"Pora umierać" to historia pełnej życia i poczucia humoru starszej pani. Kobieta pod koniec życia musi zmierzyć się nie tylko z teraźniejszością, ale i z przeszłością. Wygrywa czy przegrywa życie? Nawet jeśli zadaje sobie wprost to pytanie, to nigdy na nie nie odpowiada... Aniela z ironicznym uśmiechem patrzy na rzeczywistość i tym uśmiechem właśnie rozprawia się ze swoją samotnością.

O filmie

Autorskie kino duetu Dorota Kędzierzawska i Arthur Reinhart z olśniewającą kreacją Danuty Szaflarskiej.

Pora umierać to historia pełnej życia i poczucia humoru starszej pani. Kobieta pod koniec życia musi zmierzyć się nie tylko z teraźniejszością, ale i z przeszłością. Wygrywa, czy przegrywa życie? Nawet jeśli zadaje sobie wprost to pytanie, to nigdy na nie nie odpowiada... Aniela z ironicznym uśmiechem patrzy na rzeczywistość i tym uśmiechem właśnie rozprawia się ze swoją samotnością.

"Marzę o tym, by nie dali się Państwo zwieść temu tytułowi. Bo to jest oczywiście film o życiu - zmaganiu się z nim, ale też pasji i radości życia, która jest w zasięgu ręki każdego z nas, choć tylko niektórzy o tym wiedzą..." Dorota Kędzierzawska

Prasa o filmie

Spotkanie z kinem Kędzierzawskiej jest, jak zawsze, lekcją pokory dla innych naszych twórców. Bezpłatną lekcją w szkole mistrzowskiej. Jej kino to nie tylko własny, z nikim niepodrabialny styl, to także absolutne zawodowstwo. Czarno-białe zdjęcia Arthura Reinharta dopowiadają kolorowe emocje, każdy kadr jest pięknie zakomponowały i zmontowany, każda scena perfekcyjnie udźwiękowiona, wszystkie, nawet najmniejsze role, znakomicie zagrane. I to naprawdę jest polskie kino. Nie do wiary. Machina

Tajemnica sukcesu kryje się w autorskiej konsekwencji i bezkompromisowości. (…) Kędzierzawska z anonimowego tłumu zawsze wybiera osobę, której nikt nie zauważa. Smutną, szarą, przeciętną albo biedną. Uwzniośla tę szarość, uszlachetnia cierpienie albo udowadnia, że małoletni bohaterowie kochają jak dorośli. (…) W autorskim kinie Doroty Kędzierzawskiej maleńka duszyczka zyskuje jednak niezwykłą oprawę. Skupione, precyzyjne kadry stałego współpracownika reżyserki, operatora i montażysty Arthura Reinharta, zaglądają w głąb: fotografują emocje, lęki i wzruszenia, a Kędzierzawska nie pozwala bohaterom na klęskę. Daje nadzieję. Że wrażliwość w końcu zwycięży. Łzy zapracują na śmiech. A stare dłonie Anieli znowu będą młode. Zaczarują wiosnę. Na życie. Tygodnik Powszechny

Dawno nie zdarzyło mi się tak wzruszyć na filmie polskim, jak ostatnio na Pora umierać Doroty Kędzierzawskiej (…) Dziękuję Pani, pani Danuto, za sumę przeżyć, które – jak w finałowym travellingu ku niebu, brawurowo zaaranżowanym przez autora zdjęć Arthura Reinharta – prowadzą nas, widzów, daleko poza przyziemne horyzonty. Tak hojnie częstuje nas ostatnio ową przyziemnością rodzime kino. A przecież warto, przynajmniej raz, zadać sobie pytanie o przeżytą przeszłość. Jak pisał kiedyś Jan Rostworowski: „Kilka razy pięknie zaśpiewał ptak, Kilka razy pięknie uśmiechnęła mi się kobieta, I przeszło życie”. KINO

Twórcy o filmie

pomysł...

Pora umierać jest właściwie monodramem, zainspirowanym przez niezwykłą postać Danuty Szaflarskiej, dla niej specjalnie napisanym. Danuta Szaflarska to nie tylko wybitna aktorka, ale i fascynująca osobowość. Do napisania scenariusza “dedykowanego” Danusi przymierzałam się od dawna, bo prawie od 15 lat, odkąd spotkałyśmy się po raz pierwszy na planie “Diabłów...”. To było jak “miłość od pierwszego wejrzenia”, jak spotkanie z osobą z innego świata, z innej planety. Zresztą nie znam osoby, której by Danusia nie “zauroczyła”. Potem spotkałyśmy się na krótko przy okazji teatru telewizji (”Moje drzewko pomarańczowe”) i w końcu filmu Nic. Ale to wciąż były role niewielkie i wciąż miałam nadzieję, że czeka nas coś wyjątkowego, jakieś dłuższe “filmowe” spotkanie.

O tym, że coś konkretnego chodzi mi po głowie pochwaliłam się Danusi zanim zdążyłam cokolwiek napisać. Była bardzo ciekawa cóż to za historia, wyjeżdżała na wakacje do swoich Kosarzysk i trochę ponaglała. Dzięki niej scenariusz napisałam w dwa tygodnie.

W Radości, na pięknej, zalesionej działce stał tak samo piękny, jak i zaniedbany, stary, drewniany dom w stylu świedermajer. Nazwę świdermajer wymyślił podobno sam Gałczyński. Historię tego domu i jego właścicielki usłyszałam dobrych parę lat temu. Wszystko połączyło się w całość i poukładało na swoje miejsca - charakter postaci i aktorka, historia i czas - dopiero wtedy, kiedy usłyszałam zabawnie-smutną historyjkę o pewnym zdarzeniu z udziałem starszej pani. Ta “historyjka” otwiera teraz film. Niestety dom - bohater prawdziwej historii, nie zagrał. Remont (trwający zresztą do dziś) zepsuł go bezpowrotnie.

główni bohaterowie...

A to właśnie dom, obok głównej bohaterki Anieli, gra znaczącą rolę w filmie. Ze znalezieniem go mieliśmy spore kłopoty. W końcu zagrały dwa, ale dziś jednego z nich już nie ma. Przedwojenne “świdermajery” budowane na Linii Otwockiej znikają z powierzchni ziemi jeden po drugim. W naszym filmie będą istnieć.

Trzecim “bohaterem” opowiadania jest pies. Tego, który miał grać w filmie znaleźliśmy bardzo wcześnie, na wiele miesięcy przed zdjęciami. Nazywał się Afera. Jednak w filmie zagrał w końcu zupełnie inny, zachwycający mądrością, przemiły i szczęśliwy przed kamerą - Tokaj.

Pies w scenariuszu pojawić się musiał, bo bardzo nie lubię monologów wewnętrznych, a tym razem bohaterka (sama się temu dziwię) chciała dużo mówić i nic nie mogłam na to poradzić. I tak Aniela “rozmawia” z psem, swoim jedynym domownikiem, przyjacielem i obrońcą. Poprzez te rozmowy buduje się obraz postrzegania i przeżywania rzeczywistości przez starszą panią, która z ironicznym uśmiechem patrzy na rzeczywistość i tym uśmiechem właśnie rozprawia się ze swoją samotnością.

Mądrość Anieli i to, czego jej zazdrościmy (a czego ja prywatnie zazdroszczę Danucie Szaflarskiej) to dystans do świata i siebie i oraz niecodzienne poczucie humoru, który daje jej siłę w najmniej oczekiwanych i nie najłatwiejszych sytuacjach.

tytuł...

Pora umierać - tytuł mam zawsze jeden, zazwyczaj pomysły, które są “bezimienne” przepadają gdzieś i nigdy ich nie kończę. Ten pojawił się od razu, kiedy jeszcze wszystko istniało w formie nie zapisanej. Marzę o tym, by nie dali się Państwo zwieść temu tytułowi. Bo to jest oczywiście film o życiu - zmaganiu się z nim, ale też pasji i radości życia, która jest w zasięgu ręki każdego z nas, ale tylko niektórzy o tym wiedzą...

czerń i biel...

Wiedzieliśmy od samego początku, że film musi być czarno-biały. I bardzo oszczędny w sposobie opowiadania tak, by nic nie zakłócało prostoty “codziennych rytuałów” naszej bohaterki. Mieliśmy za zadanie dyskretnie ją obserwować, niczego obrazem nie “ubarwiając”. Oglądając stare zdjęcia rodzinne, stare czarno-białe fotografie - odruchowo przystajemy, zwalniamy, przyglądamy się twarzom, postaciom, plenerom, nieco uważniej niż zwykle. Coś wyjątkowego z tych zdjęć zawsze bije - jakaś siła, nostalgia, nieokreślona magia. Chociaż niby są zwyczajne, niby... Do takich właśnie “chwil zatrzymania” chcieliśmy zbliżyć widza, a czerń i biel miała nam w tym pomóc.

Więcej informacji

Ogólne

Czy wiesz, że?

Fabuła

Multimedia

Pozostałe

Proszę czekać…