Zdarzenie

5,4
Pełen zaskakujących zwrotów akcji thriller science fiction o obcej cywilizacji, której przedstawiciele pragną podbić naszą planetę "buntując" przeciwko ludziom przedstawicieli ziemskiej flory i fauny.
"Mieszkam w wysokiej wieży, Ona mnie obroni, Nie walczę już z nikim, Nie walczę już o nic, Palą się na stosie moje ideały..."

Matka Natura grozi ludzkości liściastym paluchem. 3

Shyamalana kojarzę w zasadzie jedynie z Szóstego Zmysłu, Znaków i Osady. O ile pierwszy film wywarł na mnie dość mocne wrażenie, to dwa pozostałe ledwo pamiętam, a Zdarzenie chciałabym jak najszybciej zapomnieć. Ogólnie film jest z gatunku tych ekologicznych, kiedy to Matka Natura postanawia dać ludzkości zielonego kopa w cywilizacyjny tyłek. Jeszcze niedawno napisałam, że z Zooey Deschanel mogę oglądać największe gnioty, bo lubię na nią patrzeć. Wycofuję.

Zdarzenie (2008) - Ashlyn Sanchez (I), Zooey Deschanel, John Leguizamo, Mark Wahlberg (I)

Z nieznanych przyczyn na terenie stanu Nowy Jork w coraz to innych miastach ludzie zaczynają popełniać masowe samobójstwa. Nikt nie wie co jest przyczyną dziwnej plagi. Podejrzenia padają na atak terrorystyczny. Wszyscy mieszkańcy panicznie pragną wydostać się z dużych miast, przekonani, że to właśnie one będą celem kolejnych ataków. Zdezorientowani ludzie tłoczą się na dworcach, niepewni, niezdecydowani dokąd chcą jechać. Pragną jedynie wydostać się, opuścić zagrożony teren. Są wśród nich także nasi bohaterowie , młode małżeństwo – Elliot (Mark Wahlberg) i Alma (Zooey Deschanel). Tak jak cała reszta chcą uciec jak najdalej od dziwnego „zdarzenia”. Okaże się jednak, że nie będzie to łatwe.

Film w zasadzie od pierwszych scen zamiast straszyć bawi. Robotnicy grupowo spadający z dachów niczym jesienne listki to efekt naprawdę komiczny. Na pewno nie przerażający w każdym razie. Potem takiego rozchachanego, wprowadzonego w żartobliwy nastrój widza trudno już spokojnie usadowić w fotelu i porządnie przestraszyć. Nightowi się to nie udaje. Właściwie do końca zastanawiałam się, czy reżyser specjalnie nie traktuje tematu poważnie i kręci to wszystko z przymrużonym okiem, albo nawet dwoma. I, o zgrozo, chyba nie. Co gorsza, żeby skopać film ostatecznie i niczym ofiary swojej najnowszej amerykańskiej apokalipsy popełnić (zawodowe) samobójstwo pan M. Night Shyamalan na siłę stara się dodać filmowi głębi. Do relacji naszych głównych bohaterów wprowadza zatem poważny kryzys, w którym tak naprawdę ni cholery nie wiadomo o co chodzi. Bo chyba nie o to, że ona zjadła tiramisu z kolegą z pracy? O to? Acha... Dialogi w filmie ogólnie są nieciekawe, nic nie wnoszą, są ciągnięte jakby na siłę, żeby po prostu film nie był niemy. Bo właściwie jeden z dzieciaków pojawia się chyba jedynie to po, żeby pogadać z Elliotem o jego życiu rodzinnym? To miało być głębokie? Zabawne? Kompletnie się pogubiłam. Było nijakie i niepotrzebne. Dziewczynka, która podróżuje z naszą parą chyba doszła do podobnego wniosku, bo w zasadzie w ogóle się nie odzywa. Przez moment zastanawiałam się nawet czy jest niemową, ale nie! Na początku z jej ust padły jakieś dwa słowa o kolorach pierścionka. I to wszystko. W filmie nie ma żadnego klimatu, żadnej grozy, żadnego napięcia. Zaczyna się niby mocno, a potem powoli wypala. Fabuła jest pomieszana, niekonsekwentna, momentami wręcz absurdalnie głupia. W żaden sposób nie potrafi porwać, ani nawet porządnie zainteresować widza. Jest co prawda kilka mocniejszych scen (trupy wiszące wzdłuż ulicy), które chyba miały straszyć, kilka ciekawych pomysłów (popełnianie samobójstw w wyszukany sposób, pod kosiarką, w paszczy lwa), które chyba jednak bardziej nadawałyby się do filmu Piła, wszystko to jednak ginie w prawdziwym gąszczu idiotyzmów. Dlaczego, dajmy na to, roślinki jak jeden mąż zaczęły wypuszczać w powietrze truciznę tylko w stanie Nowy Jork? Przestrzegają praw administracyjnych? Dlaczego zabijają jednych oszczędzając drugich? W filmie urastają niemalże do rangi inteligentnych, myślących istot. Wszak nawet Elliot usiłuje dogadać się z nota bene plastikowym kwiatkiem prosząc go o pozwolenie skorzystania z toalety. To na pewno nie była komedia? Obrazu nie ratują też niestety ani aktorzy, ani scenografia. O ile początkowo puste pola, po których biegają w te i wewte nasi bohaterowie prezentują się całkiem ładnie, o tyle po jakimś czasie zaczynają po prostu nudzić. Moja ukochana Zooey wciąż paraduje przed kamerą z ogromnym wytrzeszczem i sprawia wrażenie lekko obłąkanej, (czy tak miało być?) a Ashlyn Sanchez, która jak wspomniałam wcześniej postanowiła nie wymówić ani słowa, przestała robić w ogóle cokolwiek i jest jedynie przepychana z miejsca na miejsce przez pozostałą dwójkę. Reżyser chyba zdał sobie sprawę, że gnając swoich płaskich bohaterów przez puste pola zaczyna niemiłosiernie nudzić, więc ni stąd ni zowąd wprowadza na scenę demoniczną babcię - pustelniczkę (Betty Buckley). Wprowadzą ją chyba jednak tylko po to, żeby zaraz wyprowadzić roztrzaskując jej głowę o parterowe okna domu. Po kolei. A wątek babci mógłby być ciekawszy od całego The Happening. Samo wyjaśnienie wszystkich tajemniczych zdarzeń również nie jest ciekawe. Zwłaszcza, że odpowiedzi na nie udzielił nam już na samym początku, na lekcji biologi chłopak przejęty rozmiarem swojego... nosa. "Jest to jedno ze zdarzeń biologicznych, których nie zrozumiemy" I koniec. Cały film miałam nadzieję, że to podpucha. Że czymś mnie jednak na końcu zaskoczą, jakoś uratują tę denną fabułę. Ale nie. Całkowite wyjaśnienie poznajemy już w jednej trzeciej filmu. To rośliny uwalniają toksyczne związki, żeby pogrozić ludzkości liściastym paluchem. I już. Nie można więc nawet powiedzieć, że film jest przewidywalny. Bo co tu przewidywać, kiedy wszystko dostajemy na tacy. Końcowe sceny pojednania w rodzinie Moore (czyli jednak wybaczył jej to tiramisu) chyba miały być wzruszające, a były zwyczajnie tandetne, kiczowate i mocno przesłodzone. I jedyna nowość jaką The Happening wnosi to przepis jak nakręcić film o zagładzie i zaoszczędzić na efektach specjalnych. Niech śmierć niesie wiatr! Trawa będzie się kołysać, drzewa będą się bujać, a aktorzy uciekać z wrzaskiem na ustach i paniką wymalowaną na twarzy.

1 z 2 osoby uznało tę recenzję za pomocną.
Czy ta recenzja była pomocna? Tak Nie
Komentarze do filmu 64
marecky 7

film relaksujący – nie miałem żadnych oczekiwań co do tego filmu, nie oglądałem trailerów, nie nastawiałem się na efekty rodem z filmów zagłady … i film bardzo mi się spodobał :)
to co dla innych może byc dłużyzną dla mnie było czasem na zastanowienie się nad tym czy rzeczywiście nie nadużywamy cierpliwości przyrody która nas otacza – spokojne tempo filmu mi odpowiadało – bo to przecież nie armageddon ;)
zaskakujący początek – a potem nieco relaksu i melancholii – w sam raz obejrzeć z dziewczyną :)

ana481516 5

Oryginalny. Chyba wiem, o co chodziło reżyserowi i o co chodziło z tymi roślinami i wiatrem…

pajki_filmaniak 5

nie kupiłem tej bajeczki ale te sceny na początku fajne i miejscami aż dreszcze przechodziły więc 5/10

lorelei 7

Obejrzałam drugi raz i podtrzymuję zdanie, że jest OK. Ma kilka naprawdę zapadających w pamięć scen. No i mam słabość do filmów o zabójczych roślinach…

simonperch 2

Shyamalan klasycznie dla siebie robi poważny film na podstawie absurdalnie głupiego scenariusza. Wychodzi gniot o zabójczym wietrze z dramatycznym aktorstwem.

Więcej informacji

Proszę czekać…