Kontynuacja serii to lunapark rozrywki, śmiejący się sam z siebie, gdzie więcej kosmicznych jaj, niż kosmicznie ciekawej fabuły. 5
Są kontynuacje historii, których wyznawcy oczekują bezkrytycznie w kinie i nie tego nie zmieni. Jednak udane w kategoriach sztuki filmowej, a nie tylko guilty pleasure dla fanów serii, są takie które usatysfakcjonują widza nieposiadającego feed backu i specjalnego przeszkolenia wiedzy o pewnym kulcie. Taką legendą są w wielu kręgach Strażnicy Galaktyki. Legendą filmową się nie staną, ale nie staną też ością w gardle widza. To kolejna narracja o bohaterach, o których krążą plotki, a nie legendy i którzy mają swoje pod paznokciami, a nie ordery na piersiach. Kolejny produkt w stylu: bohater też człowiek. To taki lunapark filmowy, a tam się nie myśli tylko zazwyczaj bawi… lub wymiotuje od zawrotów głowy.
Strażnicy galaktyki tym razem po wykonaniu zadania (bohaterowie na zlecenie) muszą uciekać, ponieważ jeden z nich – Rocket – ukradł coś drogocennego. Więcej w nim cwaniactwa, bluzgów i ogólnego cynizmu, niż idei ratowania świata. W trakcie ucieczki, podróżując po kosmosie, trafiają na planetę Ego, którego mieszkaniem, jak się okazuje jest ojciec jednego ze Strażników Petera. Piękna sielanka odnalezienia ojca, kiedy Peter myślał, że w dzieciństwie został porwany, szybko się kończy, a nasi bohaterowie muszą się zmierzyć z kimś kto uważa się za Boga.
Logiki większej od naszego przyjaciela Małego Groota na próżno tutaj szukać, ale analogii do ziemskiego świata w super kpiarskim tonie (Peter wyobrażał sobie, że jego ojcem jest David Hasselhoff), nawiązań do popkultury lat 80, muzyki tamtego czasu oraz Star Treka i innych produkcji tej maści mamy mnóstwo. Ciężar nie przytłacza, ale głupota scenariusza chwilami tak. Na szczęście nikt nie udaje, że coś tutaj odbywa się na poważnie, zamiast kosmicznych przygód i doświadczeń, mają to być bardziej kosmiczne jaja. Ten film chwilami zaczyna już uprzedzać poziomem żartu i konstrukcji fabularnej parodię, która mogłaby w oparciu o to powstać. Jednak materiał do analizy w tym filmie jest wielkości naszego małego przyjaciela, ukochanego przez wszystkich, którzy chociaż raz na niego spojrzą – gwarantuje – Grotta. Historia to bardziej pretekst by pokazać pomysłowość twórców konstruowania różnych charakterków, ich zewnętrznego wyglądu oraz super mocy.
Jakby się mocno nachylić, to Strażnicy Galaktyki to też film o bandzie dziwaków, którzy mimo spięć i starć pomiędzy sobą, opowiadają o trudach przyjaźni oraz lojalności wobec siebie. Jak ciężko się przyznać do potrzeby drugiej osoby i że jak ludzie na siebie krzyczą to nie znaczy, że już się nie kochają.
Temperamentu i pomysłowości filmowi nie brakuje. Wymachuje na prawo i lewo (w amoku czasami) rozwiązaniami, ma słowotok oraz niekończącą się potrzebę chwalenia paletą barw. Strażnicy galaktyki zabiorą nas w inną galaktykę, nie pełną inteligencji czy ambicji, ale rasowej rozrywki, w którą wpisuje się przemoc jako zabawa i teledysk oraz niepoprawność wszelaka. Jeżeli ktoś preferuje takie ostre działo filmowe, pełne bodźców, nie zawsze smacznych żartów, ale zawsze brawury i rozpędzające się bez barw ochronnych, to Strażnicy Galaktyki mają to w swojej poszarpanej karcie dań.
Film nie zawodzi ! Interesujący scenariusz ,fajna obsada i humor ! A jeszcze świetne efekty ! Przyjemnie się ogląda ! I pozostaje czekać na kontynuację ! ;)