Można stworzyć porządną i dynamiczną przygodę z gry i dać postaci głębszy wymiar. Nadążamy za Soniciem. 7
Kino live action, przenoszenie gier na ekran i ich fabularyzowanie często nie kończyło się dobrze dla filmów. Sonic. Szybki, jak błyskawica to kolejna legendarna postać, w którą postanowiono tchnąć życie, a nie tylko pokazać w 3D. Jest to dosyć oczywisty obraz walki dobra ze złem, ale wigoru i błyskotliwości filmowi nie można odmówić. Oczywiście jest naiwnie i ckliwie momentami, ale wzbogacenie kosmicznego jeża o uczucia nie jest takie nieudolne. Dynamika nie osadza się tylko w prędkości Sonica, ale w oczywiście soft refleksji, że super moce mogą nie gwarantować super życia. Porządna kreskówkowa zabawa czerpiąca z kina familijnego i przygodowego, gdzie jest czytelnie, ale nie nieznośnie.
Sonic musi opuścić swój obecny dom, gdyż zostały zdemaskowane jego super moce. Musi się z nimi ukrywać, bo wielu chętnie by upolowało taką postać. Posiada pierścienie, które umożliwiają mu takie podróże – tym razem będzie to drugi koniec galaktyki – małe miasteczko nieopodal San Francisco. Nie ratuje świata swoją mocą, tylko po prostu sobie bumeluje, zaprzyjaźnia się w osobliwy sposób z mieszkańcami miasta. Z niektórymi się droczy, jest charakterny, ale też ulega pewnym refleksjom na temat swojej samotności. Jego relacje z mieszkańcami są takie, że on wie o nich wiele, oni nie wiedzą o jego istnieniu. Ogląda filmy zza okna wraz z pączkowym poskramiaczem, czyli policjantem i precelkową damą, czyli jego dziewczyną. Chłonie komiksy, filmy, podgląda ludzi, ale jest sam ze sobą i coraz bardziej go to uwiera – wystawia sobie sam taką diagnozę odgrywając scenę z gabinetu terapeutycznego. Jednak nie jest to jakoś rzewnie rozwlekane, tylko po prostu sprawia, że sympatyzujemy z pozaziemskim stworzeniem, które ma uczucia, a prócz tego mnóstwo gada i myśli chwilami, że jest nieśmiertelny. W pewnym momencie Sonic jednak zostanie zdemaskowany, a problem zacznie gonić problem, trudności będą się piętrzyć, a podążać za jego śladem będzie obsesyjny doktor Robotnik, który nie sympatyzuje z ludzkim gatunkiem, więc jego chęć dorwania Sonica miesza się również z fascynacją mocą wyjątkowego i osobliwego jeża.
Sonic. Szybki, jak błyskawica jest dosyć prostą i oczywistą fabułą oraz rozegraniem spotkania dobra, ze złem, ale jest to zrobione z werwą, wigorem, a oglądanie tej podróży sprawia po prostu przyjemność. Fascynata futuryzmem, maszynami, szalony naukowiec jest świetnie przerysowany, a oczywiście jest to zasługa Jima Carreya, który jest w swoim żywiole min, figur, i… nie dodam dialogów, gdyż polski dubbing tym razem wyrządził niewybaczalną krzywdę filmowi, odbierając wiele – głos. To pewna amputacja nierozerwalnej i niezbędnej do spójności kreacji komediowej, którą stworzył aktor, świetnie nie przesadzając z ekspresją. Nie da się ukryć, że czuje się wtedy zapach tworzywa sztucznego, ale przede wszystkim ogromny niedosyt i tęsknotę. Niestety tyczy się to też kilku innych bohaterów, to powoduje dyskomfort i wiemy, że coś jednak przepada poprzez zdubbingowanie. Oczywiście przede wszystkim kawał improwizacji nie tylko ciałem Jima Carreya.
Jednak film radzi sobie dobrymi dialogami, zróżnicowanym humorem, nie zawsze oczywiście wybitnym i zgrabnymi gagami, gdzie nie jest aż tak potulnie i dzięki temu postać Sonica wcale nie jest tutaj maskotką do przytulania, a dziarskim koleżką, który potrafi popyskować. Warto też zwrócić uwagę, jak graficznie jest wykonana, nie czujemy jej sztuczności w świecie ludzi, a właściwie to w ogóle nie przeszkadza.
Do tego jest w filmie jest efektownie, ale nie efekciarsko i sceny akcji i dziania się nie są przepełnione nadmiarem, a miło się zapatrzyć na różne sposoby pokazania wizualnie tej przewagi w prędkości nad zwykłymi śmiertelnikami bohatera. Czystą frajdę też sprawia nawiązywanie do popkultury, kina akcji, scen, jak z Matrixa, czy typowych bójek w barze lub zachwytu nad Keanu Reeves’em.
Sonic. Szybki, jak błyskawica wygrywa nieprzekombinowaniem, sprytem i tym niewinnym, ale nie infantylnym wydźwiękiem opowiadania. Film też ewidentnie ma na siebie pomysł, a nie tylko wykorzystuje sentyment widza. Można porządnie zekranizować grę. Nie jest za szybko ani chaotycznie, nadążamy za Soniciem.
6,7/10. Całkiem udana adaptacja gier. Mogli tylko nieco inaczej rozwiązać kwestię złoczyńców. Carrey jako Robotnik fajnie, ale z lekka przekombinował w 2 scenach.