Młody buntownik stawia czoło wrogo nastawionym ku niemu osobom.

Inni bohaterowie

Ann Ferguson – grana przez Kristin Scott Thomas

"Czytając scenariusz odkryłam trzymającą w napięciu historię z bardzo nietypowym głównym bohaterem. Mieszanka przygód wykraczających poza sztampę i bardzo realistycznie przedstawionych uczuć, zaintrygowały mnie.

W niektórych aspektach Ann Ferguson może przypominać role, które grałam w innych filmach. To bardzo zdecydowana kobieta, onieśmielająca, z pozoru zimna i trochę straszna. A jednak jest w niej pewna rozpacz. Już prawie dotarła na szczyt koncernu, który znała od jego powstania. Moim zdaniem, długo była kochanką Nerio. Od jego śmierci chroni pamięć o nim… Prawdopodobnie jest urażona, że nie została powiadomiona o istnieniu ukrytego dziedzica. Pomimo, w jej oczach, lekceważącego i niegrzecznego obejścia Largo, on ją pociąga, gdyż widzi w nim Nerio. Ma ochotę go wspierać, zachęcać, a zarazem boi się o koncern, któremu poświęciła dwadzieścia lat życia. Miotają nią sprzeczne uczucia, które ukrywa, żeby nie stracić pancerza ochronnego i nie narazić firmy na niebezpieczeństwo. Lubię grać tego typu postacie. Jest to dla mnie wspaniałe pole do popisu i praktyki.

Kostiumolog Khadija Zeggai i fryzjer Patrick Giraud pomogli mi wymyślić jasną postać, bardzo stanowczą, ale również bardzo glamour, tak jak chciałam. Nie popadając w karykaturę, chcieliśmy zachować czytelne podobieństwo do komiksu.

Kręciłam głównie w Hongkongu, gdzie byłam w dzieciństwie, lecz nigdy tam nie pracowałam. Choć miasto zmieniło się niemal nie do poznania, to jednak odnalazłam trochę tego znajomego Hongkongu, z wąskimi uliczkami, niezliczonymi schodami, miejskimi autobusami, które pędziły w dół i łodziami w porcie. Drapacze chmur wszystko zdominowały. Czuć władzę i potęgę pieniądza. Była to inspiracja dla mojej roli.

Na planie Jérôme jest zdecydowany. Lubi kierować aktorami, dawać im wskazówki jak grać i nie miałam żadnych problemów, by dostosować się do jego wizji. Do takiego filmu, bardzo narracyjnego, z takim zakończeniem, wszystko musiało być wyregulowane jak w zegarku. Przede wszystkim chodzi o to, by film posuwał się do przodu w sposób enigmatyczny i tajemniczy, żeby trzymać widzów w napięciu i zapewnić im rozrywkę.

Jedna ze scen, która wywarła na mnie największe wrażenie, to pojedynek na trzydziestym ósmym piętrze hotelu, gdzie ekipa od dekoracji zbudowała przepiękny apartament. W tle zachód słońca nad zatoką, łodzie i olbrzymie lśniące budynki, dekoracja była niesamowita, a akcja spektakularna. To było naprawdę genialne! W takich chwilach człowiek zdaje sobie sprawę z korzyści, jakie daje ten zawód."

Nerio Winch – grany przez Mikiego Manojlovica

"Dobrze znałem komiks, na podstawie którego jest oparty scenariusz. Znalazłem go u mojej francuskiej rodziny. Czytając skrypt, zobaczyłem, że Julien Rappeneau i Jérôme Salle nie tylko zachowali esencję komiksu, lecz wzbogacili bardzo spójnie historię. Szczególnie lubię mieszankę gatunków, superprodukcje, gdzie akcja i przygoda, łączą się z tematami bardzo intymnymi. Co dziwne, mało ludzi jest tak bogatych jak Largo czy Nerio, a jednak możemy się wszyscy rozpoznać w ich emocjach i drodze życiowej.

Już na pierwszym spotkaniu z Jérômem dostrzegłem jego inteligencję i pragmatyzm. Wiedział czego chciał i pracował w pełnej harmonii z producentką, która go wspierała. Były to złożone zdjęcia, trudne, nie tylko z powodu różnych miejsc, gdzie były kręcone, ale również dlatego, że Jérôme ustawicznie chciał wzbogacić grę i obraz. Jest bardzo precyzyjny, wszystko widzi, żaden detal mu nie umknie, zarówno na poziomie ludzkim jak technicznym.

Moje zainteresowanie danym projektem nigdy nie ma nic wspólnego z pieniędzmi, ale z sensem, który mi się proponuje. O niebo wolę grać kilka dni Dostojewskiego, niż trzy miesiące w dużej amerykańskiej produkcji wcielając się w żebraka pochodzącego ze Wschodu! Mam to podejście zapewne po moich rodzicach, aktorach. Wiem co chcę i czego nie chcę. Dla mnie, "Largo Winch" łączył w sobie elementy, których się często razem nie widzi i to właśnie mnie skusiło. Mój bohater, Nerio Winch, jest człowiekiem bardzo potężnym pod wszelkimi względami. Zbudował swoje imperium. Jego los i jego osobowość są mi bliskie. Po drugiej wojnie światowej nikt nie był bogaty w Jugosławii. Z powodu całkowitej nacjonalizacji, nie było mowy o dziedziczeniu. Trzeba było więc mieć sporo siły woli, żeby coś samemu rozwinąć. To człowiek, który przeszedł wiele i potrafił przeskoczyć swoje własne dziedzictwo kulturowe i polityczne, by dotrzeć do wyznaczonego sobie celu. Wszystko to posłużyło mi do stworzenia tej postaci.

Jedną z osobliwości tej roli, to granie w różnych etapach jej życia. Musiała istnieć spójność między epokami, ciągłość w zachowaniu tego wszechmocnego szefa koncernu. To biznesmen, lider, który jest całkowicie zaangażowany w swoje imperium, do tego stopnia, że nie widzi spisku, który się wokół niego zawiązuje…

Dla Nerio, największym jego skarbem jest jego syn, dlatego, że zostanie jego następcą i odziedziczy królestwo. Wybiera go w sierocińcu po wymianie prostych, lecz intensywnych spojrzeń. Do nakręcenia tej sceny znaleźliśmy genialne niemowlę na Malcie. W tej scenie idzie na czworaka, a następnie odwraca się, patrzy na Nerio swoimi wielkimi czarnymi oczami i uśmiecha się. To ich pierwszy kontakt. Wspaniały widok. Stosunki Nerio z synem są najważniejszą rzeczą. W tym tkwi klucz do tej postaci. Nerio jest surowy dla Largo, by ten mógł wytrzymać wszystko to, czemu będzie musiał później stawić czoła. Largo ma o to pretensje do ojca i to do tego stopnia, że go nienawidzi, ale z czasem, po jego śmierci, zrozumie, że był dobrym przewodnikiem i dał mu siłę.

Nowością było dla mnie kręcenie pod wodą. To było dosyć trudne do wykonania. Nerio pada ofiarą ataku na swoim jachcie i napastnik zaciąga go pod wodę na samym środku zatoki Hongkongu. To doświadczenie bardzo mi się spodobało zwłaszcza, że dobrze się czuję w wodzie i lubię to. Inne wspomnienie z tych zdjęć jest też związane z morzem, gdy kręciliśmy na Sycylii. Dom, w którym Largo spędzał dzieciństwo było przepięknym miejscem."

Léa / Naomi – grana przez Mélanie Thierry

"Moja bohaterka ma wiele twarzy i osobowości. Podobało mi się zmienianie twarzy, natury, humoru i życia. Była Léa reporterka, wnuczka komunisty, ekolożka, która chce ratować świat i która nie boi się pobrudzić rąk i pójść do boju. Drugą odsłoną postaci jest Naomi, o wiele bardziej dystyngowana, przebiegła manipulatorka, która obraca się w świecie pałaców i luksusów. Uzależniona od pieniędzy, musi sobie udowadniać, że da sobie radę. Pomimo różnic między nimi, nie zagrałam ich jak dwóch różnych osób. Jej podwójna osobowość może tłumaczyć niepokój i pociąg jaki odczuwa w stosunku do Largo, którzy jest młodszy, bardziej seksowny i o wiele zabawniejszy niż faceci, z którymi normalnie sypia. Tym niemniej pozostaje sobą od początku do końca, profesjonalna do bólu, korzysta z chwili przyjemności lecz nie zakochuje się. Ona wie, że nie ma prawa do wielkiej miłości. Mnie ta rola dawała nieopisane możliwości gry. Cieszyłam się, że jestem brunetką uczesaną na chłopczycę a równocześnie nieskazitelną kobietą a la Hitchcock, glamour i sexy.

Ten film opowiada o młodym mężczyźnie poszukującym tożsamości. Moja postać jest jednym z elementów, które zaważą na jego losie. Kręciłam w Hongkongu i Makao od samego początku października do Gwiazdki. Kręcenie filmu w Azji było super. Hongkong jest równie fascynujący co przerażający, ale i tak byłam w dziwnym nastroju, gdyż dowiedziałam się, że jestem w ciąży!

Było to wstrząs, który wytrącił mnie z równowagi podczas zdjęć. Gdy Jérôme dowiedział się, że jestem w ciąży, bardzo mnie oszczędzał. Scena, gdy pędzę motorem po wąskich uliczkach miasteczka wczepiona w Tomera, który sam wykonywał wszystkie sceny kaskaderskie, nabrała innego wymiaru. W normalnej sytuacji byłabym przestraszona, ale teraz byłam przerażona! To wcale nie znaczy, że nie czerpałam wiele przyjemności w graniu tych scen.

Scena miłosna była dla mnie najtrudniejsza. Czułam się zażenowana. Moje własne wątpliwości przenikały graną postać, destabilizując mnie, ale równocześnie dodając energii."

Freddy – grany przez Gilberta Melkiego

"Moja postać, Freddy, to zaufany człowiek Nerio. Jest jego powiernikiem, jego cieniem. Gdy Nerio umiera, Freddy staje się dla Largo jedyną rodziną, jedyną więzią z jego ojcem. Jednocześnie towarzysz i anioł stróż, Freddy musi czuwać nad młodym dziedzicem. Freddy ma w sobie coś ze starszego brata, wykonawcy testamentu, dobrotliwego lecz paradoksalnie gotowego na wszystko. Czuć, że może być niebezpieczny. W konstruowaniu tej postaci inspirowałem się komiksem, gdzie jest pokazana prawdziwa przyjaźń między nim a Nerio.

Najbardziej podobała mi się scena pościgu samochodowego, kiedy Freddy pomaga Largo uciec z więzienia. Od chwili przeczytania scenariusza czekałem na nią.

Z tego filmu zapamiętam egzotykę oraz specyficzne rozgorączkowanie, które panowało na planie, kontakty równocześnie skomplikowane i pożyteczne, które się tam zawiązały."

Hannah – grana przez Anne Consigny

"Uwielbiam poprzedni film Jérôme Salle’a, Anthony Zimmer, byłam więc bardzo szczęśliwa, gdy poprosił mnie o spotkanie. Uznałam, że scenariusz jest pasjonujący. Nie znałam komiksów z Largo Winchem, więc nie ulegałam żadnym wpływom i potraktowałam to po prostu jak film. Wyjątkowo poruszyło mnie, że choć Jérôme robił film przygodowy, to jednak umiał zachować przedstawić bardzo intymnie wątek adopcji i ojcostwa. Moja bohaterka Hannah i jej mąż Josip, są jedynymi osobami, z którymi Nerio naprawdę był blisko zanim stał się wielkim przemysłowcem. Mógł do nich mieć zaufanie i powierzyć im swojego dziedzica.

Jedną z cech charakterystycznych w roli Hannah jest to, że pojawia się w różnych latach życia. Mam trzydzieści pięć lat w pierwszych scenach i sześćdziesiąt na końcu. Jedna z najbardziej wzruszających scen to, gdy jestem w płonącym domu. Byliśmy w studio z sześcioma butlami gazu i miałam być nieprzytomna, z zamkniętymi oczami. Tak strasznie się bałam, że z trudem powstrzymywałam się, by nie uciec…".

Muzyka

Alexandre Desplat, autor muzyki: "Largo Winch należy do tego samego gatunku co James Bond, czy Jason Bourne. To samotni bohaterowie, którzy walczą z silniejszym od nich światem, który w kocu udaje im się pokonać. Są tam pościgi, różnorodne miejsca. Muzyka może być miejscami zabarwiona "etnicznie" ale nie miałem ochoty grać na stereotypie dźwiękowym, na oczywistości. Wolę muzykę, która ma własny smak.

Film był również wyjątkowy pod tym względem, że budził prawdziwe emocje. Wniosłem klimat bałkański, skoro Largo jest z pochodzenia Bośniakiem. Ale zarazem nie chciałem łatwej egzotyki, tylko atmosfery. Natomiast muzyka, która towarzyszy mu w przygodach jest raczej zachodnia. W sumie, w filmie jest trochę ponad półtorej godziny muzyki. Temat Largo, temat napięcia, to rytmiczna krótka fraza, która służy za myśl przewodnią. Wyobraża tajemnicę, moc napędową. Przy zbyt melodyjnych elementach mogłaby stać się bez wyrazu lub przeciwnie, zbyt heroiczna."

Narodziny Largo

Largo Winch jest jednym z najpopularniejszych bohaterów francuskojęzycznych komiksów. Setki tysięcy fanów z licznych krajów, w których komiksy zostały wydane nareszcie będą mogły ujrzeć swojego bohatera w innym wymiarze – kinowym. A ci, którzy nigdy o nim nie słyszeli, niech się nie martwią: za jednym zamachem odkryją historię, w której akcja, przygoda i emocje łączą się, by wprowadzić nas w tajniki światowej gospodarki i finansów oraz przedstawić niezwykłe losy jednego człowieka…

Narodziny Largo

Jean Van Hamme, twórca i scenarzysta komiksów "Largo Winch" wspomina: "W latach 70, jeszcze nie zrezygnowałem z mojej "poważnej" pracy w Philipsie, ale już rysowałem w weekendy komiksy, traktując to jako hobby. Michel Greg, ówczesny redaktor naczelny gazety Tintin, miał bzika na punkcie Ameryki i myślał o niej w kontekście potencjalnego rynku sprzedaży komiksów. Ale komiks francusko-belgijski – lub raczej belgijsko-francuski – nie trafiał w gusta Amerykanów, którzy byli bardzo przyzwyczajeni do rodzimej twórczości. Greg wpadł na pomysł, aby poprosić amerykańskich rysowników, żeby zrobili dla Tintin jakiś komiks, który mogliby, dzięki swojej renomie, następnie wydać w Stanach. Potrzebni mu byli scenarzyści mówiący po angielsku, poprosił mnie więc, żebym skoczył do Nowego Jorku i spotkał się z rysownikami, żeby omówić początek jakiejś komiksowej serii. I tak wylądowałem w Nowym Jorku nie mając zielonego pojęcia jakiego bohatera im zaproponuję! Spotkałem się z Johnem Prenticem, tym który przejął Rip Kirby po śmierci jego twórcy, Alexa Raymonda. W perspektywie publikacji w gazecie, potrzebni byli bohaterowie, którzy nie byliby jednorazowi, którzy mogliby przeżywać kolejne przygody. I tak, pewnej listopadowej nocy 1974 roku w Nowym Jorku, stworzyłem postać Largo Wincha.

Trochę później skontaktował się ze mną rysownik, Philippe Francq, który szukał scenarzysty. Spodobały mi się jego prace - obiecujący rysunek, realistyczny, lecz nie fotograficzny, doskonały zmysł ruchu i kadrowanie. Napisałem już kilka przygód dla mojej powieściowej postaci, które trzymały się kupy i które podobały się ludziom. Pomyślałem więc o wykorzystaniu ich do komiksu. I tak zaczęła się przygoda, która trwa od osiemnastu lat!"

Philippe Francq, ilustrator "Largo Wincha" opowiada: "W 1989 roku, gdy skontaktowałem się z Jean Van Hammem, nie zdawałem sobie sprawy, że napisał już sześć powieści z Largo Winchem. Wróciłem od niego z jedną z nich, którą przeczytałem jednym ciągiem w pewien piątek. Już w poniedziałek, z samego rana, zadzwoniłem, żeby mu powiedzieć jak się cieszę na samą myśl o pracy nad tą serią. Wytłumaczył mi, że niezbędna będzie zręczna adaptacja, aby przejść od powieści do komiksu. Obraz za dużo pokazuje, podczas gdy wyobraźnia czytelnika może sobie swawolić bez ograniczeń. Poza tym upłynęło niemal dwadzieścia lat od napisania powieści. Moda się zmieniła. W powieściach, Largo pasował do epoki po ’68, ale kontekst ewoluował. Zajęło mi ze trzy miesiące, żeby ustalić wygląd Largo. Jean dał mi coś w rodzaju planu zadań. Pierwszy tom jest głównie oparty na akcji. Tymczasem Largo nie powinien być kimś w stylu Rambo. Czytelnik powinien odnaleźć w nim inteligencję i wrażliwość. Pracowaliśmy sukcesywnie. Za namową Jeana, narysowałem szkice, na których Largo nosił okulary, ale to nie przekonało ani jego, ani mnie. Postać zmieniała się z biegiem lat, także fizycznie. Jest przepaść między Largo z pierwszych albumów, a tym, którego rysuję obecnie. Ciężko jest zajmować się postacią, której się nie zna i potrzeba czasu, żeby stała się rozpoznawalna, nawet z tyłu. Jeśli chodzi o Largo, stało się to przy trzecim albo czwartym albumie na piętnaście już wydanych. Szesnasty jest w drodze i wyjdzie pod koniec roku."

Philippe Francq podsumowuje: "Tak naprawdę jedynie czytelnicy mogą wytłumaczyć sukces postaci, ale ja osobiście sądzę, że złożyło się nań kilka elementów: po pierwsze jest ta super historia, która ma w sobie coś z hrabiego Monte Christo i wszystkich innych historii, w których pojawiają się pech, pieniądze i przeznaczenie. Jest to również historia współczesna - kolejne albumy ewoluują wraz z historią świata. Trochę jak u Jamesa Bonda, każdy może znaleźć coś dla siebie w tej mieszance policyjnych śledztw, szpiegostwa, scen romantycznych i political fiction. Co druga historia jest bardziej oparta na kasie niż poprzednia."

Od komiksu do kina

Nathalie Gastaldo, producentka filmowa opowiada: "Ten projekt narodził się z naszej ochoty na wspólpracę z Jérômem Sallem. W czasach, gdy przygotowywał Anthony Zimmera byliśmy już w kontakcie i czekaliśmy na dobrą okazję. Zanim jeszcze dowiedzieliśmy się, że prawa do "Largo Wincha" są na sprzedaż, braliśmy pod uwagę zrobienie filmu tego typu i o podobnym rozmachu."

Jean Van Hamme: "Ponad dwadzieścia lat temu, jeden z największych niezależnych producentów Serge Silberman, zakupił prawa do ekranizacji "Largo Wincha", ale zmarł zanim udało mu się stworzyć konkurencje dla serii o Jamesie Bondzie, o czym marzył. Od kiedy zaczęły wychodzić komiksy, padały mniej lub bardziej poważne propozycje. Był też serial telewizyjny. Propozycja Nathalie Gastaldo wydała mi się o wiele bardziej pozytywna. Znała komiks i wraz z Jérômem mieli rzeczywiste możliwości; finansowe i intelektualne."

Largo, ku nowej rzeczywistości…

Jérôme Salle: "Już od pewnego momentu Julien Rappeneau i ja, mieliśmy ochotę razem popracować. "Largo Winch" był wyśmienitą okazją. Bardzo wcześnie postanowiliśmy skoncentrować się na dwóch pierwszych albumach, które poruszają wyjątkowo bliskie nam tematy, ale zaczerpnęliśmy elementy z intrygi finansowej z dwóch kolejnych albumów. Pomysł na fabułę polegał na pozostaniu wiernym duchowi komiksu, nie starając się na siłę przenosić go na ekran bardzo wiernie. Adaptacja to zdrada pierwowzoru i trzeba mieć możliwość popełnienia tej zdrady. Ale domyślam się jak trudne może to być do przyjęcia dla autora oryginalnego dzieła. Julien i ja daliśmy do przeczytania pierwszą wersję scenariusza dwóm czy trzem fanom komiksu. Spodobało im się, a więc pierwsza część zadania była wykonana!"

Julien Rappeneau: "Napisanie scenariusza zajęło rok. Długo. Ale taki film łączy w sobie poważne ludzkie problemy z intrygą spisku, który nie może być ani zbyt prosty ani zbyt skomplikowany, a to wymaga sporo czasu.. Z Jérômem mamy podobne gusta, a nasze zalety i wady uzupełniają się. Każdy z nas nakłada dodatkową warstwę na bohatera przy tworzeniu fabuły. Do naszych dwóch wizji dokładało się spojrzenie Jean Van Hamme’a, który zwrócił nam uwagę na parę kwestii, dzięki czemu mogliśmy je poprawić w skrypcie. Wyjątkowo interesująca była praca nad ogólnym rytmem filmu i równowagą między różnymi elementami fabuły; mieszanką różnych epok i różnych regionów świata. Chcieliśmy zachować świat Largo Wincha i w filmie jest coś z nastroju i tonu komiksu."

Jérôme Salle: "Jak tylko rzuciliśmy się w wir pracy, popularność komiksu przestała się liczyć. W każdym razie, wolałem już o nim nie myśleć. Wytłumaczyłem sobie tak: każdy fan ma inną wizję postaci takiej jak Largo i cokolwiek by się nie zrobiło, zawsze będą tacy, którzy będą niezadowoleni z naszej interpretacji. Tak więc lepiej o tym nie myśleć… Natomiast spojrzenie Jean Van Hamme’a było bardzo ważne, jak również Nathalie, gdyż producenci są po to, by stać twardo na ziemi. To pierwszy widz, którego trzeba podbić."

Julien Rappeneau: "Jedną z naszych podstawowych ambicji było połączenie różnych rodzajów gatunków filmowych, aby uzyskać różne poziomy postrzegania filmu. Niektórzy zobaczą w nim film przygodowy, inni inicjację młodego człowieka poszukującego samego siebie. Dla mnie jest to optymistyczny thriller, pokazany lekko a zarazem bardzo widowiskowo."

Okres zdjęciowy

Jérôme Salle opowiada: "Kręciliśmy przez 86 dni, od 20 sierpnia 2007 do 15 stycznia 2008. Kręciliśmy na Malcie, w Hongkongu, Makao i we Francji w studiu.

Jeśli chodzi o mnie, to pierwszy dzień jest najważniejszy, gdyż nadaje ton i rytm dalszemu kręceniu. To wtedy ekipa ustawia się. Dlatego lubię zaczynać od bardzo wypełnionego dnia. W tym pierwszym dniu mieliśmy dwie sceny w dwóch różnych scenografiach na Malcie, w tym jedną z czterdziestką dzieci. Wszystko dobrze poszło a potem … osiemdziesiąt parę dni zleciało niepostrzeżenie."

Szczególne wspomnienia z planu filmowego wiążą się z Hongkongiem: "Zdjęcia na Malcie odbyły się bez problemu" – mówi reżyser. "To był dobry początek. Praca na Sycylii z dwoma ekipami równocześnie była już trudniejsza. Miało się wrażenie robienia dwóch dni zdjęć w ciągu jednego. Ale najbardziej obawialiśmy się Hongkongu. Tam odkryliśmy "The Hongkong Way" - sposób filmowania typowy dla tego miasta, niezwykle stymulujący i orzeźwiający. W Hongkongu nie można uzyskać żadnego pozwolenia na kręcenie w środku miasta. Życie tak pędzi, że wyłączenie drogi, hallu albo co gorsza lotniska jest niemożliwe. Trzeba więc sobie radzić bawiąc się w chowanego z ochroniarzami i policją. Jest to dość paradoksalne i bardzo zabawne - pracowaliśmy nad tak dużą produkcją kradnąc plany filmowe! Ciężarówki ze sprzętem jeździły cały czas po dzielnicy, jak czegoś potrzebowaliśmy, to kontaktowaliśmy się z nimi przez krótkofalówki. Ciężarówka zatrzymywała się, obsługiwaliśmy się, a ona ruszała dalej! Zrobiliśmy w ten sposób, bez żądnego pozwolenia, sceny kaskaderskie i pościgi na kładkach głównej dzielnicy, a nawet zderzenie czterech samochodów na drodze, w tym Rolls Royce’a!

Przy małej scence, którą kręciliśmy z Tomerem na lotnisku w Hongkongu, udawaliśmy, że się nie znamy, a mała kamera była ukryta w walizce na kółkach. Tomer grał wśród prawdziwych pasażerów, dźwiękowiec był trochę dalej ze swoją Nagrą leżącą niedbale na wózku z bagażami, a fryzjerzy i charakteryzatorzy siedzieli w kawiarni… Trudności te dawały energię ekipie, co mam nadzieję, będzie widoczne w filmie.

Były trudne momenty przy niektórych scenach kaskaderskich. Mieliśmy do nakręcenia bójkę, pościg na motorze, strzelaninę w więzieniu i ucieczkę w terenówce, która kończy się podwójnym dachowaniem po uderzeniu w ciężarówkę. Nakręciliśmy również skok w próżnię, kolejną bójkę w klasztorze, pościg przez Hongkong samochodem, a potem pieszo i ostateczne starcie na szczycie budynku… Było to więc ryzykowne kręcenie. Ale sądzę, że najtrudniej było wytrzymać długość zdjęć.

Miałem szczęście pracować z ekipą, która potrafiła spełnić wszystkie pojawiające się wymogi. Pamiętam dwóch statystów brazylijskich – bliźniaków, fanów filmów kung fu, którzy sprzedali swój samochód, żeby kupić bilet lotniczy i kręcić z nami w Hongkongu! Pensja wystarczyła, żeby przeżyć podczas zdjęć i liczyli, że uda im się wystarczająco odłożyć, by odkupić po powrocie samochód."

Rzeczywistość wizualna

Jérôme Salle podkreśla: "Film jest mieszanką bajki i thrillera. Dwie różne epoki i dwa różne światy nachodzą na siebie: świat dzieciństwa – utracony raj nad brzegiem morza – i część współczesna, świat dorosłości. Każdy został w trochę inny sposób sfilmowany. Rytm był wolny przy opowieściach z dzieciństwa, a przyspieszony w części akcji. Styl "Largo Wincha" różni się od Anthony Zimmera, mojego pierwszego filmu, który był raczej bardziej formalny. Przy "Anthony Zimmerze" kręciłem jedną kamerą i przychodziłem codziennie rano na plan z dokładnym podziałem w głowie, który dość skrupulatnie respektowałem.

Przy "Largo Winch", podejście było inne, ponieważ chciałem mieć bardziej lotny rytm. A konkretnie, kręciłem dwoma, czasem trzema kamerami i próbowałem być bardziej elastyczny. Przychodząc rano na plan, wciąż nie wiedziałem, gdzie mam rozpocząć, znałem główne założenia scen ale byłem w pełni gotów wszystko zmienić jeśli odczułbym taką potrzebę. Byłem bardziej wyczulony na prośby aktorów i zawsze gotów wysłuchać ich sugestii.

Jeśli chodzi o samą historię, postanowiliśmy umieścić ją nie w Nowym Jorku, lecz w Hongkongu. Komiks "Largo Winch" ma silne wpływy anglosaskie, ale należy do prawdziwej kultury europejskiej – zarówno na poziomie tekstu jak rysunku. Kiedyś przez przypadek przejeżdżałem przez Hongkong wracając z podróży do Wietnamu i wydało mi się, że to miasto idealnie ucieleśnia XXI wiek z tym co jest fascynujące, ekscytujące i straszliwie niepokojące. I z punktu widzenia wizualnego, jest to wspaniała dekoracja."

Tomer Sisleyem opowiada o roli Largo Wincha

Jak pojawił się pan w tym projekcie?

Choć nie czytam komiksów, imię Largo Wincha coś mi mówiło; na tyle dużo, żeby zdawać sobie sprawę, że to coś ważnego. Nic również nie wiedziałem o napisanych przez Jean Van Hamme’a powieściach. Jeśli chodzi o moją historię, to mogę powiedzieć, że brałem udział w castingu do serialu telewizyjnego którejś z drugoplanowych postaci – zapewne Simona! Oczywiście od razu kupiłem i przeczytałem trzy pierwsze komiksy zanim udałem się na pierwsze spotkanie z Jérômem Sallem.

Zrobiłem próby, najpierw z tekstem do grania, potem cały dzień w kostiumie, z operatorem, do pierwszych prób ze światłem. Miałem wielką ochotę na tę rolę, ponieważ bohater naprawdę mi pasował. Niebawem Jérôme zadzwonił do mnie, żeby spytać co robię latem, ponieważ zamierza kręcić film i jeśli dam się skusić… To bardzo miły sposób poinformowania mnie, że mam tę rolę. Bardzo miłe wspomnienie!

Jak przygotowywał się pan do roli?

Ja naprawdę zakochałem się w tym bohaterze, nonkonformistycznym, wykorzenionym, bez rodziny, młodym wilku, narwańcu, uwodzicielu i miłośniku przyrody. Largo został adoptowany i nigdy nikogo o nic nie pytał, dorastał szczęśliwy w rodzinie, którą uważał za swoją. W wieku dziesięciu lat, jego życie nagle zostaje przewrócone do góry nogami i wszystko zostaje mu odebrane. Nie jest w stanie znaleźć kompensacji w miłości ojca. Prosty i zrównoważony, zostanie rzucony w niezdrowe środowisko, gdzie trzeba nieustannie walczyć. Aktorzy często mają tendencję do identyfikowania się ze rolami, które mają zagrać. A ja znalazłem wiele wspólnych cech z tym wiecznym, wykorzenionym dzieckiem, które nosi w sobie ciężkie rany z dzieciństwa.

Jak opisałby pan Largo?

Moim zdaniem to nie jest bohater. Gdy bierze udział w niebezpiecznych scenach, to nie dlatego, że jest nadczłowiekiem, lecz z woli przeżycia. To człowiek słaby, zranione dziecko. Dzięki swoim przygodom ewoluuje. Pod koniec filmu, nie jest już tym samym szalonym młodzieńcem, co na początku. Wydarzenia takie, jak śmierć Nerio zmieniają go, zmuszając do stawienia czoła temu, czego nie chciał zaakceptować. Jedna ze wskazówek, która pozwala lepiej nam zrozumieć tę postać pojawia się podczas rozmowy, którą prowadzi z Freddym. Largo nie chce fortuny Nerio i sądzi, że ojciec nigdy go nie kochał, a adoptował jedynie po to, by mieć spadkobiercę. Ale Freddy odpowiada mu, że te pieniądze mu się należą, czy tego chce czy nie i żadna ucieczka nie jest możliwa.

W jaki sposób skonstruował pan swoją postać?

Miałem pięć miesięcy przygotowań na siłowni z niemal codziennymi ćwiczeniami i przygotowaniem choreografii do walk. Zazwyczaj żywię się przede wszystkim mleczną czekoladą, a tu była dieta i dyscyplina fizyczna. To był ciężki szok!

Jeśli chodzi o prezencję, pracowaliśmy nad scenami, gdzie jestem ubrany z klasą, gdyż, w odróżnieniu ode mnie, Largo musi być bardzo na luzie w środowisku wyższych sfer. Gdy Largo skończył dziesięć lat, otrzymał najlepszą edukację w prywatnych szkołach w Szwajcarii i Anglii. Tymczasem dla mnie był to wiek, w którym przyjechałem do Francji nie znając ani słowa w tym języku! Moim zdaniem Largo jest małym dzikusem, który musi robić dobre wrażenie. Do tego chciałem dorzucić trochę nonszalancji i instynktownej szlachetności.

Dużo dyskutowaliśmy o scenariuszu z Jérômem i zgodził się na niektóre moje propozycje. Na przykład, postać grana przez Mélanie Thierry, Léa, jest bardzo ważna. Wydawało mi się, że brakuje sceny, w której będzie widoczny fizyczny pociąg między nią, a Largo, choć on wie, że Léa jest jego wrogiem.

Po naszej rozmowie, Jérôme i Julien dodali ciekawą scenę. Po ucieczce z więzienia, do którego mnie wsadziła, spotykamy się w spa, gdzie podczas sceny masażu zadaję jej pytania.

Czy pamięta pan pierwszą nakręconą scenę?

To było w sierocińcu, do którego włamuje się Largo. Nie było zbyt wiele dialogów, ale to było po serbsku. Pracowałem nad dykcją i pamiętam nadal tekst! Po zakończeniu nagrania, Jérôme przyszedł mi powiedzieć, że dobrze mi poszło. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale wiele osób czekało, żeby zobaczyć jak sobie poradzę. Po tej scenie zaczęli się do mnie przekonywać.

Jak przebiegały zdjęcia?

Sześć miesięcy w różnych państwach, to z pewnością jest coś znaczącego. Nawet jeśli sceny fizyczne są ciężkie, ekipa filmowa jest po to, żeby wszystko poszło dobrze. Natomiast jeśli chodzi o sceny komediowe jest się zdanym na siebie! To był mój główny problem. Mniej obawiam się scen akcji. Uwielbiam to i jestem przekonany, że żąda się ode mnie wyłącznie tego, co jestem w stanie z siebie dać. Nie będąc wyczynowym sportowcem ani kaskaderem, szybko się uczę. Uprawiam sporty ekstremalne – jedno z moich licznych podobieństw do Largo. Wstawałem o czwartej rano po trzech godzinach snu i byłem zadowolony, że znów jestem na planie. Szczęśliwy, że mogę codziennie spotkać Jérôme’a i całą ekipę. Czułem się dobrze w tej "wielkiej maszynie". Fakt, że wszyscy ci ludzie harowali, żebym dobrze wypadł na ekranie uspakajało mnie. Żaden inny film nie dał mi tyle satysfakcji. Gdy zakosztowało się przyjemności pracowania tak ciężko, ale w tak dobrej atmosferze, sądzę, że może być trudno pracować inaczej.

Czy czekał pan na jakieś konkretne sceny?

Czekałem zwłaszcza na sceny aktorskie, przede wszystkim na scenę masażu w spa, ostatnią kłótnię z ojcem, konfrontację z Freddym w samolocie, gdy ten tłumaczy Largo, że myli się, co do miłości jaką darzył go Nerio, ale również scenę śmierci mojej matki, która była wyjątkowo wzruszająca. Mniej byłem zaniepokojony scenami akcji.

W jaki sposób pracował pan z Jérômem w scenach aktorskich?

Główna praca odbywała się wcześniej. Dużo rozmawialiśmy bez robienia prób, czy czytania. Pierwsze ujęcie było zawsze takie, jak ja je czułem. Jeśli Jérôme nie zgadzał się, lub jeśli zapomniałem o czymś podstawowym, omawialiśmy sprawę i wracaliśmy do początku. Robiłem to, o co mnie prosił, ponieważ nauczyłem się mu ufać. Od pierwszego dnia prób, wiedziałem, że on widzi wszystko. Dostrzeże najmniejszą zmianę intonacji. To jest ta wielka różnica między teatrem a kinem. Jak mówił Marlon Brando: "w teatrze trzeba pokazać co się myśli, a w kinie wystarczy myśleć". Jérôme potrafi to wychwycić.

Wcielić się w Largo

Jérôme Salle opowiada: "Kierowniczka castingu obejrzała z pewnością wszystkich aktorów francuskojęzycznych w wieku od dwudziestu do dwudziestu pięciu lat, zaczynając od Kanady, Stanów Zjednoczonych aż po Maroko! Potrzebny był mi aktor charyzmatyczny, wysportowany, władający doskonale francuskim, angielskim i serbsko-chorwackim. Zaczepienie filmu o jego europejskie korzenie było według mnie bardzo ważne. Dlatego, wbrew temu co jest w komiksie, Nerio urodził się w byłej Jugosławii, kraju do którego wraca, by adoptować dziecko. Idąc tym tokiem, chciałem żeby w filmie występowało kilka języków – serbsko-chorwacki, francuski i angielski, aby można było lepiej poczuć mieszaninę kultur, która wpływa na naszego bohatera. Pomyślałem o Tomerze Sisley’u do tej roli. Zauważyłem go po raz pierwszy kilka lat temu, gdy rewelacyjnie grał w pierwszej części spektaklu Jamela w Olympia. Pomyślałem, że ten facet ma coś w sobie, głos, prezencję. Do roli Largo potrzebny był aktor, który ma przystojną gębę, ale po którym widać, że nie należy i nigdy nie będzie należał do świata finansjery. Tomer mówi czteroma językami i, co jest dla mnie bardzo istotne, ma prawdziwą pasję aktorską. I jest przyzwyczajony do sportów ekstremalnych jak swobodne spadanie, a ponad to potrafi prowadzić, motor, łódź a nawet…helikopter."

Więcej informacji

Proszę czekać…