Trzy lata z życia Prymasa Wyszyńskiego, kiedy był przetrzymywany w starym klasztorze w Stoczku Warmińskim wraz z księdzem Stanisławem i siostrą Leonią przywiezionymi z innych więzień. Fascynujące studium samotności i wiary na tle dramatycznych wydarzeń lat 50-tych.

Informacje o filmie

Ten film musi przerosnąć jego twórców, aby mógł oddać wielkość Prymasa Tysiąclecia. Sami jesteśmy zbyt mali, więc nasz obraz musi być czymś więcej, niż jesteśmy my sami.

Jan Purzycki o filmie

Fascynuje mnie wpływ pojedynczego człowieka na historię. Ileż w niej dramatów spowodowanych przez niemądrych, chwiejnych, czy wręcz naznaczonych zbrodnią przywódców. Są też przykłady przeciwne. Stefan Kardynał Wyszyński był człowiekiem mądrego kompromisu, ale był też człowiekiem nieugiętym, kiedy komuniści zapragnęli zawładnąć Kościołem. "Non possumus" spowodowało internowanie Prymasa i tu, w tych trzech latach zbliżamy się do tajemnicy sprawiającej, że człowiek kompletnie odizolowany, unicestwiony, bezsilny odnosi nad barbarzyńcami zwycięstwo duchowe, którego wpływ na nasze współczesne dzieje jest nie do przecenienia. W naszym filmie chcieliśmy dotknąć tej Tajemnicy.

Treść

"Prymasa" rozpoczyna scena uprowadzenia Kardynała Wyszyńskiego z Pałacu Prymasowskiego. Równocześnie z więzienia w Rawiczu zostaje zabrany więziony tam za nauczanie religii ksiądz Stanisław, a z więzienia w Grudziądzu współpracująca ze strażnikami, zastraszona zakonnica Leonia... Oboje będą stanowić swoistą "świtę" Prymasa w miejscu odosobnienia w Stoczku Warmińskim. Podsłuchiwany i szpiegowany Kardynał, manipulowany przez Komendanta, ma się załamać. Plan władz PRL zawiera także drastyczniejsze środki... Prymas próbuje zrozumieć dramatyczną sytuację, w której się znalazł on, Kościół Katolicki i cała Polska. Nie ocenia, nie szuka winnych... Ksiądz Stanisław, wbrew woli Prymasa, nie tylko podejrzewa Leonię o współpracę z Komendantem, ale znajduje na to dowody. Udaje mu się przekazać na zewnątrz informację o miejscu uwięzienia Wyszyńskiego. Liczy, że dzięki temu plany oprawców ulegną zmianie. Czy diabelski "wariant trzeci" wprowadzony przez Bieruta uda się zrealizować?

Wywiad z Teresą Kotlarczyk

Czy może Pani przypomnieć, jak znalazła się w świecie kina?

Nie wykluczam, że wzięło się to z poczucia wyobcowania. Zawsze, odkąd pamiętam, czułam się bardzo osobna. Może stąd wziął się impuls, by raczej kreować świat niż wrastać w zastany. Stąd prosta droga do bycia reżyserem... Od dziecka marzyłam o zawodzie, w którym dużo się dzieje, chciałam być marynarzem albo pilotem, a najchętniej tym wszystkim naraz. Gdy dowiedziałam się, że istnieje taki zawód jak reżyser, a miałam wtedy 12 lat, zmusiłam moją mamę, żeby zabrała mnie do teatru, do Krakowa. I tam chciałam już na zawsze zostać. Wymyślać, reżyserować. Bardzo poważna pani dyrektor nie potraktowała mnie jednak poważnie. Musiałam jeszcze trochę poczekać... Studia reżyserskie pojawiły się po ukończeniu psychologii.

Czego Pani szukała na studiach psychologicznych? Prawdy o sobie, czy możliwości rozumienia innych?

Zapewne obu tych rzeczy naraz. Psychologia daje nam pewną wiedzę, którą można wykorzystać w "rozmowach ze sobą", daje nam też umiejętność analizy i pewien rodzaj wrażliwości. Na pewno korzystam z tego w mojej pracy. I moje filmy dokumentalne i przede wszystkim "Zakład" w jakiś sposób wynikały z psychologicznych zainteresowań.

"Odwiedź mnie we śnie" to kolejny krok w głąb - w tym filmie opowiada Pani o świecie rzeczy ostatecznych, a zarazem ignoruje ich ostateczność.

Takie były założenia tej metafizycznej komedii... Ujrzeć swoje życie w ostrych barwach można w chwilach naprawdę dramatycznych, ostatecznych. Ale czy jest możliwe, żeby tak kierować swoim życiem, by móc tę świadomość jakości naszych czynów i relacji z innymi zgłębić zanim dochodzi do tragedii? Żyć w jej przytomności? Zdobyć się na uważność, która pozwoli ustrzec się grzechu zaniechania? Wierzę, że jest to możliwe i o tym był tamten film, o optymizmie, nadziei i pracy, którą trzeba wykonać, ciężkiej pracy, bo odnoszącej się do nas samych, naszych emocji, przyzwyczajeń, lenistwa...

Tu już łatwo odnaleźć nuty współbrzmiące z najnowszym projektem, filmem "Prymas".

Ten film idzie jeszcze dalej... Nie jest gdybaniem. Opowiada o uniwersalnych wartościach, których świadectwo jest namacalne. Uwięzienie Prymasa Wyszyńskiego było faktem. Jego pełna godności, wiary i rozumienia ludzkiej słabości postawa również. Przy całym szacunku dla faktów nie chcę jednak się do nich ograniczać. Ten film nie będzie biografią czy moralitetem. Nie myślę o nim w kategoriach narodowych, ideowych czy historycznych. To będzie film o drodze duchowego rozwoju. W zapiskach z więzienia Prymasa Wyszyńskiego można znaleźć takie zdanie: "więzienie jest dla mnie łaską". I tak to trzeba rozumieć: był to czas schodzenia w głębię, zanurzania się w sobie... Chcę, aby film był emocjonalnie "gęsty" jak film grozy, a zarazem optymistyczny. Przecież ta historia ma w sobie jakąś niezwykłą moc. Można poprzez nią ujrzeć ścieranie się sił zła z siłami dobra. Z jednej strony wyspecjalizowany aparat dysponujący praktycznie nieograniczoną władzą, z drugiej pojedynczy Człowiek uzbrojony w swoją duchowość..

Więcej informacji

Ogólne

Czy wiesz, że?

Fabuła

Multimedia

Pozostałe

Proszę czekać…