roli Hutcha zaangażowano Owena Wilsona, a Stiller nie tylko pochwalił ten wybór, lecz wręcz go wspierał. Aktorzy wystąpili razem już po raz szósty. To wydawało się naturalnym wyborem – mówił Stiller. – Co prawda, Starsky i Hutch ufają sobie nawzajem (chociaż nie od początku), a ja nie ufam Owenowi za grosz. Ale go lubię i uważam, że jest bardzo zabawny.

Producent Stuart Cornfeld uważał zatrudnienie obu aktorów za doskonałe posunięcie z jeszcze jednego względu. Obaj mają niezwykłą zdolność improwizowania, twórczego wykraczania poza scenariusz. Obydwaj też są przecież uzdolnionymi scenarzystami, co gwarantuje świeżość i zarazem dopracowanie ich pomysłów. Moim zdaniem, doskonale udowodnili to na planie naszego filmu, wzbogacając wizerunek postaci o wiele zabawnych detali.

Wilson żartował, że jego zdaniem Stiller nalegał na ten angaż z innego powodu: Mam, tak jak w serialu, blond włosy. I to była decydująca sprawa – śmiał się. Wilson, jak wielu innych członków ekipy, także doskonale pamiętał serial. Fascynowałem się nim. To pierwszy serial policyjny, który dobrze pamiętam. Potem podobały mi się jeszcze Magnum i Policjanci z Miami. Zdaniem Wilsona, powracająca co i rusz popularność policyjnych filmów i seriali bierze się m.in. stąd, że u ich podstaw leży pewna prawda psychologiczna. Przygotowując się do roli, rozmawialiśmy z wieloma detektywami z Los Angeles. Potwierdzili to, co wielokrotnie oglądamy w filmach. Oczywiście, większość czasu zajmuje im tropienie przestępców, różnorodne techniki śledcze. Ale ważny jest także duch koleżeństwa i przyjaźni – bez wzajemnych żartów i przekomarzań często trudno byłoby wytrzymać związane z tą profesją napięcie.

Stiller komentował: Moim zdaniem, gatunek policyjny przeżył swe wielkie dni właśnie w latach 70. Ostatnio nastąpiło pewne zmęczenie tym gatunkiem, który stracił wiele ze swej świeżości. Naszym zadaniem – i mam nadzieję, że to się udało – było tchnąć w niego nowego ducha.

O filmie

Bay City w Kalifornii. Detektyw David Starsky jest tajniakiem z pasją poświęcającym się swej pracy. Zawsze na służbie, wręcz maniakalnie tropi zbrodnie. Brak mu luzu, a w dodatku musi się zmagać z kompleksem matki, jednej z najsłynniejszych policjantek w historii miasta. Jednak o ile rodzicielka była słynna ze współpracy z jednym partnerem, Starsky, z racji swego perfekcjonizmu, zmienia współpracowników jak rękawiczki.

Jego przeciwieństwem jest inny gliniarz – Ken „Hutch” Hutchinson, obdarzony doskonałym instynktem, a przy tym poczuciem luzu. Jednak, jak na policjanta, zbyt go kuszą pieniądze.

Komendant policji w Bay City, kapitan Dobey (Fred Williamson) wpada na pomysł, by stworzyć z tych dwóch policyjny team.

Już pierwszego dnia pracy dwaj świeżo upieczeni partnerzy rozpoczynają śledztwo w sprawie tajemniczego morderstwa. Dzięki informatorowi Huggy Bearowi (Snoop Dogg) wpadają na trop, który doprowadza ich do dwóch ponętnych cheerleaderek, Staci (Carmen Electra) i Holly (Amy Smart), które pragną być bardzo pomocne funkcjonariuszom – pod każdym względem.

Głównym podejrzanym jest Reese Feldman (Vince Vaughn), oficjalnie biznesmen, a w rzeczywistości potężny handlarz narkotyków, który właśnie przygotowuje się do wyjątkowo ważnej transakcji. Czy duet detektywów pokrzyżuje jego plany ?

Po prostu film retro

Realizacja filmu potwierdziła znaną filmowcom od lat prawdę, że najtrudniej jest kręcić widowiska, których akcja rozgrywa się w stosunkowo nieodległej przeszłości. Odpowiedzialny za scenografię Ed Verreaux (pracował m.in. przy Misji na Marsa i Królu Skorpionie) wyznał, że nawet sobie nie wyobrażał, jak ciężka harówa go czeka. Trzeba uważać na tysiące rzeczy, bo ludzie dobrze pamiętają tamte czasy i natychmiast wytkną bezlitośnie każde potknięcie. Konieczne było usunięcie wszelkich talerzy satelitarnych, tonowych telefonów, wygląd zmieniła też radykalnie sygnalizacja świetlna. Nie mogła się przemknąć na plan żadna współczesna gazeta, samochód czy fryzura.

Verraux uzgodnił z reżyserem, że w scenografii i kostiumach nie będzie celowego przerysowania i pastiszu, lecz tylko wierna rekonstrukcja. Phillips zgodził się z nim, pamiętając, że wiele filmów przypominających tę epokę niosło ze sobą przesadny groteskowy efekt. Obaj byli zdania, że to aktorzy i ich zachowanie powinni wnieść element komediowy do jak najwierniej zrekonstruowanego świata A.D. 1975. Wnętrza, na przykład, miały służyć dyskretnemu wzmocnieniu charakterystyki bohaterów, a nie ich ośmieszeniu. Mieszkanie Starsky’ego jest uporządkowane, widać w nim swoistą ascezę i brak konsumpcyjnego rozbuchania, charakterystycznego dla opisywanej epoki. Jest dość funkcjonalne, a na ścianie wisi plakat z Brudnego Harry’ego. Większy bałagan, śmielsze zestawienia kolorystyczne i ciągotki do blichtru można dostrzec oczywiście w mieszkaniu Hutcha. Natomiast rezydencja Reese’a z lat 20. świadczy o jego wygórowanych aspiracjach i pretensjach do elegancji i przepychu. Tak nie mieszkali prawdziwi wielcy kryminaliści, raczej biznesmeni. Nie chcieliśmy osiągnąć surrealistycznego efektu, tego tandetnego przepychu, jaki można zaobserwować w wielu filmach, dotyczących tej dekady. Starsky i Hutch miał wyglądać, jakby nakręcono go właśnie wtedy – powtarzał Ludwig.

Jeśli chodzi o kostiumy, to po prostu część z nich, zwłaszcza ubrania dwóch głównych bohaterów, skopiowano z oryginalnego serialu i przystosowano do gabarytów Stillera i Wilsona.

W filmie wykorzystano aż dziewięć fordów Gran Torino, w dynamicznych sekwencjach pościgów.

Trochę zabawnie, trochę na serio

Producenci Alan Riche i Tony Ludwig nosili się z poważnym zamiarem przeniesienia na ekran popularnego ongiś serialu już od 1998 roku. Zarzekali się, że nie ma to nic wspólnego z modą na przerabianie dawnych przebojów telewizyjnych, takich jak Maverick, Rewolwer i melonik czy Aniołki Charliego, na wysokobudżetowe produkcje kinowe. No, może trochę… Byłem prawdziwym wielbicielem tej serii – wspominał Richie. – Miała serce i duszę, a tego naprawdę nie można powiedzieć o wielu telewizyjnych filmach. W dodatku prawie nie zdarzały się chałowe, czy mało pomysłowe odcinki. To też rzadkość. Myślę, że jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy był fakt, że udało się zderzenie osobowości dwóch bohaterów: zwariowanego, niezwykle intensywnego w zachowaniu i reakcjach Starsky’ego oraz lakonicznego, wyluzowanego Hutcha. Byłem przekonany, że ta specyficzna relacja między nimi może stać się siłą napędową nowej wersji, tym razem na dużym ekranie.

Producenci musieli zwrócić się do pomysłodawcy oryginalnej serii Williama Blinna, aby uzyskać prawa do sfilmowania serialu. Trochę się tego obawiali, ponieważ wiedzieli, że wielokrotnie odmawiał innym filmowcom. Mechaniczne przenoszenie na ekran seriali z innej epoki nie budzi mojego entuzjazmu. Jest wiele przykładów przykrych pomyłek. Dlatego na wiele poprzednich propozycji reagowałem niechętnie – mówił Blinn. – Ale entuzjazm Alana i Tony’ego naprawdę mnie ujął. To po prostu była poważna i przemyślana propozycja. Richie i Ludwig, uzyskawszy zgodę Blinna, zwrócili się o wsparcie finansowe do wytwórni Warnera. Uzyskali je, a współproducentem filmu został Akiva Goldsman, który doskonale pamiętał ten serial. Towarzyszył on mojemu dzieciństwu, teraz obejrzałem wiele odcinków na nowo – mówił. – To zabawne i bardzo dziwne uczucie, jak z czasem zmienia się nasz odbiór. Dziś uderzyło mnie doskonałe połączenie humoru i powagi oraz to, że poza wszystkimi perypetiami jest to tak naprawdę także opowieść o przyjaźni.

Więcej informacji

Proszę czekać…