Po tragicznej śmierci męża i syna, Sarah Winchester pogrąża się w żałobie i oddala od codziennego życia. Jest przekonana, że jej rodzinę nawiedzają duchy osób, które zostały zabite z broni skonstruowanej przez jej męża, czyli ze słynnego karabinu Winchester. By bronić się przed demonami Sarah zleca budowę niezwykłej posiadłości. Składający się z setek pokoi, skonstruowany jak labirynt, pełen prowadzących donikąd schodów i ślepych korytarzy dom ma być pułapką na duchy. Rodzina Winchester, zaniepokojona stanem zdrowia wdowy wzywa na konsultację słynnego psychiatrę, który ma odwieść kobietę od jej szalonych planów. Wkrótce okazuje się jednak, że Sarah Winchester wcale nie oszalała.
Ze stęchłego mułu horrorowej produkcji wyławiam raz po raz perełki. I uwielbiam Toma Waitsa - w każdych ilościach.

Laudanum i stare koronki – twórcy „Winchesteru” zdecydowali się na bezpieczny powrót do klasycznych gotyckich dekoracji. 6

Jest w Kalifornii dom nad domy – sto sześćdziesiąt pokoi, a w każdym z nich, jeśli wierzyć legendom, czai się licho. Mamy więc do czynienia z jednym z najbardziej nawiedzonych nawiedzonych miejsc w Stanach, jeśli nie na całym bożym świecie – aż dziw bierze, że tak fascynujące dworzyszcze dopiero teraz zwróciło na siebie uwagę filmowców. Winchester przenosi nas w czasy świetności tytułowej rezydencji – praca nad rozbudową domu wre. Właścicielka – Sara Winchester (w tej roli znakomita jak zawsze Helen Mirren), wdowa po magnacie firmy zbrojeniowej, każe dobudowywać wciąż nowe i nowe pokoje. Chce w ten sposób zadośćuczynić niespokojnym duszom ludzi, którzy zginęli z broni produkowanej przez firmę jej męża. To bowiem zaleciło jej medium, do którego udała się po śmierci małżonka. Na architektoniczne poczynania pani Winchester krzywo patrzą jednak prawnicy firmy. Zapada decyzja – należy pilnie zbadać, czy wdowa aby nie postradała zmysłów. Zadania tego podejmuje się doktor Eric Price (Jason Clark) – lekarz utalentowany, acz uzależniony od medykamentów, z laudanum na czele. I to mógł być niesamowicie ciekawy wątek – medyk wyprawiający się w sztuczne raje, tracący granicę między jawą a snem, wątpiący w trzeźwość swojego umysłu. Mógłby się z tego zrobić horror wręcz psychologiczny. Mógłby – gdyby narkotyczne skłonności doktora Price’a nie zostały rozwiązane jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki prostym odcięciem go od źródła leków. Tym samym uzależnienie Price’a staje się jedynie smaczkiem z epoki – niczym zielone absyntowe wróżki. Mamy tu bowiem laudanum i stare koronki – twórcy „Winchesteru” zdecydowali się na bezpieczny powrót do klasycznych gotyckich dekoracji. Bezpieczny, bo jeśli nakręci się te dekoracje ze smakiem, otrzymujemy horror rzemieślniczo solidny. Na taki krok wciąż decyduje się wielu – wystarczy wspomnieć zdecydowanie mniej udaną od Winchesteru Kobietę w czerni z Danielem Radcliffem. Nie oznacza to, że film nie ma wad. Otóż ma ich aż nadto. Weźmy, na ten przykład, postać graną przez Jasona Clarka. Dość wcześnie widz dowiaduje się, że doktor Price ma za sobą traumatyczną przeszłość, oglądamy wiele sugerujące flashbacki a jednak stanowczo zbyt późno odkrywamy tajemnicę Price’a, by móc utożsamiać się z nim jako bohaterem. Z przeszłością doktora wiąże się też sam finał filmu – tryumf nad najgorszym z duchów, zwycięstwo odniesione w okolicznościach na tyle niejasnych dla widza, że trudno pozbyć się wrażenia, że scenarzyści (i spece od CGI) poszli tu na łatwiznę. Kolejny minus to jumpscare’y, którymi film jest naszpikowany. Przy czym są one w przeważającej większości na tyle przewidywalne, że jedynie muzyka im towarzysząca może sprawić, że człowiek chcąc nie chcąc podskoczy w fotelu. Kto, obejrzawszy zwiastun, szykował się na plejadę potworności, ten może wyjść z kina zawiedziony. Wszak mowa była o grozie wręcz multiplikowanej – setki pokojów z setkami duchów! Tymczasem ze wszystkich straszydeł, które widzimy, bliżej poznajemy historię zaledwie jednego. To niewiele. Otrzymujemy więc od twórców Winchesteru garść sprawdzonych rozwiązań, garść sprawdzonych nie do końca i garść, które sprawdzać się przestają (te przeklęte jumpscare’y). W efekcie powstaje horror przyzwoity, który nie wiedzieć czemu stał się chłopcem do bicia dla amerykańskich krytyków.

2 z 2 osoby uznało tę recenzję za pomocną.
Czy ta recenzja była pomocna? Tak Nie
Komentarze do filmu 3
i_darek1x 3

Strach się bać ! Może z dziesięć lat do tyłu zrobił by wrażenie ? Ale teraz przynudza i trzeba być twardzielem żeby nie zasnąć ! ;) Ble,ble,ble…

lifemovie 5

Zrobili by film biograficzny, byłoby trudniej ale zapewne efekt byłby o wiele ciekawszy.

TheMarley

Jeżeli miałbym to obejrzeć to chyba głównie dla Hellen Mirren. Trailer przypomina trochę motywem i wystrojem Crimson Peak.

Więcej informacji

Proszę czekać…