Być jak Apollo, być jak Rocky
Adonis Johnson to bez dwóch zdań materiał na wielkiego boksera, ma pasję i talent odziedziczone po ojcu, którego nigdy nie poznał. Ale obiecujących pięściarzy i wielkich, także niespełnionych, talentów jest wiele. Rzecz nie w tym, jak zadać zabójczo skuteczny cios; ważniejsze, jak się go przyjmie i czy jest się w stanie po nim podnieść i walczyć dalej. Do takiego właśnie wniosku dochodzi z czasem chłopak. Widzi, jak wielu zawodników nie jest w stanie się podnieść i upada z różnych, często pozasportowych, przyczyn. Adonis jest przekonany, że może pomóc mu dawny mistrz i wielki przyjaciel jego ojca – Rocky Balboa. Rocky jednak sądzi, że sportowe wyzwania są już dawno za nim. Mimo to, ujęty pasją młodego entuzjasty, dostrzega w nim nie tylko nowe wcielenie przyjaciela, ale i siebie z dawnych lat. Reżyser i scenarzysta Ryan Coogler wspominał, że Rocky towarzyszył mu od lat, zanim jeszcze przekroczył progi szkoły filmowej: – Dorastałem, oglądając z tatą „Rocky'ego” – to było coś, co nas bardzo łączyło. Postać, z którą ludzie czuli naprawdę silny związek – fani akcji, amatorzy dramatu, beznadziejni romantycy – każdy znajdował w tych filmach coś dla siebie. Reżyser podziwiał determinację Stallone'a, by jeszcze raz założyć rękawice i dopisać kolejny, siódmy już rozdział, w ekranowym, jakże często niełatwym żywocie bohatera. – Wrażenie, jakie wywierał Rocky na widzach, czasem wręcz zbijało mnie z tropu; było to dla mnie doznanie silne i niezwykłe. I właśnie dlatego zawsze czułem wielkie zobowiązanie, by mój bohater nie stracił kontaktu z publicznością – wyjaśniał Stallone. – Gdy Ryan, młody reżyser, zjawił się u mnie z pomysłem na historię o Adonisie Creedzie, zaintrygował mnie. Pomyślałem, że ze świeżą energią zdołał uchwycić to, o co nam chodziło u zarania cyklu. Coogler z uśmiechem wspominał pierwsze spotkanie z legendą kina: – Muszę przyznać, że nie krył obaw. Wtedy mój pierwszy długometrażowy film miałem jeszcze przed sobą. Pewnie myślał: kim jest, u diabła, ten dzieciak, który chce zrobić film o Rockym? Ale bardzo szybko zaczął się zastanawiać i rozważać możliwości, jakie niósł temat, a także moje do niego podejście. Jordan, który wystąpił w głównej roli w doskonale przyjętym debiucie Cooglera, „Fruitvale”, gdy pierwszy raz usłyszał o projekcie nowego filmu z Rockym, był nieco zaskoczony, ale i pełen nadziei i entuzjazmu: – Pomyślałem, że gdyby rzecz naprawdę doszła do skutku, to bardzo chętnie bym w to wszedł. Jednocześnie czułem wielką odpowiedzialność – Rocky'emu stuknęła czterdziestka. To ważna tradycja i wielkie dziedzictwo, więc nie można było tego zlekceważyć czy zmarnować. Koncepcją reżysera było nawiązanie do surowego stylu pierwszych filmów o Rockym, które stanowiły główne źródło jego inspiracji.
Coogler uważał, że powinien ukazać więź miedzy odległymi pokoleniami baby boomers i millenialsami, ukazać ich odmienną mentalność i wartości, ale i punkty zbieżne. Miał nadzieję, że konfrontacja ta zaintryguje i przekona publiczność w bardzo różnym wieku. Aaron Covington, dźwiękowiec („Potter's Field”), scenarzysta i kolega Cooglera ze szkoły filmowej, tak opowiadał o swej reakcji na dość zaskakującą ideę powrotu do postaci Rocky'ego: – Z Ryanem doskonale rozumieliśmy się podczas studiów. Poznaliśmy się już pierwszego dnia nauki i okazało się, że mamy podobne pochodzenie, doświadczenia życiowe i gust filmowy. Pomagaliśmy sobie, dyskutowaliśmy nad swymi pomysłami. Za którymś razem Ryan spytał mnie, czy dorastając, oglądałem filmy o Rockym. Oglądałem je setki razy! Czy pomysł filmu o synu Apollo Creeda wydaje mi się interesujący? – to było jego następne pytanie. Okazało się, że całą sprawę miał już dobrze przemyślaną. Uważałem, że jego koncepcja jest świetnie skomponowana i bardzo uczciwa. Reżyser przyznał, że korzenie jego miłości do cyklu o Rockym tkwią w jego własnej biografii: – W młodości byłem wysportowany i próbowałem sił w futbolu, koszykówce i sztukach walki. Przed ważnymi występami ojciec namawiał mnie do oglądania „Rocky'ego”; potem stało się to naszym rytuałem. Producenci Robert Chartoff (zmarł w zeszłym roku, jego pamięci poświęcono film) oraz Irwin Winkler, którzy wyprodukowali pierwszy film o Rockym, początkowo byli trochę sceptyczni wobec tekstu, który nie wyszedł spod ręki Sylvestra Stallone’a. Winkler mówił: – Po tym, jak stworzyliśmy doskonale przyjęty film „Rocky Balboa”, zrozumiałem, że znaleźliśmy się na dobrej ścieżce. A teraz pojawił się młody człowiek pełen naprawdę dobrych pomysłów. Syn Irwina, także producent – Charles Winkler, który był drugim reżyserem przy filmie „Rocky Balboa”, zauważył: – Ryan pchnął naszą opowieść na nowe tory; fascynujące było obserwowanie tego przekazywania pochodni. Z kolei syn Roberta Walter Chartoff, który pracował już przy czterech filmach cyklu, podkreślał: – Oczywiście każdy inaczej, ale mój ojciec i ja oraz Ryan i jego ojciec – wszyscy byliśmy mocno emocjonalnie związani z postacią Rocky'ego. Nowy film to moim zdaniem przede wszystkim opowieść o synu, który pragnie podążać śladami ojca, ale we własny, niepowtarzalny sposób. Oraz o trudnościach, jakie na tej drodze napotyka. Charles Winkler przyznawał: – Pomysł, że Apollo miał nieślubnego syna, trochę nas zaskoczył, nie było takiej sugestii w żadnym filmie cyklu. Ale jego rozwinięcie i rysunek postaci Adonisa wydały się nam doskonałe. Narzucała się dość oczywista relacja pomiędzy postaciami. Adonis żył niejako w cieniu Creeda, ale był pozbawiony ojca. W kim będzie próbował go odnaleźć, jak nie w trenerze Rockym? Coogler zastrzegał, że nie zamierzał sterować w stronę ckliwego banału: – Rocky'ego i jego trenera Mickeya łączyła podobna więź. Ale Adonis jest inny – w jego życiu nie było ojca. A przy tym potrafi zaskoczyć Rocky'ego.
Na czym polega to zaskoczenie? Chociażby na tym, że Adonis (który chce, by mówić na niego po prostu Donnie) nie daje się przekonać do posługiwania się nazwiskiem ojca. A także wymaga od Rocky'ego, by „walczył, kiedy i on walczy”. Rocky uważa jednak, że boks to nie tylko siła pięści i wyrafinowane techniki, ale wewnętrzna walka ze swymi ograniczeniami i słabościami. I to ją przede wszystkim trzeba wygrać. Właśnie dlatego Adonis, by stawić czoło sławie ojca, powinien używać jego nazwiska. Coogler wyjaśniał, dlaczego skoncentrował się na rodzinie Creeda: – Apollo Creed grany koncertowo przez Carla Weathersa, był moją ulubioną postacią w serii. To bohater, który usiłował kontrolować swój los w sposób niezwykle inteligentny. Przywodziło mi to na myśl postępowanie Muhammada Alego.
Jordan tak mówił o skomplikowanych losach swej postaci: – Adonis walczył przez lata o swą tożsamość, stracił matkę, nie znał ojca, żył w przybranych rodzinach i często nie były to przyjazne miejsca. Był mały, ale nieraz musiał walczyć. Wreszcie został zaadoptowany przez Mary Anne Creed i znalazł się w sprzyjającym mu otoczeniu, w co nie bardzo mógł uwierzyć. Phylicia Rashad („Bill Cosby Show”, „Cosby”, „Wygrać miłość”), która zagrała wdowę po Apollo Creedzie (w „Rockym” wystąpiła w tej roli Lavelle Roby, w „Rockym II” i „Rockym III” – Sylvia Meals) tak mówiła o relacji jej bohaterki z Adonisem: – Gdy pierwszy raz go widzi, jest pewna, że to syn Apolla. Rozumie jego gniew, ale traktuje go jako część zmarłego męża, a więc i część siebie. Jordan komentował: – Mary Anne kieruje Adonisa ku lepszemu życiu, daje mu poczucie stabilizacji, pomaga zrozumieć świat. Ale w nim jest poczucie krzywdy i pustki, które znika tylko wtedy, gdy walczy. Trudno mu zaakceptować fakt, że jest nieślubnym synem. Z czasem zrozumie, że nie ma innego wyjścia.
Coogler wspominał, jak wraz z aktorem pracowali nad postacią Adonisa: – Myślę, że on swój gniew bardzo rzadko werbalizuje, wyraża go raczej na sposób fizyczny, w pewnym sensie każe się, walcząc. Jednocześnie, boksując, stara się zbliżyć psychicznie do nieżyjącego ojca. Myślę, że Mike, ze swą zwariowaną etyką pracy i zaangażowaniem, był idealny do tej roli. Jordan tak mówił o reżyserze: – Nie lubi rozgłosu i komplementów, nie lubi czerwonych dywanów i świateł reflektorów. Lubi pracować. Poznałem go podczas naszego pierwszego filmu. Stawia na konkretną komunikację z aktorami, wie, że kontakt na linii reżyser-aktorzy jest bardzo ważny.