Tytułowy "fear" niemal ironicznie odnosi się do żywych trupów – w istocie największy lęk wywołują tu ludzie. 7
Fear the Walking Dead z odcinka na odcinek coraz bardziej przeobraża się w satyrę krwawymi nićmi szytą. Twórcy szydzą z kapitalistycznych Stanów Zjednoczonych, w kontrze z utopijnym obozem czynnych aktywistów. Z drugiej strony spin-off The Walking Dead alegorycznie obrazuje sytuację całej Ameryki Północnej – do łask powraca motyw meksykańskich karteli, a i żniwo rządów Trumpa znajduje tu swoje metaforyczne przedstawienie. Zombie stanowią już tylko tło, czynnik wywoławczy, ale przecież o to właśnie chodzi w kultowych historiach o żywych trupach.
Trzeci odcinek bieżącego sezonu Fear the Walking Dead idealnie łączy ze sobą każdą naleciałość zombie movie. Niczym w najlepszych produkcjach George'a A. Romero cały postapokaliptyczny świat diagnozuje społeczną sytuację Ameryki Północnej. Prócz tego twórcy wprowadzają też sekwencję makabreski, odzwierciedlającą obecne naleciałości horroru komediowego w podjęciu tematyki żywych trupów (scena w piwnicy, gdy Alicia pali skręta wraz z nowo poznanymi rówieśnikami). Finalnie duet Ericksona i Kirkmana nie zapomina, że gdzie są ożywieńcy, tam zdezelowane zwłoki ścielą się gęsto. Fear the Walking Dead nareszcie przypomina przemyślaną fabularnie i konwencjonalnie całość, odcinającą się od chybionych odcinków poprzednich sezonów. W końcu najlepsze twory powstają w czasach reżimu.
Naturalnie, spin-off The Walking Dead nie przestaje też być klasycznym kinem drogi, swoistą ścieżką bólu i cierpienia, kolejno odtwarzając utopijne obozy fanatyków religijnych, socjopatów i gangsterów. Taki koncept pozwala rozwijać charakterologicznie bohaterów serialu, choć ci niestety zagubili się gdzieś pod natłokiem wątków i nowo wprowadzonych postaci. Jedno jest pewne – Nick, Victor i Madison już teraz mogliby zmierzyć się z ekipą Ricka z The Walking Dead. Wynik takiego starcia byłby trudny do przewidzenia. Pamiętam, że w trakcie drugiego sezonu miałem duży problem z akceptacją postaci Victora, zarzucałem, że jest zwykłą marionetką w rękach twórców, którzy wpisują w nią cechy czy motywy adekwatne do aktualnego zapotrzebowania fabuły. W trzecim sezonie czarnoskóry bohater to jedna z najbardziej empatycznych postaci, prowadząca samotną odyseję w nieludzkich czasach.
Twórcy nie byliby sobą, bez umiejętnego budowania napięcia. Atmosfera gęstnieje z odcinka na odcinek, w miarę rozwoju postaci drugoplanowych na jaw wychodzą ich mroczne sekrety, a odór trupa z szafy nasila się stopniowo. Całość wyzbyta zostaje z irytujących cliffhangerów, dowodząc, że kontent potrafi mieć w sobie dostatecznie dużo mocy, by napędzać dramaturgię bez wprowadzania sztucznego suspensu.
Kirkman udowadnia, że powraca do swojej producenckiej formy, wiernie doglądając apolityczny produkt swoich makabrycznych wizji. Tytułowy "fear" niemal ironicznie odnosi się do żywych trupów – w istocie największy lęk wywołują tu ludzie.