Film zapisuje się jako ten poprawnie zrobiony, bez historii. Wśród wielu podobnych produkcji, po prostu przepada. 4
Horrory mają się ostatnio trochę lepiej. W kinach pojawiają się naprawdę solidne propozycje. Mniejszy budżet nie oznacza porażki, a sam gatunek pozwala na dużą swobodę i łamanie konwencji. Zresztą, kto nie lubi wystraszyć się w kinie?
By bronić się przed rodzinną klątwą, Sarah (Helen Mirren) zleca budowę niezwykłej posiadłości. Składający się z setek pokoi, skonstruowany jak labirynt, pełen pustych przejść i ślepych korytarzy dom, ma być pułapką na duchy. Ceniony lekarz Eric Price (Jason Clarke) zostaje poproszony o wyjazd do posiadłości Winchester i zbadanie, czy Sarah jest zdolna nadal prowadzić firmę. Kobieta jest pogrążana w żałobie i oddalona od codziennego życia.
Winchester: Dom Duchów to film bardzo schematyczny, realizujący jedynie podstawowe założenia horroru. Założenia te i koncepcja ograniczają się do ciemnego pomieszczenia i wyskakującej z mroku postaci. Element, tak istotny, jak muzyka został w zasadzie pominięty. Nie ma tutaj żadnej odkrywczej wizji twórców, brak autorskiego tempa. Najbardziej żal fabuły, która ma spory potencjał. Scenariusz trzyma poziom i momentami jest absolutnie najlepszą częścią filmu. Niestety brak szerszego i mocniejszego wstępu do całej historii, wyraźniejszego wykreowania postaci pozostawia odbiorców w matni. Bazujemy w zasadzie na didaskaliach i niesmacznych domysłach. Mierzymy się z interesują przeplatanką racjonalizmu, momentami nauki i budowy duchowej otoczki. Ba! Można powiedzieć, że w zalążku jest dużo magii, ale produkt końcowy nie pozwala jej poczuć. Winchester: Dom Duchów to niekończąca się wyliczanka, ponieważ fabularnie produkcja nie ma mocy, która ciągnęłaby całość i pozwoliła na szersze rozważanie. Film popisuje się bardzo imponującą w zamyśle scenografią. Dom jest potężny, liczy wiele pomieszczeń, przepięknie ozdobionych i oczywiście, jak to w horrorze mających swoją tajemnicę. Budżet ewidentnie nie pozwolił na przygotowanie realistycznej budowli (makiety domu), czy chociażby jej części i graficzne dobudowanie pozostałości... Widzowie pozostają z próbą przeniesienia czegoś wielkiego na ekran i wypada to koślawo, nierealistyczne, widać jedynie próbę grafika. Na szczęście, nie warto oceniać książki po okładce, a w tym przypadku domu po zewnętrznej warstwie. Wnętrza nie budzą zastrzeżeń, oczekujemy ich przez cały seans, widać sporo włożonej pracy. Zdjęcia idealnie oddają jakość kostiumów, które są obłędne w każdym calu.
Film zapisuje się jako ten poprawnie zrobiony, bez historii. Wśród wielu podobnych produkcji, po prostu przepada. Aktorzy dwoją się i troją, żeby coś z tego wyciągnąć. Helen Mirren i Jason Clarke wypadają dobrze i oni, jak przystało na głównych bohaterów, robią coś ponad stan, nawet w gorzej rozpisanych scenach. Brak polotu, fantazji Tim Burtona, czy skuteczności James Wan, rozczarowanie i wielki niedosyt.
Strach się bać ! Może z dziesięć lat do tyłu zrobił by wrażenie ? Ale teraz przynudza i trzeba być twardzielem żeby nie zasnąć ! ;) Ble,ble,ble…