Guillermo Del Toro tylko w sobie znany sposób pokazał, że jeśli ma się pomysł, to można historię przemieloną przez popkulturę zaprezentować po raz kolejny w sposób magiczny i oryginalny. 8
Guillermo Del Toro to twórca, który wie czym jest magia kina. Pokazuje to kolejnymi projektami. Nawet, jeśli jego filmy i seriale nie są arcydziełami to mają coś szczególnego, co sprawia, że oglądając jego kino czujemy, że to właśnie ta magia, która utrzymuje nas przy ekranie. Nie inaczej jest przy okazji jego najnowszej propozycji, czyli filmu animowanego Pinokio. Guillermo Del Toro tylko w sobie znany sposób pokazał, że jeśli ma się pomysł, to można historię przemieloną przez popkulturę zaprezentować po raz kolejny w sposób magiczny i oryginalny.
Czy jest na świecie osoba, która nie zna historii Pinokia? Drewnianego pajacyka, który został stworzony przez utalentowanego rzeźbiarza Dżepetta. W wersji Guillermo del Toro, Dżepetto wskutek wojennych działań faszystów traci syna w bombardowaniu. W tym momencie świat mężczyzny legł w gruzach i stracił on sens życia. W trakcie pełnych rozpaczy alkoholowych wojaży podejmuje decyzję o wyrzeźbieniu w drewnie lalki. Nieoczekiwanie magiczne duchy ożywiają pajacyka, który staje się nowym synem dla Dżepetta.
Guillermo del Toro wielkim twórcą jest i nikogo nie trzeba przekonywać do tej tezy. A jeśli znajdzie się jeszcze jakiś niedowiarek, to warto zaproponować mu seans Pinokia na platformie streamingowej Netflix. Meksykański filmowiec tchnął nowego ducha w historię wymyśloną przez Carla Collodiego i zaproponował nam coś czego do tej pory nie mieliśmy okazji widzieć. Nadał swojemu dziełu niezwykłej formy, w której zawarł nie tylko magiczny świat fantasy, ale też druzgocący realizm. Dzięki temu jego Pinokio różni się bardzo mocno od taśmowych filmów animowanych wypuszczanych hurtowo przez hollywoodzkie wytwórnie.
Pod otoczką familijnego kina Guillermo del Toro przenosi nas w realia włoskie lat 30. ubiegłego wieku, gdzie rządy Mussoliniego i wszech obecny faszyzm był na porządku dziennym. To niezwykłe, że meksykański reżyser w animacji, która skierowana jest także do młodszej widowni zdecydował się na tak poważny motyw i kontekst polityczny. Sceny, w których mali chłopcy wysyłani są do wojskowego obozu treningowego dla nastolatków są niezwykle mocne w swojej wymowie. Antywojenny przekaz opowieści del Toro w dzisiejszych czasach wybrzmiewa jeszcze konkretniej. Wielkość tego scenariusza polega też na tym, że ten drugoplanowy wątek w żaden sposób nie przeszkadza płynąć fabule i przygodom tytułowego bohatera. Wręcz przeciwnie - dodaje nam coś ekstra.
Pinokio w wersji del Toro to wielowątkowa opowieść, w której każdy znajdzie cos innego. Wydaje się, ze ta animacja jest filmem wielokrotnego użytku. Oprócz motywów pacyfistycznych mamy też do czynienia z kinem, w którym główny bohater musi radzić sobie ze stratą dziecka oraz żałobą. I tutaj po raz kolejny wchodzi na piedestał ogromny talent del Toro i jego świadomość związana z tym, do kogo kierowany jest również film. Obrana forma, w której mroczne elementy fabuły w piękny sposób łączą się z humorem, musicalowymi wstawkami i świetnym, przyjemnym dla ucha dubbingiem.
Nie wszystko w filmie del Toro działa w stu procentach. Chociaż doceniam wielkość samej animacji, wyobraźnię twórców, to muszę przyznać, że niektóre elementy dizajnu nie przypadły mi do gustu (jako przykład mogę podać chociażby wieloryba). To czego też żałuję to fakt, iż del Toro nie zdecydował się docisnąć pedału gazu do podłogi i pójść całkowicie w mroczne rejony. Rozumiem jednak, że wówczas Pinokio byłby skierowany do zdecydowanie węższego grona odbiorców, także można to potraktować, jak zwykłe czepianie się z mojej strony. Mimo wszystko jest to jeden z najlepszych tytułów tego roku, a już z pewnością najlepszy film animowany. Kibicuję Meksykaninowi w wyścigu o Oscara i zdobyciu statuetki dla najlepszej animacji roku!
Fajna grafika dobrze się oglądało 7/10