Zdjęcie - symbol zwycięstwa dla znużonego wojną narodu, zainspirowało J. Bradleya i R. Powersa do napisania książki o bitwie o Iwo Jimę. To historia żołnierzy, uznanych za bohaterów, którzy wcale nie mieli ochoty odgrywać tej symbolicznej roli.

Informacje o bitwie o Iwo Jimę

Siły alianckie uznały zdobycie Iwo Jimy za krok w wojnie na Pacyfiku konieczny do wykonania w celu pokonania Japonii. Alianci dokonywali codziennie nalotów bombowych na Japonię z Marianów, a Iwo Jima, kontrolowana przez Japończyków, służyła jako stacja wczesnego ostrzegania, która przekazywała drogą radiową raporty na terytorium Japonii. Kiedy bombowce alianckie dolatywały nad Japonię, obrona przeciwlotnicza już na nie czekała, a uszkodzone samoloty amerykańskie, starające się powrócić do swych baz były łatwym celem dla pilotów wroga latających w przestrzeni powietrznej nad Iwo Jimą. Ponieważ wyspa służyła za bazę lotniczą, bombowce tam stacjonujące prawie co noc dręczyły swymi nalotami lotniska amerykańskie znajdujące się na wyspie Saipan. Jeżeli bombardowania sił sprzymierzonych miały trwać nadal, należało zneutralizować zagrożenie ze strony Iwo Jimy. Choć alianci początkowo poszukiwali innych celów strategicznych - szczególnie na Okinawie - wydawało się, że na przeprowadzenie tych inwazji potrzeba było wiele miesięcy, a Iwo Jima stanowiła cel znacznie mniej odległy. Na Iwo Jimie odbyła się pierwsza bitwa rozegrana na terytorium japońskim w czasie II wojny światowej.

16 lutego 1945 roku Stany Zjednoczone rozpoczęły zmasowane ataki z powietrza i morza na 22 000 żołnierzy broniących wyspy. Desant Amerykanów nastąpiła trzy dni później.

W walce o wyspę podstawowym krokiem było zdobycie najważniejszego punktu na tym terenie - góry Suribachi o wysokości 166 m n.p.m. po południowej stronie wyspy. Po lądowaniu na plaży, od której rozpoczęła się inwazja, 30 000 żołnierzy zaangażowało się w dramatyczną wymianę ognia przy okrążaniu góry Suribachi. (W następnych dniach miały przybyć posiłki złożone z 40 000 marines). Walki o górę były ciężkie, ale do 23 lutego piechota morska zdobyła Suribachi i (dwukrotnie) zatknęła na niej flagę.

Przez kolejne 31 dni Stany Zjednoczone i Japonia pozostały uwikłane w walki o kontrolę nad wyspą. Piechota morska posuwała się na północ, by przejąć lotniska, a oddziały japońskie walczyły zażarcie, by utrzymać kontrolę. Do 26 marca koszty bitwy były już bardzo wysokie, szczególnie po stronie Japonii. Spośród około 22 000 żołnierzy przeżyło zaledwie 1083. Straty wśród Amerykanów wyniosły 6821 zabitych. Zginęło trzech bohaterów, którzy zatknęli flagę na górze (sierżant Michael Strank, Harlon Block i Franklin Sousley), a 20 000 żołnierzy zostało rannych w bitwie.

Za przeprowadzenie inwazji na Iwo Jimę przyznano 27 Medali Honoru - najwięcej w historii za pojedynczą bitwę i ponad jedną czwartą spośród wszystkich tego rodzaju odznaczeń przyznanych w czasie II wojny światowej.

"To opowieść o całym pokoleniu ludzi, którzy zdecydowali się na najwyższe poświęcenie dla ojczyzny, i o tym, jak to na nich wpływa" - mówi Eastwood. Reżyser ma nadzieję, że uda mu się oddać cześć każdemu bohaterowi pokazanemu w filmie. Podjął wielkie starania o to, by uzyskać jak najwięcej szczegółowych informacji od tych, którzy tam byli i tych, którzy znali walczących tam żołnierzy.

"Myślę, że Clint stworzył atmosferę, w której czuliśmy, że mamy wobec tych bohaterów moralny obowiązek opowiedzieć ich historię zgodnie z prawdą i właściwie" - komentuje Neil McDonough, aktor grający rolę kapitana Severance'a. - "Byliśmy za tym, by jako zespół opowiedzieć prawdę o tym, jak straszne było dla tych żołnierzy to przeżycie".

Technik z ekipy dźwiękowców, Alan Murray, miał ojca, który brał udział w tych wydarzeniach i nigdy o nich nie mówił. Okazało się, że podobnie zachowują się inni weterani z Iwo Jimy.

"Pojechałem na 60. rocznicę do San Francisco i spędziłem tam wiele czasu z weteranami" - wspomina Eastwood. - "Opowiadali mi wiele historii. Był wśród nich jeden z bohaterów wspomnianych w książce - Danny Thomas. On również był sanitariuszem, podobnie jak John Bradley. Nigdy nie mówił o Iwo Jimie, tak jak John Bradley. Nigdy nie mówił o wojnie. Wrócił stamtąd i po prostu żył swoim życiem. Dopiero z upływem lat uznał, że może rozmawiać o tamtych przeżyciach".

"Spędziłem z nim na rozmowie kilka godzin, a on opowiadał o wszystkim bardzo emocjonalnie, o tym, co wtedy czuł. To była niezwykła grupa ludzi" - podsumowuje Eastwood.

Informacje o fotografie Joe Rosenthalu

Zdobywca Nagrody Pulitzera za fotografię i autor jednego z najczęściej powielanych zdjęć w historii fotografii, Joe Rosenthal, przyczynił się do powstania znaczków pocztowych, plakatów, okładek niezliczonych magazynów i dzienników, a nawet pomnika ku czci żołnierzy piechoty morskiej Marine Corps War Memorial w Arlington (Wirginia).

Podobnie jak bohaterowie z jego zdjęcia, którzy przeżyli bitwę, sam Rosenthal stał się gwiazdą. Początkowo komisja wojskowa przydzieliła mu kategorię 4-F (niekwalifikującą go do służby w wojsku) z powodu słabego wzroku, lecz potem przeklasyfikowano go do kategorii 2-AF (pełne odroczenie służby wojskowej), ponieważ - jak wyjaśniano to w pewnym artykule, który w tamtym czasie ukazał się w magazynie Time - zdjęcie uprawniało go "do kategorii lepszej niż 4-F".

Mimo to zdjęcie wywoływało kontrowersje. Kilka dni po tym, jak słynne już zdjęcie trafiło na pierwsze strony dzienników w Ameryce, pewien reporter zapytał Rosenthala, czy ujęcie było pozowane. Rosenthal, myśląc, że reporter miał na myśli inne, niewątpliwie pozowane zdjęcie marines cieszących się przy fladze, odpowiedział: "Pewnie, że tak". Fakt, że fotografia przedstawia drugie zatknięcie flagi tego dnia, dolał oliwy do ognia i przez pięćdziesiąt kolejnych lat Rosenthala oskarżano o sprokurowanie obrazu, który widział już wcześniej.

Aby poradzić sobie z prośbami o wywiady i zaproszeniami, agencja Associated Press powołała nawet "biuro Rosenthala". Rosenthal spotkał się z prezydentem Trumanem, otrzymał premię w postaci rocznych dochodów w obligacjach wojennych od Associated Press i zdobył Nagrodę Pulitzera.

Rosenthal zmarł w sierpniu 2006 r. w wieku 94 lat. W nekrologu, który ukazał się w New York Timesie, Richard Goldstein chwalił najsłynniejsze dzieło fotografa, pisząc: "Triumfujący portret, ukazujący pierwsze zajęcie przez Amerykanów terytorium zarządzanego jako część Japonii, niezwykle poruszyło serca na froncie w ojczyźnie i odbiło się głębokim echem jako symbol różnorodności w życiu amerykańskim".

Rosenthal nie miał wątpliwości, kim byli bohaterowie. W artykule dla tygodnika Collier's, komentował: "Spośród wszystkich elementów, których wymagało zrobienie tego zdjęcia, rola, którą odegrałem ja, była najmniej istotna. Aby zatknąć wtedy flagę, waleczni żołnierze Ameryki musieli zginąć na tej wyspie i innych wyspach, na morzu i w powietrzu. Co to za różnica, kto jest autorem zdjęcia? Ja nim jestem, ale autorami zwycięstwa na Iwo Jimie są marines".

Informacje o produkcji

To jeden z niezapomnianych obrazów wojny na Pacyfiku - chwila uwieczniona na kliszy: pięciu żołnierzy piechoty morskiej i sanitariusz wznoszą amerykańską flagę na górze Suribachi zaledwie na kilka dni przed bezlitosną rozprawą z japońskim garnizonem stacjonującym na Iwo Jimie, nieprzyjaznej wyspie pełnej wulkanicznych plaż i piekielnych jaskiń.

Dla żołnierzy uwiecznionych na fotografii zatknięcie flagi było zaledwie formalnością dokonywaną w samym środku wyczerpującej walki, ale dla tych, którzy zostali w ojczyźnie, zdjęcie tych mężczyzn pracujących ramię w ramię bez słowa, by zwyciężyć mimo przerażająco niewielkiej szansy na wygraną, natychmiast zmieniło znaczenie słowa "bohater". Zdjęcie urzekło amerykańską opinię publiczną, głodną nadziei i znużoną wojną, która wydawała się nie mieć końca. Dało ono matkom powód do wiary w to, że ich synowie powrócą żywi, i poczucie sensu matkom opłakującym synów, którzy mieli już nigdy nie wrócić.

Aby przekuć sentymenty wywołane przez fotografię w wymierny kapitał, uczestnicy zatknięcia flagi, którzy przeżyli, zostają wycofani z walki i wysłani z powrotem do Stanów Zjednoczonych, by tam nadal służyć ojczyźnie - ale już nie na polu bitwy, lecz wśród tłumów wielbicieli zebranych by byli blisko "prawdziwych bohaterów" i wypisywali czeki tak bardzo potrzebne do finansowania nakładów wojennych.

Tylko trzem żołnierzom udaje się wrócić żywym - Johnowi "Docowi" Bradleyowi (Ryan Phillippe) sanitariuszowi marynarki wojennej, Irze Hayesowi (Adam Beach), niepragnącemu rozgłosu Indianinowi, i Rene Gagnonowi (Jesse Bradford), gońcowi wojennemu, któremu nie udało się nigdy wystrzelić z broni.

Trzej żołnierze perfekcyjnie odgrywają role bohaterów - niestrudzenie jeżdżąc po kraju, wymieniając uściski dłoni z właściwymi ludźmi, wygłaszając właściwe słowa do mikrofonów - w miarę jak moc ich fotografii ratuje słabnący wysiłek wojenny. Jednak w duchu zauważają, że tak jak ich przyjaciele i bracia polegli w walce, część ich duszy nigdy nie opuści czarnych ziem Iwo Jimy.

Film Flags of Our Fathers, wyreżyserowany przez dwukrotnie nagrodzonego Oscarem Clinta Eastwooda, jest pełną mocy analizą wojny obserwowanej z daleka i przeżywanej przez żołnierzy na miejscu. Film, będący prawdziwą historią o przyjaźni i odwadze, przeżyciu i poświęceniu na szerokim, nieuporządkowanym tle bitwy o Iwo Jimę, ukazuje moment uwieczniony aparatem Joe Rosenthala oraz wpływ tej chwili nie tylko na kraj momentem tym poruszony, ale także na mężczyzn uchwyconych obiektywem aparatu.

Warner Bros. Pictures i Dream Works Pictures przedstawiają produkcję Malpaso/Amblin Entertainment Flags of Our Fathers. Reżyseria: Clint Eastwood. Scenariusz: William Broyles, Jr. i Paul Haggis, na podstawie książki Jamesa Bradleya i Rona Powersa. Produkcja: Clint Eastwood, Steven Spielberg i Robert Lorenz. W rolach głównych: Ryan Phillippe, Jesse Bradford i Adam Beach. Zdjęcia: Tom Stern. Kierownictwo produkcji: Henry Bumstead. Montaż: Joel Cox, A.C.E. Kostiumy: Deborah Hopper.

Japonia i Islandia: Powtórka z Iwo Jimy

Na wstępnym etapie przygotowań do filmu Eastwood odwiedził wyspę Iwo Jima. "Rząd Japonii w swej uprzejmości pozwolił mi odwiedzić Iwo Jimę w kwietniu ubiegłego roku" - wspomina. - "Spacer po wyspie był bardzo wzruszającym doświadczeniem - chodzić po miejscu, w którym tak wiele matek straciło swoich synów po obu stronach frontu".

Eastwood wiedział, jaki wpływ na plaże wyspy będzie miała cała armia filmowców, i nie chciał narażać takiego miejsca na efekty kręcenia długich i wyniszczających sekwencji bitewnych. Niemniej jednak nakręcił część zdjęć w plenerze na Iwo Jimie, wiedząc, że sama wyspa - a raczej znaczenie historii pogrzebanej w jej piaskach - stanowi najważniejszą część opowieści. "Siedzenie tam na plaży wyzwala ogromne emocje" - zauważa. - "Na wyspie nie ma nikogo poza niewielkim oddziałem wojsk japońskich i kilkoma lotnikami armii amerykańskiej, którzy od czasu do czasu przybywają tam, by przeprowadzić swoje operacje. Kiedy się siedzi na tamtych plażach, można prawie usłyszeć, jak wojsko wkracza na ląd i ten zamęt".

Na samo miejsce surowej inwazji filmowcy wybrali jedno z niewielu miejsc na świecie, które geograficznie i topograficznie mogły udawać Iwo Jimę - islandzki Reykjanes, wulkaniczny półwysep leżący na południowy zachód od Rejkiawiku. "Bardzo trudno jest skopiować plażę na Iwo Jimie, ciężko jest znaleźć podobne miejsce na świecie" - komentuje Eastwood. - "To wyspa wulkaniczna ze źródłami geotermalnymi, podobnie jak na Iwo, więc zawsze występują na niej niewielkie wstrząsy. Ma dosłownie czarny piasek, tak jak na Iwo. Na obu wyspach para pochodzenia wulkanicznego bucha spod ziemi. Oczywiście obie wyspy znajdują się na różnych południkach, ale Islandia w sierpniu, choć jest nieco chłodniejsza, ma warunki pod innymi względami podobne do tych panujących na Iwo Jimie w lutym".

Wkrótce składająca się z około 700 osób obsada i ekipa filmowa uczyniła z Reykjanes swoją bazę służącą przygotowaniom do planowanych fajerwerków. "Topograficznie Islandia przypomina księżyc" - mówi Ryan Phillippe. - "Trudno się tam kręciło zdjęcia, ponieważ to miejsce tak odległe, że czułem się odizolowany od reszty świata. W efekcie pomiędzy wszystkimi aktorami narodziła się więź, której na pewno by nie było, gdyby zdjęcia do filmu były kręcone w Hollywood".

Aby nadać islandzkiej plaży Sandvik wygląd podobny do Iwo Jimy, ekipa produkcyjna poprzenosiła sporo piachu. Należało z ogromnych ilości piasku na płaskiej islandzkiej plaży zbudować ławę ziemną, służącą jako mur obronny przeciw najeźdźcom. "Przenieśliśmy prawie półtora miliona metrów sześciennych czarnego piachu w Islandii, by odtworzyć tarasy ziemne, jakie wojsko japońskie sprofilowało na plażach Iwo Jimy" - komentuje kierownik artystyczny Jack Taylor, Jr., kolejny weteran filmów Eastwooda. "Z piachu usypaliśmy lądowisko o wysokości 4-4,5 m, długie na 230 m, na które natknęli się żołnierze amerykańskiej piechoty morskiej, kiedy przybyli na Iwo, i rzeczywiście wyszło ono bardzo podobnie do pierwowzoru".

Sama inwazja była przedsięwzięciem monumentalnym, wymagającym koordynacji wszystkich zespołów filmowych. Ekipa zadała sobie wiele trudu, by zagwarantować jak największy realizm tych sekwencji. Najważniejsze znaczenie w tych wysiłkach miała praca kierownika ds. efektów wizualnych, Michaela Owensa, który blisko współpracował z podstawowym składem ekipy, by stworzyć efekty wizualne, mające pozwalać na przejścia od głównych bohaterów do szerokiej perspektywy inwazji. "Prawdziwa inwazja na Iwo Jimę jest wręcz niewiarygodnie ogromna, a zaangażowanych w nią było wiele niewielkich elementów" - opisuje Lorenz. - "Nie chodzi tylko o moździerze strzelające bezustannie na lądzie, ale też o samoloty w powietrzu, statki w wodzie, niezliczone oddziały wojska - nieskończony szereg obrazów, które Mike Owens płynnie włączył w praktycznie nakręcone zdjęcia".

"Film ten opowiada o bohaterach, ale ich historia jest niepełna bez realistycznego oddania tego decydującego momentu w ich życiu" - mówi Owens. - "Sam zasięg inwazji jest zupełnie zdumiewający. Clintowi zależało na pokazaniu tego zasięgu za pomocą efektów".

Kierownik ds. efektów specjalnych, Stephen Riley, na miejscu koordynował aspekty inwazji i wszystkie konieczne zadania pirotechniczne. Wykorzystując zalety czarnego piasku, Riley mógł stworzyć znacznie bardziej realistyczne eksplozje niż byłoby to możliwe w innych warunkach. "Clint nie chciał standardowych eksplozji naziemnych, podczas których wydyma się płomień z benzyny, a czarny dym unosi się w powietrze" - mówi. - "Chciał realistycznie pokazać, jak to jest, kiedy pociski uderzają w ziemię i to ziemia wybucha. Wymagało to wielu prób i mnóstwa czasu na opracowanie kwestii bezpieczeństwa, ale moim zdaniem się udało".

Eastwood często nie informował aktorów, gdzie lub kiedy dokładnie ekipa od efektów specjalnych przewidziała eksplozje. Aktorzy nigdy nie znajdowali się w niebezpieczeństwie, ale zawsze byli zaskoczeni. "Ciągle byliśmy zaskakiwani" - wspomina Phillippe. - "Kiedy coś wybucha tuż koło ciebie, twoja reakcja jest bardzo naturalna".

"Całe to doświadczenie było niezwykłe" - kontynuuje Phillippe. - "Jestem na plaży, patrzę w lewo, a tam 500 ludzi strzela z broni. Serca waliły nam jak oszalałe, adrenalina buzowała, emocje eksplodowały. Nie da się pozostać obojętnym wobec takiego otoczenia".

Sierżant sztabowy Dever nie tylko pracował z czołówką obsady, lecz także szkolił 500 statystów grających marines szturmujących plażę, a moment faktycznej inwazji zaskoczył też jego samego. "Oglądałem 500 facetów, których przeszkoliliśmy w noszeniu rynsztunku i strzelaniu z broni, jak posuwali się w tle wśród wybuchów, upewniając się, że nikomu nie stanie się krzywda i że wszystko idzie po naszej myśli" - wspomina. - "Było super".

Koordynator z ramienia piechoty morskiej, Jimmy O'Connell, uzyskał pozwolenie na wykorzystanie kilku 60-letnich gąsienicowych pojazdów amfibijnych LVT - pojazdów, które mogą wjechać z morza prosto na plażę dzięki gąsienicom podobnym do czołgowych, a także kilku 40-letnich barek desantowych LCVP (zwanych także "łodziami Higginsa"), które są w stanie podwieźć marines na plażę i opuścić rampę do przodu.

W scenach podróży wojsk przez morze do Japonii filmowcy wykorzystali S.S. Lane Victory, w pełni sprawny statek towarowy z czasów II wojny światowej stacjonujący na Long Beach, odpowiednio ucharakteryzowany przez zespół Henry'ego Bumsteada. "Musieliśmy tylko przywrócić statek do wyglądu z czasu II wojny światowej" - wyjaśnia Eastwood. - "Ekipa artystyczna była bardzo wymagająca".

"Praca na prawdziwym pancerniku była jak marzenie" - wspomina aktor, Benjamin Walker, który wcielił się w rolę Harlona Blocka. - "Był to statek, który odsłużył swoje w ochronie Stanów Zjednoczonych i zaszczytem była możliwość pracy na nim. Człowiek jest otoczony prawdziwymi marynarzami na prawdziwym statku i jedyne, co ma robić, to grać swoje".

Jednym z najbardziej emocjonujących dni na planie był - co nie jest zaskoczeniem - ten, w którym odegrano zatknięcie flagi. Wszyscy - aktorzy i technicy - chcieli nakręcić tę scenę we właściwy sposób. "Kiedy zatknęliśmy flagę, w ekipie dała się wyczuć wyraźna energia - działo się coś szczególnego" - wspomina Barry Pepper. - "Po zakończeniu zdjęć wszyscy uścisnęliśmy sobie dłonie i pogratulowaliśmy sobie nawzajem. Pokazanie tych mężczyzn i opowiedzenie ich historii - a także historii tego, czego dokonali marines na Iwo Jimie - miało dla nas ogromne znaczenie".

"To było jedno z niewielu ujęć, które Clint zdecydował się nakręcić kilkakrotnie" - mówi Benjamin Walker. - "Zrobiliśmy cztery czy pięć podejść, żeby mieć pewność, że wszystko się udało. Sześciu z nas miało próbę tego ujęcia poprzedniej nocy - dostaliśmy zdjęcia i ćwiczyliśmy, tak aby jak najbardziej zbliżyć się do pierwowzoru".

Sierżant sztabowy Dever dodaje: "Tego dnia aktorzy wybitnie zagrali role żołnierzy piechoty morskiej".

Film Flags of Our Fathers został nakręcony w ciągu 61 dni zdjęciowych w plenerach Los Angeles i okolicach (Kalifornia), Arlington (Virginia), Chicago (Illinois), Houston (Teksas), na plażach w Islandii i na Iwo Jimie.

O filmie

Clinta Eastwooda początkowo przyciągnęła do tego projektu książka-bestseller Flags of Our Fathers autorstwa Jamesa Bradleya i Rona Powersa. "Duża liczba wątków czyni tę książkę bardzo interesującą" - mówi Eastwood. - "No i oczywiście słynna fotografia Joe Rosenthala z Associated Press. Coś było w tym zdjęciu. Nikt nie wie, o co chodzi na zdjęciu, poza tym, że ukazuje ono mężczyzn przy pracy, wznoszących jakąś żerdź - tak mogło samych siebie postrzegać tych sześciu żołnierzy. Ale w 1945 roku symbolizowało ono trud wojenny. W przeciwieństwie do jednej z najkrwawszych bitew tej wojny zdjęcie to symbolizowało stawkę, to, o co walczyli. A potem, kiedy dowiadujemy się, co się stało z tymi ludźmi i jak zostali zabrani z pola walki i przywiezieni z powrotem do kraju, by jeździć w trasy, na których sprzedawano obligacje wojenne, pozostaje w nas wiele sprzecznych emocji, szczególnie wśród widzów 19-, 20- i 22-letnich".

Film Flags of Our Fathers, oparty na bestsellerowym pamiętniku Jamesa Bradleya, pokazuje bitwę o Iwo Jimę oczami jednego z żołnierzy biorących udział w zatknięciu flagi, opowiada także historię podróży syna mającej odkryć rolę jego ojca na słynnym zdjęciu Associated Press - a poprzez fotografię spojrzeć nie tylko na to, kim był, ale też na to z kim walczył, kogo opłakiwał, w sześćdziesiąt lat po zrobieniu zdjęcia. "Nigdy nie zamierzałem napisać książki" - mówi James Bradley, którego książkę opublikowało wydawnictwo Bantam w 2000 roku. Książka przez 46 tygodni utrzymywała się na liście bestsellerów dziennika New York Times, z czego 6 tygodni na miejscu pierwszym. - "Zamierzałem się dowiedzieć, dlaczego mój ojciec się nie odzywał. Zdecydowałem się napisać książkę, kiedy zdałem sobie sprawę, że wszyscy znają zdjęcie, ale nikt nie zna jego historii".

Eastwood wkrótce odkrył, że prawa do książki Bradleya nabył Steven Spielberg. "Okazało się, że własność wykupiła spółka Dream Works" - wspomina Eastwood. - "Wspomniałem Stevenowi Spielbergowi, że bardzo podobał mi się ten tekst i tak to zostawiłem. Potem, kilka lat temu wpadłem na Stevena, a ten powiedział: A może byś przyszedł i zrealizował ten projekt? Ty wyreżyserujesz, a ja zostanę producentem filmu. Powiedziałem: Dobra, zrobię to".

Spielberg - autor niezapomnianego filmu o II wojnie światowej Szeregowiec Ryan, za którego otrzymał Oscara dla najlepszego reżysera - mówi, że nadzwyczajna kariera Eastwooda i jego filmowe zasady nie pozostawiały wątpliwości, że film jest w dobrych rękach. "Od ponad trzydziestu pięciu lat, odkąd znam Clinta, z przyjemnością oglądałem przekrój, pewność i mistrzostwo jego rosnącego dzieła" - mówi Spielberg. - "Jego dorobek - w całej swej różnorodności tematów i klimatów - jest nieporównywalny z niczym innym we współczesnym świecie kina. Równie wspaniale było patrzeć, jak świat oferuje Clintowi swoje uznanie i względy za jego pracę, jak i uznać w Clincie artyzm, którego on nigdy sobie nie przypisywał. Może to właśnie jest najwspanialsze w tej całej historii - zobaczyć, jak Clint wciąż pozostaje tym samym człowiekiem, jakim jest od zawsze, to znaczy takim, który pozostaje niewzruszony wobec samego siebie. Zwykle mawia: "Im mniej, tym lepiej" - i odnosi się to szczególnie do jego własnego ego i polegania na zaufaniu. Zaufanie - do swojej obsady i ekipy - odzwierciedla zaufanie Clinta do samego siebie, do jego własnych instynktów, niezależnie od tego, czy dobiera obsadę, materiał, czy ustawia ujęcie".

Zaraz po zaangażowaniu się w projekt Eastwood zabrał się do badania bitwy o Iwo Jimę. Czytał wiele na ten temat i rozmawiał z weteranami z obu stron tamtej linii frontu, która zebrała najobfitsze w historii żniwo wśród żołnierzy amerykańskiej piechoty morskiej i jest bitwą, za którą Kongres USA przyznał najwięcej Medali Honoru (27). Jego badania doprowadziły do powstania nie tylko Flags of Our Fathers, ale i równoległego projektu, który Eastwood zaczął przygotowywać jednocześnie do amerykańskiej produkcji - filmu w języku japońskim, który ma pokazać drugą stronę tej historii, zatytułowanego Letters from Iwo Jima. "W większości filmów wojennych, na których się wychowałem, występowały postacie dobre i złe" - zauważa Eastwood. - "Życie tak nie wygląda, nie wygląda tak wojna. Filmy te nie są o zwyciężaniu czy przegrywaniu. Opowiadają one o wpływie tej wojny na ludzi i tych, którzy stracili życie wyjątkowo przedwcześnie".

Towarzysze w filmowaniu

Aby urzeczywistnić projekt filmu Flags of Our Fathers, Eastwood powołał do współpracy swoich wieloletnich towarzyszy filmowych. Producent Robert Lorenz zajmował się nadzorem wszystkich aspektów opracowania, produkcji, postprodukcji, marketingu i dystrybucji ostatnich pięciu filmów Eastwooda. Michael Owens, który najpierw pracował z Eastwoodem przy Kosmicznych kowbojach, wziął na siebie jedną z najważniejszych ról na etapie produkcji, nadzorując efekty wizualne i pełniąc rolę reżysera drugiej ekipy. W ekipie produkcyjnej Eastwooda znalazł się także operator Tom Stern (5 filmów z Eastwoodem jako operator, a wiele więcej jako główny technik ds. oświetlenia), projektantka kostiumów Deborah Hopper (5 filmów z Eastwoodem jako projektantka, w 9 innych filmach Eastwooda brała udział, pełniąc różne funkcje), montażysta Joel Cox (20 filmów z Eastwoodem) oraz nieżyjący już kierownik produkcji Henry Bumstead (11 filmów z Eastwoodem). W dowód nie tylko bliskiej współpracy filmowej, ale także przyjaźni, Eastwood zadedykował film pamięci Huffman i Bumsteada.

Przed śmiercią, w wieku 93 lat, Bumstead powiedział: "Wciąż uważam, że świetnie siada się przed czystą kartką papieru, projektuje plan, a potem obserwuje, jak jest on budowany. To było moje całe życie, dawało mi to wiele radości".

Zanim odszedł, Bumstead zakończył prace projektanckie do planów filmu Letters from Iwo Jima, który Eastwood realizuje równolegle do Flags of Our Fathers. "Nie da się o Clincie powiedzieć wystarczająco dużo" - powiedział. - "Już sam sposób ustawiania kamery na planie pokazuje, że współpraca nam się układa: ja wiem, jak on lubi reżyserować, gdzie lubi ustawiać kamerę; ja projektuję plany dla danej akcji, a on właśnie w tym miejscu ustawia kamerę. Moim zdaniem, jest najlepszym reżyserem w Stanach Zjednoczonych".

Tom Stern przez ponad 20 lat był w filmach Clinta Eastwooda głównym technikiem-oświetleniowcem - od filmu Honkytonk Man z 1982 roku - aż do 2002 roku, kiedy został operatorem filmowym. Ich długoletnia współpraca bardzo mu odpowiada. "Lubię mówić o Clincie, że jest najbardziej wymowną niewerbalnie osobą, jaką kiedykolwiek poznałem. Całkiem nieźle odczytuję jego intencje. Zaczynam od pokazania mu zdjęcia lub książki z fotografiami, które wybrałem, i rozmawiamy o nich. Clint pozostawia wszystko w dużej mierze jako plastyczne do ostatniej możliwej chwili. Zachęca wszystkich, by byli elastyczni i spontaniczni".

Stern zauważa, że w Flags of Our Fathers w centrum uwagi Eastwooda wciąż pozostaje ludzki, emocjonalny aspekt historii mimo jej szerokiej perspektywy. "Tło jest wielkie, ale sama opowieść ma charakter bardzo osobisty" - mówi. - "Okazji do wyrażenia tego wizualnie było wiele".

W filmie sceny bitwy o Iwo Jimę mają charakterystyczny wygląd, ujawniający niedający spokoju charakter wspomnień, które żołnierze chowają w sobie, podczas gdy dalsza trasa medialna i ich losy z powrotem w USA są przedstawione bardziej naturalistycznie. "Film miał z zamierzenia wizualnie pokazywać tę treść emocjonalną" - wyjaśnia Stern. - "Coś takiego próbowaliśmy zrobić z Clintem w Rzece tajemnic i Za wszelką cenę i oba filmy wyszły nieźle. Bawimy się barwami, desaturyzacją, a momentami też bardzo, bardzo głębokimi, pełnymi czerniami, tak aby obraz odzwierciedlał to, co dzieje się z postaciami".

Deborah Hopper była odpowiedzialna za bardzo wymagające zadanie zaprojektowania kostiumów odpowiadających epoce, w tym za uszycie ponad 500 mundurów dla statystów. Po znalezieniu odpowiedniej tkaniny - rzadkiego, autentycznego diagonalu - Hopper farbowała go, postarzała i szyła kostiumy. "Aktorzy muszą wczuć się w swoje postacie, a wielokrotnie proces ten rozpoczyna się od włożenia kostiumów" - zauważa Hopper. - "John Bradley miał konserwatywne przekonania, więc ubrałam go w cywilne ubrania od Brooks Brothers. Rene jest w pewnym sensie jak "gwiazda filmowa" tej grupy, więc zawsze był schludny i czysty, a jego ubrania to pokazują. W przypadku Iry ubrania są podstarzałe i brudne albo niezbyt dobrze dobrane, co ma odzwierciedlać jego problemy".

Sierżant sztabowy James Dever, który pełnił rolę doradcy militarnego w filmie Flags of Our Fathers, badał tę epokę historyczną wraz z działem kostiumów, rekwizytów i efektów specjalnych, aby zapewnić adekwatność historyczną wszystkiego, co widzowie zobaczą na ekranie.

Podobnie jak we wszystkich innych filmach Eastwooda, muzyka jest jednym z najważniejszych elementów. We Flags of Our Fathers Eastwood sam skomponował muzykę, napełniając ją nostalgicznymi standardami z epoki w stylu Irvinga Berlina, Sammy'ego Cahna, Jule'a Styne'a i Johna Philipa Sousy. W ścieżce dźwiękowej znalazły się także oryginalne nagrania Dinah Shore oraz Artiego Shawa i jego kwintetu Gramercy Five.

Aranżacje specjalne do ścieżki dźwiękowej przygotował Kyle Eastwood, syn reżysera, i jego wspólnik, Michael Stevens. Lennie Niehaus, którego współpraca z reżyserem sięga filmów takich jak Wzgórze Złamanych Serc i Bird, zaaranżował partie orkiestrowe i wystąpił w roli dyrygenta.

Zatknięcie flagi

Słynna fotografia pokazująca zatknięcie flagi na Iwo Jimie, zrobiona przez fotografa agencji Associated Press Joe Rosenthala, w rzeczywistości uwiecznia drugie zatknięcie flagi na wyspie. Po inwazji z 19 lutego piąta dywizja piechoty morskiej - macierzysta jednostka bohaterów ze zdjęcia - rozpoczyna walkę o przejęcie góry Suribachi. W ciągu pięciu dni siły amerykańskie ponoszą ogromne straty w ludziach, ale także zmuszają Japończyków do wycofania się do jaskiń znajdujących się na wyspie. Tego rana w geście nadziei i dobrej woli skierowanym do żołnierzy zaangażowanych w działania wojenne rozkazano zatknąć flagę na szczycie góry.

Historia mówi, że sekretarz marynarki wojennej chciał zabrać tę flagę na pamiątkę, lecz goniec z piechoty morskiej Rene Gagnon dostał rozkaz, by w miejsce flagi, którą najwyższy rangą oficer, pułkownik Chandler Johnson (Robert Patrick), pragnął zachować dla swej jednostki, zatkać inną, większą flagę.

Gagnon wspiął się na szczyt góry, gdzie spotkał żołnierzy marines: Michaela Stranka, Harlona Blocka, Irę Hayesa i Franklina Sousleya, którzy przez cały poranek kładli linię telefoniczną. Szybko zlokalizowali oni starą japońską rurę wodną, której podniesienie wymagało siły sześciu ludzi. Pomógł im w tym sanitariusz marynarki wojennej John Bradley.

Rosenthal, świadomy znaczenia zdarzenia, rozłożył swój aparat i zaczął układać stertę kamieni, by uzyskać lepszą perspektywę. Zdając sobie sprawę, że zaraz przepadnie mu doskonałe ujęcie, podniósł aparat i nacisnął wyzwalacz migawki. Jedną czterechsetną sekundy później zrodziła się historia. Rosenthal wysłał kliszę na wyspę Guam do wywołania, zobaczył ją montażysta Associated Press John Bodkin i nadał drogą radiową do Nowego Jorku. Siedemnaście i pół godziny po zrobieniu zdjęcia przez Rosenthala, znajduje się ono w sieci Associated Press.

Choć trzech żołnierzy uwiecznionych na fotografii zostało zabitych w walce po sfotografowaniu, trzej, którzy przeżyli - Gagnon i Hayes z piechoty morskiej oraz sanitariusz Bradley - zostało zabranych do domu. Ponieważ rząd starał się rozpaczliwie sprzedać obligacje wojenne, by sfinansować zmagania wojenne USA podczas II wojny światowej, żołnierze zostali poproszeni o kontynuowanie służby dla kraju przy zbieraniu funduszy w ramach siódmego wezwania do zakupu obligacji wojennych.

Ryan Phillippe (Miasto gniewu, Gosford Park) gra rolę Johna "Doca" Bradleya, który, będąc sanitariuszem marynarki wojennej, udziela pierwszej pomocy innym żołnierzom na miejscu. "John Bradley to nieskomplikowana postać" - opisuje Phillippe. - "Jest uczciwy, prosty i szczery. Grając takiego bohatera, czuje się wielką swobodę. Nie kłamie, nie udaje kogoś, kim nie jest. Był wspaniałym człowiekiem. Czułem się bardzo zobowiązany do pokazania go w jak najuczciwszy i najpełniejszy sposób".

Przygotowując się do roli, Phillippe spędził sporo czasu z dorosłym synem swojego bohatera, Jamesem Bradleyem, autorem książki "Flags of Our Fathers". "Przedziwnie się czułem, przedstawiając się mu, mówiąc, że będę grał jego ojca, ale James podszedł do tego bardzo entuzjastycznie i uznał to za dobry wybór" - mówi aktor.

Poza emocjonalnym przywiązaniem do roli, największym wyzwaniem dla Phillippe'a było dokładne oddanie zabiegów medycznych, które należały do obowiązków Doca jako sanitariusza. "Nauczyłem się zakładać opaski uciskowe, opatrunki uciskowe i temblaki" - wspomina. Biorąc pod uwagę brutalności walk na Iwo Jimie, twarz Doca była ostatnią, którą widziało w swym życiu wielu żołnierzy. Iggy (Jamie Bell), młody kolega, którego Doc bierze pod swoje skrzydła, jest jednym z tych, o których myśli nawiedzają Doca jeszcze długo po powrocie z Iwo Jimy.

"Moja rodzina ma bogatą historię wojskową" - mówi Ryan Philippe. - "Mój ojciec służył w marynarce wojennej w czasie wojny w Wietnamie, podobnie jak moi wujkowie. Obaj moi dziadkowie walczyli w II wojnie światowej. Możliwość oddania im hołdu jest wielką odpowiedzialnością i zaszczytem".

Zrządzeniem losu, a może dzięki łutowi szczęścia, Doc zostaje członkiem nowej, mniejszej jednostki, złożonej z trzech pozostałych przy życiu żołnierzy, którzy zatykali flagę, wraz z Rene Gagnonem, którego rolę gra Jesse Bradford (Szczęśliwe zakończenia, Dziewczyny z drużyny). Tak ekspresyjny, jak Bradley jest małomówny, tak otwarty, jak Bradley zamknięty w sobie, Gagnon jest żołnierzem kultywującym i celebrującym sławę, którą przynosi mu trasa na rzecz obligacji. Dopiero potem zaczyna on głębiej rozumieć poświęcenie, jakie symbolizuje jego sława. "Rene ma w chwili tego wydarzenia 19 lat" - mówi Bradford. - "Ma w sobie coś z maminsynka, może nie do końca stworzonego do wojny. Z drugiej strony, jest dzieciakiem, który stara się zrobić coś dobrego. Robi wszystko, co mu każą".

"Na trasie po całych Stanach są gwiazdami, partie i ludzie okazują im wiele zainteresowania" - zauważa Eastwood. - "Takich młodych chłopaków musi to nieco zbijać z pantałyku. Mimo że widzieli wiele na Iwo Jimie, wiedzą, że inni ludzie widzieli znacznie więcej".

Bradford czuje, że choć zuchwałość Gagnona wydaje się bardzo kontrastować z niechęcią pozostałych postaci do "odgrywania bohaterów", jego emocje są tak samo skomplikowane. "Wiele rozmawiałem z jego synem o tym, jakim był człowiekiem" - zauważa aktor. - "Miał 19 lat, bardzo starał się robić to, co do niego należało; moim zdaniem, nie unikał omyłek, ale i tak na swój sposób był bohaterem. Mocno czuł, że absolutnie konieczne było to, co wszyscy oni robili dla starań wojennych, i dlatego chciałem go pokazać w pozytywnym świetle".

Kiedy trzej uczestnicy ceremonii zatknięcia flagi zostają wprowadzeni na trybunę na Times Square, na którym tłoczą się tysiące ludzi, Gagnon mówi zebranym, że to nie oni są prawdziwymi bohaterami - prawdziwi bohaterowie polegli na wyspie. "Zostanie taką osobą publiczną, konieczność sprostania niezwykle wysokim oczekiwaniom, presja, jaką wywiera to na tych młodych ludzi, to coś, z czym musieli z wielkim trudem sobie poradzić, a niektórym to się nie udało" - mówi Eastwood.

Trzecim z żołnierzy jest enigmatyczny Ira Hayes, człowiek o złożonej osobowości, którego trudności w przyzwyczajaniu się do popularności i "zwykłego życia" popychają do kieliszka. Eastwood w tej roli obsadził Adama Beacha (Szyfry wojny, Znaki dymne), którego reakcja emocjonalna na rolę była niezwykle intensywna i natychmiastowa. "Myślę, że Adamowi udało się uchwycić sedno postaci Iry Hayesa" - chwali go reżyser.

"Ira to pod wieloma względami klasyczny bohater wojenny" - mówi Beach. - "Wziął udział w trzech najbardziej krwawych bitwach na południowym Pacyfiku i przeżył je wszystkie. Jedyne, czego pragnie, to wrócić na pole bitwy i ramię w ramię walczyć ze swymi kompanami. Nie może pogodzić się z tym, że sam jest bezpieczny, podczas gdy jego przyjaciele, jego bracia, wciąż walczą z okropnościami wojny. Nie wie, jak sobie z tym poradzić".

Pracując nad zrozumieniem swojej postaci, Beach wyobrażał sobie, jakby to było stać przed wielotysięcznym tłumem wznoszącym okrzyki na jego cześć, "a ledwie tydzień wcześniej patrzeć, jak umierają najbliżsi przyjaciele" - opisuje aktor. "Jak mógł to zrobić? Ja nie mógłbym... ale on miał zadanie do wykonania. Moim zdaniem, on myślał, że skoro to właśnie ma robić, to musi zrobić to najlepiej, jak potrafi. W ten sposób udało się zebrać więcej pieniędzy niż kiedykolwiek wcześniej".

Film jest także kroniką życia trójki bohaterów, którzy nie przeżyli bitwy: Michaela Stranka, Harlona Blocka i Franklina Sousleya. Rolę Stranka, sierżanta i dowódcy jednostki, gra Barry Pepper (Szeregowiec Ryan, Zielona Mila). "To typ faceta, który zagrzewa innych do kopania głębiej z powodu tego, ile daje z siebie na polu walki" - opisuje Pepper. Poszukując informacji o swoim bohaterze, Pepper odkrył, że pochwały dla sierżanta pochodziły zewsząd. "Każda relacja żołnierzy, którzy służyli pod jego dowództwem, mówi o tym, jak wspaniałym był dowódcą - mówi - dobrym człowiekiem, który dowodził, dając przykład samym sobą".

"Mike Strank miał 25 lat, kiedy służył na Iwo Jimie; inni jego koledzy z oddziału mieli 18 czy 19 lat" - dodaje Phillippe. - "Był już weteranem zaprawionym w walce. Co ciekawe, kiedy Barry zaczął pracę na planie w tej roli, sam podobnie się zachowywał wobec nas - grał już przecież w Szeregowcu Ryanie i Byliśmy żołnierzami. Mając takie doświadczenie w filmach wojennych, wiódł prym wśród nas, ucząc nas, co mamy robić".

Aby nauczyć się żołnierskiego drylu, główni aktorzy przeszli intensywny instruktaż prowadzony przez czterech doradców militarnych zaangażowanych przy kręceniu filmu; nie wysłano ich na obóz szkoleniowy dla aktorów. "Myślę, że to Clint przeforsował pomysł, by nas nie wysyłać na szkolenie poligonowe" - mówi Pepper. - "Myślę, że chciał, by sceny wyszły jak życie na polu walki - młodzi ludzie wpakowani w mundury i nieład. W takiej sytuacji emocje rodzą się naturalnie".

W pierwszych doniesieniach prasowych dotyczących zdjęcia starszy szeregowy Harlon Block był mylnie przedstawiany jako inny marines (Hank Hansen, którego rolę w filmie zagrał Paul Walker). Benjamin Walker, który gra Harlona Blocka, mówi: "Harlon był obrońcą w swojej szkolnej drużynie futbolowej. Był w doskonałej formie, jeszcze zanim pojechał na wojskowy obóz szkoleniowy". Przed rozpoczęciem produkcji Walker przeszedł intensywną zaprawę fizyczną, by osiągnąć poziom sprawności Blocka - wysiłek się opłacił. "Kilka razy pracowaliśmy nocą, w temperaturze pięć stopni na minusie, a my znajdowaliśmy się na plaży, na której wiatr smagał nas do upadłego" - mówi. - "Biegałem po piasku najszybciej, jak umiałem, choć na niewiele się to zdało. Wymagało to wiele wysiłku fizycznego, ale mimo to było fantastycznym doświadczeniem".

Ostatniego z bohaterów, Franklina Sousleya, gra Joseph Cross. "Franklin uwielbia zabawę, jest beztroskim facetem - mówi Cross - może nieco bardziej naiwnym niż inni. Swojej jednostce gwarantuje sporo rozrywki. Trochę się go czepiają, ale to zachowania życzliwe. Uważają go w pewnym sensie za młodszego brata".

Podobnie jak koledzy z obsady, Cross mówi, że współpraca z Eastwoodem była "jednym z najbardziej niewiarygodnych doświadczeń mojego życia. Chce zobaczyć, co umiesz, a swoim spokojnym, delikatnym i cichym charakterem zapewnia swobodę interpretowania roli na własny sposób. Właśnie dlatego aktorzy wierzą w wizję Clinta i chcą dla niego dać z siebie to, co najlepsze".

"Była to garstka wychudzonych dzieciaków, którzy właśnie odetchnęli po Wielkim Kryzysie, a to niekoniecznie były łatwe czasy dla wielu Amerykanów" - zwraca uwagę Eastwood. - "Wielu z nich wstąpiło do piechoty morskiej albo zostali powołani do wojska, ale mieli w sobie ducha - wierzyli w to, co robią. Wierzyli i wytrwali".

Eastwood z pełnym zaufaniem powierzył większość zadań związanych z doborem obsady Phyllis Huffman, która zmarła, kiedy film znajdował się z fazie postprodukcyjnej. "Phyllis była bliską powiernicą Clinta" - mówi wieloletni producent Robert Lorenz. - "Mając do obsadzenia ponad 100 ról z dialogami w filmie Flags of Our Fathers, czuła się jak ryba w wodzie; przesłuchała dosłownie setki aktorów w Nowym Jorku i Los Angeles oraz w całych Stanach".

Wspólnie przyciągnęli uznaną, doborową obsadę, mającą zagrać postacie historyczne, którym przyszło zmierzyć się z Iwo Jimą. Neil McDonough wcielił się w rolę twardego, poważnego kapitana Severance, John Benjamin Hickey zagrał Keyesa Beecha, oficera marynarki wojennej ds. public relations, który towarzyszy bohaterom zdjęcia podczas niezliczonych występów, początkowo z obojętnością doradcy, potem, okazując tym nierozentuzjazmowanym rzecznikom wojny współczucie, Tom Verica zagrał porucznika Pennela, John Slattery - Buda Gerbera, a Stark Sands - Waltera Gusta.

Z kolei w USA Gold Star Mothers - matki żołnierzy, którzy zatknęli flagę i zginęli na Iwo Jimie - grają Myra Turley jako Madeline Evelley, matka Hanka Hansena, Ann Dowd jako pani Strank, matka Mike'a Stranka, oraz Connie Ray jako pani Sousley, matka Franklina Sousleya. Judith Ivey gra rolę pani Block, która zarzeka się, że na zdjęciu widnieje jej własny syn, Harlon, kiedy oficjalnie zostaje poinformowana, że to syn innej kobiety, a Christopher Curry gra rolę jej męża, Eda. W rolę matki Rene Gagnona wcieliła się Beth Grant, a narzeczoną Rene, Pauline, gra Melanie Lynskey. W obsadzie znalazł się także David Patrick Kelly w roli prezydenta Harry'ego Trumana, Brian Kimmet w roli sierżanta Bootsa Thomasa i Matt Huffman w roli porucznika Bella.

Więcej informacji

Proszę czekać…