Przypadkowe spotkanie Charliego (Clive Owen) i Lucindy (Jennifer Aniston) szybko owocuje wzajemnym zauroczeniem i wreszcie nieokiełznaną namiętnością. Nagle w ich życie brutalnie wkracza nieznajomy. Zanim Charlie zdaje sobie z tego sprawę, zostaje wciągnięty w bezwzględną i niebezpieczną grę, w której szantaż, kłamstwa i strach prowadzą nieuchronnie do najgorszego koszmaru...

Charlie i Lucinda

Stuart Beattie mówił, że przez pierwszych kilkadziesiąt stron lektury miał wrażenie, że ma do czynienia z historią rodzinną. Mam nadzieję, że wrażenie to udało mi się przenieść do filmu. Chodziło mi o wywołanie sympatii dla Charliego i jego rodziny. Przecież oni mają ogromne kłopoty z powodu choroby córki. Chciałbym, by pierwszym odruchem u widza było współczucie i chęć pomocy. Clive Owen ma na ten temat nieco inne zdanie: Owszem, można im współczuć z powodu dramatu ich dziecka. Ale wydaje mi się, że Schine’owie wpadli w pułapkę. Łączą ich wspólne problemy, ale gdzieś po drodze uleciała ich wzajemna miłość.

Głównym wątkiem filmu jest jednak historia związku Charlesa i Lucindy. Beattie opisuje ich jako potwornie zagubionych ludzi: Gdy spotykają się po raz pierwszy, są niezwykle samotni i poranieni. Mają rodziny, dobrze płatną pracę, pełno zajęć, wypełniających im każdy dzień, ale gdzieś w środku pojawia się pustka – z takiego czy innego powodu. I w pewnym momencie ich drogi się przecinają. Podobne problemy sprawiają, że Charles i Lucinda natychmiast znajdują wspólny język. Aniston zgadza się z tą opinią. Oboje znaleźli się w takim momencie życia, że potraktowali się wzajemnie jak liny ratunkowe – mówi.

Beattie dodaje: W chwili, gdy podejmują decyzję o wspólnej nocy w hotelu, są już wyjątkowo zdesperowani. Mają dosyć dawania siebie innym bez czerpania z tego żadnych korzyści. Tak, to samolubne uczucie, ale oboje dotarli do momentu, kiedy życie staje się jałowe. Muszą wykonać jakiś raptowny zwrot, aby nabrało nowej wartości i sensu.

Aniston opisuje swoją bohaterkę jako „udręczoną, zmęczoną życiem kobietę”. Clive Owen mówi, że jego Charles jest w gruncie rzeczy niewinny i czarujący, a wszystkie jego błędne decyzje wynikają ze stresu i lęku o rodzinę i karierę.

Marzyłem o takiej roli – dodawał Owen. – Charlie znalazł się na czymś w rodzaju diabelskiego młyna, kiedy każda kolejna decyzja powoduje osuwanie się w otchłań bez dna. Jak niewiele dzieli go od szaleństwa! To koszmar w rodzaju tych, o jakich pisał Franz Kafka.

By opisać swojego bohatera, Vincent Cassel używa wielu przymiotników. La Roche jest mądry, przerażający, ale i na swój sposób zabawny – mówi. – Niebezpieczny, ale i śmieszny facet.

Producent wykonawczy, Mark Cooper, stwierdza: Dla La Roche’a wszystko jest grą. Grą, która go bawi i w której odnosi sukcesy. Ma pełną władzę nad tym, jak spieprzyć, ale i jak ocalić ludzkie życie. Beattie tak charakteryzuje tego bohatera: Moim zdaniem to dwulicowy człowiek. Z jednej strony bezwzględny, tępy twardziel, z drugiej szalenie inteligentny i niebezpieczny facet.

Jak w rodzinie...

Producent filmu nie mógł sobie wymarzyć ciekawszej i bardziej zróżnicowanej obsady. Obok prawdziwych gwiazd znaleźli się tu aktorzy charakterystyczni, jak Giancarlo Esposito czy Tom Courtneay, ale też ekranowi naturszczycy – raperzy Xzibit i RZA. To wspaniała kombinacja amerykańskich i międzynarodowych gwiazd. Mam nadzieję, że tak różnorodna, multietniczna obsada dodaje filmowi jedynie świeżości – podkreślał.

Szczególnie zaskoczeni mogą być wielbiciele Jennifer Aniston, kojarzący ją wyłącznie z rolami komediowymi. Długo czekałam na taką rolę – mówiła aktorka. – Wymarzyłam sobie występ w thrillerze, a dobre scenariusze w tym gatunku są wyjątkową rzadkością.

Rola Lucindy była idealna dla aktorki, która wcześniej wcielała się w innego typu postacie – opowiadał Clive Owen. – Dlatego ucieszyłem się, że to właśnie Jennifer ją dostała. Lucinda zupełnie nie przypomina jej poprzednich bohaterek. Sporo widzów pójdzie do kina, by zobaczyć zupełnie nowe oblicze Jennifer Aniston. A ja spędziłem sporo przyjemnych chwil na planie... Stuart Beattie mówi, że Charles Schine, główny bohater filmu, jest typowym szarym człowiekiem, nie wyróżniającym się z tłumu. Cieszę się, że Clive zagrał tę rolę, bo bez problemu zrozumiał, na czym polega „zwyczajność” tego człowieka.

Jako kobieta byłam zachwycona – potakiwała Jennifer Aniston. – Zobaczcie tylko, przecież to fantastycznie przystojny facet, wysoki, o grantowych oczach i uwodzicielskim spojrzeniu... A mówiąc poważnie, Clive wniósł do tej roli bardzo wiele. Trudno opisać to słowami, ale wystarczy spojrzeć na ekran. Od Clive’a nie sposób oderwać wzroku! Nie tylko dlatego, że jest taki przystojny. Ma też w sobie niezwykły magnetyzm. A za tym spojrzeniem kryją się rzeczy, które wcale nie muszą świadczyć o łagodnym charakterze.

RZA również chwalił Clive’a Owena: Bardzo wiele mi ułatwił. Ja sam nie jestem z wykształcenia aktorem. Jestem artystą hip-hopowym, także producentem i kompozytorem. Skoro ktoś zdecydował się powierzyć mi rolę w tym filmie, uznał widocznie, że mam jakiś tam talent do stawania przed kamerą i bycia wiarygodnym. Inna sprawa, że ja sam byłem ciężko przerażony. A Clive pokazał mi kilka aktorskich sztuczek, dzięki którym łatwiej poradziłem sobie z rolą. Nie byłoby mnie w tym filmie, gdyby nie on.

Mark Cooper wyrażał ogromne zadowolenie z pracy z RZA. Opisywał go jako „wyjątkowo intrygującą osobę”. Hip-hopowcy są szczególnym rodzajem artystów – mówił. – Są bardzo swobodni w zachowaniu, to takie „wolne ptaki”. Tymczasem na planie pojawił się prawdziwy profesjonalista. Sam RZA z radością wspomina szansę wcielenia się w zupełnie odmienną od niego samego postać. Fajnie jest stać się na chwilę kimś, kim się nie jest – opowiadał. – Mam wrażenie, że możliwość nieustannych zmian jest największą radością w zawodzie aktora. To coś zupełnie innego, niż bycie muzykiem. Jeśli chcesz utrzymać się na muzycznym topie, podstawową sprawą jest, abyś zachował swoją tożsamość, żeby ludzie nie pomylili cię z innym artystą. Beattie tak skomentował udział RZA: On przegryzł tę rolę po swojemu.

Clive Owen przyznaje, że widział wiele francuskich filmów z Vincentem Casselem i że należy do fanów tego aktora. On jest jednocześnie fantastyczny i przerażający – wtóruje mu Jennifer Aniston. – Czasem wystarczy, że się uśmiechnie, a po plecach przechodzą ciarki. Xzibit, który większość swoich scen zagrał właśnie z Casselem, mówi krótko: Vince jest jak brat, tyle że z innej matki. No i jest z Francji, ma ten dziwny akcent, którego ja nie mam, ale bardzo bym chciał mieć.

Xzibit z radością przyjął aktorskie wyzwanie. Bawiłem się doskonale, zwłaszcza że mogłem robić rzeczy, na które nie poważyłbym się w prawdziwym życiu. Również Jennifer Aniston była pełna podziwu dla nowego kolegi. Jest najmilszym facetem pod słońcem – mówiła. – W naszej pierwszej wspólnej scenie miał mi przyłożyć gwałtownym ruchem pistolet do skroni. Kiedy skończyliśmy ujęcie, przepraszał mnie niemal na kolanach, bo bał się, że swoją gwałtownością zrobił mi krzywdę. To było wyjątkowo słodkie.

Vincent Cassel wspominał ze śmiechem, że dla grupy jego przyjaciół w Paryżu największymi gwiazdami są właśnie RZA i Xzibit. Kiedy miałem wolne dni, jechałem do Paryża. Znajomi pytali mnie, co teraz robię. Opowiadałem, że kręcę film w Stanach i że główne role grają Clive Owen i Jennifer Aniston. Mówili bez przekonania: „Tak? Acha...”. A potem dodawałem, że grają jeszcze RZA i Xzibit, na co ludzie wpadali w zachwyt. Praca z tym dwoma facetami była dla mnie niezłą zabawą! Od dawna słuchałem ich kawałków. Przy czym z pewnym zdziwieniem odkryłem, że są oni nie tylko muzykami, którzy dla rozrywki stanęli przed kamerą, ale że traktują swoje aktorstwo wyjątkowo serio.

Owena najbardziej urzekła Addison Timlin, grająca jego filmową córkę. Czasem zdarzało mi się pracować z dziecięcymi aktorami – opowiadał. – W większości przypadków ich siła polega na dziecięcej naiwności. Owszem, są dobrze przygotowani do roli, ale nie mają świadomości środków aktorskich i tego, jak z nich korzystać. Addison dla odmiany jest piekielnie inteligentna. Już po pierwszym dniu zdjęciowym pomyślałem sobie, że czeka ją wielka przyszłość w tym zawodzie, bo ona doskonale wie, jakimi środkami uzyskać pożądany efekt. Byłem naprawdę pod wrażeniem.

O aktorach

Clive OWEN (Charles Schine)

Clive Owen, przystojny brytyjski czterdziestolatek, nazywany jest dziś godnym następcą Humphreya Bogarta i Roberta Mitchuma. Musiała upłynąć jednak dekada, zanim Owen zyskał sobie uznanie, na jakie od dawna zasługiwał. Pierwszy raz zyskał popularność dzięki głównej roli w serialu „Chancer”. Kiedy amerykański reżyser Robert Altman realizował „Gosford Park”, Owen znalazł się w obsadzie obok najważniejszych gwiazd brytyjskiego kina. Dał się zauważyć do tego stopnia, że to właśnie jemu czołowy hollywoodzki producent Jerry Bruckheimer powierzył tytułową rolę w „Królu Arturze” Antoine’a Fuquy. Od tego momentu Owen stał się gwiazdą. Dość szybko udowodnił też, że poza znakomitą prezencją ma też nieprzeciętny talent aktorski – jego rola w „Bliżej” Mike’a Nicholsa przyniosła mu statuetkę BAFTA i Złoty Glob dla najlepszego aktora drugoplanowego, a także nominację do Oscara. Tuż po zakończeniu prac nad „Wykolejonym” Clive Owen znalazł się na planie „Inside Man” Spike’a Lee, gdzie obok Denzela Washingtona i Jodie Foster zagrał jedną z głównych ról.

Jennifer Aniston (Lucinda Harris)

Właśc. Jennifer Anastassaki. Urodziła się w 1969 roku w rodzinie greckich emigrantów. Jej ojciec, John, był jedną z gwiazd tasiemcowego serialu „Dni naszego życia”, ale talent aktorski Jennifer przejęła po ojcu chrzestnym, Tellym Savalasie, niezapomnianym Kojaku. Choć ma na koncie kilkanaście ról w filmach kinowych, fani na zawsze zapamiętają ją jako Rachel Green z kultowego serialu „Przyjaciele”. Jennifer grała Rachel przez dziesięć lat. Otrzymała za nią czterokrotnie People’s Choice Award dla najlepszej aktorki komediowej, dwie nominacje do Emmy (telewizyjnego odpowiednika Oscara) i jedną statuetkę Emmy, oraz dwie nominacje do nagrody Gildii Aktorów Amerykańskich. Dwukrotnie otrzymała Złoty Glob. Po zakończeniu emisji serialu Aniston jako jedyna z szóstki bohaterów „Przyjaciół” robi coraz większą karierę na dużym ekranie. Przed dwoma laty polska widownia mogła oglądać Aniston u boku Jima Carreya w „Bruce’ie Wszechmogącym”, a niedawno w głównej roli w komedii „Nadchodzi Polly” (obok Bena Stillera). Już wkrótce na nasze ekrany trafi film Roba Reinera „Rumor Has It”, gdzie Jennifer zagrała główną rolę, a partnerowało jej troje zdobywców Oscara – Kathy Bates, Shirley MacLaine i Kevin Costner.

Vincent Cassel (La Roche)

Właśc. Vincent Crochon. Syn popularnego aktora francuskiego Jeana-Pierre'a Cassela, który próbował zniechęcić go do kariery aktorskiej. Obecnie uznawany za jednego z najlepszych francuskich aktorów. Pierwsze kroki stawiał na scenie, pod kierunkiem wybitnego twórcy teatralnego Jeana-Luisa Barraulta. Powszechną uwagę zwrócił na siebie brawurowym występem w „Nienawiści” Matthieu Kassovitza (1996), z którym zetknął się po raz pierwszy trzy lata wcześniej („Métisse”). Za rolę w „Nienawiści” otrzymał dwie nominacje do francuskiego Cezara – za najlepszą rolę męską i dla najbardziej obiecującego aktora. Kolejną nominację do Cezara (oraz do Europejskiej Nagrody Filmowej) zdobył za główną rolę w dramacie „Sur mes lèvres”. Od czasu „Nienawiści” Cassel dzieli swój czas między występy w produkcjach francuskich i amerykańskich. Polscy widzowie mogli go zobaczyć m.in. w „Braterstwie wilków” i „Dziewczynie na urodziny”. Prywatnie Cassel jest szczęśliwym mężem Moniki Bellucci, z którą stworzył ekscytujący duet w mrocznym dramacie miłosnym Gillesa Mimouni „Apartament” (1996). Była ona również partnerką Vincenta w dwóch innych filmach: „Doberman” (1997) Jana Kounena i „Nieodwracalne” (2002) Gaspara Noé.

RZA (Winston Boyko)

Właśc. Robert Diggs. Urodził się w Staten Island, w stanie Nowy Jork w 1966 roku. Jedna z najbardziej intrygujących postaci amerykańskiej rozrywki, znany także jako Abbot albo Bobby Digital. Jego talent eksplodował w 1993 roku, kiedy RZA pod szyldem „Wu-Tang Clan” przedstawił swoją pierwszą płytę, uznawaną dziś za jedno z najważniejszych osiągnięć w rapie. Z muzykiem współpracowali wszyscy najwięksi, od Bjørk po U2. W 2000 roku RZA podjął współpracę z kinem, przygotowując ścieżkę dźwiękową do filmu Jima Jarmuscha „Ghost Dog: droga samuraja”. Wśród najważniejszych muzycznych dokonań filmowych artysty należy wymienić przede wszystkim muzykę do obu części „Kill Billa” Quentina Tarantino. Ścieżka dźwiękowa do części pierwszej przyniosła artyście nominację do nagrody BAFTA. W 2003 roku RZA pierwszy raz stanął przed kamerą. Zagrał w trzeciej części „Strasznego filmu”, pojawił się też u boku Billa Murraya w nowelowym filmie Jima Jarmuscha „Kawa i papierosy”.

Xzibit (Dexter)

Właśc. Alvin Nathaniel Junior. Urodził się w 1974 roku w Detroit, w stanie Michigan. Członek grupy rapowej Golden State Warriors. Wystąpił w teledysku Eminema „Without Me” oraz w klipie D12 „Purple Hills”.

O realizatorach

Mikael Håfström – reżyseria

Urodził się w Lund, w Szwecji. Jest absolwentem wydziału filmoznawstwa na Uniwersytecie Sztokholmskim oraz reżyserii w nowojorskiej Szkole Sztuk Audiowizualnych. Karierę zaczynał jako krytyk w szwedzkich magazynach filmowych. Dość szybko stanął po drugiej stronie barykady, trafiając do szwedzkiej telewizji, gdzie pracował jako scenarzysta i asystent realizatora programów. W 1995 roku zadebiutował jako samodzielny reżyser ciepło przyjętym filmem „Vendetta”. Najbardziej znanym jego filmem pozostaje „Zło”, które przyniosło mu nominację do Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego (2004) i umożliwiło pracę przy produkcjach amerykańskich.

Stuart Beattie – scenariusz

Po ukończeniu wydziału komunikacji społecznej na uniwersytecie w rodzinnym Sidney, Stuart Beattie dostał się do prestiżowej UCLA, gdzie na wydziale scenariopisarstwa zdobywał liczne nagrody. Dwa scenariusze – „Joey” i „Kick” – zostały zrealizowane w Australii. W Los Angeles Stuart miał wyjątkowo mocne wejście – był autorem scenariusza do filmu „Zakładnik” Michaela Manna (z Tomem Cruise’em i Jamiem Foxxem w rolach głównych), jednego z najważniejszych wydarzeń filmowych 2004 roku.

Od książki do filmu

James Siegel jest młodym, ale już niezwykle popularnym amerykańskim twórcą thrillerów. Dwie pierwsze jego książki przyjęto ciepło. Trzecia – „Wykolejony” – stała się bestsellerem nie schodzącym przez długie tygodnie z czołówki zestawień najlepiej sprzedających się tytułów. Podobnie było i w Polsce: „Wykolejony” ukazał się we wrześniu 2004 roku i również zyskał status bestsellera.

Ta książka opowiada o tym, jak jedna decyzja może zmienić całe życie. Wszystko zależało od tego pociągu. To piękne – zachwycała się Jennifer Aniston.

Lorenzo di Bonaventura, ceniony producent filmowy, dostał książkę na Boże Narodzenie. Przeczytał ją w jeden dzień, a nazajutrz zagwarantował sobie prawa do ekranizacji. Jak mówi: Każdy z nas czasem popełnia błędy. Często podejmujemy decyzje, których skutków nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Tak właśnie jest z bohaterem „Wykolejonego”, Charlesem Schine’em. Życie wymierzyło mu parę celnych kopniaków, dlatego jest podatny na pokusę, czyli na wszystko to, co oferuje mu Lucinda. Nie przypuszcza nawet, w co się pakuje.

Di Bonaventura nie mógłby rozpocząć pracy w tak szybkim tempie, gdyby nie wsparcie braci Boba i Harveya Weinsteinów. Weinsteinowie przez ponad 20 lat prowadzili prężną wytwórnię Miramax. W 2005 roku zrezygnowali z Miramaxu i założyli nową firmę, wybierając na swój pierwszy projekt właśnie „Wykolejonego”. To oni pomogli zaangażować doświadczoną ekipę, z trójką głównych aktorów na czele.

Prace nad scenariuszem powierzono młodemu, ale wyjątkowo zdolnemu scenarzyście, Stuartowi Beattie’emu. Przeczytałem książkę w jedną noc – wyznał. – Od razu skojarzyła mi się z najlepszymi dokonaniami Alfreda Hitchcocka. Zachwycił mnie też główny bohater. Jest sympatycznym facetem, który popełnia błąd. Cena, jaką przyjdzie mu za to zapłacić, jest niewspółmierna do winy. Gdybym to ja znalazł się w jego sytuacji, postąpiłbym pewnie tak samo. Popełniałbym podobne błędy, brnąc w coraz głębsze bagno, dokładnie tak jak Charlie. Ta książka zauroczyła mnie od pierwszej lektury, bo rzadko zdarza się tekst, który miałby wszystkie cechy znakomitego thrillera. Beattie nie wahał się ani przez chwilę przed przyjęciem propozycji. Kiedy Alfred Hitchcock zmarł – tłumaczył – przestano kręcić filmy w tym stylu. Chodzi mi o takie arcydzieła, jak „Północ – północny zachód”, opowiadające o zwykłych ludziach, którzy znaleźli się w bardzo niezwykłych sytuacjach.

Producentowi wystarczyła jedna rozmowa ze Stuartem Beattie’em, by powierzyć mu napisanie scenariusza. Od razu zrozumiał, gdzie leży filmowa siła tej książki i co należy zrobić, by stworzyć wiarygodne ekranowe postacie – opowiadał Di Bonaventura. – Już na pierwszym spotkaniu Stuart przedstawił mi niemal gotowy film.

Beattie pracował nad scenariuszem od początku do końca. Z dumą podkreślał: Jestem jedynym scenarzystą tego filmu – a we współczesnym Hollywood takie przypadki należą do rzadkości. Zdarza się to mniej więcej raz na sto produkcji. Dla mnie było to fenomenalnym przeżyciem. Żartowałem, że powinienem chyba pod pseudonimem napisać jakąś inną wersję tekstu, żeby poczuć się normalnie.

Narracja „Wykolejonego” opiera się na niespodziankach i nieoczekiwanych zwrotach akcji. Beattie musiał zrobić wszystko, by ani na chwilę nie opadło napięcie. To było cholernie trudne – przyznawał. – Musiałem uważać na każde słowo w tekście. Chodziło o to, aby widz był nieustannie zaskakiwany. Chciałem, by przy powtórnym oglądaniu, kiedy już wie, co się za chwilę wydarzy, miał przyjemność odkrywania, jak wiele słów wypowiedzianych przez bohaterów nabiera zupełnie nowego znaczenia w kontekście późniejszych wydarzeń. Praca nad scenariuszem przebiegała przez to dość wolno, ale mam wrażenie, że ekranowy efekt zadowoli nawet najbardziej wybrednego kinomana.

Aktorzy z miejsca zachwycili się tekstem. Już sama lektura przypominała jazdę górską kolejką, z gwałtownymi zwrotami, spadaniem i wznoszeniem. Kiedy pierwszy raz zabrałam się za czytanie, pochłonęłam tekst niczym najlepszy kryminał, zapominając, że mam w tym zagrać i powinnam zwracać uwagę na moją bohaterkę. To było niezapomniane przeżycie – mówiła Aniston.

Kiedy przesłano mi scenariusz – opowiadał z kolei Xzibit – przeczytałem go uważnie od deski do deski. To całkiem realistyczna historia. Przecież to, co przytrafia się bohaterom, mogło wydarzyć się naprawdę. Oni są jak z życia wzięci. Uznałem, że taka konstrukcja scenariusza to ciekawe wyzwanie. Cieszę się, że stałem się częścią tego filmu.

Cały ten film opiera się na zaskoczeniach – tłumaczył RZA. – Niektórym widzom może się to nie spodobać. Znam takich, którzy idą do kina i po 15, najwyżej 20 minutach są w stanie odgadnąć, co zdarzy się dalej. Nasz film ich pod tym względem rozczaruje.

Plany zdjęciowe

Film kręcono w Chicago i Londynie. Uważny kinoman bez trudu dostrzeże, że część zdjęć powstała w tych samych miejscach, gdzie realizowano ujęcia do „Nietykalnych” Briana De Palmy. Na co dzień nie znoszę wyjeżdżać z domu – mówiła Jennifer Aniston – ale tu na planie zdarzyło się coś cudownego. Wszystko zaczęło się od wielkiego obiadu, wydanego przez produkcję w jednej z restauracji na dzień przed rozpoczęciem zdjęć. Siedzieliśmy do późna w nocy i miałam dzięki temu okazję usłyszeć tę muzykę, z której Chicago jest tak znane. Ludzie byli cudowni. Zbliżyliśmy się do siebie, zarówno ekipa techniczna, jak i aktorzy.

Xzbit jest dumny ze swojej drugiej roli filmowej. Czasem wystarczy wziąć dobrego reżysera z jego sposobem postrzegania świata i charakterystycznymi chwytami, którymi się posługuje. Do tego trzeba dodać różnorodną obsadę i scenariusz na poziomie. Wtedy nie da się przegrać. To proste. Tak powstają arcydzieła.

Jennifer Aniston podziela jego zdanie: Na ogół, kiedy decyduję się zagrać w jakimś filmie, nie mam ochoty oglądać siebie potem na ekranie. W tym przypadku jest inaczej: nie mogę się wprost doczekać premiery. Praca na planie była dla mnie zabawą, ale też sporym wyzwaniem. Niezwykle rzadko otrzymuję propozycje pozwalające mi zerwać z wizerunkiem słodkiej, pyskatej Rachel z „Przyjaciół”. Dlatego spodobało mi się to wszystko. I marzy mi się, żebyśmy jeszcze kiedyś zrealizowali kolejny projekt w tym samym składzie, w którym zrobiliśmy „Wykolejonego”.

Ze Sztokholmu do Hollywood

Wybór Mikaela Hafströma na reżysera „Wykolejonego” wydawał się zaskakujący. Jak mówi Mark Cooper, jeden z producentów wykonawczych filmu: To jego pierwszy film zrealizowany poza Szwecją, w języku angielskim. Ale nikt nie miał najmniejszych wątpliwości, że Mikael będzie idealnym reżyserem tego projektu.

Niemal wszyscy członkowie ekipy – zwłaszcza odtwórcy głównych ról – zachwycali się poprzednim filmem Hafströma. „Zło” (2003), znana również z polskich ekranów adaptacja powieści wybitnego szwedzkiego pisarza Jana Guillou (1981, w Polsce książkę wydało W.A.B., 2005), zdobyło nominację do Oscara w kategorii „najlepszy filmu nieanglojęzyczny”, przegrywając rywalizację o statuetkę z kanadyjską „Inwazją barbarzyńców”. Jennifer Aniston nazwała film Hafströma „wielkim i fantastycznym”. Również Clive Owen był szczęśliwy z powodu możliwości współpracy z Hafströmem, bo, jak stwierdził, jeszcze żaden film nie wywarł na nim takiego wrażenia. Di Bonaventura mówił: W filmie „Zło” najbardziej urzekła mnie prostota narracji. Hafström, jak rzadko który ze współczesnych reżyserów, ma zdolność perfekcyjnego odtwarzania środowiska, w którym poruszają się bohaterowie, i nieustannego przykuwania uwagi widza.

Vincent Cassel od pierwszego momentu zakochał się w stylu pracy Hafströma. To jeden z nielicznych reżyserów – opowiadał aktor – którzy patrząc w monitor, nie poświęcają największej uwagi urodzie kadru i tła. Dla Mikaela to aktor jest najważniejszy. Po każdym ujęciu zbierał nas wszystkich i tłumaczył, co zrobiliśmy źle i jak należy to poprawić, albo chwalił, jeśli wszystko wypadło bez zarzutu. W ostatnich latach zbyt wielu spotkałem reżyserów, którzy patrzyli na wszystko, tylko nie na to, co robią aktorzy.

Słowa Cassela potwierdza również Jennifer Aniston: Wcześniej nie spotkałam reżysera, który dbałby z taką czułością o aktora. Mikael całym sercem się starał, by historia miłosna była jak najpiękniejsza. Miałam wrażenie, że cofnął czas, bym znalazła się na planie filmu w latach 70., kiedy to oprócz szybkiego zarabiania kasy liczył się jeszcze efekt artystyczny.

Trzyma się planu, zawsze jest na czas, nie zachowuje się jak primadonna, aktorzy go kochają, kocha go ekipa, a praca na planie wydaje się zabawą – wyliczał Stuart Beattie. – Ale szczególnie urzekło mnie to, że wymógł na producentach, bym nieustannie był na planie, w razie gdyby zaszła konieczność modyfikacji tekstu. W Hollywood praca scenarzysty kończy się przecież wraz z pierwszym klapsem! W zgodnej opinii aktorów, Hafstromöwi udało się stworzyć na planie szczególną atmosferę. Clive Owen przyznał: Czułem, że jestem w dobrych rękach. Jeśli Mikael czegoś oczekiwał, był w stanie wytłumaczyć mi, dlaczego na przykład zwrot w lewo, a nie w prawo będzie dobry dla zrozumienia zachowania Charlesa. W rękach innego, mniej zdolnego twórcy, całość mogłaby zmienić się w banalną historyjkę, jakich wiele.

Jennifer Aniston dodawała: Mikael jest rzeczywiście bardzo czuły na punkcie psychologicznej prawdy, ale też bardzo wymagający. Nie odpuszczał nam dopóty, dopóki nie osiągnął tego, co sobie zamierzył. I kiedy słyszeliśmy od niego: „Kupione, koniec ujęcia!”, mieliśmy świadomość, że wykonaliśmy kawał dobrej roboty.

Vincent Cassel z szacunkiem wspomina wszystko, co działo się na planie. Na planach filmowych zwykle panuje chaos – mówił. – Mikael zdawał sobie sprawę, że ten film jest dla niego szansą trwałego zaistnienia w świadomości amerykańskiego producenta i widza, dlatego też był niezwykle skoncentrowany. Jednocześnie udało mu się dokonać niezwykłej rzeczy. Doprowadził do tego, że mieliśmy poczucie uczestniczenia we wspólnej sprawie. Szczególnie Jennifer i Clive, osoby o uznanej przecież pozycji, mogły bardziej dbać o własne interesy. Stało się inaczej i to było zadziwiające.

Dla Xzibita była to dopiero druga rola filmowa w karierze. Również i on patrzył z podziwem na styl zaproponowany przez Hafströma. Byłem przekonany, że każdy reżyser wchodzi na podwyższenie i wywrzaskuje wskazówki przez megafon. Mikael okazał się absolutnym przeciwieństwem takiej wizji. Podchodził do każdego z aktorów i dawał mu bezpośrednie wskazówki. W moim przypadku potrafił powiedzieć: „Xzibit, było dobrze, ale spróbujmy jeszcze raz. Może wyjdzie jeszcze lepiej?”. To szalenie mobilizowało.

Więcej informacji

Ogólne

Czy wiesz, że?

  • Ciekawostki
  • Wpadki
  • Pressbooki
  • Powiązane
  • Ścieżka dźwiękowa

Pozostałe

Proszę czekać…