To horror, który korzysta z klisz gatunkowych mających straszyć, które nie komunikują się ze sobą zgrabnie, przez co powstaje bardzo niesolidny i irytujący produkt. 4
Ostatnimi czasy horrory zaczęły wybudzać się ze śpiączki, a przynajmniej otworzyły oczy szerzej na inne sposoby prowadzenia opowiadania. Dalej ich głównym imperatywem jest byśmy patrzyli przez palce na ekran i słusznie, ale też niewątpliwie ktoś w końcu wraca do myślenia, że „buuu” to nie wszystko, a źródełko się wyczerpało. Niestety do tej miniaturowej Nowej Fali horroru nie możemy zaliczyć produkcji Dziedzictwo. Hereditary
Pierwsze ujęcie już jest znamienne – będzie klamrą dla całej fabuły – domek na drzewie stojący obok mieszkania rodziny Grahamów, naszych bohaterów. Trafiamy do nich w momencie śmierci Ellen – matki Annie. Historia próbuje udawać niewinną, ale od początku podsuwa nam dosyć czytelne symptomy, a ich późniejsza ewolucja będzie ekstremalnie absurdalna albo mało zaskakująca. Okazuje się, że cała rodzina Annie jest naznaczona cierpieniem, a ona sama odczuwa odpowiedzialność, wręcz myśli o sobie jak o nosicielce wirusa nieszczęścia. Po śmierci jej matki zaczynają mieć miejsce coraz częściej niecodziennie zjawiska. Córka Annie nie może pogodzić się ze śmiercią babci, maluje przerażające rzeczy w swoim notesie, dziwnie się zachowuje. Grób seniorki okazuje się być zbezczeszczony chwilę po pochowaniu ciała, a syn jest najbardziej niewidzialnym, wycofanym członkiem rodziny (tutaj została stracona szansa na naprawdę pasjonujący motyw przewartościowania ról). W pewnym momencie dochodzi do kolejnej tragedii, a cierpienie i śmierć zamieszka wśród rodziny na stałe.
Dostajemy kolaż powycinanych motywów, chwytów, kadrów, zagrywek znanych z innych horrorów, ogranych na wiele sposobów. A wszystko to z nadzieją, że coś z tych urywków sklejonych w chwiejącą się i nierówną fabułę zadziała. Nieliczne momenty oddziałujące skutecznie na nasze zmysły zostaną zapomniane i niedocenione przez roztrzepaną i niezdyscyplinowaną narrację – sięgającą niemalże desperacko po wszystko, co w horrorach już było.
To mogła być naprawdę przerażająca i inteligentna historia o fatum i mistycyzmie – z wigorem, impetem i nastrojem. Jednak zostają nam te tematy zaaplikowane w uczniowski i anemiczny sposób. Konsekwencja nieodwracalności, noszenia na sobie piętna nie jest zrobiona z fantazją, a skakanie bez uzasadnienia z realizmu do świata całkowicie pozamaterialnego bez ograniczeń, jest niezgrabne, irracjonalne i bardzo intencjonalne. Raz mamy wręcz groteskowe zagrania, potem nastrój licealnego horroru. Jakby tego było mało, pojawiają się seanse spirytualistyczne, które zapowiadają się obiecująco i są opowiedziane trochę w nastroju Body/Ciało z dystansem i niedowierzaniem, ale film za chwilę znowu zmienia sposób wypowiedzi – bez uzasadnienia, czym wprowadza widza w dezorientację i irytację.
Czujemy się osaczeni przez wielość metod wywołania w nas przerażenia, gdzie tak naprawdę fabularnie nie docieramy do niczego ciekawego. Film prowokuje chwilami uczucie, jakby uderzał na oślep – ma dużo pomysłów, ale są one albo już zużyte, albo kompletnie nie komunikują się z resztą, przez co nie ma mowy o spójności w produkcji. Dziedzictwo. Hereditary pogubił się bardzo szybko i mimo przebłysków ambicji, leci mu wszystko z rąk.
Ledwo przetrwałem tą pierwszą godzinę filmu, druga połowa lepsza. Ale i tak słabo wypada jako horror,za dużo psychologi niż straszenia.