Już dawno żaden horror nie podzielił widzów na dwa wrogie obozy, tak jak zrobił to debiut reżyserski Bryana Bertino o wiele obiecującym tytule „Nieznajomi”. 3
Koło tej produkcji nie można przejść obojętnie - albo się ją kocha, albo nienawidzi. Pierwsze plakaty, solidnie zmontowany trailer i szumne zapowiedzi, że film inspirowany jest prawdziwymi wydarzeniami, podnosiły ciśnienie żadnych krwi i napięcia widzów. W dniu premiery szał został jednak brutalnie skonfrontowany z rzeczywistością.
„Nieznajomi” to historia Kristen i Jamesa, którzy spędzają wieczór w chatce na odludziu. Mają swoje małe dramaty - raz się kłócą, raz się kochają, raz płaczą, raz się śmieją, raz wykrwawiają się na śmierć... No właśnie. Do drzwi głównych bohaterów puka młoda dziewczyna i zadaje dziwne pytanie: „Czy jest Tamara?”. Niestety - pomyłka, nie ten dom, Tamary nie ma, jest za to para młodych ludzi, którzy idealnie nadają się na wieczór pełen krwawej zabawy.
Od momentu nieco dziwnych odwiedzin Kristen i James zaczynają słyszeć odgłosy chodzących po ich wielkim domu „nieznajomych” gości, mających raczej złe zamiary. Para będzie musiała walczyć o przetrwanie, bawiąc się w kotka i myszkę z trójką psychopatów, którzy wtargnęli na teren ich posesji, by zaszaleć.
Mam wrażenie, że film powstał po to, by pokazać jedną - całkiem nieźle wyreżyserowaną - scenę. Problem w tym, że została ona wykorzystana na polskim plakacie kinowym. Widzieliście? Zatem film możecie sobie darować. Zlepek scen w stylu „wyskakuję zza kadru i robię: bu!, a muzyka sprawia że jestem straszny”, kilka zwrotów akcji w stylu „nie idź tam, tam jest morderca - a co mi tam, i tak pójdę sprawdzić”, a do tego niemal całkowity brak dialogów i niesamowicie tandetny finał sprawiają, że do filmu Bertino nie wrócę już nigdy więcej.
Film stara się naśladować „Funny Games” Michaela Haneke, ale brakuje mu głębi i klasy. Będąc sprawiedliwym, trzeba przyznać, że „Nieznajomi” mają niezłe udźwiękowienie, które wspomaga parę „strasznych” scen całkiem skutecznie. Paradoksalnie lepiej będzie się odbierało ten film w domu przy potężnych głośnikach kina domowego, niż w pachnącym popcornem i zapchanym kinie.
Zwolennicy obrazu Bertino zastawiają się tym, że krew i przemoc nie jest potrzebna - liczy się klimat i napięcie. Problem w tym, że twórcy za bardzo starali się to pokazać, a efekt jest zupełnie odwrotny. Jeśli obiecacie mi, że obejrzycie film sami, w wielkim, ciemnym domu na odludziu, na dobrym kinie domowym, możecie dodać do oceny jedno oczko. Tylko w zasadzie po co tyle zachodu?
Autor Recenzji: Piotr Pocztarek
Trzyma w napięciu, aktorzy radzą sobie świetnie, muzyka też świetna, da się przestraszyć. Oglądałem sam w ciemności, na głośnikach, na wielkim telewizorze i przyznam że ten film oglądało się świetnie. Potem spałem z zapalonym światłem haha :D Polecam każdemu kto lubi Horrory typu "Home Invasion", bo to jest jeden z tych najlepszych. Druga część była trochę gorsza, ale też trzyma poziom.