Ojciec z dwoma synami wybiera się w Bieszczady. Wkrótce odwiedza ich nieznajomy mężczyzna, który zaczyna ich terroryzować.

Aktorzy - biogramy

MARCIN DOROCIŃSKI

Ukończył warszawską PWST w 1997 roku. Aktualnie związany z Teatrem Ateneum w Warszawie. Jego filmowa kariera rozpoczęła się od wielkiego sukcesu obrazu pod tytułem Pitbull (2005) Patryka Vegi, w którym Dorociński stworzył jedną ze swoich najbardziej rozpoznawalnych i brawurowych kreacji, czyli policjanta wydziału zabójstw „Despero”. Talent aktora dostrzegł też sam Juliusz Machulski powierzając mu role w filmach Vinci (2004) i Kilerów 2-óch (1999). Kolejny, wręcz spektakularny, sukces to udział w debiutanckim obrazie Borysa Lankosza pt. Rewers, zwycięzcy Festiwalu Filmowego w Gdyni w 2009 roku. Marcin Dorociński stworzył też niezwykle wiarygodne i sugestywne portrety swoich bohaterów, chociażby w Boisku bezdomnych (2008) Kasi Adamik, debiucie fabularnym Bartka Konopki Lęk wysokości (2012), w Róży (2012) Wojciecha Smarzowskiego, u którego pojawił się też w filmach Drogówka (2013) i Pod Mocnym Aniołem (2104), czy wreszcie w Jacku Strongu (2014) Władysława Pasikowskiego. Dorociński jest laureatem między innymi nagród za pierwszoplanowe role na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni – Ogród Luizy (2007), Rewers (2009) i Róża (2011). Został również wyróżniony nagrodą im. Zbyszka Cybulskiego dla najlepszego młodego aktora polskiego w 2005 roku, a także nagrodą Jantar 2005 za najlepszą rolę męską na Festiwalu Debiutów Filmowych „Młodzi i Film” w Koszalinie za film Pitbull.

ANDRZEJ CHYRA

Urodzony w 1964 roku; jeden z najwybitniejszych i najczęściej nagradzanych polskich aktorów. Ma na koncie wiele pierwszoplanowych ról w filmach fabularnych i produkcjach telewizyjnych. Współpracował z najlepszymi polskimi reżyserami, w tym m.in. Andrzejem Wajdą, Krzysztofem Krauze, Krzysztofem Zanussim, Feliksem Falkiem, Markiem Koterskim, Juliuszem Machulskim. Trzykrotnie uhonorowany Nagrodą dla Najlepszego Aktora na Festiwalu Filmowym w Gdyni oraz dwukrotny laureat Polskiej Nagrody Filmowej Orzeł. Jego kreacje aktorskie w spektaklach teatralnych Grzegorza Jarzyny i Krzysztofa Warlikowskiego, wystawianych przez Teatr Rozmaitości oraz Nowy Teatr, regularnie zbierały znakomite recenzje na światowych festiwalach m.in. w Avignon. Chyra jest także dyplomowanym reżyserem.

BARTOSZ BIELENIA

Jest studentem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Naukę rozpoczął w 2011 roku, a na swoim koncie ma już kilka ról. Na dużym ekranie debiutował filmem Disco polo. Wystąpił w mini serialu Dzwony wojny i produkcji „Światło w sierpniu”. Talent młodego aktora regularnie można podziwiać w teatrze. Bielenia związany jest z krakowską Bagatelą. Na scenie debiutował w 1999 roku w przedstawieniu „Mały Książę”, które wystawiane było w białostockim Teatrze Dramatycznym.

KUBA HENRIKSEN

Urodził się w 2000 roku. Pół Polak, pół Duńczyk. Jest uczniem American School of Warsaw; uczęszczał również na zajęcia w Warszawskiej Akademii Musicalowej. Na granicy to jego pierwszy plan filmowy w życiu. I od razu tak znacząca rola. Po ukończeniu zdjęć do Na granicy trafił na plan komedii romantycznej Planeta singli, wcielając się w epizodyczną rolę jednego z randkowiczów. Oba filmy z jego udziałem wejdą do kin w lutym 2016 roku.

JANUSZ CHABIOR

Urodzony w 1963 roku aktor filmowy, teatralny, telewizyjny, który udziela się także w offowych teledyskach. Przez wiele lat związany z Teatrem im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy, obecnie członek zespołu aktorskiego Teatru Rozmaitości w Warszawie. Wystąpił w kilkudziesięciu filmach m.in. Daas, Ki, Erratum, Kołysanka. W 2010 roku na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni zdobył nagrodę za drugoplanową rolę męską w filmie Made in Poland Przemysława Wojcieszka. Jak do tej pory, największy rozgłos oraz uznanie widzów i krytyków filmowych przyniosła mu rola pułkownika Mariana Bońka w thrillerze politycznym Patryka Vegi Służby specjalne (2014). W tym samym roku wystąpił u boku Marcina Kowalczyka w Hardkor Disko Krzysztofa Skoniecznego oraz w Disco Polo Macieja Bochniaka. Jego ostatnim filmem jest Żyć nie umierać – obraz luźno inspirowany biografią aktora Tadeusza Szymkowa.

ANDRZEJ GRABOWSKI

Absolwent PWST w Krakowie. Aktor krakowskiego Teatru im. Słowackiego. Laureat m.in. Srebrnego Medalu „Zasłużony Kulturze – Gloria Artis” oraz dwóch Wiktorów. Popularność i uznanie publiczności przyniosły mu liczne role w serialach m.in. w Świecie wg Kiepskich, Służbach specjalnych, Odwróconych i Pitbullu. Ostatnio gościł na ekranach kin za sprawą filmu Demon w reżyserii tragicznie zmarłego Marcina Wrony.

Marcin Dorociński o filmie

Ten film jest jak jego tytuł – słowo „granica” jest tu kluczem. Opowiada zatem o granicach ludzkich możliwości, toczy się na granicy charakterów i – co dotyczy bohaterów granych przez Kubę Henriksena i Bartka Bielenię – na granicy bycia chłopcem a mężczyzną. Każda z tych postaci jest na granicy swojej wytrzymałości, puszczenia nerwów. Każda ma jakąś swoją wyporność i w różny sposób reaguje na sytuacje ekstremalne, które nas w życiu dotykają.

Bohaterów filmu spotykamy w Bieszczadach, miejscu absolutnie niezwykłym, magicznym, położonym nomen omen również na granicy. Najpierw zahaczają o posterunek straży granicznej, potem przenoszą się do tajemniczego miejsca, usytuowanego gdzieś głęboko w górach. Do końca nie wiadomo, co się tam wcześniej mieściło: więzienie, jakaś stanica? To miejsce na granicy jawy i snu. Wokół tylko góry, jest spokojnie, cicho… Dla kogoś, kto nigdy wcześniej nie był w Bieszczadach, jest z miasta i nigdy nie był na takim odludziu, ta cisza może być wręcz nie do wytrzymania…

Ojciec grany przez Andrzeja Chyrę i jego dwóch nastoletnich synów docierają tam, aby poukładać sobie życie po śmierci żony i matki. Jak to bywa po rodzinnej tragedii, nie mogą poradzić sobie z emocjami, próbują zlepić tę swoją miłość, przyjaźń, ale nie bardzo im to wychodzi. Ani ojciec nie ma cierpliwości do synów, ani oni nie mają cierpliwości do ojca. Zupełnie nieoczekiwanie w ich życiu zjawia się obcy, czyli mój bohater. Czy Konrad jest personifikacją zła? Chciałbym, aby widz sam odpowiedział sobie na to pytanie.

Na granicy – wyjątkowa produkcja filmowa

Marcin Wierzchosławski, producent:

Na granicy to pod wieloma względami wyjątkowa produkcja filmowa. Zdjęcia w całości powstały w Bieszczadach. W oddalonych od cywilizacji lokacjach, co było w pełni zgodne z zamysłem dramaturgicznym scenariusza. Co więcej, główna lokalizacja – górska stanica pograniczników (zaadaptowana przez wybitnego scenografa Marka Warszewskiego) – jest obiektem, w którym zrealizowano wszystkie sceny, które w scenariuszu to miejsce wykorzystują, zarówno te dziejące się we wnętrzu, jak i na zewnątrz stanicy. Takie rozwiązania realizacyjne podejmuje się w produkcji filmowej niesłychanie rzadko. Najczęściej, dla ułatwienia pracy, filmowcy decydują się na zdjęcia we wnętrzu w innym, dogodniejszym logistycznie obiekcie lub budują dekoracje w hali zdjęciowej. Oczywiście decyzja o realizowaniu filmu w ten właśnie sposób (100% zdjęć w Bieszczadach, zimą!) ma swoje uzasadnienie fabularne. Autor scenariusza i reżyser filmu, Wojciech Kasperski, od pierwszych rozmów ze mną na temat filmu (prace nad tym projektem rozpoczęliśmy 4 lata temu) podkreślał rolę autentycznych górskich lokacji, które w znakomity sposób zbudują emocje na ekranie. Przyznam, że dla mnie, osoby również biznesowo odpowiedzialnej za powodzenie projektu, nie była to łatwa decyzja. Realizacja całości zdjęć w zimowych ostępach górskich jest dla każdego producenta jednym z najtrudniejszych – zarówno logistycznie, jak i finansowo – wariantów. Zaryzykowałem jednak, zakładając, że to się opłaci, i że film na tym zyska. Oczywiście to widzowie wydadzą swój werdykt, na który z niecierpliwością czekam, licząc na dużą frekwencję, gdyż moim nadrzędnym celem jest produkowanie filmów, trafiających do możliwie jak najszerszej widowni.

Na granicy to męski thriller z gwiazdorską obsadą. Wybór odpowiednich aktorów był kolejnym, niezmiernie ważnym warunkiem powodzenia projektu. Dlatego też cieszę się, że w filmie udział wzięli tak znakomici aktorzy jak: Marcin Dorociński, Andrzej Chyra, Andrzej Grabowski, Janusz Chabior. Chciałbym też wspomnieć o fantastycznej, młodej obsadzie filmu: Bartoszu Bieleni i Kubie Henriksenie. Aktorzy i cała ekipa; wszyscy przeżyliśmy niezwykłą przygodę w ciągu sześciu tygodni zdjęć w Bieszczadach. Było zimno i śnieżnie, choć zaskakiwały nas też nagłe zmiany pogody, które w ciągu kilku dni potrafiły zamienić górską polanę w błotnistą „lawinę”. Te ekstremalne warunki powodowały, że ekipa niejednokrotnie zmuszana była do nadludzkiego wysiłku.

Jestem wszystkim bardzo wdzięczny, że wytrzymali i przyczynili się do powstania nietuzinkowego filmu.

O filmie

Pojedynek na aktorskim szczycie! Laureaci Złotych Lwów – Andrzej Chyra i Marcin Dorociński w thrillerze Na granicy, debiucie fabularnym Wojciecha Kasperskiego, wielokrotnie nagradzanego dokumentalisty, znanego m.in. z filmu Nasiona. Za zdjęcia odpowiada nominowany do Oscara Łukasz Żal (Ida, Joanna). W pozostałych rolach występują Andrzej Grabowski i Janusz Chabior, a partneruje im dwójka aktorów młodego pokolenia: Bartosz Bielenia (Disco Polo) i debiutujący na ekranie Kuba Henriksen.

Na granicy to inspirowana prawdziwymi wydarzeniami historia ojca (Chyra) i dwóch synów (Bielenia, Henriksen), którzy przyjeżdżają w Bieszczady, aby poprawić swoje relacje po niedawnej rodzinnej tragedii. Tajemniczy nieznajomy (Dorociński), pojawiający się w odciętej od cywilizacji górskiej bazie, wciąga bohaterów w mroczny i niebezpieczny świat przestępczego pogranicza. Aby przetrwać, bracia będą zmuszeni do odrobienia trudnej lekcji dojrzałości.

Producentem filmu jest Marcin Wierzchosławski z Metro Films, który ma na swoim koncie m.in. film fabularny Kret w reż. Rafaela Lewandowskiego.

Od reżysera

Wojciech Kasperski:

Na granicy to thriller. Kilku bohaterów, jedna lokacja, prosta fabuła. Tak jak w klasycznych filmach gatunku tak i tu, jest garstka bohaterów i intruz, który im zagraża. Bohaterowie, którzy są zwykłymi ludźmi, znajdują się nagle w centrum niezwykłych okoliczności, gdzie muszą stać się innymi, lepszymi czy mocniejszymi osobami, by przetrwać. To filmowe nawiązanie do gatunkowego kina jest moje, autorskie i wynika z fascynacji filmowymi thrillerami. W moim filmie najważniejsi są bohaterowie i atmosfera cabin fever, klaustrofobia i niemoc wynikająca z zamknięcia. Ta sceneria to laboratorium emocji. Poczucie zaszczucia i zagrożenia, izolacja, rozłączenie – każdy z bohaterów czuje się zagrożony przez pozostałych. Podobno, co cię nie zabije, to cię wzmocni, ale jeszcze ważne jest, jaka jest za to wszystko cena, co dzieje się z ludźmi na granicy – tam stawiam kamerę i po to zrobiłem ten film.

Twórcy filmu

WOJCIECH KASPERSKI

Reżyser, scenarzysta i producent. Studiował filozofię na Uniwersytecie Gdańskim; reżyserię w Łódzkiej Filmówce oraz uczestniczył w warsztatach i kursach w NFTS w Beaconsfield, La Femis w Paryżu oraz VGiK w Moskwie. Uczestnik konferencji INPUT, Festiwalu w Cannes (sekcja Tous Les Cinémas du Monde) oraz Prix Europa. Rozpoczął pracę jako dokumentalista na dalekiej Syberii, odwiedzając małe wsie i niedostępne społeczności. Jego krótkie filmy zdobyły 40 nagród i były pokazywane na międzynarodowych festiwalach w Los Angeles, Nowym Jorku, Pekinie, Moskwie, Cannes, by wymienić tylko kilka ze 150 oficjalnych selekcji i konkursów na całym świecie. Laureat Stypendium Ministra Kultury „Młoda Polska”, ekspert Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Wojciech Kasperski był wybrany przez Europejską Akademię Filmową do wzięcia udziału w dorocznych spotkaniach „Sunday in the country”. Zdobywca Rosyjskiej Nagrody Filmowej Laur 2006 za najlepszy dokument. Zdobywca Złotego Lajkonika Krakowskiego Festiwalu Filmowego oraz laureat Nagrody Sterlinga AFI Silverdocs. Członek Polskiej Akademii Filmowej. Mieszka i pracuje w Warszawie. Na granicy jest jego pełnometrażowym debiutem.

METRO FILMS

Firma została założona w 1997 roku przez Marcina Wierzchosławskiego i Jacka Kucharskiego, filmowców legitymujących się doświadczeniem na wielu polach branży produkcji filmowej i telewizyjnej. Metro Films przez pierwsze lata działalności budowała swoją pozycję w branży jako producent reklam, teledysków i innych komercyjnych form filmowych. Od ponad dekady równie ważną aktywnością firmy jest produkcja filmów dokumentalnych i fabularnych. W 2011 roku miała miejsce premiera filmu fabularnego Kret w reżyserii Rafaela Lewandowskiego, koprodukcji polsko-francuskiej, której bardzo dobre przyjęcie w wielu miejscach świata, zbudowało międzynarodową pozycję firmy jako uznanego polskiego producenta. Metro Films to miejsce, gdzie niezależność i talenty twórców filmowych są bardzo doceniane i wspomagane, ale gdzie jednocześnie autorskie podejście do projektu nie jest nigdy realizowane w oderwaniu od przyszłej widowni filmu. Celem jest produkcja filmów (zarówno dla kina jak i TV), docierających do możliwie szerokiej widowni. Firma należy do Krajowej Izby Producentów Audiowizualnych.

Założyciele i główni producenci Metro Films:

Marcin Wierzchosławski, absolwent Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego (kierunek: organizacja produkcji tv-filmowej). Przez pierwsze lata swojej drogi zawodowej (rozpoczętej w 1993 roku) zdobywał doświadczenie jako asystent kierownika produkcji, kierownik produkcji i producent reklam, teledysków oraz innych komercyjnych form filmowych. W 1997 roku, wraz z Jackiem Kucharskim, filmowcem bardzo doświadczonym na polu produkcji filmów fabularnych, założył firmę Metro Films, w której do dnia dzisiejszego pełni funkcję Prezesa Zarządu. Ukończył prestiżowe międzynarodowe kursy producenckie: Inside Pictures (Londyn, 2011), TAP – Transatlantic Film Partners (Berlin, Halifax, Nowy Jork, 2013) i EAVE (Luksemburg, Bolzano, Kolonia, 2014). Należy do Stowarzyszenia Filmowców Polskich.

Jacek Kucharski, absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Kierownik produkcji, producent i koproducent wielu projektów fabularnych, dokumentalnych i reklamowych. Zanim droga zawodowa doprowadziła go do założenia Metro Films, współpracował z uznanymi polskimi twórcami filmowymi (m.in. w SF TOR, SF Perspektywa, Filmcontrac i ITI Film Studio). Pracował przy produkcji takich filmów fabularnych jak: Podwójne życie Weroniki (1991), reż. Krzysztof Kieślowski, Daens (1992), reż. Stijn Coninx, film belgijski nominowany do Oscara w 1994 roku, Gospel According to Harry (1994), reż. Lech Majewski, Legenda Tatr (1994), reż. Wojciech Solarz, Prowokator (1995), reż. Krzysztof Lang, Kochaj i rób co chcesz (1997), reż. Robert Gliński. Ekspert Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Należy do Stowarzyszenia Filmowców Polskich.

Wywiad z Wojciechem Kasperskim, reżyserem i scenarzystą

– Jest pan uznanym na świecie dokumentalistą, skąd ta zmiana w kierunku filmu fabularnego?

– Film fabularny to moja pierwsza miłość i naturalne środowisko. Filmy dokumentalne zacząłem robić na studiach po tym, jak pierwszy raz wyjechałem na Syberię. Od tego czasu nakręciłem już trzy syberyjskie filmy, bo zawsze ciągnęło mnie gdzieś daleko. Te wyjazdy-przygody przeniosłem do filmu fabularnego. Tu, zabieram aktorów i ekipę, a także widzów na ostrą jazdę na granicy naszej bezpiecznej cywilizacji. Umieszczam ich z dala od ludzi, samych, w domku w górach – buduję sprzeczne potrzeby i oczekiwania, i patrzę, co będzie. To jak dokument? Trochę, bo ważny jest ten element obserwacji i stawianie aktorów i widzów w niekomfortowej sytuacji. To jest klucz w mojej pracy, przechodzenie przez strefę komfortu gdzieś dalej, tam gdzie są ciekawe rzeczy. Tam jest życie.

– Jest pan również autorem scenariusza do Na granicy. Kiedy i w jakich okolicznościach rozpoczęła się ta przygoda?

– Pomysły na tzw. rasowy thriller zbierałem już od szkoły filmowej. Rozpisywałem wtedy scenariusz, który dzieje się w kameralnej obsadzie, pomiędzy trzema osobami, ale kipi od emocji. Ten pomysł ewoluował przez głównych bohaterów – w pewnej chwili stwierdziłem, że ważne jest dla mnie nie tylko wprawienie widowni w stan emocjonalnego poruszenia takiego, jaki znamy z dobrych thrillerów, ale też opowiedzenie historii o młodych mężczyznach – a raczej o chłopcach, którzy mają stać się mężczyznami. Taki film inicjacyjny, określany mianem coming of age, czyli o przemianie z dziecka w dorosłego. Rytuały inicjacyjne są istotne w każdej kulturze i każdym społeczeństwie. Te, które znam są dosyć suche i formalne, na przykład o maturze mówi się „egzamin dojrzałości”, a jej zdanie zamyka pewien etap i rozpoczyna inny w życiu młodych ludzi. Ale są też inicjacje innej natury. Sięgające głębiej do naszej duszy. Moment, w którym stajemy się kimś innym, czy jest taki? Jeżeli tak, to chciałem go pokazać. Tak powstał pierwszy zrąb historii: o ojcu, który zabiera swoich dwóch dorastających synów na „męską wyprawę”.

– To historia z życia wzięta?

– Oczywiście. Takie męskie wyprawy, to większa część mojego zawodowego życia. Ale to jest tylko sposób, by pokazać coś istotniejszego: wyrwanie ludzi poza ich kontekst, poza naturalne środowisko, w przypadku tej historii wyrwanie dwóch nastolatków z miasta w dziką przyrodę. Tam odbywa się ta inicjacja. To jest opis dorastania, brania odpowiedzialności za siebie i najbliższych. Film pokazuje, jak dwójka młodych bohaterów z chłopców staje się mężczyznami. To jest uproszczenie, ale zarówno praca nad scenariuszem, jak i nad filmem przebiegała w takim poczuciu, że chcę opowiedzieć o tym przejściu przez „bramę dorosłości”, o rytuale inicjacyjnym, który w pierwotnych społeczeństwach zmieniał mężczyzn z chłopców w myśliwych. Ten rytuał ważny dla tożsamości młodego człowieka, jak i społeczności nadaje ciągłość. Tych rytuałów dzisiaj jest niewiele, albo przejawiają się w zawoalowany sposób. A tu, w filmie, sprawy są pokazane bardzo bezpośrednio.

– Tytuł Na granicy wydaje się mieć wiele znaczeń. Czy może pan rozwinąć nieco ten wątek?

– Pierwsza rzecz, której szukałem to sytuacja, kiedy jesteśmy zdani na siebie. Kiedy nie można zadzwonić na telefon alarmowy z nadzieją, że przyjedzie ktoś nam pomóc. Szukałem miejsca, gdzie musimy dać sobie radę sami, poza bezpieczną siecią cywilizacji. Miejsca na granicy tej naszej pomocnej cywilizacji. To rozszerzenie doświadczenia jest jak wyjście poza strefę komfortu. Poza miejscem, o którym wiemy, że będzie nam bezpiecznie i dobrze. Zauważam, że kiedy jest nam niedobrze i kiedy jest niebezpiecznie, to jesteśmy ciekawi, zachowujemy się inaczej, zgodnie z pierwotnym, atawistycznym schematem zachowania. Główni bohaterowie tego filmu, dwóch nastolatków: Janek i Tomek znajdują się nagle w nowym dla siebie środowisku, pomiędzy obcymi ludźmi i w niesprzyjających im warunkach. Ich „normalne” zachowanie, ich społeczne wytrenowanie i cała gama socjalnych zachowań, których się ich uczy od dziecka nagle przestaje działać. Muszą przejść w inny tryb, w tryb przetrwania, taki, w którym trzeba wybrać: albo ja albo on. To przejście, ta granica, którą trzeba przekroczyć wydała mi się bardzo ciekawa.

– Czy od samego początku chciał pan obsadzić w rolach głównych Andrzeja Chyrę i Marcina Dorocińskiego? I czy od samego początku w tych właśnie rolach?

– Obsada wszystkich ról to był efekt długiej pracy. Razem z reżyserem castingu spędziliśmy godziny, przyglądając się zdjęciom wielu aktorów. Zaprosiliśmy niektórych z nich na rozmowę, kilku na próby, by zobaczyć, czy nasze wyobrażenia mają coś wspólnego z prawdziwymi osobami. Próbowaliśmy, jak zadziałają połączone energie różnych osobowości. Spotkałem się z niezwykle utalentowanymi ludźmi, doskonałymi aktorami, ale połączenie, które widzimy na ekranie to efekt naszych prób i błędów. Andrzej Chyra i Marcin Dorociński to dwóch zupełnie innych aktorów, dwa światy i zupełnie inne sposoby pracy. To też miało znaczenie przy finalnym wyborze: chciałem stworzyć dwa antagonizujące się światy: świat filmowego Mateusza oraz Konrada. Tych dwóch aktorów i te dwie postacie są swoimi przeciwieństwami w wielu wymiarach.

Marcin Dorociński w charakteryzacji do Na granicy wygląda niczym Robert De Niro w Przylądku strachu. Czy to prawidłowe skojarzenia?

– Praca nad filmem gatunkowym jest jak próba wyjechania poza utarte koleiny; może się nam to udać na chwilę, ale generalnie jedziemy dość wyjeżdżoną ścieżką. Są pewne zasady, kody, język, cały słownik znaczeń, które się przyjmuje albo odrzuca, ale które istnieją i których istnienia warto być świadomym przy pracy nad takim filmem. Jakakolwiek rzecz, motyw fabularny lub postać w thrillerze może być i będzie przeciwstawiona lub porównana z innymi motywami z thrillerów – to jest piękno gatunku. Filmowy gatunek ma swój kanon, swoje wybitne filmy, które stają się kamieniami milowymi na drodze jego rozwoju. Bo gatunek to tak naprawdę wehikuł, za pomocą którego opowiadamy swoją historię. Ja chciałem opowiedzieć o dorastaniu, o stawaniu się mężczyzną, a opowiedziałem to środkami, które czerpią ze wspólnych źródeł również z Cape Fear, o którym jest mowa. A ten film czerpie z The Night of the Hunter, a ten z jeszcze wcześniejszych filmów ekspresjonistycznych takich, jak np.: M Fritza Langa z 1931 roku, to jest sztafeta. W ten sposób gatunek ewoluuje przez filmy i przez reżyserów, którzy przekazują sobie pałeczkę w tym niekończącym się biegu. To jest wielka przygoda brać udział w tym ciągu filmów, szczególnie, że chciałem rozkochać w tej koncepcji aktorów i pozostałych twórców. Myślę, że wszyscy pracowaliśmy z poczuciem, że poprzednie filmy, te, które były przed naszym, budują nas i że mamy prawo czerpać z nich, mieszać i dodawać. Takich skojarzeń jest i powinno być więcej. Muzyka, której używamy też nawiązuje do wspaniałych filmów gatunku, też kostiumy, a kompozycje niektórych ujęć opieraliśmy z operatorem na rozwiązaniach, które zapadły nam w pamięć z tego, co razem oglądaliśmy przed zdjęciami – a oglądaliśmy bardzo, bardzo dużo.

– Jak wyglądał casting do ról najmłodszych bohaterów – filmowych synów Andrzeja Chyry? Jak pan trafił na Bartosza Bielenię?

– Mieliśmy przegląd wielu młodych aktorów. Część z nich była zupełnie nieznana, niektórzy jeszcze nigdzie nie grali, nie było więc żadnych materiałów. Z wieloma chłopakami spotykałem się na castingach i to był ich pierwszy raz na castingu. Byli bardzo zdenerwowani i zajmowało to chwilę, zanim mogli cokolwiek zrobić. Mieliśmy na te spotkania dość dużo czasu i był to żmudny proces. Pamiętam jednak dokładnie; to była chyba środa rano, przyszedł na casting Bartek. Wyglądał, jakby wyszedł ze szpitala, był chudy, blady, podkrążone oczy, miał króciutkie na centymetr włosy. Był tak bezczelnie wyszczekany, a w spotkaniu z innymi aktorami atakujący i ofensywny, że zatrzymałem się na nim – właśnie takiego buntu potrzebowała ta postać. Skupiłem się na tym i starałem się podkręcić. Pamiętam, że na pewnej próbie aktor, który Bartkowi partnerował do roli ojca spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakby pytał: „czy mogę temu gnojkowi przyłożyć?”. Bartek bezwzględnie i nieznośnie dopiekał swojemu filmowemu ojcu. Między innymi na tych cechach zbudował rolę Janka i to był pierwszy impuls, który wyłapaliśmy na castingu. Pamiętam, że kiedy wyszedł, zabrałem na bok reżysera castingu i powiedziałem „mamy go, mamy Janka”. Od razu był moim numerem jeden do tej roli.

– Bieszczady to wręcz osobny bohater tej historii. Przez wiele lat były miejscem pracy głównego bohatera granego przez Andrzeja Chyrę, teraz stają się dla niego miejsce ucieczki, w finale symbolem, być może, pogodzenia się w pewnymi tragicznymi wydarzeniami, dla każdego z synów na pewno momentem przełomowym w życiu. Czy wybór lokalizacji był od samego początku oczywisty?

– Tak. Z punktu widzenia scenariusza historia mogła się wydarzyć tylko tam, chociażby dlatego, że istotnym elementem fabuły jest teren nadgraniczny i związana z tym Straż Graniczna, która odgrywa ważną rolę w filmie. Innym powodem na osadzenie filmu w Bieszczadach jest ich względna izolacja od pozostałej części kraju – co jest oczywiście plusem. Bieszczady są czyste, spokojne, wizualnie bardzo uporządkowane, przyroda ma doskonałe warunki, jest też niezwykła magiczna aura, która dodawała uroku naszej wyprawie. To mój drugi film w tym rejonie, więc też wiedziałem, czego mogę się spodziewać i miałem swoje utarte ścieżki.

– Jak głęboko wszedł pan w środowisko funkcjonariuszy Straży Granicznej? Czy dużo czasu poświęcił pan na dokumentację?

– W Bieszczadach realizowałem poprzedni film. Podczas dokumentacji poznałem pograniczników i trochę rozmawialiśmy o ich pracy. Okazało się to na tyle ciekawe, a historie, które opowiadali były dość dramatyczne, że postanowiłem do nich wrócić i posłuchać więcej. Z tego urodziły się pierwsze pomysły, by osadzić film w Bieszczadach właśnie w środowisku pograniczników. Potem wielokrotnie spotykaliśmy na swojej drodze Straż Graniczną i zawsze pomagali nam na etapie przygotowań, jak i realizacji. Samochody, które widać w filmie są oryginalne, takie jak w jednostkach, a broń, jaka użyta jest w niektórych scenach, jest wybrana przez pograniczników. Realizm jest w detalach i małych rzeczach i bardzo dbaliśmy, by wszystko było tak jak u funkcjonariuszy i zgodnie z wszelkimi zasadami i obyczajami. Tą pracę wykonałem wspólnie z moją ekipą i kontakt ze środowiskiem pograniczników mieliśmy do samego końca zdjęć.

– Jak wspomina pan pracę na planie filmowym? Czy zdarzyło się tam coś, co wyjątkowo zapadło panu w pamięć? Czy borykaliście się z jakimiś trudnościami albo wręcz przeciwnie, czy zdarzyło się coś, co mile zaskoczyło ekipę?

– Plan zdjęciowy był wypełniony intensywną pracą i to ją najbardziej zapamiętałem. Sam plan zdjęciowy to jest minimum dwanaście godzin, a dodatkowo codziennie mamy spotkania, narady, próby aktorskie, czytania i inne rzeczy, które dzieją się na bieżąco. Plan zdjęciowy jest jak bitwa, a ekipa jest jak armia, dowódca czyli reżyser jest potrzebny na posterunku cały czas. Trudności wynikały głównie z dzikiej przyrody i zimowej aury. Na zdjęcia dojeżdżaliśmy wielokrotnie terenowymi samochodami i tzw. pszczołami czyli ciężarówkami terenowymi używanymi do ściągania drewna z gór. Te samochody zaadoptowane do naszych potrzeb pomagały nam najbardziej. Produkcja mierzyła się z nietypowymi zadaniami takimi, jak odśnieżanie dróg czy torowanie szlaków dla naszych potrzeb. Wiem, że w te prace było zaangażowane naprawdę wiele osób. Nasze trzy największe dni zdjęciowe to było ponad sto dwadzieścia osób na planie, dziesiątki samochodów, TIRy. W stołówce, którą mieliśmy wybudowaną gdzieś na górskiej drodze czuć było zapał i widziałem jak zmęczona trudami ekipa mobilizowała się na te najtrudniejsze technicznie sceny. To była przyjemność mimo wielu trudów. W zdjęciach plenerowych duże znaczenie ma pogoda i to dopisało nam doskonale. Mieliśmy śnieg, spore opady w ważne dni zdjęciowe i to dzięki temu kilka scen wygląda naprawdę spektakularnie.

– Czy sądzi pan, że Na granicy może być ważnym głosem w toczącej się aktualnie dyskusji nt. uchodźców?

– Tragedia, która dzieje się na obrzeżach naszego kontynentu rozpoczęła się wcześniej niż bieżące wydarzenia. Przypomnę tylko tragedię u wybrzeży Lampedusy z 2013 roku czy tragiczną przeprawę Kamisy z dziećmi przez Bieszczady w 2007 roku. To jest ciągły problem i tak długo jak będzie istniała szansa na to, by odmienić swoje życie w Europie, tak długo tysiące ludzi z biednych lub zagrożonych konfliktem regionów świata będą podejmowały tę próbę, by dostać się tutaj za wszelką ceną. Film Na granicy może pokazać jedynie niewielki wycinek tego olbrzymiego zjawiska i nie ma on żadnej aspiracji, by zabierać w tej dyskusji głos lub tym bardziej dawać jakieś recepty lub sądy. Jestem od tego bardzo daleki. Uchodźcy oraz pogranicze są dla nas tłem do opowiedzenia zupełnie innej historii z dwójką młodych chłopaków „z miasta” jako bohaterami. Ale z drugiej strony chciałbym, by jasno było pokazane, że na migracji ludzi i na uchodźcach żerują przerzucający ich przewodnicy, ludzie, którzy przeprowadzają uchodźców przez zieloną granicę lub przemycają statkami czy samochodami. Ci ludzie robią to nielegalnie i jest to dla wszystkich działanie szkodliwe i niebezpieczne.

– Czego widzowie wybierający się do kina mogą spodziewać się po tym filmie? Jak pan by ich zachęcił do wybrania się do kina?

Na granicy jest mocnym dreszczowcem, kinem trzymającym w napięciu do ostatnich minut. Jest emocjonująca historia, świetne zdjęcia i prawdziwe mięsiste kreacje aktorskie, wszystko to w otoczeniu dzikiej, zimowej przyrody. Szczególnie na uwagę zasługują kreacje młodych aktorów. Niezwykła jest też aktorska kreacja Marcina Dorocińskiego, który miał moim zdaniem do zagrania jedną z trudniejszych ról w swojej karierze. Ale ten film jest przede wszystkim dla tych, którzy chcą zobaczyć dobrze zrobiony film, opowiadający wartką, pełną zwrotów historię w piękny sposób. Mocne, męskie kino.

Więcej informacji

Proszę czekać…