Zrealizowana z wielkim rozmachem awanturnicza opowieść o piratach, miłości, odwadze i przeznaczeniu. Rzecz dzieje się w XVIII wieku na Karaibach. W Port Royal odbywa się uroczystość nominowania kapitana Norringtona na komodora. W tym wielkim dla siebie dniu Norrington pragnie do swoich sukcesów zawodowych dołączyć także osobisty: zdobyć rękę pięknej córki gubernatora, Elizabeth Swann (Keira Knightley). Nieoczekiwanie na przeszkodzie jego planom staje szalony pirat, postrach siedmiu mórz, sławny Jack Sparrow (rewelacyjny Johnny Depp). Ów zuchwalec zamierza ukraść najszybszy okręt floty brytyjskiej, ponieważ jego własną Czarną Perłę przejęła zbuntowana załoga. Ci właśnie korsarze zbliżają się do Port Royal, aby odzyskać tajemniczy złoty medalion. Przy jego pomocy będą mogli uwolnić się od straszliwej klątwy, rzuconej na nich niegdyś przez pogańskie bóstwa. Posiadaczką medalionu, części skarbu Azteków, jest właśnie Elizabeth Swann. Dziewczynie grozi wielkie niebezpieczeństwo. Na szczęście ma dzielnego obrońcę w osobie Willa Turnera (Orlando Bloom), młodego płatnerza, w którego żyłach płynie piracka krew...

Z miłości do piratów

Producent Jerry Bruckheimer mówi, że wielki sentyment do filmów o piratach pozostał mu jeszcze z dzieciństwa - „Wyspa skarbów”, „Kapitan Blood” czy „Czarny pirat” należały zawsze do jego ulubionych obrazów. Jak wielu chłopców, podziwiał bohaterów, pełnych zawadiackiego wdzięku i dokonujących cudów zręczności, a granych zwykle przez brawurowych wykonawców: Erolla Flynna i Douglasa Fairbanksa.

Miłość Bruckheimera do gatunku „swashbuckler’” (czemu po polsku niezbyt precyzyjnie odpowiada określenie „filmy płaszcza i szpady”) podzielali działający od lat w tandemie scenarzyści - Ted Elliott i Tony Rossio. Już dziesięć lat temu napisali szkic scenariusza widowiska o piratach, ale wtedy żaden producent nie był nim zainteresowany, ponieważ gatunek uważano za staroświecki, a Elliott i Rossio nie mieli jeszcze wielkiej sił przebicia. Nabrali jej dopiero po wielkim sukcesie „Shreka”, w którym odegrali kluczową rolę.

Bruckheimer był przekonany, że to właśnie oni mogą tchnąć nowe życie w zapomniany gatunek i precyzyjnie połączyć awanturniczą fabułę, romans oraz elementy fantastyki; Terry Rossio podkreślał zaś, że wraz z Tedem Elliottem chcieli stworzyć opowieść nowoczesną, a jednocześnie nawiązującą w warstwie romansowej do stylu Jane Austen. Według scenarzystów, najważniejszym elementem ich pracy było spójne powiązanie wszystkich elementów fabuły i dokładne rozmieszczenie kulminacji. Tu wzorem były klasyczne filmy z lat 30. i 40., zwłaszcza te w reżyserii Michaela Curtiza.

Gore Vebinski, który podjął się reżyserii, już dawno temu zwrócił na siebie uwagę Bruckheimera, choć do tej pory nigdy nie pracowali razem - trudno im było uzgodnić terminy. Verbinski docenił jakość scenariusza. Jego zdaniem największą zaletą tekstu było „zdumiewające, niemal perwersyjne potraktowanie klasycznego tematu”, zgodnie z którym Barbossa i jego ludzie bardzo chcieli zwrócić brakującą część przeklętego skarbu, bo to miało zdjąć z nich klątwę i sprawić, że znów mogliby w pełni cieszyć się swym niegodziwym życiem rzezimieszków. „Filmy o piratach to dla mnie także opowieści o pokusie przekraczania ustalonych reguł i o pogoni za własnymi pragnieniami i żądzami” – tłumaczył reżyser.

Z planu filmowego

Johnny Depp zgodził się przyjąć rolę tuż po przeczytaniu scenariusza. Miał zaskakujące koncepcje co do roli, które zostały jednak zaakceptowane. Depp inspirował się bowiem wyglądem i zachowaniem słynnego gitarzysty Rolling Stonesów – Keitha Richardsa, a także postacią z kreskówki - Pepe Le Pew. Jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny, Sparrow miał przypominać współczesnego rastafarianina ze złotymi zębami. Zdaniem Deppa, piraci byli gwiazdami rocka swoich czasów.

Natomiast Rush znalazł klucz do roli Barbossy w tym, że pirat bardzo pragnął uchodzić za dżentelmena, chociaż w rzeczywistości był tylko starym, sprytnym łajdakiem.

Knightley chciała podkreślić współczesny wymiar granej przez siebie postaci i zagrała kobietę silną, pewną siebie i niezależną.

Bloom z kolei nie ukrywał, że postać Willa mogłaby wydać się nieco mdła. Punktem zaczepienia była dla niego relacja pomiędzy Jackiem a młodym Turnerem. Will, wychowany bez ojca, zmuszony jest do przyspieszonego dojrzewania i to Sparrow staje się jego nauczycielem, jakże innym od oficerów marynarki, na których chłopak wcześniej się wzorował.

Bruckheimer podkreślał, że choć film jest fantazją, to jednak wybrano historyczny okres, w którym rozgrywa się akcja – gdzieś pomiędzy rokiem 1720 a 1750 - i zatrudniono historyka Petera Twista jako konsultanta, który czuwał nad spójnością filmowego obrazu piratów, ich otoczenia i zwyczajów. Zatrudniono także konsultantów od spraw szermierki: Roberta Andersona i Marka Ivie („Maska Zorro”). Anderson pracował niegdyś jako dubler samego Erolla Flynna. Część zdjęć powstała w Kalifornii, w studiach Glendale i Raleigh Studios, oraz w popularnej nadmorskiej miejscowości turystycznej Palos Verdes ze wspaniałą panoramą na Pacyfik. Tu zbudowano Fort Charles - część miasta Port Royal.

Początkowo myślano o tym, by większość zdjęć plenerowych zrealizować poza Karaibami, ze względu na brak słabo zaludnionych wysp w tym rejonie. Lecz ekipie zależało na autentyzmie i w końcu zrezygnowano z pomysłów kręcenia w Tajlandii czy Australii. Wyeliminowano aż 20 karaibskich wysp, głównie z uwagi na wzmożony ruch turystyczny. W końcu kwatera główna ekipy powstała na wyspie St.Vincent, a zdjęcia miały miejsce głównie na innych wyspach okolicznego archipelagu.

Verbinski dołączył do grona tych reżyserów, którzy przeklinają filmy realizowane na wodzie. Obyło się wprawdzie bez spektakularnych katastrof, ale „jeśli coś miało pójść źle, to mogłeś być pewny, że pójdzie źle”. Mowa tu zwłaszcza o kaprysach morza i o zmiennym, odbijającym się w wodzie świetle.

Jako „H.M.S. Interceptor” wystąpił żaglowiec „Lady Washington” - replika amerykańskiego okrętu z 1789 roku, wypożyczona z Grace Harbor Historical Seaport Authority. Natomiast „H.M.S. Dauntless” zbudowano na wzór słynnego angielskiego okrętu wojennego „Victory”. Co do „Czarnej Perły”, to postanowiono, że nie będzie ona mieć żadnych bezpośrednich historycznych wzorców. Jej wygląd miał być po prostu „kwintesencją pirackiego statku”. W związku z okrętami na planie ekipa przeżyła chwile grozy. W jednej ze scen Depp sterował „Interceptorem”, nie mając o tym pojęcia i o mały włos, a doprowadziłby do kolizji z „Dauntless”.

Ważnym elementem fabuły była przemiana piratów Barbossy w żywe szkielety. Za efekty specjalne odpowiadała słynna firma Industrial Light & Magic. Posłużono się trójwymiarową animacją i zadbano, by każdy szkielet swymi indywidualnymi cechami odpowiadał poszczególnym aktorom. Postanowiono nie używać żadnych ułatwień w postaci zwolnionych czy przyspieszonych zdjęć. Dodatkową trudnością było to, że szkielety musiały wyglądać maksymalnie naturalnie, także w scenach walk.

Jak to ciągle do tej pory bywa w filmach, nie wszystkie sceny można było zainscenizować z pomocą kaskaderów. Tak było ze sceną skoku Sparrowa i Elizabeth z dużej wysokości - z pokładu „Czarnej Perły” do morza. Knightley wahała się aż dwa dni, ale w końcu osobiście wykonała to bardzo trudne zadanie.

Z prasy światowej

„Kup bilet, usiądź wygodnie i miej ubaw!” Richard Corliss, Time

„Olśniewająca...pełna kolorów, radości i przygód rozrywka!” Elvis Mitchell, New York Times

„Johnny Depp jest zadziwiający!” David Ansen, Newsweek

„(...) Depp wygląda osobliwie - jak pijany drag queen, z półprzymkniętymi oczama mamroczący swoje kwestie. Nie zrozumcie mnie źle: to nie krytyka, ale podziw dla jego gry. Kreacja Deppa jest oryginalna w każdej cząsteczce.” Rogert Ebert, Chicago Sun-Time

„(…) Szydercze, komiczne łajdactwo Geoffreya Rusha, chłopięcy wdzięk Orlando Blooma i najlepsza od lat charakterystyczna rola Johnny’ego Deppa utrzymują ten okręt na powierzchni przez większą część czasu.” Mick La Salle, San Francisco Chronicle

„I jeszcze ten pełen fanfaronady Depp. Stworzył pełnokrwistą postać awanturnika i kradnie sceny ze zręcznością niespotykaną od czasów Marlona Brando i jego występu w „Buncie na Bounty” (1962)” Peter Travers, Rolling Stone

„Geoffrey Rush jest wspaniały!” James Verniere, Boston Herald

“Keira Knigtly jest rewelacyjna!” Paul Clinton, CNN

„(…)Wszystkie te elementy tworzą przekonującą całość, ponieważ Bruckheimer wynajął reżysera znanego z realizacji dobrych filmów. Gore Verbinski nie jest Orsonem Wellesem, ale „The Mexican” i „The Ring” odznaczały się dobrym tempem i sugestywną atmosferą. To świeża i lekka rozrywka, nigdy głupia.” Jeffrey M. Anderson, The Examiner

„Łyk swieżego / słonego! / powietrza, w morzu wakacyjnych powtórek!” Thelma Adams, US Magazine

„Filmy o piratach były trucizną, robioną dla kasy. „Żółtobrody”, „Wyspa piratów”, „Piraci” były źle przyjmowane przez krytykę, a publiczności przynosiły rozczarowanie. „Piraci...” natomiast to znakomity film awanturniczy - porywający, zabawny i spektakularny.” Nev Pierce, BBCi

„Humor i trzymająca w napięciu akcja ... „Piraci z Karaibów” to wakacjny hit na który czekaliśmy!” Claudia Puig, USA Today

Zuchwali kapitanowie, podłe łotry i ukryte skarby

Powieści przygodowo-marynistyczne wielką popularność zyskały zwłaszcza w XIX wieku, szczególnie w Anglii. To tam powstała słynna, wielokrotnie naśladowana „Wyspa skarbów” („The Treasure Island” Roberta Louisa Stevensona, 1883) - opowieść o poszukiwaniu ukrytego skarbu. W książkowej galerii groźnych piratów najbardziej wyrazisty był John Silver, przebiegły kuternoga z papugą na ramieniu - okrutny, choć nie pozbawiony ludzkich odruchów bohater, do którego nie sposób było nie czuć sympatii. Niezwykle nośnym chwytem okazał się zabieg powierzenia roli narratora dorastającemu chłopcu, Jimowi Hawkinsowi. Dzięki temu perypetie nabrały cech przerażającej, ale nieco nierealnej chłopięcej fantazji.

Drugą wzorcową powieścią był „Kapitan Blood” („Captain Blood” Rafaela Sabatiniego, 1922), której bohater, kierujący się pragnieniem zemsty, miał pewne cechy supermana; poza tym, często wybuchał sardonicznym śmiechem. W końcu jednak okazywał się zdolny do poświęceń i szlachetności. Taki rysunek bohatera, jako postaci o niemal nadludzkiej sile woli (swoistego buntownika-outsidera) oraz upodobanie do egzotyki były dziedzictwem romantyzmu - echem słynnego poematu George’a Byrona „Korsarz”.

Kino hollywoodzkie szybko podjęło intrygujący temat i oczywiście poddało go licznym przekształceniom. Wiązało się to zwłaszcza z osobowością króla niemych filmów przygodowych, Douglasa Fairbanksa, który dodał postaci filmowego pirata wiele łobuzerskiego wdzięku. Akrobatyczna sprawność fizyczna, niezmożona energia i uwodzicielski chłopięcy uśmiech to były jego znaki firmowe. Taki wizerunek stworzył w „Czarnym piracie” („The Black Pirate”, 1926) Alberta Parkera. Tam też znalazło się wiele klasycznych rozwiązań inscenizacyjnych, jak chociażby słynna scena, w której Fairbanks zjeżdżał po żaglu jednocześnie rozcinając go nożem.

W latach 30. wielkim uznaniem cieszyła się adaptacja „Wyspy skarbów” (1934) Victora Fleminga z Wallacem Berrym w roli Silvera. Natomiast tradycje Fairbanksa kontynuował legion aktorów, spośród których wybijali się Eroll Flynn i Tyrone Power. Lata trzydzieste to złoty okres awanturniczych widowisk o piratach. Szczególnie zrealizowane z rozmachem filmy Michaela Curtiza, wyprodukowane w wytwórni Warnera według powieści Sabatiniego „Kapitan Blood” („Captain Blood”, 1935) i „Morski jastrząb” („Sea Hawk”, 1939), imponowały dynamizmem scen masowych, perfekcyjnym połączeniem humoru i pełnych niezwykłej inwencji scen bójek i potyczek. Uwagę zwracała fantazyjna choreografia szermierczych pojedynków.

Ulubioną scenerią filmów o piratach były Karaiby, przede wszystkim Jamajka. Większość zdjęć realizowano oczywiście w studiu, co nadawało tym widowiskom umowny charakter. Akcja „The Black Swan” (1942) Henry’ego Kinga z Tyronem Powerem, wielkim konkurentem Flynna, też rozgrywała się właśnie tam, ale dodatkowym atutem filmu było doskonałe zastosowanie koloru.

„Karmazynowy pirat” („Crimson Pirate”, 1952) Roberta Siodmaka, z byłym cyrkowcem Burtem Lancasterem w roli głównej, był już wyraźnie filmem pastiszowym, pełnym gagów jak z niemego kina, ironicznie traktującym reguły tego typu widowisk. W latach 50. i 60. filmy o piratach przeżywały kryzys. Powstawało wiele tanich produkcji, także europejskich (francuskich i włoskich), skazanych na szybkie zapomnienie. Za łabędzi śpiew klasycznego filmu o piratach uważa się „Korsarza” („The Bucaneer”, 1958) Anthony’ego Quinna z Charltonem Hestonem i Yulem Brynnerem - remake filmu Cecile’a B. De Mille’a z 1938 roku, dziwnie pozbawiony dynamiki i niewinności widowisk z lat 30. i 40.

Raz po raz, z różnymi rezultatami, sięgano po nieśmiertelną „Wyspę skarbów”. Najlepsza była brytyjska wersja z 1951 roku w reżyserii Byrona Haskina, z rewelacyjną rolą Roberta Newtona jako Silvera, którą powtórzył w kontynuacji „Long John Silver” (1954) oraz w wiele lat później, w doskonałym serialu „Powrót na wyspę skarbów” (1985). Natomiast międzynarodowa „Wyspa skarbów” Johna Hougha z 1972 roku, pomimo, że Silvera zagrał sam Orson Welles, była bladym cieniem poprzednich adaptacji, a Charltonowi Hestonowi zabrakło poczucia humoru w skądinąd solidnej wersji telewizyjnej, wyreżyserowanej przez jego syna, Frasera, w 1990 roku.

Ostatnim na długie lata hollywoodzkim wysokobudżetowym filmem, czarującym dowcipem i wyczuciem stylu, był „Purpurowy pirat” („Swashbuckler”, 1979) Jamesa Goldstone’a z Robertem Shawem i Genevieve Bujold. Niektórzy ocenili go jednak surowo ze względu na niewątpliwie pozbawiony dawnej niewinności erotyczny klimat i dość bezwstydne czerpanie z dorobku poprzedników.

Wielkie nadzieje wiązano z „Piratami” („Pirates”, 1986) Romana Polańskiego. Był to niewątpliwie film zrealizowany z miłością do gatunku, ale należący do najsłabszych utworów mistrza, choć jego atutem była brawurowa kreacja Waltera Matthau’a jako łajdackiego kapitana Reda.

Musiało upłynąć parę lat, by podjęto próbę reaktywacji gatunku, realizując wysokobudżetową produkcję. „Wyspa piratów” („Cutthroat Island”, 1995) Renny’ego Harlina z Geeną Davis kosztowała 90 milionów dolarów, ale spotkała się z mizernym zainteresowaniem publiczności. A krytyka niemal zgodnie przyznała, że powstało jeszcze jedno hałaśliwe widowisko kina akcji, pozbawione subtelnego poczucia humoru i magii klasycznych filmów. Dopiero w 8 lat później Jerry Bruckheimer odważył się powrócić do zapomnianego już gatunku.

Więcej informacji

Proszę czekać…