Porady na zdrady to niezobowiązująca raz lepsza, raz gorsza komedia, która wygląda jak z okładki magazynu lifestylowego, ale nie dokonuje lobotomii na widzu. 4
Trochę porad ciśnie się na usta, kiedy ogląda się film Porady na zdrady. Wcale nie są one wysuwane w stronę bohaterek i ich soft trudnego i dramatycznego życia, a w stronę reżyserów. Komedia romantyczna to nie jest podgatunek, nie wartościuje się pośród pozostałych i nie trzeba go tak infantylizować i traktować skrótowo. "Żyli długo i szczęśliwie" można naprawdę wyjąć chociaż raz z gotowej już foremki polskiej kinematografii współczesnej. Chwilami się udaje pobałamucić, jednak jest to dalej zbyt posłuszny długi odcinek serialu z datą przydatności, nieprzekraczającą czasu trwania seansu.
Nasze bohaterki zostają zdradzone przez swoich chłopaków bądź narzeczonych, w podobnym czasie. Przyjaciółki zamiast upijania smutków decydują się na zemstę pod postacią założenia firmy testerek wierności. Pomysł pada oczywiście pod wpływem alkoholu i nienawiści do rasy męskiej, jednak już w ciągu kilku następnych dni dziewczyny nie mogę narzekać na zainteresowanie. Fretka fotografuje delikwentów wiernych niewierności, a Kalina jest przynętą. Zazwyczaj wiele nie trzeba. Dekolt, miłe słówka i kolejny zostaje złapany na gorącym uczynku. Oczywiście, jak wiadomo, dziewczyny igrając z cudzymi uczuciami, ryzykują też własne i może dojść do katastrofy.
Katastrofy, której od początku się spodziewamy. Jedynym zaskoczeniem jest chyba gratka zaserwowana przez bohatera Tymka (Tomasz Karolak), który napisał poradniki o wszystkim - od kaktusów po związki i jego próba zostania polską wersją Toma Cruisa w Magnolii - couch samców, złamanej, męskiej dumy. Nie najgorsze kpiarstwo z "rozwoju osobistego" i wszechobecnych specjalistów od tego. Wszystko w zbyt kolorowych zdjęciach i rzeczywistości z okładki magazynu lifestylowego idzie od punktu "A" do punktu "B". Jest moment kobiecej dominacji, słabości, zakochania, wpadki i dramatów. Znany przepis, który chwilami smakuje, ale o wiele częściej nam przypomina, że ktoś tu znowu pomylił proporcje i nie przeczytał ile trzeba cukru.
Porady na zdrady to quasi nastrój z Bridget Jones, czy filmu Druhny, jednak bez tej zadziorności, czy rynsztokowego humoru i brawury. Jednak w tym zestawie filmowych powtórzeń zdarzają się momenty błyskotliwe, jak przerysowana postać grana przezabawnie przez Czeczota.
Porady na zdrady to quasi nastrój z Bridget Jones, czy filmu Druhny, jednak bez tej zadziorności, czy rynsztokowego humoru i brawury. Jednak w tym zestawie filmowych powtórzeń zdarzają się momenty błyskotliwe, jak przerysowana postać grana przezabawnie przez Czeczota.
W zalewie powszechnej tandety ten film prezentuje się w miarę. Całe szczęście, że nie zatrudnili Kurdej Szatan