Lucky (Harry Dean Stanton) jest szczęściarzem. Dobiega powoli 90-tki, ale jego serce, krążenie i układ odpornościowy są w naprawdę niezłym stanie. Nawet płuca, mimo że od lat pali tyle, że zabiłoby to znacznie młodszego mężczyznę. Życie Lucky’ego jest wybijane rytmem codziennej rutyny, od porannej gimnastyki po obchód po znajomych sklepach, kafejkach i barach. Znajduje tam za każdym razem przyjaciół i znajomych, z którymi może porozmawiać, podroczyć się, porozwiązywać krzyżówki. Pewnego dnia upada we własnym domu. Przypadkiem. Nie wiadomo dlaczego. Lekarza stać jedynie na dość banalną diagnozę – choroba nazywa się starość – ale Lucky zostaje wyrwany ze swej monotonnej rutyny. Zaczyna angażować się emocjonalnie w dyskusje z przyjaciółmi. Traktuje inaczej ludzi, którzy mu się narazili. Otwiera się, prawdopodobnie pierwszy raz od wielu lat, na nieznajomych. Uświadamia sobie, że jego rola na tym świecie dobiega powoli końca i jedyne, co może zrobić, to ten fakt zaakceptować. I się uśmiechnąć.
Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

Szczęściarz to skromna, ale piękna, mądra filozoficzna dysputa, która tworzy się w warunkach spontanicznych. To kino myślące i tego samego od widza wymagające. 9

Trafienie na film Szczęściarz, to prawdziwe szczęście. Na wysuszonej prowincji, pełnej rytualnych czynności, jest miasto trochę niespokojnej starości i wiele kilowatów filozoficznych, ale w bardzo naturalistycznych warunkach. Mądrość wyskakuje niepozornie, nie warto mrugać w kinie, bo to intelektualna podróż oswajająca nas z przemijaniem, przypominająca o tym, jak ważne w kinie jest słuchanie. Egzystencjalizm w kowbojkach, western po sezonie, gdzie wszyscy strzelają do siebie, ale słowami.

Szczęściarz (2017) - Harry Dean Stanton, Ed Begley Jr.

Na naszego bohatera mówią Szczęściarz. Na jego twarzy jest przeszłość i tak naprawdę tylko małymi skrawkami dostaniemy więcej. To co powie, w mocno pogłębionym portrecie psychologicznym jego postaci, będzie świadczyło o jego przeżyciach. Nie proste flashbecki. To nie jest człowiek, który siedzi na siłę w teraźniejszości, a żyje przeszłością. To trochę Big Lebowski, odwiedzający codziennie ten sam bar, rozprawiający ze swoim przyjacielem o zaginięciu jego żółwia Roosevelta przy krwawej mary, o życiu jako wartości samej w sobie. Nie czekaniu aż będzie dobrze. Kiedy bohater czyta definicje realizmu, to jest clue filmu. Akceptowanie sytuacji taką jaką jest, nie jest rezygnacją z życia.

To słodko-cierpkawa historia o tym, że wiek nie jest dyktatorem planu dnia i sposobu na życie. Bez uwznioślania codzienności, w pozornej nudzie, jest to pełna starych rozrabiaków, lekcja zgody na coś nieodwracalnego. Świadomość śmierci, nie powoduje braku chęci do życia. A ten referat wśród kłaczków pustynnych, kaktusów, zachwytu spokojem i brakiem pośpiechu, tchnie tyle mądrości i życia w widza. To energetyk, który sam ma prędkość zaginionego zwierzęcia o imieniu Roosevelt. Spontaniczny, pełen pulsu, mimo że u bohaterów niedługo zostanie on niewyczuwalny. Jest też w tej historii wiele dystansu do swojej fizyczności, wzajemnej szydery ze swojej starości, bez mitologizacji czegokolwiek.

Szczęściarz (2017) - David Lynch (I), Harry Dean Stanton

Lucky ma bliżej do skojarzenia z Lucy Strike, niż z Lucky Luk. Chociaż ich myśli strzelają szybciej, niż rewolwery w westernach, a ich mózgi pracują na obrotach godnych pozazdroszczenia. To kino charyzmatyczne, piękne, wzruszające, które od początku nie uważa, że bierze się za trudny temat, ale wie że na pewno ważny. Jednak jest poprowadzony bez żadnego spięcia, powolnego obwąchiwania się wśród barowych kontuarów i krzyżówek. Nikt z nich nie zna odpowiedzi na wszystkie pytania. I pogodzenie się z tym powoduje uśmiech. Wiem, że nic nie wiem. A ja wiem, że Lucky to film autentyczny i logiczny, a przy tym intymny i wyrazisty.

Czy ta recenzja była pomocna? Tak Nie
Komentarze do filmu 0
Skomentuj jako pierwszy.
Więcej informacji

Proszę czekać…